Spotykam koleżankę, której nie widziałam od 5 lat. Miłe spotkanie po tylu latach, prawda? Są uściski i oczywiście komplementy, że nic się nie zmieniła, że świetnie wygląda i że te blond włosy to strzał w dziesiątkę. No i niestety, zadaję to nieśmiertelne pytanie: „Co u ciebie słychać?”
Tylko po co ja się pytam? Chyba nic mądrego nie przyszło mi do głowy. W zasadzie to mogłabym zapytać, gdzie przed chwilą była. Przynajmniej by mnie czymś zaskoczyła.
Bo przecież, choć zadaję Ci to głupie pytanie, to i tak znam na nie odpowiedź. Wiem, że masz dwoje dzieci: chłopczyka i dziewczynkę. Wiem, jak mają na imię. Wiem, kiedy się urodziły, w jakim szpitalu i że mąż odcinał pępowinę. Wiem, kiedy wyszedł im pierwszy ząb, znam ich uśmiechy, zabawki i widziałam nawet, jak śpią. Wiem, jakie masz auto i gdzie byłaś z mężem w 10 rocznicę ślubu. Rok temu wakacje spędziłaś w Hiszpanii, a w tym roku byłaś w Chorwacji. Wiem, co zwiedziłaś, w co byłaś ubrana, co jadłaś.
Wiem nawet, jakie lubisz filmy i programy telewizyjne. Wiem, że zmieniłaś pracę i budujesz dom. Lubisz biegać, jeść zdrową żywność i jesteś za zniesieniem obowiązku edukacji szkolnej dla 6-latków. Wiem, że w zeszłym roku umarł Twój dziadek i ile osób to lubi. Wiem, jak wygląda Twoje życie i życie Twojej rodziny. Umówić się na kawę? Wybacz, ale rozmowa z Tobą byłaby niezwykle nudna.
Za każdym razem daję sobie w pysk, gdy chcę przekroczyć granicę prywatności. Ale czasami stwierdzam, że chyba za słabo biję.