Felietony > Na wspak

O egipskiej konsekwencji

Egipcjanka-nurekZakryta całkowicie czarną, długą szatą – która z założenia ma imitować strój wyjściowy – kobieta przymierza się do wejścia na pokład statku. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z kobietą, można się w zasadzie tylko domyślać. Oprócz wąskiej szczeliny odsłaniającej ciemne jak paciorki oczy, a także śniadych i pokrytych henną, niemniej nadal delikatnych, dłoni – nie ma odsłoniętego niczego. O jej przynależności do płci (poniekąd) pięknej przesądzają trzy czynniki. Ma drobną, kobiecą budowę. Drepcze posłusznie za swoim mężem. I jesteśmy w Egipcie.

Obserwuję wszystko z górnego pokładu oczom nie wierząc. No bo wybieramy się na morze w dwóch konkretnych celach: chcemy nurkować, chcemy pooglądać rafy. Więc co tu robi to biedne stworzenie, zakwefione na amen, w co najmniej trzech warstwach ubrań (licho wie, ile ma tego jeszcze pod spodem)?! Gdzieś tam, w czeluściach mojego przegrzanego od upału mózgu, kołacze nieśmiała myśl: – A przyszło sobie ponurkować. Każdy może nurkować. Muzułmańska kobieta (widocznie) też. Prawdopodobieństwo, że się utopi, jest tylko dwukrotnie większe.

Mój pobyt w Egipcie obfitował w sytuacje co najmniej dziwne, niekiedy śmieszne, kiedy indziej absurdalne. W największe zdumienie, niedowierzanie i ogólne pomieszanie zmysłów wprawiły mnie jednak egipskie kobiety. Jadąc do Egiptu posiłkowałam się z jednej strony utrwalonymi w europejskiej świadomości stereotypami na temat świata arabskiego, z drugiej – własnymi doświadczeniami z poprzednich wizyt w krajach muzułmańskich. I się na tym przewiozłam srogo.

Podczas pobytu w Turcji i Tunezji na każdym kroku spotykałam kobiety w chustach – nie budziły jednak mojego zdumienia, bo były to przeważnie dziewczyny zadbane i modnie ubrane. Nakrycie głowy ich nie szpeciło, chociaż czasami podnosiło mi się ciśnienie na widok niewiasty odzianej w drogie i markowe ciuchy połączone z jarmarczną, kwiecistą chuściną, godną przekupy na targu. Ale w końcu to ich religia, tradycja, kultura – wiadomo. Że generalnie muzułmanki są w swoich krajach dyskryminowane, choćby nie wiem jak wiele było od tego wyjątków i zapewnień ze strony znawców – też wiadomo. Dla przykładu w Turcji byłam świadkiem, jak sprzedawca na ulicznym bazarze prawie pobił swoją żonę, struchlałą kobiecinę w chuście, bo akurat zdenerwowały go klientki [nawiasem mówiąc, Europejki].

Nastawiałam się więc na muzułmanki w chustach, ciemiężone przez mężów-Arabów, niemniej prowadzące w miarę normalny tryb życia, często na wzór para-europejski. A tu ZONK! W Egipcie po raz pierwszy w życiu zobaczyłam kobietę zakrytą od stóp do głów – w co najmniej trzech warstwach ubrań, z wąską przegrodą odsłaniającą oczy, w wełnianych skarpetkach i rękawiczkach (sic!). Na plaży, przy hotelowym basenie i porannej kawie, czy podczas wspomnianego rejsu statkiem – były wszędzie. Przeczytać i pooglądać zdjęcia – to jedno. Zobaczyć na własne oczy, w dodatku wielokrotnie – to drugie. Razem wychodzi to trzecie: lekki szok kulturowo-obyczajowy.

W Egipcie niepojętym dla mnie okazał się fakt, że przy jednym stole mogą zasiąść: Egipcjanka odziana po europejsku, Egipcjanka w chuście w stylu arabskim i Egipcjanka całkowicie zakryta czymś, co trochę przypomina nikab (rodzaj zasłony na twarz). Nie do końca rozumiem od czego to zależy: od przekonań religijnych, poczucia tożsamości kulturowej, czy przymusu ze strony członków rodziny? Dlaczego jedna Arabka może swobodnie chodzić w dżinsach i wypić z mężem filiżankę kawy przy stoliku, podczas gdy druga zrobi coś w podobnym stylu, równie swobodnie – ale zakryta. Po powrocie do Polski przeprowadziłam lekki rekonesans. I dalej nie wiem o co chodzi.

W Egipcie, jak w każdym kraju arabskim, kobiety noszą hidżab – tradycyjny muzułmański strój, rodzaj chusty zakrywającej włosy, szyję i ramiona. Islam nakłada bowiem na przedstawicieli obu płci obowiązek skromnego, nieprowokującego ubioru. Rzecz jasna, nakaz ten odnosi się przede wszystkim do kobiet, których seksualność traktowana jest często jak bomba wodorowa, zdolna zdmuchnąć z powierzchni ziemi cały autorytet mężczyzny – ojca, męża, brata. W ekstremalnych przypadkach zmusza się płeć piękną do całkowitego zakrycia ciała, włączając w to twarz, stopy, nawet ręce. Za brak posłuszeństwa grożą surowe kary, a wobec kobiet stosuje się terror – jak w czasie rządów Talibów w Afganistanie, kiedy to zmuszano Afganki do noszenia burek [rodzaj szaty całkowicie zasłaniającej ciało, łącznie z oczami, zakrytymi siatką umożliwiającą widzenie], w ramach zakrojonej na szeroką skalę polityki purdah [tj. uniemożliwiania publicznej obserwacji kobiety]. Szerzej na ten temat pisze hiszpańska dziennikarka Ana Tortajada w swoim reportażu „Zdławiony krzyk”. Reżim Talibów oficjalnie upadł, afgańskie kobiety równie oficjalnie odzyskały pełnię praw, a świat w to oczywiście wierzy – też oficjalnie. W wiadomościach oglądam materiał o wyborach prezydenckich w Afganistanie. Na ekranie trzy Afganki, korzystając z odzyskanego prawa wyborczego, wrzucają swoje głosy do urn. Wszystkie ubrane są w burki.

Wersja zakryta, bez rękawiczekEgipcjanka przy wodopojuEgipcjanka w trzech wersjach

W niektórych krajach muzułmańskich, po części także w Egipcie, kobiety są izolowane od świata zewnętrznego: większość czasu spędzają w domach, w specjalnie wydzielonych częściach, zwanych harimami. Nie mogą kontaktować się z obcymi mężczyznami, przebywają wyłącznie w towarzystwie swojego mahramu, tj. męskich członków rodziny (ojca, męża, brata, kuzyna, teścia itp.). I tak faktycznie jest – podczas rejsu statkiem poznaję nurka-poliglotę [patrz: „Egipt – Nilu dar”, uwagi końcowe], który opowiada mi o swojej rodzinie. Bardzo tradycyjnej. Mohamed oprócz sześciu braci, ma także trzy siostry – wszystkie zakryte od stóp do głów. Pytam, czy zakrywają się dobrowolnie. Niektóre tak, niektóre nie – brzmi enigmatyczna odpowiedź. Siostry Mohameda nigdy nie były w kinie, właściwie nie mogą wychodzi same z domu. Wszystkie wyszły za mąż za dalekich krewnych. Zgodnie z tradycją egipska kobieta nie może bowiem zostać małżonką kogoś spoza „klanu”. Cała rodzina Mohameda mieszka razem w sześcio poziomowym domu. Wszyscy jego bracia pracują w rodzinnym mieście, Luksorze, i raczej nie wyjeżdżają. Takie porządki wprowadził do rodziny nieżyjący już ojciec Mohameda. – Miał bardzo silną osobowość – dowiaduję się [a resztę sobie dopowiadam]. Po śmierci głowy rodziny nastąpiła „odwilż”. Pewnie dlatego Mohamed, jedyny nieżonaty członek klanu, może swobodnie podróżować. I deklaruje, że ożeni się z miłości – kiedy przyjdzie czas.

Egipskie małżeństwo to wielka inwestycja, formalny kontrakt między rodzinami małżonków [tzw. nikah – kontrakt małżeński]. Aby potencjalny kandydat na męża został zaakceptowany przez krewnych wybranki, musi posiadać: a) stałe dochody (odpowiednio wysokie), b) stałą pracę, c) własne mieszkanie tudzież dom. A że większość młodych Egipcjan powyższych warunków nie spełnia, to odreagowuje [czyt.: leczy budżet i nie tylko] z niewielką pomocą zagranicznych turystek. Nasz luksorski przewodnik-dowcipniś [patrz: Egipt - Hurghada - Morze Czerwone - łabędzie i króliki] próbował nas, europejską ciemnotę, uświadamiać w kwestii relacji Egipcjanka vs Świat.

– Bo wy myślicie, że egipskie dziewczyny są źle traktowane. A to nie jest tak.

Bo egipska dziewczyna jest traktowana, przynajmniej przed sfinalizowaniem umowy małżeńskiej, jak księżniczka. Narzeczony ma wręcz obowiązek obsypać ją złotem – dosłownie. Przyszła panna młoda dostaje w prezencie ślubnym złotą biżuterię o wartości minimum 1500 $ [przewodnik prawie się zapowietrzył, wymieniając sumę i zastrzegając, że często jest ona kilkakrotnie wyższa]. Tzw. mahr, czyli dar ślubny, może być także konkretną sumą pieniędzy (bądź jej równowartością, np. w sprzętach domowych) przekazywaną narzeczonej w formie wiana. To rodzaj zabezpieczenia interesów kobiety na wypadek rozwodu. Jeśli zainicjuje go mężczyzna, małżonka zachowuje wszystkie dary, które od niego otrzymała [analogicznie: musi zwrócić mahr, jeśli sama wystąpiła o rozwód]. Eks-mąż zostaje zatem, jak tłumaczy nam rozemocjonowany przewodnik, z niczym. – To egipscy mężczyźni są biedni – podsumowuje, wypuszczając ze świstem powietrze.

Egipcjanka-nurekEgipcjanka-nurek

Wracając do Egiptu i mojej konsternacji z nim związanej: nie dziwi mnie to, jak się tam traktuje kobiety i w jak dużym stopniu zakrywają ciało. Dziwi mnie brak konsekwencji. Ich – Egipcjanek – tok myślenia i zasady, którymi się kierują. Widzę zakrytą kobietę na statku – myślę: musi pochodzić z bardzo tradycyjnej rodziny, musi być bardzo religijna, a skoro mąż pozwala jej na tego typu eskapady, to pewnie zakrywa ciało dobrowolnie, chcąc podkreślić własną tożsamość kulturową. Lecz cóż widzę: Egipcjanka najpierw spaceruje po pokładzie, potem ustawia się przy burcie i zaczyna pozować do zdjęć mężowi, wyginając się w dziwaczne pozy. Podnosi jedną nogę, potem drugą. Cały czas gaworzy ochoczo z arabskim kamerzystą i puszcza mu zalotnie oczko zza czerwonej chusty. Wszędzie jej pełno. Nagle, nie wiedzieć czemu, zdejmuje skarpetki, ukazując pokryte brązową henną stopy. Wchodzi do wody w pełnym stroju [trzy warstwy ubrań + chusta], zakładając dodatkowo płetwy, kapok i gogle do snorklingu (sic!). Ale chcąc zjeść posiłek, jak gdyby nigdy nic, odchyla chustę do tyłu i pokazuje całą twarz bandzie cudzoziemców w kostiumach kąpielowych. Gdy potem dostaje choroby morskiej, powtarza numer z chustą, żeby z godnością zwymiotować za burtę (sic!). Ja tu konsekwencji nie widzę za grosz.

A może po prostu europejskie pojęcie konsekwencji nie mieści się w granicach wytyczonych w ciągu tysiącleci przez muzułmańskich proroków? Konsekwencja konsekwencji nierówna.

Katarzyna Frukacz
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.