Felietony > Felietony z pazurkiem

Dzieciak w polityce

Katarzyna RedmerskaEmocje wyborcze szczęśliwie za nami. Na brak atrakcji nie mogliśmy narzekać, mówiąc kolokwialnie: otrzymaliśmy full pakiet. Czego to tym razem nie było: agresja, wzajemne opluwanie się, humor, a nawet element kryminalny w postaci domniemania popełnienia przestępstwa, jakim miało być jakoby dokonanie sfałszowania wyborów. Oprócz tego płacz, żal, rwanie włosów z głowy, lament, oskarżenia, inwektywy – samo życie. Ale ja nie o tym, przepraszam Szanownych Czytelników, że odbiegłam od meritum, to emocje. Już wracam do rzeczywistości i głównego tematu mojego felietonu – a jest nim włodarzenie bardzo młodych ludzi.

Niezaplanowanie pojawił się nowy, nazwijmy to: „nurt” w naszej polityce, jakim jest wybieranie na odpowiedzialne, jakby nie było, stanowiska (burmistrz, wójt etc.), bardzo młodych osób. Przyznam szczerze (choć sama nie jestem znowu taka stara), że w pierwszej chwili niezbyt mi się to spodobało. Jednakże po głębszej analizie dochodzę do wniosku, że w tym szaleństwie jest metoda. I na dłuższą metę, może to w przyszłości skutkować pozytywnymi efektami, w myśl powiedzenia: „co nas nie zabije, to nas wzmocni”.

Taki „dzieciak” bez doświadczenia obejmujący stanowisko powiedzmy burmistrza, nie ukrywajmy – idzie na żywioł. O polityce i gospodarzeniu gminą wie tyle, co przeciętny człowiek o rozbiciu atomu. Piastowanie więc przez niego stanowiska burmistrza jest swoistego rodzaju terminowaniem, stażem itd. Otóż to, i tu mamy haczyk. Zupełnie bez pomocy osób trzecich nastąpi tzw.: naturalna selekcja. Część „dzieciaków” wybije się. Inni się wypalą, część się skompromituje, a jeszcze inni „podwiną ogon” i dadzą dyla, co podyktuje im zdrowy rozsądek. Dzięki temu bez większych problemów pozbędziemy się okupujących stanowiska kombatantów, którzy urząd prezydenta, tudzież burmistrza traktują jak zawód i chcą „przetrzymać” do emerytury. Tak więc sami Państwo przyznacie, że lepiej, gdy rządzi „dzieciak” niż „senior”. To nie wszystkie korzyści płynące z takiego stanu rzeczy.

„Dzieciak” nie jest umoczony w żadne układy i układziki. Co najwyżej sam może się moczyć, ale na to jest rada – pieluchy. Jest również nadal pod kontrolą rodziców. Jest nadzieja, że mają na niego jakiś wpływ. Nie dopuszczą do tego, aby gówniarz „zajął” się publicznymi pieniędzmi i z kumplami czmychnął dla relaksu do Madrytu, by tam następnie szlajać się w miejscach publicznych, dziwnie przy tym zachowując. „Małoletni” nie ma również prawa jazdy, wątpliwe więc jest, by pobierał pieniądze na paliwo, przeznaczone na podróże służbowe.

Dziecko, co potwierdzi każdy psycholog, nie umie kłamać. Wali prosto w oczy, to co myśli. Na marginesie przypomniał mi się synek mojej przyjaciółki, 5-letni Antoś. Będąc na spacerze z mamą, spotkał sąsiadkę, która zamieniła z nim kilka słów:

– Antosiu, jak tam w przedszkolu?

– Nie twój interes, stara babo – odrzekł Antoś. Zmitygowana przyjaciółka chciała jakoś załagodzić sytuację. – Skarbie, nie wolno tak się zachowywać. Przeproś panią.

– Nie! – stawił twardo opór Antoś. – Przecież sama z tatusiem mówisz, że ta pani jest starą przekupką i we wszystko się wtrąca.

No, czyż dzieci nie są cudowne? Ale znowu odbiegłam ot tematu. Wracając do głównej myśli – „dzieciak” w polityce, może nieźle namieszać. Szczerze mówiąc, idąc tym tokiem myślenia, zastanawiam się, czy nie powinniśmy „młodocianych” wybierać również do parlamentu. Czy to pomogłoby pozbyć się obecnego „cyrku”? Tego nie wiem. Na pewno jednak wprowadziłoby trochę świeżości w to skostniałe, hermetyczne środowisko. Dziecko, jak to dziecko – żywe srebro. Ciągle czymś zaskakuje. Na brak wrażeń nie moglibyśmy narzekać. Dziennikarze uganiający się po korytarzach Wiejskiej za juniorem, w celu przeprowadzenia wywiadu? Widok niezapomniany. A jakie byłyby reportaże z sejmu. Na przykład, podekscytowany dziennikarz relacjonowałby, że poseł PO włożył palec w oko posłowi PiS, bo ten zabrał mu batonik. Albo posłanka SLD biegnąc na mównicę, potknęła się i upadła tak niefortunnie, że zgubiła dwa mleczaki.

Inaczej również wyglądałyby programy publicystyczne z politykami. Jak wiadomo, dziecko nie potrafi usiedzieć w miejscu i skupić uwagi na jednej rzeczy zbyt długo. Rozmowy musiałyby być krótkie. I na pewno byłyby o wiele bardziej interesujące od obecnych. Coś w rodzaju:

Dziennikarz: jakie jest pana zdanie w tej kwestii?

Poseł junior: chce mi się siusiu.

Katarzyna Janina Redmerska

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.