O mitach uczyliśmy się w I klasie liceum. Nie z własnej chęci, lecz wskutek groźno-skutecznej perswazji polonistki i znaczącego szelestu przewracanych stron w dzienniku. Nauczyliśmy się, summa summarum, niewiele – tyle, ile potrzeba do standardowego odpytywania, a następnie szybkiego wypróżnienia pamięci podręcznej. Podano nam w szkole podręcznikową definicję mitu (symboliczna i ponadczasowa opowieść o bogach i bohaterach). Podano imiona mitycznych postaci (w wersji greckiej i z rzymskim odpowiednikiem). Podano wreszcie finalną konkluzję – mit to taka opowieść, która posiada odbiorcę w nią wierzącego. Czyli jesteśmy narodem wierzącym, my Polacy (przynajmniej według definicji). Mitów ci u nas dostatek, a co jeden – to lepszy.
***
[…] wstrząsany dreszczem obrzydzenia Apollo czyści swój instrumentZ.Herbert, „Apollo i Marsjasz”
Marsjasz natomiast krzyczy – przywiązany do drzewa i odarty ze skóry. Mitologiczne konkury sylena z bogiem koniec miały krwawy, chociaż poszło o niewinną grę na flecie. Nieszczęsny satyr odpokutował za zuchwałość, jeśli nie skrajną głupotę – powinien był wiedzieć, że z silniejszym się nie zadziera. W Polsce rywalizacje wszelakie, niekoniecznie muzyczne, też są na porządku dziennym – z tym wyjątkiem, że u nas wszyscy silni. W gębie. Niestety, znalazł się silniejszy (bo uzbrojony) i krew słabszego przelał w Łodzi. W związku z szumnie komentowanym nadejściem debaty o przemocy i nienawiści w życiu publicznym wierzymy, że na tym się skończy.
Nie chcemy siwych skalpów na Wiejskiej.
***
To Styks, duszyczko indywidualna, Styks, duszyczko zdumiona. Usłyszysz bas Charona w megafonachW. Szymborska, „Nad Styksem”
Mityczny Styks odnalazłam wśród stłoczonej gawiedzi zaspanych studentów, koczujących od 6 rano pod czytelnią z okazji zapisów na przedmioty opcyjne. Akademicka Kraina Umarłych – zrywających się przed 5 rano w celu zajęcia strategicznego miejsca w kolejce pozostałych denatów – milczy martwo ok. 2 godzin. Stoimy (ci, co ukradli ławkę z holu, nawet siedzą) niewzruszeni, tłumu przybywa.
W zaduchu innych dusz zmieścisz się, zmieścisz
– przekonuje w wierszu podmiot liryczny, a ja mu wierzę, czując stopniowy odpływ tlenu z zapchanego pomieszczenia.
W Tartarze też ciasnota czeka wielka, bo nie jest on, jak trzeba, rozciągliwy
– przekonuje podmiot, a ja się cieszę, że nie stoję piętro wyżej w kolejce na seminaria.
Komuny nie ma od 20 lat? Mit. Duch walki o chleb i dewizy udzielił się potomkom kolejkowych koczowników. Ta sama nerwowość ruchów. Błysk szaleństwa w oczach. Cień niemej rozpaczy w kącikach spierzchniętych ust. Tłum interesantów stoi i sapie, dyszy i dmucha, a chleba (czyt.: pani z listą) brak. I gdy napięcie sięga czytelni bram – gotowe wyważyć zawiasy – z tłumu duszyczek grzmi Charon basem:
– Ale gdzie jest krzyż?!
W Polsce istnieje poprawność polityczna? Mit. Nie tylko dlatego, że to ewidentny oksymoron. Gdy do dyskursu publicznego wdziera się komizm ciężko o eufemizowanie.
***
Jest jednak warunek. Nie wolno ci z nią mówić. I w powrotnej drodze Oglądać się, żeby sprawdzić, czy idzie za tobą. Cz. Miłosz, „Orfeusz i Eurydyka”
Dialog w sklepowej przymierzalni (podsłuchuję niecnie z kabiny obok):
– Maciek, nie podglądaj!
– Nieraz widziałem ciało kobiety.
Wychodzę zaintrygowana i zerkam dyskretnie. Maciek, oparty nonszalancko swym nastoletnim korpusem o drzwi kabiny, poprawia szkolny tornister.
Al Pacino w „Zapachu kobiety” zagrał emerytowanego oficera, który pokazuje młodemu żółtodziobowi prawdziwie męskie życie, choć sam jest niewidomy. Dość spłycona puenta filmu: ślepy widzi lepiej (nie ma tu krzty złośliwości – uprzedzam ewentualnych „krzykaczy”). Jak się bowiem okazuje, nie trzeba patrzeć – by ujrzeć (czego dowodem Maciek). Także odwrotnie – można patrzeć, a nie widzieć wcale. W tę sentencję wpisuje się z kolei mityczny Orfeusz, który zerknął za siebie i zobaczył przysłowiową figę.
***
Wzbijał się? Spadał? Omiatał nieboskłon Cukrzaną chmurką na lepkim patyku!S. Grochowiak, „Ikar”
Począwszy od kwietnia b.r. wszelkie przekazy wykorzystujące motyw lotu – a może raczej powietrznego upadku – są wielce niestosowne. Za oczywisty wyjątek możemy uznać publiczną nagonkę na niemrawość rządu, ganionego w całości bądź czysto personalnie. W przeciwnym wypadku (tj. bez bogoojczyźnianych wtrętów retorycznych) nie możemy liczyć na pobłażanie – rozliczani z każdego aluzyjnego dowcipu, z każdej nietaktownej wzmianki. Oczekuję zatem momentu, w którym ocenzurują Parandowskiego, a po wierszowym Ikarze pozostanie lepki patyk. Mamy jeszcze wiele mitów na pocieszenie – w tym ten o istnieniu zdrowego rozsądku.
***
„Ta szkoła da ci pracę” – pokaźny napis na kilkumetrowym transparencie powiewa w pobliżu boiska szkolnego. Podziwiam prostoduszność idei z okien samochodu, mknąc szosą w kierunku Wrocławia. Analizując plakat i – siłą rzeczy – własne licealne lata, odkrywam w zakamarkach umysłu mgliste wspomnienie Reymontowskiego chłopa Boryny. Tego, co to czcił Matkę Ziemię zasiewając pole „własnym nasieniem” (cytat niezmyślony, z oryginalnego arkusza maturalnego). Zabieg mitologizacji ludzkiej egzystencji skupionej na wsi – wokół pracy i niezmiennego rytmu przyrody – wyszedł Reymontowi przednio. Dyrekcji spektakularnie ozdobionego liceum w Oławie należą się więc brawa – za wyprodukowanie nowego mitu i nowej matki-żywicielki. Reymontowska Ziemia plon daje – daje więc życie. Oławskie liceum da ci, drogi uczniu, pracę.
Czyli teoretycznie wychodzi na to samo.
Tak sobie myślę, mknąc szosą w kierunku Wrocławia. Na boisku chłopaki kopią w piłkę.
***
Prometeusz śmieje się cicho. Jest to teraz jedyny sposób wyrażenia niezgody na świat. Z. Herbert, „Stary Prometeusz”
Na wspak:
Pamflet ignoranta, czyli o filozofii słów (zgryźliwych) kilkaTajne przez poufne / zawód: szpieg (2 zdjęcia)Wrocław – miasto spotkań (6 zdjęć)BagatelkiMediokratyzm w wersji „neo”Student i krasnaleO egipskiej konsekwencjiKoniec (gorszy) świataMedialny odorekRozrachunek z flamastrem w tleWidok z ziarnkiem prawdyO grupowej terapii – takiej innejCzeska równowagaLegendę własną sprzedam – tanioPochwała głupotyŚledźcie i pijcie z tego wszyscyPerła wśród śmieciRegałowe vis-à-visByk jest wściekły, byk jest zły, a proroków nigdy dośćPrometeusz śmieje się cichoJutro też będą korkiByliśmy tu i byliśmy właśnie tacyO głośności wszelakiejNo to bachDzieje początków krytyka-miernoty