Mówiąc szczerze moje dzieciństwo to lata 80. Było fajnie. Graliśmy w żyda, w noża, wywoływaliśmy duchy w piwnicy. Staliśmy w kolejkach po toaletowy, po watę dla mamy, jeździliśmy do kościoła po dary z zagranicy. W szkole na Mikołaja dostawaliśmy batoniki z ZSRR. Często nie było prądu i wodę czasami wyłączali. I zbierałam papierki po słodyczach. No nic. Okazało się, że żyłam w kosmosie, czarnej dziurze i do dupy takie życie.
Na Nałkowskiej zgasło światło, normalnie nam korki rąbnęło, i to tak porządnie. Moje dzieci – Marta /lat 11/ i Paweł /lat 3/ – nie bardzo wiedziały jak odnaleźć się w tak trudnej dla nich sytuacji.