Felietony > Na wspak

Student i krasnale

– Studentom nie wynajmujemy!!! – wykrzyknęła zapobiegawczo, bez słowa przywitania, za to z lekką zadyszką, pani X. Wtargnąwszy do własnego poniekąd mieszkania, gotowa czynić honory potencjalnym najemcom, dostrzegła dwie mizerne dziewuszki kulące się w kącie. Nie spodobały się dziewuszki, nie. Małe to, pewnie nie zarabia, ze studiów szybko wyleci. A pieniążki odfruną z matczynych ramion pani X, zanim zdąży je spożytkować ku chwale ojczyzny.

Są różne metody zarabiania pieniędzy. Kantowanie studentów, dla przykładu. Student zapłaci za najgorszą melinę, bo zazwyczaj żyje na koszt rodziców, którym się nie przelewa. Nie chce dodatkowo obciążać żywicieli, a przecież musi gdzieś sypiać, jeść, uczyć się do egzaminów. O akademik, wbrew pozorom, wcale nie tak łatwo – zwłaszcza dla studentów pierwszego roku. We Wrocławiu domy studenckie chętniej uchylają swe progi dla azjatyckich przybyszów, ustalając śmiesznie niskie progi dochodowe dla studentów z Polski. A opłaty wychodzą wcale nie tak tanio: w dwóch najlepszych (czyt.: najczystszych) wrocławskich akademikach – „Kredce” i „Ołówku” – za miejsce w pokoju trzeba zapłacić odpowiednio: 405 i 396 zł miesięcznie. Za ok. 450 zł (łącznie w opłatami) można natomiast wynająć w miarę przyzwoitą stancję. Za 350-370 zł – mniej przyzwoitą (czyt.: ruderę, ale desperaci zawsze się znajdą). Rzecz jasna trzeba się trochę nabiegać – ceny mieszkań we Wrocławiu rosną i ciężko znaleźć cokolwiek poniżej 500 zł. Zdarza się, że za miejsce w pokoju właściciele żądają 700-800 zł. Przeciętny student spoza Wrocławia, studiując w trybie dziennym, wyda miesięcznie na utrzymanie przynajmniej dwa razy więcej niż ten, kto musi płacić za studia, lecz nie wyjeżdżał do innego miasta i nadal mieszka z rodzicami.

A panowie posłowie przymierzają się do wprowadzenia odpłatności za drugi kierunek studiów. Godne to i sprawiedliwe. Mamy kryzys, trzeba oszczędzać – nie warto jednak obcinać diet poselskich, skoro można przyoszczędzić na studentach i jeszcze ładnie to wytłumaczyć koniecznością podniesienia standardów nauczania wyższego w Polsce. Student zapłaci. Płaci za mieszkanie, płaci za wyżywienie, płaci za dojazdy – zapłaci i za studia.

Właściciele mieszkań wynajmujący studentom zapyziałe klitki – często bez pralki, z przedpotopową lodówką, nieszczelnymi oknami i pleśnią na ścianach [to nie jest żart – mój kolega własnoręcznie dezynfekował pokój, kiedy w trakcie odkurzania odkrył grzyba za tapczanem] – skrupułów nie mają. To ten typ ludzi, co to dadzą się pociąć, byleby zarobić. Przedtem naobiecują: kupią pralkę, wymienią lodówkę, uszczelnią okna. I na obietnicach się kończy.

Leksykon właścicieli-dusigroszów:

Gburek – właściciel-ordynus, popularnie zwany troglodytą; zdusi bez skrupułów; nie wynajmie byle komu; zwięzły i stanowczy, z tendencją do grubiaństwa; impertynent, cham i prostak – przykład:

Jest we Wrocławiu urokliwa dzielnica z urokliwą nazwą: „Zacisze”. Domki jednorodzinne, jeden obok drugiego, tuż przy jezdni. Wędrujemy [ja i znajoma] w poszukiwaniu stancji. Na jednym z domków pokaźny plakat głoszący: „Pokoje do wynajęcia dla studentów”. Za ogrodzeniem półnagi młodzian, niewątpliwie student, kosi zawzięcie trawnik. Przystajemy zaciekawione. Na werandzie brzuchaty jegomość zerka pożądliwie na pracującego chłopaczka. Dostrzega nas, marszczy groźnie brwi:

- Czego chcecie? [czyt.: paszoł won!]

- Czy tu są pokoje do wynajęcia?

- Tylko dla studentów, nie czytały plakatu?! [czyt.: idiotki]

- No, my studiujemy…

- Tylko dla CHŁOPCÓW! Pisze na plakacie! [czyt.: czytać nie UMIĄ!]

Młodzieniec ociera pot z czoła i zerka na nas porozumiewawczo zza ogrodzenia. Walka płci.

Gapcio – właściciel-poczciwiec; popularnie zwany ciapkiem; zdusi, bo nie ma wyjścia; lubi swojskie klimaty; potrafi stworzyć coś z niczego; minimalista z tendencją do prowizorki – przykład:

Wizualnie przyjemny domek jednorodzinny, blisko Pl. Grunwaldzkiego. Furtkę otwiera nam pan z pokaźnym brzuchem, owłosioną klatą i rumianym licem. W rozciągniętej koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach. Zaprasza do środka. Bezwiednie spoglądamy na drzwi wejściowe – ale nie, to nie tu. Brzuchaty jegomość prowadzi nas do… piwnicy. W oczach mojej mamy dostrzegam niedowierzanie na granicy grozy. Schodzimy po kamiennych schodach do zatęchłego lochu. Brzuchacz gaworzy ochoczo:

- No, tu wszystko jest! Pani spojrzy, oto aneks kuchenny – wskazuje na rozpadające się żelastwo (kuchenkę) i pordzewiałą umywalkę, upchnięte we wnęce o powierzchni 1m X 1m, tuż przy schodach.

- A to jest właśnie ten pokój – demonstruje z dumą. Podłużny, ciemny, z wąskim poziomym okienkiem, przez które widać kawałek chodnika. Wystrój: stolik, krzesło, dwa równolegle ustawione tapczaniki (odstęp ok. 0,5 m) i kabina prysznicowa – wstawiona w kąt pokoju za zasłonką.

- 400 zł za miesiąc. Wliczając w to opłaty! – śpieszy z wyjaśnieniem właściciel.

- A łazienka?

- Pani szanowna, wszystko jest!

Faktycznie, jest sedes. Obok schodów – ukryty za zasłoną, wdzięcznie zastępującą drzwi (od kuchni!). Żegnamy się grzecznie.

Płaczek – właściciel-mazgaj, popularnie zwany mazepą; z ciężkim sercem – ale zdusi; lubi opłakiwać swą pożałowania godną sytuację; egocentryk z tendencją do stanów lękowych – przykład:

Wrocław, ul. Koszarowa – nieopodal Wydziału Nauk Społecznych. Wizytujemy kolejne mieszkanie dość mocno zdesperowani. Właścicielka – równie zdesperowana. Lokum małe, ciasnawe, niezbyt czyste. Pokój – takoż. Co gorsza, nikt nie chce wynająć. Równo z nami wchodzi do mieszkania młoda para, zainteresowana tym samym co i my pokojem. Wychodzi szybciej, niżby wypadało. My [czyt.: ja, znajoma, moi rodzice] – mamy już dość. Dwa tygodnie bezowocnych poszukiwań, niezliczona ilość telefonów i trzy wizyty we Wrocławiu, podczas których:

a) uczestniczyłam w negocjacjach dotyczących mieszkania na Bielanach – z właścicielem sklepu jubilerskiego;

b) uczestniczyłam w nagabywaniu staruszków na ulicy – w sprawie wynajęcia stancji;

c) łaziłam od domu do domu i pytałam obcych ludzi, czy może mają wolny pokój;

d) wdałam się w miłą pogawędkę z dwójką kloszardów na dworcu – oni narzekali, że nie mają na wino, a ja – że nie mam gdzie mieszkać.

Krasnal ŚpiochKrasnal Syzyfek

Jesteśmy zmęczeni i wszystko nam jedno – chcemy wynająć. Właścicielka siedzi na tapczanie i patrzy na nas z rozpaczą. W oczach dostrzegalna rozterka:

- Bo ja nie wiem, czy mogę Państwu wynająć…!

- Kiedy my chcemy!

- Ale ja nie wiem, czy mogę…!

- Kiedy Pani może!

- Ale wy się jeszcze uczycie, a ja chcę kogoś ze stałą pracą…!

- Czy Pani sobie wyobraża, że celowo zawalimy sesję, by wylecieć ze studiów i zrobić pani wakat?!

- Ale ja się muszę jakoś zabezpieczyć, a ze studentami to nigdy nic nie wiadomo…!

Przecież jest umowa i kaucja!

Właścicielka patrzy na nas bezradnie. Już sama nie wie, komu wierzyć. Chce wynająć, ale … nie chce wynająć!

Wracamy do domu z pustymi rękami. Po kilku dniach dzwoni do mnie płaczka z Koszarowej, niechętna, lecz w zasadzie gotowa wynająć. Niestety, sprawa nieaktualna – mamy już mieszkanie.

Mędrek – właściciel-tęgi-łeb; popularnie zwany pustakiem; zdusi chytrze i po gruntownym przemyśleniu sprawy; lubi mydlić oczy ludziom; cwaniak z tendencją do megalomanii – przykład:

Po uprzedniej zapowiedzi [czyt.: z dwugodzinnym wyprzedzeniem] wpada do wynajmowanego (przeze mnie i dwie inne osoby) mieszkania jego prawowita właścicielka. Oczka jej błyszczą ze szczęścia, wita się wylewnie, rozgląda wokół. Wchodzi do pokoju, zagląda do kuchni – tyły zabezpiecza jej brat. Właścicielka trajkocze: jak nam się mieszka, jak studia, że sesja się zbliża, a dlaczego nie wynieśliśmy sobie stolika na balkon, a tiu tiu tiu. Siada w kuchni przy stole, splata dłonie, poważnieje. Przechodzi do meritum – tzn. czy będziemy wynajmować mieszkanie od następnego semestru.

- Bo wiecie … ja dużo myślałam.

[Chyba mamy problem.]

- Cały dzień się zastanawiałam… siedziałam na Internecie i sprawdzałam ceny mieszkań …

[Niewątpliwie mamy problem.]

- I wiecie co?

[Wiemy, kochana, wiemy.]

- Uważam, że to mieszkanie jest znacznie więcej warte. Wszystkie stancje we Wrocławiu drożeją, a wy tu macie bardzo wysoki standard i … - ale tak właściwie to ja wam się nie muszę z niczego tłumaczyć. Podjęłam taką decyzję i wam nic do tego.

[Ha!]

Od października nowy (podniesiony o 200 zł) czynsz – 1500 zł za dwupokojowe mieszkanie + opłaty. Jak już tam się między sobą podzielimy z odpłatnością, to nasza sprawa – tęgie łby nie ingerują w wewnętrzne sprawy swych wasali. Kwestia opłacania stancji przez okres wakacyjny [tak – musisz płacić za wynajmowane mieszkanie, nawet jeśli Cię w nim nie ma, inaczej przepada] została również należycie uregulowana. 300 zł za każdy wakacyjny miesiąc – opuszczono nam stówkę ze starego czynszu. Znaj miłosierdzie Pana. A jak nie chcemy – trudno. Ogłoszenie w gazecie, dwa dni i mieszkania nie ma – chętnych w bród. Jej, właścicielce, jest najzupełniej obojętne, kto u niej mieszka [czyt.: z kogo zdziera].

Już tam nie mieszkam.

Apsik – właściciel-awanturnik, popularnie zwany wagabundą; zdusi i narobi hałasu; lubi przypominać o swojej obecności; wszędobylski i śmiały, z tendencją do nietaktu – przykład:

Siedzimy w mieszkaniu koleżanki i uczymy się do egzaminu [a że nam średnio wychodzi, to swoją drogą]. Dzwonek do drzwi – przychodzą ludzie umówieni na oglądanie pokoju. Koleżanka uprzejmie zaprasza do środka. Jakąś godzinę wcześniej dowiedziała się, że dziś, właśnie dziś, właścicielka postanowiła pokazać swe włości światu. Nie uznała natomiast za stosowne powiadomić o sprawie nieco wcześniej i upewnić się, czy aktualnym lokatorom ten termin odpowiada. Dwie dziewuszki [wspomniane we wstępie], korzystając z okazji, że właścicielka się spóźnia, próbują wybadać sytuację. Kolejny dzwonek do drzwi, wpada pani – ta niewitająca się i niewynajmująca studentom. Zagląda mało dyskretnie do pokoju, w którym siedzimy, robi trzysekundową sondę i dochodzi do wniosku, że może powiedzieć „dzień dobry”. Robi się głośno i gwarno, właścicielka zachwala swe dobra niczym przekupa na targu – zamykamy drzwi, ale i tak słyszymy każde słowo. Dziewuszki uciekają szybko. Moment ciszy. Puk, puk – właścicielka otwiera drzwi do pokoju, by oznajmić nam, że za pół godziny przyjdą następni.

Usiłujemy się skupić na temacie [czyt.: dlaczego Zygmunt Solorz - Żak urodził się jako Zygmunt Józef Krok, a teraz nosi podwójne nazwisko po swoich dwóch ex-żonach], ale debatę co kilka minut przerywa nam kolejny telefon, dzwonek do drzwi, rozświergotana pani wagabunda i gramolący się do przedpokoju ludzie. Jako ostatni, przekraczają próg dwaj panowie, na oko po dwudziestce. Drzwi do pokoju są uchylone na tyle szeroko, że widać nas – dziewczęta (sztuk cztery), aż za dobrze. Panowie zerkają zaciekawieni, pani właścicielka śpieszy z wyjaśnieniem:

- Tak, ten pokój też jest do wynajęcia, oczywiście nie z całym wyposażeniem [chichot]. Niestety, dziewczyn nie mogę wam wynająć. A szkoda – więcej bym zarobiła.

Tak – panowie wynajęli pokój. Nie – bez wyposażenia.

Nie bez powodu symbolem Wrocławia został krasnal – konotacje związane z Pomarańczową Alternatywą są, przynajmniej dla wrocławian, czymś oczywistym. Po dziewięciu miesiącach życia w wynajmowanej stancji, obcowania z właścicielami mieszkań i wysłuchiwania opowieści znajomych – mam nieco inne skojarzenia. Na ulicy Więziennej, tuż przy Rynku, można obejrzeć bardzo ciekawą figurkę: krasnoludka w spiczastej czapce, skutego łańcuchami i dźwigającego kulę więzienną – Krasnala Złoczyńcę. System chyba jednak wygrał.

Co roku z wrocławskiego Rynku rusza w świat Wyprawa Życzliwości, organizowana przez studentów i promowana wizerunkiem Krasnala Życzliwka. Za mało tych Życzliwków we Wrocławiu.

Krasnali Życzliwków we Wrocławiu usiłowała znaleźć Katarzyna Frukacz.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.