Felietony > Felietony z pazurkiem

Zdrowy tryb życia, czyli…

Moda na zdrowy tryb życia nie przemija. Wręcz przeciwnie: rozwija się w bardzo szybkim tempie. Nie tylko specjaliści, ale i „gwiazdy” namawiają do tego, by Kowalski dbał o zdrowie i kondycję. Należy dobrze się odżywiać, uprawiać sport i w ogóle prowadzić higieniczny tryb życia. Super! Rzeczywiście tak powinno być. Nie należy jednak przesadzać, bo szybko można wpaść w tak zwany „ślepy zaułek”. Zdrowo się odżywiać, to nie znaczy zjadać na posiłek liść sałaty i popijać go litrem wody mineralnej. Ruch to nie tylko godziny spędzane na siłowni, gdzie wylewa się hektolitry potu, by wyrzeźbić mięśnie. A higieniczny tryb życia nie kończy się na jodze.

Jak to z modą bywa, następuje w tym temacie lekkie przegięcie. W pogoni za „zdrowiem”, zaczynamy sobie zwyczajnie szkodzić. W myśl powiedzenia: „co za dużo, to nie zdrowo”, przesada w niczym nie jest wskazana. Moda na „zdrowy tryb życia” stała się kolejnym produktem marketingowym, na którym można nieźle zarobić. Jak grzyby po deszczu wyrastają siłownie i trenerzy osobiści, którzy wmawiają nam, że w mig wyrzeźbią nasze ciało. „Gwiazdy” piszą „mądre” książki, w których udzielają rad jak żyć, by się nie starzeć, nie tyć itd. Wielkie spożywcze korporacje zalewają półki sklepowe produktami typu ”light”, które rzekomo możemy jeść bez ograniczeń, a one oprócz dostarczania nam niezbędnych dla organizmu składników będą nas jeszcze skutecznie odchudzać i niwelować cholesterol. Cóż, wszystko ładnie, ale czy to prawda? Oczywiście, że nie! I, co ciekawe, my dobrze o tym wiemy, jednak chcemy wierzyć, że istnieje cudowny środek, który sprawi, że będziemy wiecznie młodzi, zgrabni i rześcy. Może i byśmy otrzeźwieli, ale utrudnia nam to propaganda serwowana przez „gwiazdy” w kolorowej prasie. Czytając rewelacje, że dzięki diecie można sobie zmienić rysy twarzy lub napompować usta do rozmiaru opony, trudno nie zdurnieć.

Katarzyna RedmerskaSwojego czasu uprawiałam poranny jogging. Pomyślałam sobie: a co tam, spróbuję, może akurat coś mi to da. Owszem, dało. I to sporo. Po pierwsze, sąsiedzi patrzyli na mnie dziwnie, gdy rano w dresie wybiegałam z domu. Co ciekawe, niewielu pomyślało, że robię to dla zdrowia, lecz by się wyróżnić. Mój narzeczony stwierdził, że jak już biegnę, to mogę z obciążeniem, więc nie zaszkodzi mi wstąpić wracając po świeże bułeczki. Latem jeszcze się ściągałam ochoczo z łóżka wcześnie rano, ale zimą był to niemal fizyczny ból. Wstyd przyznać, ale zaprzestałam tego „zdrowego” sportu. Natura nie obdarzyła mnie figurą Twiggy, raczej przechylam się w stronę pani Lopez. Nie miałam nigdy z tym problemu, znaczy z zaakceptowaniem swojej sylwetki. Raz jednak postanowiłam poddać się radykalnej diecie. Na początku wszystko szło dobrze. Lecz im dalej, tym było gorzej. Nadszedł wreszcie taki moment, że śniłam o jedzeniu, widziałam we śnie pyszności, niemal czułam ich smak. Rano po przebudzeniu zastawałam szarą rzeczywistość i pałaszowałam kolejną porcję musli light w jogurcie light. Momentem przełomowym, w którym stwierdziłam, że czas najwyższy sobie odpuścić dietkę, była sytuacja, kiedy chciałam się rzucić na każdego, kto przy mnie jadł. Co mi dała „zdrowa” dieta? Nerwicę i zero zrzuconych kilogramów. Zdaje się, że tak naprawdę dla zdrowia wystarczy spacer i zasada: ”mż”, czyli mniej żreć.

Katarzyna Janina Redmerska

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.