Felietony > Felietony z pazurkiem

Dokonałam… nepotyzmu!

Katarzyna RedmerskaSzczerze mówiąc, nie wiem jak mam zacząć, tak mi wstyd. Muszę przyznać się Szanownym Czytelnikom do okropnego przewinienia, otóż… dokonałam nepotyzmu. Wiem, wielu z Was kiwa pewnie teraz z dezaprobatą głową. Dla usprawiedliwienia dodam, że nie należę do PSL.

Wszystko rozpoczęło się, gdy związałam się z pewnym kocim pismem. Pomyślałam sobie wtedy, że przecież nic się tak wielkiego nie stanie, jak wciągnę do biznesu swojego kota Ziajka.

Zajęty, to kot wyjątkowy. Uroda i intelekt idą u niego w parze. Nordyk, angorka, w biało-czarne łaty. Wyjątkowo błyskotliwy i wykształcony.

Z braku posiadania dziecka, jest dla mnie jego namiastką. Wspominam o tym nie po to, by wtajemniczać Państwa w moje prokreacyjne zawirowania, ale po to, by zrozumieli Państwo, że jego dobro i przyszłość leży mi na sercu niczym matce.

Wracając jednak do meritum sprawy. W gazecie potrzebny był koci model. Gdy o tym usłyszałam, wysunęłam kandydaturę mojego pupila i… Ziajęty otrzymał posadę. Stanowisko było intratne. Sesje zdjęciowe z największymi fotografami. Wyjazdy na zagraniczne pokazy kociej mody. Miesięczna gratyfikacja była horrendalna – 10 kilo najlepszej „karmy”, plus karta stałego klienta w SPA dla kotów vipów. Co roku zaś dodatkowo premia w postaci „karmy” w puszkach klasy de lux. Krótko mówiąc, Ziajęty opływał w luksusy, przyszłość jego malowała się w kolorowych barwach, niestety do czasu. Oto wypłynęły taśmy PSL i przyszłość mojego pupila jak i moja, nie była już tak piękna, ba nad naszymi głowami pojawiły się czarne chmury. Same taśmy PSL nic by nam nie zrobiły, ale rozdmuchana przez media i partie opozycyjne afera pod hasłem: „nepotyzm”, zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Słowem, zaczęło się robić nieciekawie.

Jako bądź co bądź osoba publiczna, zdałam sobie sprawę z konsekwencji jakie mogą mnie dotknąć. Trzeba było zacząć się asekurować.

Czym prędzej zwolniłam się z gazety i zabrałam Ziajętego. Szczerze mówiąc sami by mnie zwolnili, bo też się asekurowali.

Postanowiliśmy (Ziajęty i ja) na pewien czas zniknąć z pola widzenia. „Karma” roztropnie ulokowana przeze mnie na szwajcarskich kontach, zapewniała nam jako taki byt. Niestety dopadli nas. Konkretnie dopadły media w postaci naczelnego. Zażądał wyjaśnień. Po mojej nader szczerej, okraszonej hektolitrami łez spowiedzi, udzielił przebaczenia, ale postawił warunek – muszę przyznać się do swojego haniebnego występku na łamach naszego miesięcznika. Stwierdził, że pewnie już wyciekło do krajowej prasy moje nazwisko, trzeba więc czym prędzej wytłumaczyć swoje zachowanie i okazać skruchę, no i liczyć na wyrozumiałość.

Tak więc, spowiadam się przed Państwem. Mam nadzieję, że spotkam się ze zrozumieniem. Ja naprawdę nie robiłam tego tylko i wyłącznie dla własnej korzyści. Na sercu leżało mi przede wszystkim dobro mojego dziecka, znaczy mojego kota. To był odruch bezwarunkowy. Odruch serca, instynkt. Co do Ziajętego. Pewnie uważacie Państwo, że jako kot mądry, powinien nie przyjąć tak intratnej posady. No cóż… błądzić jest rzeczą kocią. A wizja kilogramów „karmy”, złamie każdy, nawet najbardziej prawy charakter. Widać to przecież gołym okiem.

Katarzyna Janina Redmerska

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.