Felietony > Ene dułe rike fake

Wiatr w oczy, a deszcz po twarzy smaga

Kasia SzymczukBiurokracja. Jestem biurwą, więc słowo to nie powinno mi być obce. A jednak. Stwierdzam jedno, aparat administracyjny uczy pokory i cierpliwości. Nie walczę, bo nie mam siły i po prostu nie chce mi się. Pokornie jak owieczka uznająca swe ograniczenia przyjęłam podrzędną rolę w systemie państwowym. Uległam lub poległam – jak kto woli.

Dokument, na który tak czekałam, miał przyjść z sądu. Bez niego nic nie załatwię. Dzwonię. Głos w słuchawce mówi mi, że jestem siódma w kolejce do połączenia. Jest. Miła pani informuje, że decyzja jest w podpisie, ale jak chcę przyspieszyć, to należy wpłacić 11 zł na konto i napisać pismo. Oczywiście robię to od ręki. Pytam jeszcze o zwrot połowy pieniędzy wpłaconych przeze mnie na rozprawę. Proszą o cierpliwość. Jestem bardzo cierpliwa. Czekam miesiąc. Biegnę na pocztę i odbieram decyzję rozwodową. W aucie ryczę jak bóbr. Głupia – przecież to tylko papier, trzeba było ryczeć po rozprawie.

Idę do tyskiego Urzędu. Pytam panią w informacji, gdzie mogę zmienić nazwisko. Pędzę po schodach (wszystko w biegu robię, żeby przyspieszyć akcję, bo byście posnęli) wchodzę pod podany numer.

– Proszę imię i nazwisko.

– Katarzyna Matuszewska.

– I datę urodzenia.

– Czwarty... tysiąc... czwarty...

– Noworodka proszę.

Myślę, jakiego noworodka? No chcę zmienić nazwisko, ale nie koniecznie cofnąć się do czasu robienia w pieluchy.

– Ale ja nazwisko chcę tylko zmienić, nikogo nie rodziłam ostatnio.

Idę do pokoju obok. Jestem cierpliwa, kiedy urzędniczka mówi, że w dupie ma moją papierową decyzję. Musi dostać drogą elektroniczną z sądu. Papier nieważny. Ale informuje mnie, żebym sobie zrobiła od razu zdjęcie do dowodu i wpłaciła 11 zł i za tydzień przyszła. Coś mnie podkusiło jednak zadzwonić jeszcze raz do Sądu. Usiadłam, gdy pan poinformował mnie, że przeoczyli, zapomnieli, zawalili, nie wysłali decyzji do urzędu. Wręcz go błagam, żeby to szybko zrobili, bo termin mi przepadnie. Obiecał, że zrobi. Jest wtorek. Mam już plan. W poniedziałek wezmę urlop, rano skoczę zdjęcie zrobić, a później do urzędu.

Poniedziałki nie są dobrym dniem. Ale co tam. Szykuje się rano do zdjęcia. Przed wyjściem dzwonię jeszcze, żeby upewnić się, czy wszystko jest, czy mogę wreszcie złożyć wniosek o zmianę nazwiska. I czemu tu się dziwić, przecież poniedziałek. Cały system informatyczny szlag trafił, nie wiedzą, kiedy naprawią. Może we wtorek, a może w środę. Cierpliwość chyba ma jakieś granice. U mnie swobodnie można je przekraczać. Taki Układ z Schengen.

Kasia Szymczuk
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.