Felietony > Felietony z pazurkiem

Jak cię widzą, tak cię piszą

Katarzyna RedmerskaCzęsto używamy przysłów, powiedzeń, tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z ich znaczenia, bądź też nie przykładając do owych znaczeń większej uwagi, niż to jest konieczne. To duży błąd, Szanowni Państwo! Niedawno, boleśnie przekonałam się o tym na własnej skórze. Konkretnie, namacalnie dotarło do mnie, co też oznaczają następujące powiedzenia: „Nie szata zdobi człowieka”, „Jak cię widzą, tak cię piszą”, „Nie ocenia się książki po okładce”. To tak z grubsza, bo wymieniać mogłabym jeszcze długo. Mówiąc najprościej: „pozory mylą”.

Moja przyjaciółka jest w trakcie szukania nowego mieszkania. Ponieważ jest to osoba nader zajęta, poprosiła mnie, abym „odciążyła” ją w części tegoż szukania. Problemu być nie powinno, bo znam jej gust. Schemat zaś „odciążania” ma wyglądać następująco: oglądam za nią niektóre miejsca, wybieram co mi się podoba, a wtedy z kolei wkracza ona – ogląda, co wybrałam i decyduje czy kupić, czy też nie. Proste jak drut. No właśnie, niby proste, a tak naprawdę pokręcone jak sprężyna. Ale po kolei.

Z mieszkaniami, które nie były oferowane przez pośredników, poszło gładko jak po maśle. Na dziesięć lokali, które miałam przyjemność oglądnąć, tylko jeden nadawał się do oglądania przez przyjaciółkę.

„Schody” zaczęły się, gdy w poszukiwania nowego gniazdka psiapsiółki, włączony został pośrednik nieruchomości. Miałam przyjemność zobaczyć się z nim dopiero przed zaproponowanym mieszkaniem. Wcześniej rozmawiałam z tegoż pana (bo to mężczyzna) asystentką. Wyrobiłam sobie zawczasu (o ja głupia!) zdanie o tym człowieku. Kierując się takimi przesłankami jak miła współpracownica (opowiadająca o swoim szefie z szacunkiem), agencja z długoletnim stażem, jedna z większych we Wrocławiu. Wyobraziłam sobie otóż, że ów pan, to elegancki dżentelmen w średnim wieku.

Podjechałam o umówionej godzinie pod blok, w którym mieściło się mieszkanie na sprzedaż. Na ulicy oprócz starszej pani z pieskiem, był jeszcze tzw. mięśniak, czyli napakowany troglodyta z szyją szerokości mojego uda, obcięty na zapałkę. Gdy się zbliżył, zauważyłam kilka znaków szczególnych. Otóż jegomość „oznakowany” był tatuażem, zakolczykowane miał ucho, a na nadgarstku połyskiwał „wypasiony” zegarek. Moja nader wybujała i nieco kudłata wyobraźnia podsuwała mi obrazy, gdzież to jeszcze ów chłopina może mieć ukryty kolczyk, o tatuażu nie wspominając. Z trudem otrząsnęłam z tych, przyznają Państwo, interesujących rozmyślań. Mięśniak robił się na eleganta-inteligenta, jasne, płócienne spodnie w kant, błękitna koszula z krótkim rękawem. W ręku zaś dzierżył aktówkę. Szczerze mówiąc, wyglądało to schludnie, a gdy stanął obok, owionął mnie całkiem przyjemny zapach wody kolońskiej.

– Chyba byliśmy umówieni? – odezwał się nagle w moją stronę, głosem wyjątkowo męskim.

– Nie sądzę – odparłam, w popłochu szukając wzrokiem staruszki z psem. Już widziałam oczami wyobraźni, jak ten (swoją drogą, całkiem przystojny z bliska typ), rzuca się na mnie z zamiarem dokonania czynu karalnego (i nie jest to bynajmniej wyrwanie torebki).

– Jest pani tego pewna? – jego twarz rozjaśnił uśmiech (był naprawdę przystojny).

– Proszę pana – starałam się ukryć podenerwowanie. – Jeżeli to specyficzna forma podrywu, to nie robi ona na mnie wrażenia. Żegnam – odwróciłam się i pomaszerowałam do samochodu. Obejrzałam się, facet nadal stał tam, gdzie go zostawiłam i wyglądało na to, że nie zamierza się ruszyć. W duchu klęłam na pośrednika, że się spóźnia. Zadzwoniłam do niego.

– Gdzie Pan jest? – zaczęłam bez ogródek.

– Tutaj.

– Jak to tutaj?

– Proszę spojrzeć przed siebie – odezwał się wesoły głos. Zrobiłam, co polecił i…zobaczyłam śmiejącego się mięśniaka, machającego do mnie.

Daruję Państwu opis tego, co poczułam (dostanie patelnią w łeb, byłoby mniejszym wstrząsem). Powiem tylko, że Tomek okazał się przemiłym, wyjątkowo błyskotliwym człowiekiem, notabene doktorem ekonomii.

Jak się skończyła ta historia? Przede wszystkim mam nauczkę, aby nie oceniać nikogo po wyglądzie, bo się można sromotnie rozczarować. Mieszkanie, które pokazał, nie przypadło mi do gustu. Zaproponowana kawa, wręcz przeciwnie.

Katarzyna Janina Redmerska

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.