Kącik poezji > Kalendarz poetycki

Kalendarz poetycki – październik

Octobre Les feuilles des bois sont rouges et jaunes; La forêt commence à se dégarnir; L'on se dit déjà: l'hiver va venir, Le morose hiver de nos froides zones. Sous le vent du nord tout va se ternir... Il ne reste plus de vert que les aulnes, Et que les sapins dont les sombres cônes Sous les blancs frimas semblent rajeunir. Plus de chants joyeux! plus de fleurs nouvelles! Aux champs moissonnés les lourdes javelles Font sous leur fardeau crier les essieux. Un brouillard dormant couvre les savanes; Les oiseaux s'en vont, et leurs caravanes Avec des cris sourds passent dans les cieux!Louis-Honoré Fréchette

Październik

Październik Liście drzew w czerwonych i żółtych odcieniach, Las się zaczyna rozbierać, Mówią, że zima poczęła już napierać, Ponura zima na naszych mroźnych ziemiach. W północnym wietrze wszystko jest przyćmione, Nic zielonego nie zostało już w lesie olszanym I ciemnych szyszek nie widać też w jodlanym, Pod białym szronem wydają się być odmłodzone. Więcej wesołych pieśni! Więcej nowin ukwieconych Na polach z dorodnych zbóż wykoszonych W ciężkich osi kosiarek odgłosach. Uśpiona mgła obejmuje sawanny, Ptaki odlatują i ich karawany Z krzykiem tłumionym unoszą się w niebiosa.tłum. Ryszard Mierzejewski

October The month of carnival of all the year, When Nature lets the wild earth go its way And spend whole seasons on a single day. The spring-time holds her white and purple dear; October, lavish, flaunts them far and near; The summer charily her reds doth lay Like jewels on her costliest array; October, scornful, burns them on a bier. he winter hoards his pearls of frost in sign Of kingdom: whiter pearls than winter knew, Or Empress wore, in Egypt's ancient line, October, feasting 'neath her dome of blue, Drinks at a single draught, slow filtered through Sunshiny air, as in a tingling wine!Helen Hunt Jackson

Październik Miesiąc, kiedy karnawał całego roku wciąż trwa, A przyroda pozwala dzikiej ziemi sobie chodzić I jeden pojedynczy dzień całym sezonem wypełnić. A czas wiosny to jej kochana barwa biało-purpurowa; Październik, hojny, paraduje daleko i blisko; Lato miłosiernie ukazuje jego czerwoności, Niczym klejnotów swoich kosztowności; Październik z pogardą rozpala nimi ognisko. Zima gromadzi swoje mroźne perły jako symbole Królestwa: te perły bielsze niż zima przypuszczała Czy cesarzowa nosiła w starożytnym egpicie, Październik swoją kopułę niebieską celebruje, Pije drobnymi łykami, powoli sączy i filtruje Przez nasłonecznione powietrze, jak wino cierpkie!tłum. Ryszard Mierzejewski

Matin d'Octobre C'est l'heure exquise et matinale Que rougit un soleil soudain. A travers la brume automnale Tombent les feuilles du jardin. Leur chute est lente. Ou peut les suivre Du regard en reconnaissant Le chêne à sa feuille de cuivre, L'érable à sa feuille de sang. Les dernières, les plus rouillées, Tombent des branches dépouillées: Mais ce n'est pas l'hiver encor. Une blonde lumière arrose La nature, et, dans l'air tout rose, On croirait qu'il neige de l'or.François Coppée

Poranek październikowy Są wspaniałe godziny poranne, Gdy nagle czerwieni się słońce. A poprzez gęste mgły jesienne W ogrodzie opadają liście. Opadają powoli. Albo można je Dostrzec, kiedy się rozpoznaje Jego listowie miedziane i klonu krwiste listowie. Ostatnie, z najbardziej zrudziałych Opadają z gałęzi ogołociałych: Ale to jeszcze nie zimy zaloty. Wokół spływają jasne światła, Przyroda w powietrzu cała różowa, Można by myśleć, że to śnieg złoty.tłum. Ryszard Mierzejewski

Отрывок Октябрь - месяц грусти и простуд, а воробьи - пролетарьят пернатых - захватывают в брошенных пенатах скворечники, как Смольный институт. И вороньe, конечно, тут как тут. Хотя вообще для птичьего ума понятья нет страшнее, чем зима, куда сильней страшится перелета наш длинноносый северный Икар. И потому пронзительное „карр!” звучит для нас как песня патриота.Josif Brodski / Иосиф Бродский

Fragment Październik - miesiąc smutku i przeziębień, a wróble - proletariat upierzonych - zagarniają w penatach porzuconych domki dla szpaków, jak Smolny Instytut. I wronie, oczywiście, tu jak tu. Chociaż w ogóle dla umysłu ptasiego nie ma nic od zimy straszniejszego, gdzie bardziej przerażające przeloty jest nasz długonosy północny Ikar. I dlatego przejmujące „karr!” brzmi dla nas jak pieśń patrioty.tłum. Ryszard Mierzejewski

Октябрьская песня Чучело перепелки стоит на каминной полке. Старые часы, правильно стрекоча, радуют ввечеру смятые перепонки. Дерево за окном — пасмурная свеча. Море четвертый день глухо гудит у дамбы. Отложи свою книгу, возьми иглу; штопай мое белье, не зажигая лампы: от золота волос светло в углу.Josif Brodski / Иосиф Бродский

Pieśń październikowa Wypchane przepiórki stoją na kominku. Stary zegar miarowo terkocze, cieszy wieczorem zmięte bębenki w uszach. Za oknem drzewo – posępna świeca. Czwarty dzień morze głucho buczy przy zaporze. Odłóż swoją książkę, weź igłę; ceruj moją bieliznę, nie zapalając lampy: od złotych włosów światło w kącie.tłum. Ryszard Mierzejewski

The Clear Air of October I can see outdoors the gold wings without birds Flying around, and the wells of cold water Without walls standing eighty feet up in the air, I can feel the crickets' singing carrying them into the sky. I know these shadows are falling for hundreds of miles, Crossing lawns in tiny towns, and the doors of Catholic churches; I know the horse of darkness is riding fast to the east, Carrying a thin man with no coat. And I know the sun is sinking down great stairs, Like an executioner with a great blade walking into a cellar, And the gold animals, the lions, and the zebras, and the pheasants, Are waiting at the head of the stairs with robbers' eyes.Robert Bly

Czyste powietrze października Mogę widzieć na zewnątrz złote skrzydła bez ptaków Latające wokół i studnie zimnej wody Bez ścian wysokich na osiemdziesiąt stóp, Mogę czuć śpiew świerszczy unoszących się ku niebu. Wiem, że te cienie padają na sto mil, Przejeżdżając przez trawniki maleńkich miast i drzwi kościołów katolickich; Wiem, że koń ciemności podąża szybko na wschód, Przenosząc szczupłego mężczyznę bez płaszcza. I wiem, że słońce zachodzi za wielkimi schodami, Jak kat z wielkim ostrzem wchodzący do celi, I złote zwierzęta, lwy i zebry, i bażanty, Czekające na szczycie schodów ze zbójeckim wzrokiem.tłum. Ryszard Mierzejewski

October När skall jag se dig åter, käre? Sista gången: kvällen mörk av höstregn. Då kom du där i bleka lyktljuset under valnötsträdens stora glesa blad - strax, strax mitt hjärta sade mig... Kring munnen brådmoget allvarlig var lekfullt dämpat skämt, dock knappast glad du syntes mig; arm om halsen på din vän, och handen föll med sina fina trötta fingrar över hans skuldra. Så du gick; Ah din gång, var skall jag finna ord svävande, ord tillräckligt lätta för knäts mjuka böjning, smala runda låret, gossefina vadens ljusa veka linjeVilhelm Ekelund

Październik Kiedy cię znów zobaczę, kochana? Ostatnim razem: był wieczór ciemny od jesiennego deszczu. Więc przyszłaś tu w bladym świetle latarni pod duże, rzadkie liście drzewa orzechowego - za chwilę, za chwilę - mówiło mi moje serce... Wokół ust przedwcześnie poważny figlarnie tłumiony uśmiech, mimo, że troszkę beztroska, jesteś dla mnie syntezą, ramionami na szyi mojego przyjaciela i dłońmi, które spadły zmęczonymi palcami nad jego barkiem. Tak chodziłaś, ach, twój chód, gdzie znajdę ogólne słowo, słowo wystarczająco lekkie, aby ugiąć miękko kolana, małe krągłe uda, delikatne chłopięce łydki, jasna wąska talia?tłum. Ryszard Mierzejewski

Octobre Avec, sur l’épaule, ses nocturnes corbeaux - et le baiser, autour des seins, de ses roses dernières, la madone des soirs surgit au coin du bois. Et les flûtes pleurent et les hautbois et les cors d’or dans les échos des bois pleurent. Et les appels de cloche à cloche s’entre-cognent de village à village, sur les oches; et les bêtes dans les fermes bousculent leurs chocs d’abois contre les murs du crépuscule. Et sur la plaine infiniment d’automne prennent l’essor les lourds corbeaux de la madone. La madone des bois d’automne, avec ses crins feuillus et roux et ses manteaux bordés de houx, la madone des soirs et des tempêtes règle la chute et le courroux - rostres ouverts - des corbeaux fous. Comme des paons de braise ouvrant leurs queues les feux, là-bas, brûlent au fond des âtres et dessinent aux murs de plâtre des attitudes en ombres bleues, quelques fermiers, les pieds croisés dessous leur banc, fument et se taisent paisiblement, leur face en or tournée aux flammes; et seul s’entend le va-et-vient des femmes, en sabots lourds, autour des tables, et le pesant et lent mâchonnement des bœufs couchés dans les étables. La madone des soirs et des tempêtes commande au vol et aux courroux - rostres ouverts - des corbeaux fous. Les blés dorment au fond des granges, et leurs barbes comme des franges remuent au long des poutres plates: la poussière d’entre les lattes descend sur l’aire et la recouvre; en un grand nid de foin vermeil le chat s’étire et ses griffes s’entr’ouvrent nonchalamment à travers le sommeil. La madone des soirs d’automne éclaire avec de grands flambeaux le vol au loin de ses corbeaux. Sur les routes, vers l’horizon, par leur fenêtre, les chaumières ouvrent les yeux en pleurs de leurs lumières; le vieux village, avec l’église au bout, monte jusqu’au vieux Christ, debout, mains ouvertes, sur sa butte fendue et le silence et la tranquillité, par à travers l’éternité, vers les terreaux couleur de cendre de ses deux mains immensément tendues semblent tomber et se répandre. La madone des soirs et des mirages grandit soudain en cris d’orage et ses corbeaux bruyants et lourds sur les chaumes de bourgs en bourgs ainsi que des marteaux, font rage. Des nuages dont les visages passent, fendus d’un seul éclair; une fuite giflée à travers airs de feuilles d’or et de branchages; un vent qui brasse à mains énormes la cime au loin des chênes et des ormes et brusquement comme un arrêt du ciel entier autour de la forêt. À cet instant fugace et de détente la madone des soirs à ses corbeaux commande. Des troncs, de haut en bas cassés comme si l’or d’un glaive en avait traversé l’écorce encor fumante, éclatent et s’abattent. Des chaumes roux soudainement en feu s’ouvrent par le milieu à la meute passante et volante des flammes qui clament vers l’horizon cuivreux. Le fleuve bout à gros remous contre des caps de limons roux et noue entre eux ses flots de boue; des vols ramants d’oiseaux sont culbutés dans l’eau, la tête en bas, à coups de faulx, et les tanguants navires avec des bruits qui les déchirent, le foc claquant et se gonflant à faux; chavirent. Et c’est ainsi sur terre et fleuve toute la haine qui s’abreuve de la madone en or d’automne et c’est ainsi sur terre et mer l’automne au loin qui, le soir, sonne à clairons noirs le pâle hiver.Émile Verhaeren

Październik Na ramieniu ze swoimi nocnymi krukami i pocałunkiem wokół piersi, jej róż ostatnich dni, madonna wieczoru pojawiła się na skraju lasu. I zapłakały echem trąbki fletu i oboju, i złotych rogów w leśnym łkaniu. Unoszą wezwania, od dzwonu do dzwonu, Od wioski do wioski, do każdego domu. A zwierzęta w zagrodach się przepychają i przerażone w ciemności o ściany obijają. Kiedy jesienią rozległy teren nizinny służy wzlotom ciężkim krukom madonny. Madonna jesiennych lasów ze swą liściastą grzywą czerwonego koloru i w bordowym płaszczu z ostrokrzewu, madonna wieczorów, deszczy i wichrów, panująca nad gniewem i upadkami szalonych kruków z otwartymi dziobami. Jak pawie w ognistych otwartych ogonach, Płomieniach, palących się tam, na dnie kominków I rzucających na biel gipsowych murów kształty i pozy w niebieskich cieniach, jakichś farmerów, nóg skrzyżowanych pod ławą, palących fajki i siedzących w milczeniu, ich twarzy, które po złotym płomieniu wędrują, co tylko podekscytowane kobiety pojmują, ciężkich sabotów postawionych przy stołach i pogrążonych w ciężkim i długim przeżuwaniu wołów, leżących w oborach. Madonna wieczorów, deszczy i wichrów, kierująca gniewem i lotami szalonych kruków z otwartymi dziobami. Zboża śpią na dnie stodoły ze swymi frędzlami niczym brody i poruszają długimi płaskimi belkami, a kurz między listwami opada na klepisko i porzucone gniazda na sianie, kot wystawia pazury wyostrzone, pogrążony leniwie we śnie. Madonna wieczorów jesiennych w świetle wielkich płomieni leci do swych kruków w oddali. Na drogach, po horyzont widocznych, w oknach domów zapalają się światła oczu pełnych łez. Tam stara wioska, z kościołem obok, skąd się wznosi aż do Chrystusa, który przy drodze stoi, z otwartymi dłońmi na pękniętym cokole, a cisza i boska dostojność, poprzez wieczność, na ziemi pokrytej popiołem opadają, a jego dwie dziwnie wyciągnięte ręce, wydają się być złamane, zwisają. Madonna wieczorów i miraży Rośnie nagle w okrzykach burzy i jej hałaśliwe, ciężkie kruki na ścierniskach od wioski do wioski, jak wielkie młoty szaleją. Chmury, których twarze po niebie płyną, rozdzielił jeden samotny błysk światła; spoliczkowana przez powietrze ucieczka złotych liści i gałęzi drzew; wiatr miesza w oddali wielkich rozmiarów rękoma wierzchołki dębów i wiązów i nagłym niespodziewanym wstrzymaniem ucisza wokoło całe niebo nad lasem. W tych krótkich chwilach przemijających madonna wieczorów dla kruków panujących. Pnie drzew połamane nisko na wzgórzach niczym złoty miecz w dawnych latach, jeszcze dymiąca kora, błyszczy i odpada. Nagle czerwona słoma się odkrywa do połowy w ogniu, ruchliwe i latające jej sfory płoną i przemawiają do miedzianego horyzontu. Rzeka błotnista w rwącym strumieniu naprzeciw zwałom brunatnego mułu i bagien między swymi przypływami błota; loty ptaków świergotliwe, koziołkujących po wodzie. łebkami w dół i ciałem wyprostowanym, i kołyszące się statki z donośnymi syrenami, z trzaskającym żaglem, nadymanym sztucznie i przewróconym. Tak też na ziemi i na rzece bywa, że cała ludzka nienawiść spływa do madonny w czas złotej jesieni, tak samo na ziemi, i na morza otchłani, jesienią w oddali, kiedy wieczór brzmi wraz z bladej zimy czarnymi trąbami.tłum. Ryszard Mierzejewski

OSTATNI DZIEŃ PAŹDZIERNIKA Czytam w kolorowym tabloidzie, że pewna młoda piękna wdowa po zmarłym niedawno dużo starszym mężu najbardziej żałuje tego, że w chwili jego śmierci nie mogła go trzymać za rękę. I widzę zaraz śmierć mojego ojca, sprzed szesnastu lat, gdy jego dużo młodsza żona, moja matka, trzymała go mocno za rękę i powtarzała, że najbliżsi mu są właśnie przy nim. Wszyscy mu tego zazdrościli i mówili po pogrzebie: Ten to miał szczęście w życiu do samego końca, rodzina żegnała go z estymą i nawet słońce świeciło mu jak w maju, a był to przecież ostatni dzień października. Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

U SCHYŁKU PAŹDZIERNIKA Mojemu Ojcu w piętnastą rocznicę śmierci W tym dniu było ciepło i pogodnie słońce zdawało się zapomnieć że była już jesień i prażyło bez opamiętania ulice skwery i parki pełne były spacerujących uśmiechniętych twarzy i z pewnością nie był to czas aby umierać ani myśleć o śmierci Ty jednak właśnie w ten przepiękny poranek u schyłku października niemal w wigilię listopadowego święta umierałeś w szpitalu długo i boleśnie i dzisiaj równo po piętnastu latach słońce znów zamieszało nam w porządku pór roku Piętnaście lat bez Ciebie pożółkłych i uschniętych jak liść z październikowego drzewa wirujący samotnie na wietrze jak zmięta kartka papieru w zaciśniętej dłoni która spełniła swoją rolę i nie zapisze już nigdy żadnej myśli Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

PAŹDZIERNIK Moja wiosna rozkwitła jesienią bujną zielenią szumi wokół w czerwieni liści płonie fantazją ponownie dam się otulić kłamstwom pocałunkom i spojrzeniom w oczy i niby to znam i niby wiem jak to się skończy -słaba jestem więc potrzebuje czasami by ktoś pomógł mi kroczyć Brygida Błażewicz

oceń / komentuj

PAŹDZIERNIK Konopnych włókien skręty jak nasz spleciony los leżą skłębione cicho. Nas też nikt nie usłyszy. Można je spalić, bodaj wystarczy wrazić w wosk, a nas można ugasić. Rozplątać i uciszyć. Związuję Twoje ciało, z symetrią plącząc sznur, najzgrabniej węźlę supły, przeciągam i uwieram... W październikowym słońcu, jak owoc słodki ból, wykręca, niesie ulgę, przyciąga i rozbiera... Za oknem krwawi jesień, szeleści liści włos, stukają gałęziami dwa rozebrane drzewa. Samotność wejdzie wszędzie, już wtyka krzywy nos. Zaciskam mocniej pęta i już jej prawie nie ma. Powrozów stara magia odbije urok zły – tak mówił jeszcze dziadek... Już druga. Nie płacz. Śpij... Witold Wieszczek

oceń / komentuj
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.