Obiecałam coś napisać. Ale co? Wszystkie tematy wydają się być wyczerpane. Taka osoba jak ja: domatorka, matka i żona nie ma w życiu za wiele przygód. No w pewnym sensie można mieć niezłe przygody, także i w domu. Jak choćby zalanie sąsiadów lub najazd mrówek Faraona, ale adrenalina żadna. Prawdziwa dawka adrenaliny, to nie skok na spadochronie czy bungee, tylko chwila spędzona z naszymi pociechami.
Oto mniej drastyczny przykład pobudzenia - jak to jest w definicji sympatycznego układu nerwowego.
6 rano.
Tup,tup,tup. Po chwili.
Po 5 sekundach.
Po opanowaniu całej sytuacji Mama usiadła w kuchni, zrobiła sobie mocną kawę, zapaliła papierosa i była szczęśliwa, zajebiście szczęśliwa, że mimo tak mocnych wrażeń udało jej się opanować i nie puścić pawia.
Po oddaniu skoku Skoczek stwierdził: muszę zrobić to jeszcze raz! /w przeciwieństwie do Mamy/.