Recenzje > Audiobooki, czyli książki czytane

„Tragedia w trzech aktach” – Agata Christie

Marcin Hycnar to jeden z najczęściej zatrudnianych aktorów dubbingowych młodego pokolenia. Nie dziwię się temu. Obecnie to artysta Teatru Narodowego w Warszawie i już to może służyć za rekomendację. Powiedzieć, że ma głos radiowy, to za mało. To głos jasny, czysty. I gdy uda nam się w wyobraźni odpowiednio zinterpretować, przetłumaczyć owe przymioty, będziemy wiedzieli, że Hycnar nie musi się szczególnie wysilać, żeby czytana przez niego książka przykuwała naszą uwagę nie tylko interesującą treścią, fabułą, bo ten głos omota, oplącze i przyciągnie nie puszczając przez długie godziny z dźwiękowych objęć. A gdy późna noc czy galopujące o poranku przed pracą minuty każą nam wyłączyć płytę, zdjąć z uszu słuchawki, schować odtwarzać do kieszeni, zatęsknimy. Zatęsknimy jak za korsarską czy indiańską książką w dzieciństwie, jak za kolejną częścią Gwiezdnych Wojen albo Indiany Jonesa.

Na początku ten głos uderza. Jak to jednak niefortunnie użyte słowo. Uderza. Spodziewając się czegoś całkiem innego, przyjąłem uderzenie. Bo oczekiwałem od początku w intonacji sensacji, podniecenia, jakiegoś podpuszczenia, jak chociażby u Hitchcocka, gdy na otwarcie otrzymujemy metaforyczne trzęsienie ziemi, a potem jest jeszcze ciekawiej, jeszcze bardziej intrygująco. Widownia otwiera oczy z przerażenia, podnosi dłonie do ust, wzdycha, zewsząd słychać tłumione okrzyki. W przypadku Tragedii w trzech aktach wysłuchując pierwsze zdania nie spadam z fotela, nie zatrzymuję kroku na ulicy. Nie cofam płyty, bo umknęło mi coś niezwykle ważnego. Hycnar zaczyna wyraźnie, wolno. Kompletnie bez emocji. Jakby czytał powieść obyczajową i to jeszcze ze współcześnie dziejącą się akcją, bez wartych uwagi historycznych dekoracji.

Jeżeli jednak ktoś zasiada do słuchania tego kryminału jak do świątecznego obiadu, jak do czegoś oczekiwanego, do czegoś, na co czekało się z przyjemnym podnieceniem, czemu chcemy poświęcić całą uwagę i koncentrację, to wśród nic nieznaczących nazwisk reżysera, asystentów reżysera, kostiumologa zwróci uwagę na pracownika odpowiadającego za światło na scenie. I wówczas będzie wiedział, że Agatha Christie nie napisała scenicznego dramatu, że Hycnar nie będzie czytał didaskalii, a akcja nie zamknie się w narzuconych przez „Sztukę poetycką” Nicolasa Boileau’a klamrach. Pomimo tego, że czytnik formatu mp3 pokaże pliki zapisane w trzech aktach. Dlaczego? Bo za światło na scenie tego angielskiego teatru odpowiada Herkules Poirot.

Znakomitą Agatha Christie zastosowała alegorię. I to nie tylko przez powierzenie takich a nie innych obowiązków teatralnych znakomitemu belgijskiemu detektywowi. Także przez obsadzenie reżysera i jego asystentów. A że żartem jest, iż za kostiumy odpowiada firma Ambrosine LTD, słuchacz dowie się w trakcie uważnego odbioru. Nie mam skrupułów pisząc o tym, ponieważ nie zdradzam w ten sposób szczegółów fabuły, ani roli postaci. A żart jest bardzo elegancki, salonowy.

Gdyby to był Chandler albo Hammett, to detektyw musiałby grać pierwsze skrzypce w tej wieloosobowej orkiestrze. Musiałby zostać obsadzony w roli pierwszoplanowej. Ba! Musiałby także sam opowiadać o swoich przygodach! Narracja prowadzona byłaby w pierwszej osobie. A wiele czasu poświęcone by zostało jego rozterkom, przeżyciom, myślom. Monsieur Poirot został przez autorkę z tego zwolniony. Christie znalazła dla niego miejsce w cieniu, za kulisami. Ten niski, korpulentny jegomość siedzi wyprostowany na krześle, obok biegnie mnóstwo przewodów, kabli, jest konsola pełna przycisków, pstryczków, włączników, którymi nasz operator będzie sterował, żeby zapewniać odpowiednie oświetlenie sceny.

Zastosowany zabieg pozwala na odsuwanie Poirot od fabuły kiedy tylko zamarzy się to autorce. Zdecydowana większość treści poświęcona jest bardziej lub mniej drugorzędnym postaciom „Tragedii”. Pomimo tego, że faktycznie jak w dramacie, najwięcej jest dialogów, z których słuchacz czerpie prawie wszystkie najważniejsze informacje o akcji, scenografii i kostiumach, to nie można było uniknąć też dopowiedzeń odautorskich, didaskaliów, oczywiście w trzeciej osobie, jak chociażby takiego z Rozdziału Pierwszego: Był on dobrze zbudowanym, opalonym mężczyzną w sile wieku. (…) Szedł sprężystym krokiem, kołysząc się lekko w biodrach, a dłonie zaciskał w pięści1, bądź z kolejnego rozdziału: Hermione Lytton Gore, zwana jakiegoś bliżej nieznanego powodu Egg, (…). Ciemnowłosa, średniego wzrostu. W wijących się na szyi loczkach, prostym spojrzeniu szarych oczu, w linii policzków, w zaraźliwym śmiechu – było coś, co kojarzyło się z bujną młodością i energią życiową2.

Tragedia w trzech aktachWilgotna, gęsta, nieprzyjemna mgła zasnuwa okolice Loomouth i Gilling. Całe Yorkshire. W głosie Hycnara co rusz słychać kokieterię dwudziestokilkuletniej pannicy albo tubalny ton pewnego siebie zamożnego aktora. Wiejskie i małomiasteczkowe towarzystwa tworzą koterie, spotykające się na Martini bądź porto party. Z nudów, zblazowania, potrzeby plotek. Obok siebie zasiadają modystka, pijak i kobieciarz, zgryźliwa aktorka, dramatopisarka, butny młody finansista, pastor z małżonką, psychiatra. Z pewnością delikatnie kiwają głowami w kierunku reszty towarzystwa gdy podnoszą szklaneczkę z Martini bądź whisky albo kieliszek porto. Ale nie wszyscy dotrwają do końca miłego spotkania. Które z nich zostanie znalezione martwe? Czy w kałuży krwi? Z nożem od listów, nożyczkami w plecach? Jedwabną chustką zaciśniętą na szyi? Rozbitą pogrzebaczem głową? Zsiniałymi wargami od podanej trucizny? Poirot uważa, że whisky psuje podniebienie. Za to wina francuskie! Ach, jaka rozkosz! Dlatego odmawia i prosi o sok. Jakże piękną zastosowała pisarka konfrontację! Ale nie tylko jedną. I nie tylko ona. Bo jedna trzecia ostatniego aktu to na poły konfrontacja, na poły śledztwo prowadzone nie przez detektywa, a przez ocalałych z obsady tragedii. Mają oni za przeciwniczkę wytrawną fałszerkę, która co rusz podrzuca tym zadufanym w sobie ignorantom mylne tropy, skazując ich na wykwintne, ale mało rozjaśniające tajemnicę zbrodni dialogi. Lecz to nie wszystko, bo rzuca aktorów po okolicy, wystawiając na obyczajowe niebezpieczeństwa, jednocześnie każąc słuchaczowi drżeć z obawy, czy któreś z nich nie zakończy swojej gry w roli ofiary. A zależy nam, oj zależy. Asystent reżysera od pierwszych zdań powieści wyrasta na pewnego rodzaju narratora, pomocnika pisarki. Budzi sympatię, co podkreślają kierowane w stosunku do niego słowa uznania z ust samego Poirot. A czyż miłość nie powinna być antytezą dla zbrodni? Na marginesie tejże toczy się przecież romantyczna gra, jakby dramat w tragedii, co jest wyolbrzymione podwójną rolą angielskiego, podstarzałego Romea. Ale czy podwójną? Licz, zatem Drogi Słuchaczu. Licz role…

Nie tylko jedną zastosowała M’am Agatha konfrontację. Herkules Poirot w pewnym momencie ma dość operowania światłem. Mimo jego pomocy aktorzy tragedii brodzą po czubki głowy we mgle. Po omacku obijają się o trupy. Nie dostrzegają wysyłanych z reflektorów świetlnych sygnałów, porad, wskazówek. W końcu detektyw włącza wszystkie światła i wchodzi na scenę. Jakie błyskotliwe rzuca zdania, stwierdzenia. Ton głosu Hycnara jest nieśmiały. Jakby trochę chwiejny. I delikatny. To nie mówi człowiek, który jest przyzwyczajony do posłuchu. Raczej służy radą. Trochę dobrotliwie. W tonie nie ma pewności siebie. Bo czyż może być buta, rozkaz i siła w takim stwierdzeniu: Ale jako znawca natury ludzkiej mogę panom wyznać, że nie istnieje najmniejsze prawdopodobieństwo, iżby ktoś chciał się pozbyć tego uroczego, łagodnego dżentelmena3.

Jeżeli nie lubicie Martini, nie zasmakowaliście dotychczas w wieczornym porto, Poirot zaprasza Was na sherry party. Teraz on układa scenariusz. Rozdziela role. Ustawia, usadza aktorów. Na ile trzeba się jednak strzec alkoholi, których smak ukryje truciznę? Czy trzeba się bać samotnej wizyty na papierosie w palarni za zamkniętymi drzwiami?

Może się wydawać, że Agatha Christie żmudnie, leniwie buduje akcję. To nie Próba niewinności, gdzie na powitanie dostajemy awanturę i zwłoki. Pozorną nudę wynagradza mnogość wątków, bardzo udane sugestie kierowania uwagi słuchacza-czytelnika na kolejne postacie, które jak zwykle w kryminałach Christie okazują się nie tymi, którymi zostały zaanonsowane.

-----

Recenzja powstała dzięki współpracy z portalem www.info.audiobook.pl.

Jerzy Lengauer
  1. Agata Christie, Tragedia w trzech aktach, tłum. Anna Mencwel, Wydawnictwo Dolnośląskie 2009, s. 11.

  2. Tamże, s. 23-24.

  3. Tamże, s. 33.

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

Audiobooki, czyli książki czytane:

„Siddhartha” - Hermann HessePod flagą biało-czerwoną„Senność” - „Ziewanne” historyjki„Moje drzewko pomarańczowe”, czyli lekcja czułości„Pachnidło” w interpretacji Tomasza TraczyńskiegoJęzyk angielski dla początkujących - recenzja„Lato przed zmierzchem” – Doris LessingHanna Bakuła „Hania Bania”„Nowe przygody Mikołajka” – René Goscinny„Kocham Paula McCartneya” – Joanna Szczepkowska„Kontrabasista” – Patrick SüskindPrzygody Olivera Twista - Charles Dickens„Złote nietoperze” – Grażyna Jeromin-Gałuszka„Ptasiek” – Williama WhartonaCheri„Wróżby Kumaka” – Günter Grass„Za blisko domu” – Linwood Barcley„Róże cmentarne”, czyli ogólne naśladowanie„Gnój” – Wojciech KuczokCzapa, czyli śmierć na ratyDynastia Miziołków„Zapiski na pudełku od zapałek” – Umberto EcoDzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy„Kubuś Fatalista i jego pan” – Denis Diderot„Coś mocniejszego” – Rafał A. Ziemkiewicz„Lolita” – Vladimir NabokovChłopiec z Nowolipek, czyli „Nowolipie” Józefa HenaRyby śpiewają w Ukajali, czyli Amazonka w sycącej pigułceRio de Oro, czyli w dorzeczu Złotej Rzeki„Cienie nad rzeką Hudson” – Isaac Bashevis Singer„Śmierć mówi w moim imieniu” – Joe Alex„Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” – Jerome K. Jerome„Obsługiwałem angielskiego króla” – Bohumil Hrabal„Źródło prawdziwej siły” – Fabian Błaszkiewicz„Morderca bez twarzy” – Henning Mankell„Tragedia w trzech aktach” – Agata Christie„Zgon Oliwiera Becaille”, „Nantas”, „Radykał” – Emil Zola„Spóźnieni kochankowie” – William Wharton„Lektor” – Bernhard Schlink„Gimnastyka dla języka” – Małgorzata Strzałkowska„Skarb w Srebrnym Jeziorze” – Karol May„Modlitwa o deszcz” – Wojciech Jagielski„Śmierć na Nilu” – Agata Christie„Gaumardżos! Opowieści o Gruzji” – Marcin Meller i Anna Dziewit-Meller„Dżuma” – Albert Camus
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.