Kącik poezji > Znani i nieznani – klasycy poezji na świecie

Vachel Lindsay (1879–1931 r.)

Vachel Lindsay (1879–1931 r.) – jeden z najwybitniejszych poetów amerykańskich XX wieku. Urodził się w Springfield w stanie Illinois w rodzinie zamożnego lekarza. Mieszkał w bogatej dzielnicy miasta, naprzeciw domu Johna P. Atgelda – gubernatora stanu, wybitnego polityka demokratycznego, którego podziwiał za poglądy i odwagę cywilną, co znalazło odzwierciedlenie w jednym z jego wczesnych wierszy pt. „The Eagle that is Forgotten” (Orzeł zapomniany), który napisał po przedwczesnej śmierci gubernatora J. P. Atgelda. W latach 1897–1900 studiował medycynę, jednak zawód lekarza wcale go nie interesował. Nie poszedł więc śladami swojego ojca i podjął studia humanistyczne w Art Institute of Chicago, a od 1904 r. kontynuował je w New York School of Art. Miał bardzo szerokie zainteresowania, które obejmowały malarstwo i inne sztuki plastyczne, poezję oraz muzykę. Uważany jest za prekursora współczesnej poezji śpiewanej, a także teoretyka rodzącej się na początku XX wieku sztuki filmowej. Jego książka z 1915 r. „The Art of the Moving Picture” uważana jest za jedną z pierwszych na świecie opracowań z zakresu teorii i estetyki filmu.

Podczas studiów w Nowym Jorku na poważnie zajął się poezją. Od początku podejmował różne niekonwencjonalne próby rozpowszechniania swojej twórczość, na przykład poprzez sprzedawanie wierszy na ulicach miast. Wzorem średniowiecznych trubadurów zaczął jeździć po Stanach Zjednoczonych i śpiewać swoje wiersze. Ten mariaż poezji i muzyki w jego wierszach zaowocował również próbami tworzenia nowej poetyki, stosowania środków wyrazu inspirowanych muzyką, np. wyrazów dźwiękonaśladowczych, tzw. onomatopei. Wzorcowym pod tym względem jest poemat „Congo”, w którym oprócz słów naśladujących bębny plemienne, użył też wyrazów imitujących ludowe śpiewy tubylcze.

Vachel LindsayBył poetą znanym i docenianym. Nie tylko sam tworzył i rozpowszechniał poezję, ale też był mecenasem sztuki i opiekunem wielu artystów. Na uwagę zasługują jego bliskie związki z tak wybitnym poetami amerykańskimi pierwszej połowy XX w. jak czarnoskóry Langston Hughes (1902–1967) czy Sara Teasdale (1874–1933), której się nawet oświadczył i pomimo nieprzyjęcia przez poetkę oświadczyn, pozostała ona jego wielką miłością do końca życia. Pomimo ogromnej popularności i sławy nie był szczęśliwy w życiu prywatnym. Cierpiący przez wiele lat na depresję poeta odebrał sobie życie w 1931 r., w wieku 54 lat. Dwa lata po jego śmierci samobójstwo popełniła Sara Teasdale.

Do najważniejszych książek poetyckich Vachela Lindsaya zalicza się: „Rhymes to be Traded for Bread” (1912), „General William Booth Enters in to Heaven and Other Poems” (1913), „The Congo and Other Poems”(1914), „The Chinese Nihgtingale and Other Poemas (1917) i „Collected Poems of Vachel Lindsay” (1923). W Polsce ukazały się jak dotąd tylko dwa zbiory jego wierszy w wyborze i przekładach Romana Stilera: „Poezje wybrane” (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1978) i „Wiersze wybrane” (Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979). Moje przekłady ukazują się po raz pierwszy.

Ryszard Mierzejewski

The Wedding of the Rose and the Lotos The wide Pacific waters And the Atlantic meet. With cries of joy they mingle, In tides of love they greet. Above the drowned ages A wind of wooing blows: — The red rose woos the lotos, The lotos woos the rose... The lotos conquered Egypt. The rose was loved in Rome. Great India crowned the lotos: (Britain the rose's home). Old China crowned the lotos, They crowned it in Japan. But Christendom adored the rose Ere Christendom began... The lotos speaks of slumber: The rose is as a dart. The lotos is Nirvana: The rose is Mary's heart. The rose is deathless, restless, The splendor of our pain: The flush and fire of labor That builds, not all in vain... The genius of the lotos Shall heal earth's too-much fret. The rose, in blinding glory, Shall waken Asia yet. Hail to their loves, ye peoples! Behold, a world-wind blows, That aids the ivory lotos To wed the red red rose!Vachel Lindsay

Zaślubiny róży i lotosu Szerokie wody Pacyfiku I Atlantyku się spotykają, Mieszają z okrzykami radości I czule pozdrawiają. Nad zatopionymi wiekami Zalotny wiatr wieje: Czerwona róża uwodzi lotosa, A lotos uwodzi różę... Lotos zawojował Egipt, Róża była w Rzymie zakochana. Wielkie Indie koronowały lotosa: (Domem róży była Brytania). Stare Chiny koronowały lotosa, Koronowały go w Japonii. Ale chrześcijaństwo adorowało różę, To były chrześcijańskiej ery początki... Lotos mówi przez sen: Róża kolcami kłuje. Lotos jest nirwaną: Róża to jest Marii serce. Róża jest nieśmiertelna, bezsenna, Jest wspaniałością naszego bólu: Rozkwitem i ogniem pracy, To buduje, ale nie bez powodu... Geniusz lotosu Uzdrowi zbyt niespokojną ziemię. Róża w oślepiającej chwale Obudzi jeszcze Azję. Powitajcie ich miłość, wy, ludzie! Patrzcie, światowy wiatr wieje, Pomaga kości słoniowej lotosu Poślubić czerwoną, czerwoną różę!tłum. Ryszard Mierzejewski

The Eagle that is Forgotten John P. Altgeld, Born. Dec. 30, 1847; died March, 12, 1902 Sleep softly ... eagle forgotten ... under the stone. Time has its way with you there, and the clay has its own. "We have buried him now," thought your foes, and in secret rejoiced. They made a brave show of their mourning, their hatred unvoiced. They had snarled at you, barked at you, foamed at you, day after day. Now you were ended. They praised you ... and laid you away. The others, that mourned you in silence and terror and truth, The window bereft of her crust, and the boy without youth, The mocked and the scorned and the sounded, the lame and the poor, That should have remembered forever, ... Remember no more. Where are those lovers of yours, on what name do they call, The lost, that in armies wept over your funeral pall? They call on the names of a hundred high-valiant ones, A hundred white eagles have risen, the sons of your sons, The zeal in their wings is a zeal that your dreaming began. The valor that wore out your soul in the service of man. Sleep softly ... eagle forgotten... under the stone. Time has its way with you there, and the clay has its own. Sleep on, O brave-hearted, O wise man that kindled the flame -- To live in mankind is far more than to live in a name, To live in mankind, far, far more than ... to live in a name Vachel Lindsay

Orzeł zapomniany John P. Altgeld, ur. 30 grudnia 1847 r. zm. 12 marca 1902 r. Śpij w ciszy... orle zapomniany... z kamieniem nad głową. Czas jest tam po drodze z tobą i glinę masz własną. „Teraz go pogrzebaliśmy”, pomyśleli twoi wrogowie, tłumiąc oznaki radości. Odegrali odważny pokaz swojej żałoby i niewypowiedzianej nienawiści. Warczeli przy tobie, kołysali cię, pienili się przy tobie, dzień po dniu. Teraz jest już koniec z tobą. Chwalili cię... i położyli cię na odludziu. Inni opłakują cię w milczeniu, niepokoju i prawdziwości, Okno pozbawione swojej osłony i chłopiec bez młodości, Wyśmiani i pogardzani, hałaśliwi, leniwi i zazdroszczący bogatym, Powinni zapamiętać na zawsze... Zapamiętać, nic poza tym. Gdzie są te twoje kochanki, jakie imię wywołały one, Płacząc w ramionach na twoim pogrzebie, zagubione? Wywołały setki imion mężczyzn znanych z dzielnych czynów Setki białych orłów wzleciały ku niebu, synów waszych synów. Zapał w ich skrzydłach, o którym twoja dusza marzyła I męstwo, jakie wyczerpała, kiedy innym ludziom służyła. Śpij cicho... orle zapomniany... z kamieniem nad głową. Czas jest tam po drodze z tobą i glinę masz własną. Śpij, odważny, serdeczny, mądry człowieku, który zapalił ogień. Aby żyć wśród ludzi, to o wiele więcej, niż żyć jak nazwa, Aby żyć wśród ludzi, to o wiele więcej, niż... żyć jak nazwa.tłum. Ryszard Mierzejewski

Sweet Briars of the Stairways We are happy all the time Even when we fight: Sweet briars of the stairways, Gay fairies of the grime; We, who are playing to-night. - „Our feet are in the gutters, Our eyes are sore with dust, But still our eyes are bright. The wide street roars and mutters - We know it works because it must - We, who are playing to-night! - „Dirt is everlasting. We never, never fear it. Toil is never ceasing. We will play until we near it. Tears are never ending. When once real tears have come; - „When we see our people as they are - Our fathers - broken, dumb - Our mothers - broken, dumb - The weariest of women and of men; Ah - then our eyes will lose their light - Then we will never play again - We, who are playing to-night.”Vachel Lindsay

Słodkie dzikie róże schodów Cały czas jesteśmy szczęśliwi Nawet, gdy jesteśmy pochłonięci walką Słodkie dzikie róże schodów Z brudu wesołe wróżki. My, którzy gramy dziś nocą. - „W ściekach trzymamy nasze nogi, Od kurzu bolą nas oczy, Ale wciąż jasno lśnią. Rozległe uliczne wrzaski i pomruki - Wiemy, jak to działa, ponieważ musimy - My, którzy gramy dziś nocą! - „Brud jest wieczny. Nigdy, nigdy nie lękamy się go. Trud nigdy się nie skończy. Będziemy grać do upadłego. Łzy nigdy się nie skończą. Gdy raz naprawdę przyszły. - „Kiedy widzimy naszych bliskich, którzy są Naszymi ojcami – załamanymi, milczącymi - Naszymi matkami – załamanymi, milczącymi, Najbardziej zniszczonych mężczyzn i kobiety, Ach, wtedy nasze oczy swój blask tracą - Już nigdy więcej nie zagramy - My, którzy gramy dziś nocą.”tłum. Ryszard Mierzejewski

How A Little Girl Sang Ah, she was music in herself, A symphony of joyousness. She sang, she sang from finger tips, From every tremble of her dress. I saw sweet haunting harmony, An ecstasy, an ecstasy, In that strange curling of her lips, That happy curling of her lips. And quivering with melody Those eyes I saw, that tossing head. And so I saw what music was, Tho' still accursed with ears of lead. Vachel Lindsay

Jak mała dziewczynka śpiewała Ach, ona była muzyką sama w sobie, Symfonią radości, Śpiewała, śpiewała z koniuszków palców, Z każdego drgnięcia jej sukni, Widziałem słodką harmonię nawiedzającą. Uniesienie, uniesienie, Z tych dziwnych skręconych jej ust grymasów, Tych szczęśliwych skręconych jej ust grymasów I drżenia z melodią Tych oczu, które widziałem w podrzucanej głowie. I widziałem też, jaka to była muzyka, Ty wciąż przeklęty z oczami dyrygenta.tłum. Ryszard Mierzejewski

Caught in a Net Upon her breast her hands and hair Were tangled all together. The moon of June forbade me not - The golden night time weather In balmy sighs commanded me To kiss them like a feather. Her looming hair, her burning hands, Were tangled black and white. My face I buried there. I pray - So far from her to-night - For grace, to dream I kiss her soul Amid the black and white. Vachel Lindsay

Złowiona w sieci Na jej piersiach ręce i włosy Były ze sobą splątane. Nie zabronił mi czerwcowy księżyc - Tej złotej nocy w te chwile pogodne I kojącym westchnieniem rozkazał mi Pocałować je jak piórka delikatne. Jej wynurzone włosy, jej płonące ręce Były splątane jak czarne i białe nici. Moja twarz tam spłonęła. Modlę się, Mając wciąż w pamięci noc tamtą - Dla łaski, aby marzyć, że całuję jej duszę Pomiędzy czernią a bielą.tłum. Ryszard Mierzejewski

SWEETHEARTS OF THE YEAR Sweetheart Spring Our Sweetheart, Spring, came softly, Her gliding hands were fire, Her lilac breath upon our cheeks Consumed us with desire. By her our God began to build, Began to sow and till. He laid foundations in our loves For every good and ill. We asked Him not for blessing, We asked Him not for pain - Still, to the just and unjust He sent His fire and rain. Sweetheart Summer We prayed not, yet she came to us, The silken, shining one, On Jacob's noble ladder Descended from the sun. She reached our town of Every Day, Our dry and dusty sod - We prayed not, yet she brought to us The misty wine of God. Sweetheart Autumn The woods were black and crimson, The frost-bit flowers were dead, But Sweetheart Indian Summer came With love-winds round her head. While fruits God-given and splendid Belonged to her domain: Baskets of corn in perfect ear And grapes with purple stain, The treacherous winds persuaded her Spring Love was in the wood Altho' the end of love was hers - Fruition, Motherhood. Sweetheart Winter We had done naught of service To win our Maker's praise. Yet Sweetheart Winter came to us To gild our waning days. Down Jacob's winding ladder She came from Sunshine Town, Bearing the sparkling mornings And clouds of silver-brown; Bearing the seeds of Springtime. Upon her snowy seas Bearing the fairy star-flowers For baby Christmas trees. Vachel Lindsay

UKOCHANE ROKU Ukochana Wiosna Nasza ukochana, wiosna, przyszła cicho, Jej śliskie dłonie były ogniem, Jej liliowy oddech na naszych policzkach Żywił się naszym pragnieniem. Przez nią nasz Bóg zaczął budować, Zaczął siać i uprawiać ziemię. Położył fundamenty pod nasze miłości, Dla każdego to, co dobre i to, co złe. Poprosiliśmy Go o błogosławieństwo, Nie prosiliśmy o cierpienia - A On do sprawiedliwych i niesprawiedliwych Wysłał jeszcze swoje dary deszczu i ognia. Ukochane Lato Nie modliliśmy się, jednak przyszła do nas, Ta pora roku jedwabista i lśniąca, Po wzniosłej drabinie Jakuba Zeszła do nas ze słońca. Docierała do naszego miasta każdego dnia, I była jak sucha zakurzona droga - Nie modliliśmy się, jednak przyszła do nas, Jak mgliste wino Boga. Ukochana Jesień Lasy były ciemne i purpurowe, Zamarznięte części kwiatów umarły, Ale przyszło Ukochane Indiańskie Lato Z miłosnym wiatrem wokół swojej głowy. Podczas gdy owoce, te dane przez Boga, I te wspaniałe, były jej własnością, Kosze z doskonałym uchem pełne kukurydzy I winogrona z purpurową skórką. Zdradliwe wiatry przekonały ją, że Wiosenna Miłość to były w lesie spędzone noce I chociaż w tej postaci już się skończyła, To w macierzyństwie wydała swoje owoce. Ukochana Zima Niczego nie dokonaliśmy, Aby chwałę naszego Twórcy wygrać. Jednak Ukochana Zima przyszła do nas, Aby dni naszego oczekiwania upiększać. Po wzniosłej drabinie Jakuba Zeszła z miasta słonecznego, Niosąc lśniące poranki I chmury koloru brązowo-srebrnego. Niosąc też nasiona na czas Wiosny Przez zaś zaśnieżone morza I bajeczne gwiazdy-kwiaty dla dzieci Na bożonarodzeniowe drzewka.tłum. Ryszard Mierzejewski

Beyond the Moon Written to the Most Beautiful Woman in the World My Sweetheart is the TRUTH BEYOND THE MOON, And never have I been in love with Woman, Always aspiring to be set in tune With one who is invisible, inhuman. O laughing girl, cold TRUTH has stepped between, Spoiling the fevers of your virgin face: Making your shining eyes but lead and clay, Mocking your brilliant brain and lady's grace. TRUTH haunted me the day I wooed and lost, The day I wooed and won, or wooed in play: Tho' you were Juliet or Rosalind, Thus shall it be, forever and a day. I doubt my vows, tho' sworn on my own blood, Tho' I draw toward you weeping, soul to soul, I have a lonely goal beyond the moon; Ay, beyond Heaven and Hell, I have a goal! Vachel Lindsay

Za księżycem Napisane dla najpiękniejszej kobiety na świecie Moja ukochana jest PRAWDĄ ZA KSIĘŻYCEM, A ja nigdy nie kochałem kobiety, Zawsze do pozostania w harmonii dążyłem Z kimś, kto był nieludzki i niewidzialny. O, roześmiana dziewczyna, zimna PRAWDA przeszła obok, Z płonącym rumieńcem na dziewiczej twarzy: Twoje oczy zrobiły się lśniące, ale ołowiane i trupio blade, Szydząc z twojego wspaniałego umysłu i uroku damy. PRAWDA w tym dniu mnie nawiedziła, zalecałem się i straciłem, W tym dniu zalecałem się i wygrałem, lub zalecałem się w grze: Ty byłaś Julią albo Rozalindą, Tak ten dzień pozostanie na zawsze. Wątpię w moje przyrzeczenia, ty przysięgałaś na moją krew, Ty i ja zwracaliśmy się do siebie, płacząc, dusza do duszy, Ja mam samotny cel za księżycem, Ach, za Niebem i Piekłem, mam mój cel samotny!tłum. Ryszard Mierzejewski

A Net to snare the Moonlight (What the Man of Faith said) The dew, the rain and moonlight All prove our Father's mind. The dew, the rain and moonlight Descend to bless mankind. Come, let us see that all men Have land to catch the rain, Have grass to snare the spheres of dew, And fields spread for the grain. Yea, we would give to each poor man Ripe wheat and poppies red, — A peaceful place at evening With the stars just overhead: A net to snare the moonlight, A sod spread to the sun, A place of toil by daytime, Of dreams when toil is done. Vachel Lindsay

Sieć do łapania światła księżyca (Co powiedział Człowiek Wiary) Rosa, deszcz i światło księżyca Wszystko dowodzi umysłu naszego Ojca. Roso, deszczu i świetle księżyca, Zejdźcie, aby błogosławić świat człowieka. Przyjdźcie, zobaczmy, że wszyscy ludzie Aby mieć ziemię, deszcz chwytają, Aby mieć trawę, łowią krople rosy I na polach ziarno rozrzucają. Nawet moglibyśmy dać każdemu biedakowi Maki czerwone i pszenicę dojrzałą, Spokojne miejsce do odpoczynku wieczorem Z gwiazdami tuż nad jego głową. Sieć do łapania światła księżyca, Na słońcu rozłożony skrawek trawy, Miejsce ciężkiej pracy na dzień I marzeń, kiedy będzie już po pracy.tłum. Ryszard Mierzejewski

The Rose of Midnight (What the Gardener's Daughter said) The moon is now an opening flower, The sky a cliff of blue. The moon is now a silver rose; Her pollen is the dew. Her pollen is the mist that swings Across her face of dreams: Her pollen is the April rain, Filling the April streams. Her pollen is eternal life, Endless ambrosial foam. It feeds the swarming stars and fills Their hearts with honeycomb. The earth is but a passion-flower With blood upon his crown. And what shall fill his failing veins And lift his head, bowed down? This cup of peace, this silver rose Bending with fairy breath Shall lift that passion-flower, the earth A million times from Death! Vachel Lindsay

Róża północy (Co powiedziała córka ogrodnika) Księżyc jest teraz kwiatem otwarcia, Niebo niebieskim urwiskiem. Księżyc jest srebrną różą, A rosa jej kwietnym pyłkiem. Jej pyłek jest taką zamgloną huśtawką, A na jej twarzy rysuje się marzenie. Jej pyłek jest deszczem kwietniowym, Który wypełnia kwietniowe strumienie. Jej pyłek jest wiecznym życiem, Pianką ambrozji płynącą bez końca. Ona żywi gwiazdy na niebie i wypełnia Plastrami miodu ich serca. Ziemia jest zaś kwiatem namiętności Z zakrwawioną koroną. A co wypełni jej żyły I uniesie głowę schyloną? Ta filiżanka pokoju, ta srebrna róża, Wygięta, jak wróżka oddychając, Uniesie ten kwiat namiętności, ziemię, Milion razy od śmierci wybawiając!tłum. Ryszard Mierzejewski

CONGO (A Study of the Negro Race) Part I. Their Basic Savagery Fat black bucks in a wine-barrel room, Barrel-house kings, with feet unstable, Sagged and reeled and pounded on the table, (A deep rolling bass) Pounded on the table, Beat an empty barrel with the handle of a broom, Hard as they were able, Boom, boom, BOOM, With a silk umbrella and the handle of a broom, Boomlay, boomlay, boomlay, BOOM. THEN I had religion, THEN I had a vision. I could not turn from their revel in derision. THEN I SAW THE CONGO, CREEPING THROUGH THE BLACK, (More deliberate. Solemnly chanted) CUTTING THROUGH THE FOREST WITH A GOLDEN TRACK. Then along that riverbank A thousand miles Tattooed cannibals danced in files; Then I heard the boom of the blood-lust song And a thigh-bone beating on a tin-pan gong. (A rapidly piling climax of speed & racket) And „BLOOD” screamed the whistles and the fifes of the warriors, „BLOOD” screamed the skull-faced, lean witch-doctors, „Whirl ye the deadly voo-doo rattle, Harry the uplands, Steal all the cattle, Rattle-rattle, rattle-rattle, Bing. Boomlay, boomlay, boomlay, BOOM,” A roaring, epic, rag-time tune. (With a philosophic pause) From the mouth of the Congo To the Mountains of the Moon. Death is an Elephant, Torch-eyed and horrible, (Shrilly and with a heavily accented metre) Foam-flanked and terrible. BOOM, steal the pygmies, BOOM, kill the Arabs, BOOM, kill the white men, HOO, HOO, HOO. Listen to the yell of Leopold's ghost (Like the wind in the chimney) Burning in Hell for his hand-maimed host. Hear how the demons chuckle and yell Cutting his hands off, down in Hell. Listen to the creepy proclamation, Blown through the lairs of the forest-nation, Blown past the white-ants' hill of clay, Blown past the marsh where the butterflies play: „Be careful what you do, Or Mumbo-Jumbo, God of the Congo, (All the „o” sounds very golden. Heavy accents very heavy. Light accents very light. Last line whispered) And all of the other Gods of the Congo, Mumbo-Jumbo will hoo-doo you, Mumbo-Jumbo will hoo-doo you, Mumbo-Jumbo will hoo-doo you.” Part II. Their Irrepressible Hiht Spitits Wild crap-shooters with a whoop and a call (Rather shrill and high) Danced the juba in their gambling-hall And laughed fit to kill, and shook the town, And guyed the policemen and laughed them down With a boomlay, boomlay, boomlay, BOOM. THEN I SAW THE CONGO, CREEPING THROUGH THE BLACK, (Read exactly as in first section) CUTTING THROUGH THE FOREST WITH A GOLDEN TRACK. A negro fairyland swung into view, (Lay emphasis on the delicate ideas. Keep as light-footed as possible) A minstrel river Where dreams come true. The ebony palace soared on high Through the blossoming trees to the evening sky. The inlaid porches and casements shone With gold and ivory and elephant-bone. And the black crowd laughed till their sides were sore At the baboon butler in the agate door, And the well-known tunes of the parrot band That trilled on the bushes of that magic land. A troupe of skull-faced witch-men came (With pomposity) Through the agate doorway in suits of flame, Yea, long-tailed coats with a gold-leaf crust And hats that were covered with diamond-dust. And the crowd in the court gave a whoop and a call And danced the juba from wall to wall. But the witch-men suddenly stilled the throng (With a great deliberation and ghostliness) With a stern cold glare, and a stern old song: „Mumbo-Jumbo will hoo-doo you.... Just then from the doorway, as fat as shotes, (With overwhelming assurance, good cheer, and pomp) Came the cake-walk princes in their long red coats, Canes with a brilliant lacquer shine, And tall silk hats that were red as wine. And they pranced with their butterfly partners there, (With growing speed and sharply marked dance-rhythm) Coal-black maidens with pearls in their hair, Knee-skirts trimmed with the jassamine sweet, And bells on their ankles and little black-feet. And the couples railed at the chant and the frown Of the witch-men lean, and laughed them down. (O rare was the revel, and well worth while That made those glowering witch-men smile.) The cake-walk royalty then began To walk for a cake that was tall as a man To the tune of “Boomlay, boomlay, BOOM,” While the witch-men laughed, with a sinister air, (With a touch of negro dialect, and as rapidly as possible toward the end) And sang with the scalawags prancing there: „Walk with care, walk with care, Or Mumbo-Jumbo, God of the Congo, And all the other Gods of the Congo, Mumbo-Jumbo will hoo-doo you. Beware, beware, walk with care, Boomlay, boomlay, boomlay, boom. Boomlay, boomlay, boomlay, boom. Boomlay, boomlay, boomlay, boom. Boomlay, boomlay, boomlay, BOOM.” Oh rare was the revel, and well worth while (Slow philosophic calm) That made those glowering witch-men smile. III. The Hope of their Religion A good old negro in the slums of the town (Heavy bass. With a literal imitation of camp-meeting racket, and trance) Preached at a sister for her velvet gown. Howled at a brother for his low-down ways, His prowling, guzzling, sneak-thief days. Beat on the Bible till he wore it out Starting the jubilee revival shout. And some had visions, as they stood on chairs, And sang of Jacob, and the golden stairs, And they all repented, a thousand strong From their stupor and savagery and sin and wrong And slammed with their hymn books till they shook the room With „glory, glory, glory”, And „Boom, boom, BOOM”. THEN I SAW THE CONGO, CREEPING THROUGH THE BLACK, (Exactly as in the first section) CUTTING THROUGH THE FOREST WITH A GOLDEN TRACK. And the gray sky opened like a new-rent veil And showed the Apostles with their coats of mail. In bright white steel they were seated round And their fire-eyes watched where the Congo wound. And the twelve Apostles, from their thrones on high Thrilled all the forest with their heavenly cry: „Mumbo-Jumbo will die in the jungle; (Sung to the tune of „Hark, ten thousand harps and voices”) Never again will he hoo-doo you, Never again will he hoo-doo you.” Then along that river, a thousand miles (With growing deliberation and joy.) The vine-snared trees fell down in files. Pioneer angels cleared the way For a Congo paradise, for babes at play, For sacred capitals, for temples clean. Gone were the skull-faced witch-men lean. There, where the wild ghost-gods had wailed A million boats of the angels sailed With oars of silver, and prows of blue And silken pennants that the sun shone through. ’Twas a land transfigured, ’twas a new creation. Oh, a singing wind swept the negro nation And on through the backwoods clearing flew: „Mumbo-Jumbo is dead in the jungle. (To the tune of „Hark, ten thousand harps and voices”) Never again will he hoo-doo you. Never again will he hoo-doo you. Redeemed were the forests, the beasts and the men, And only the vulture dared again By the far, lone mountains of the moon To cry, in the silence, the Congo tune: „Mumbo-Jumbo will hoo-doo you, (Dying off into a penetrating, terrified whisper) Mumbo-Jumbo will hoo-doo you. Mumbo ... Jumbo ... will ... hoo-doo ... you”.Vachel Lindsay

KONGO (Studium murzyńskiej rasy) Część I. Ich podstawowa dzikość Tłuste czarne dolary w sali, gdzie jest wino i rum, Królowie pijackich tawern na chwiejnych nogach, Obwiśli, zawiani i na stołach zwaleni, (Głęboko dudniący bas) Na stołach zwaleni, W puste baryłki walą kijami Mocno, ile jeszcze mają sił. Bum, bum, BUM. Jedwabnymi parasolami i od szczotek kijami, Bum-ba, bum-ba, bum-ba, BUM. WTEDY poczułem wiarę, WTEDY miałem objawienie. Nie mogłem odwrócić się od nich w drwinie. WTEDY ZOBACZYŁEM RZEKĘ KONGO PRZEZ CZARNY LĄD PEŁZNĄCĄ, (Śpiew bardziej poważny i uroczysty) LAS I ZŁOTY SZLAK PRZECINAJĄCĄ. Potem wzdłuż jej brzegu Rozciągniętej na mil tysiące Tańczyli w rzędach wytatuowani kanibale. Potem usłyszałem dudnienie pieśni o żądzy krwi I walenie o garnek cynowy udowej kości. (Szybki, szczytowy punkt przecięcia prędkości i hałasu) I „KREW” wrzasnęły piszczałki piętnastu wojowników, „KREW” wrzasnęły trupie czaszki pochylonych szamanów, „Wirujcie w takt szamańskiego walenia, Nawiedzajcie górskie pastwiska, Kradnijcie całe bydło, Zaklekotało-zaklekotało, zaklekotało-zaklekotało Bingo. Bum-ba, bum-ba, bum-ba, BUM.” Wrzaskliwa, epicka ragtime melodia. (Z filozoficzną pauzą) Od ujścia Konga Do Gór Księżyca. Śmierć to Słoń, który Oślepia i jest straszny. (Z piskliwym i mocno akcentowanym rytmem) Ma spienione boki i jest straszny. BUM, porywajcie Pigmejów, BUM, zabijajcie Arabów, BUM, zabijajcie białego człowieka HU, HU, HU. Posłuchajcie wycia ducha Leopolda (Szum wiatru w kominie) Płonący w piekle za swego usłużnego pana, Słuchajcie, jak demony chichoczą i wyją, W dole piekła, swoje dłonie obcinają. Posłuchajcie przerażającej opowieści Na swych leśnych legowiskach zasapani, Przy glinianych kopcach, gdzie mrówki żyją Na moczarach, gdzie motyle grają. Uważajcie na to, Albo Bóstwo-Ubóstwo, Bóg Rzeki Kongo (Wszystkie dźwięki z „o” - bardzo złote. Mocne akcenty bardzo mocne. Lekkie akcenty bardzo lekkie. Ostatni wers szeptany) I wszyscy inni bogowie rzeki Kongo Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, Część II. Ich niepohamowane dobre samopoczucie Dzicy hazardziści krzyczeli i wołali (Raczej przenikliwie i wysoko) Tańczyli dżubę w hazardowej sali I śmiali się do rozpuku, że mogą zabijać i wstrząsać miastem I zwiali policjantom, i naśmiewali się z nich potem, Z bum-ba, bum-ba, bum-ba, BUM... WTEDY ZOBACZYŁEM RZEKĘ KONGO PRZEZ CZARNY LĄD PEŁZNĄCĄ (Przeczytaj dokładnie tak, jak w pierwszej części) LAS I ZŁOTY SZLAK PRZECINAJĄCĄ. Murzynka z krainy czarów chwiała się na widoku. (Położyć nacisk na subtelne pomysły. Przytrzymać tempo, o ile to możliwe) Rzeka pieśniarzy, Gdzie marzenia się spełniają, Wysoko wznosił się pałac z hebanu, Przez kwitnące drzewa po niebo wieczoru. Przedsionki i okna z szatą zdobioną Złotem, a także kością słoniową. I zaśmiał się czarny tłum rubasznie, A pawian kamerdyner w agatowym oknie. I dobrze znane melodie z koncertów papugi Śpiewane były w krzakach tej zaczarowanej ziemi. Przyszła czarownica z trupią czaszką na głowie. (Pompatycznie) W płomiennych szatach przez drzwi agatowe Z długimi złoconymi na brzegach ogonami I w kapeluszu pokrytym pyłem z diamentami, A tłum na dziedzińcu wydał okrzyk i wezwanie I tańczył jubileusz ściana przy ścianie, Ale czarownice uciszyły nagle szum gawiedzi (Z dużą powagą i duchowością) W ostrym zimnym blasku i starej prostej pieśni: „Bóstwo, będziesz czary-mary robiło...” Zaraz potem od drzwi wejściowych, jakby tłuszczem osmalonych, (Z przytłaczającą pewnością, dobrym nastrojem i pompą) Przyszły w tańcu do książąt w długich płaszczach czerwonych, Z lśniącymi brylantowym lakierem laskami, W wysokich, czerwonych jak wino, kapeluszach z odblaskami I ze swoimi partnerami, motylami, harcowały tam w pląsach. (Z rosnącą prędkością, w ostrym tanecznym rytmie) Czarne jak węgiel dziewice z perłami we włosach, W spódnicach po kolana, jak słodki jaśmin, przyciętych I z dzwonkami na kostkach małych nóg ciemnych. Pary użalały się na śpiew i miny zmarszczone Chudych czarownic, śmiejąc się w ich stronę. (Rzadko mile biesiadowano w tym czasie, Zatem czarownice były uśmiechnięte) Potem zaczęły się murzyńskie tańce królewskie Wokół tortu, wielkości człowieka, tańczono Do melodii „Bum-ba, bum-ba, BUM”, Podczas gdy czarownice śmiały się ze zmarszczonymi minami. (Z murzyńskim dialektem i tak szybko, jak to możliwe, aż do końca) I śpiewałem tam razem z harcującymi nicponiami: „Idźcie ostrożnie, idźcie ostrożnie, Albo Bóstwo-Ubóstwo, Bóg Rzeki Kongo, I wszyscy inni Bogowie rzeki Kongo, Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, Uważacie, uważajcie, idźcie ostrożnie, Bum-ba, bum-ba, bum-ba, bum, Bum-ba, bum-ba, bum-ba, bum, Bum-ba, bum-ba, bum-ba, bum, Bum-ba, bum-ba, bum-ba, BUM.” Rzadko mile biesiadowano w tym czasie, (Powolne filozoficzne wyciszenie) Zatem czarownice były uśmiechnięte. III. Nadzieja ich religii Dobry stary Murzyn w slamsach miasta (Ciężki bas. Z dosłownym naśladowaniem dźwięku fajerwerków i zachwytu) Aksamitną suknie siostry wychwalała Wyła przy bracie za jego podłe drogi, Jego pazerność, rozrzutność, złodziejskie dni. Uderzał w Biblię, dopóki jej nie porzucił I do jubileuszowych wiwatów powrócił. Niektórzy mieli wizje, stojąc na krzesłach, Śpiewali pieśń o Jakubie i złotych schodach. I wszyscy się nawrócili, tysiąckrotna ich wola Z odrętwienia i dzikości, i grzechów, i zła. I zatrzasnęli swoje księgi hymnów, jak im kazał rozum W „chwale, chwale, chwale” I „bum, bum, BUM” WTEDY ZOBACZYŁEM RZEKĘ KONGO PRZEZ CZERNY LĄD PEŁZNĄCĄ, (Dokładnie tak, jak w pierwszej części) LAS I ZŁOTY SZLAK PRZECINAJĄCĄ. I szare niebo otworzyło się w rozdartych zasłonach, Ukazując Apostołów w ich kurierskich płaszczach I białych lśniących zbrojach, którzy siedzieli dokoła, A ich płomienne oczy patrzyły, gdzie Kongo skręca. I dwunastu Apostołów ze swych tronów na wysokości Wzniosło trzęsące całym lasem niebiańskie okrzyki: „Bóstwo-Ubóstwo umrze w dżungli. (Pieśń na melodię „Uwaga, dziesięć tysięcy harf i głosów”) Nigdy więcej nie będzie wam czary-mary robiło, Nigdy więcej nie będzie wam czary-mary robiło, Odkupione były lasy, zwierzęta i ludzie I tylko sęp odważył się ponownie W dalekich Gór Księżyca samotności Krzyczeć w ciszy te Konga pieśni: „Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, (Głosem zamierającym w przenikliwy i przeraźliwy szept) Bóstwo-Ubóstwo będzie wam czary-mary robiło, Bóstwo... Ubóstwo... będzie... wam... czary-mary... robiło.”tłum. Ryszard Mierzejewski

An Indian Summer Day on the Prarie In the Beginning The sun is a huntress young, The sun is a red, red joy, The sun is an indian girl, Of the tribe of the Illinois. Mid-Morning The sun is a smouldering fire, That creeps through the high gray plain, And leaves not a bush of cloud To blossom with flowers of rain. Noon The sun is a wounded deer, That treads pale grass in the skies, Shaking his golden horns, Flashing his baleful eyes. Sunset The sun is an eagle old, There in the windless west. Atop of the spirit-cliffs He builds him a crimson nest. Vachel Lindsay

Indiański letni dzień na prerii Na początku Słońce jest młodą łowczynią, Słońce jest czerwone, czerwone z radości, Słońce jest indiańską dziewczyną Z plemienia Illinois. Przedpołudnie Słońce jest tlącym się ogniem, Który przez wysoką szarą równinę pełznie I nie zostawia żadnego krzewu chmury, Dlatego kwiatami deszczu nie zakwitnie. Południe Słońce jest rannym jeleniem, Który po szarej trawie na niebie kroczy, Potrząsa swoimi złotymi rogami, Błyskają jego nieszczęsne oczy. Zachód słońca Słońce jest starym orłem, Tam na bezwietrznym zachodzie, Na szczycie duchowych klifów, Swoje purpurowe gniazdo buduje.tłum. Ryszard Mierzejewski

By the Spring, at Sunset Sometimes we remember kisses, Remember the dear heart-leap when they came: Not always, but sometimes we remember The kindness, the dumbness, the good flame Of laughter and farewell. Beside the road Afar from those who said Good-by I write, Far from my city task, my lawful load. Sun in my face, wind beside my shoulder, Streaming clouds, banners of new-born night Enchant me now. The splendors growing bolder Make bold my soul for some new wise delight. I write the day's event, and quench my drouth, Pausing beside the spring with happy mind. And now I feel those kisses on my mouth, Hers most of all, one little friend most kind. Vachel Lindsay

Wiosną, o zachodzie słońca Czasem pamiętamy pocałunki, Pamiętamy ten drogi skok serca, kiedy przychodzą, Nie zawsze, ale czasem pamiętamy Dobroć, głupotę i jak dobre ognie płoną Śmiechu i pożegnania. Przy drodze Z dala od tych, którzy mówią Do widzenia, piszę Z dala od męczącego miasta, przygniatającego mnie. Słońce jest na mojej twarzy, a wiatr na ramionach, Strumienie chmur, banery noworodków urodzonych nocą Zaczarowują mnie teraz. Coraz śmielsze wspaniałości Czynią śmiałą moją duszę, ośmielają nową mądrą rozkoszą. Zapisuję wydarzenie dnia i gaszę moje pragnienie, Przystaję obok wiosny, w te chwile szczęśliwsze I teraz czuję na ustach tamte pocałunki, Jednej małej przyjaciółki ze wszystkich najmilsze.tłum. Ryszard Mierzejewski

The Sun says his Prayers „The sun says his prayers”, said the fairy, Or else he would wither and die. „The sun says his prayers”, said the fairy, „For strength to climb up through the sky. He leans on invisible angels, And Faith is his prop and his rod. The sky is his crystal cathedral. And dawn is his altar to God.”Vachel Lindsay

Słońce odmawia swoje modlitwy „Słońce odmawia swoje modlitwy”, powiedziała wróżka, Bo w przeciwnym razie mogłoby zanikać i umierać. „Słońce odmawia swoje modlitwy”, powiedziała wróżka, „Za siłę, aby móc się po niebie wspinać. Opiera się na niewidzialnych aniołach. Jego podporą i różdżką jest Wiara, Niebo - kryształową katedrą, A świt – ołtarzem do Boga.”tłum. Ryszard Mierzejewski

Drying their Wings (What the Carpenter Said) The moon's a cottage with a door. Some folks can see it plain. Look, you may catch a glint of light, A sparkle through the pane, Showing the place is brighter still Within, though bright without. There, at a cosy open fire Strange babes are grouped about. The children of the wind and tide - The urchins of the sky, Drying their wings from storms and things So they again can fly. Vachel Lindsay

Susząc swoje skrzydła (Co powiedział stolarz) Księżyc jest domkiem z drzwiami. Niektórzy ludzie widzą to wyraźnie. Spójrz, możesz złapać blask światła, Małą iskierkę przez szybę. Wciąż jaśniejsze są miejsca widziane W środku, który nie jest jasny aż taki, Tam przy otwartym przytulnym ogniu Gromadzą się wokół dziwne dzieciaki. Dzieci wiatru i morskiej fali - Urwisy pod nieba powałą, Susząc swoje skrzydła od burz i zdarzeń. Tak więc one latać potrafią.tłum. Ryszard Mierzejewski

On the Garden Wall Oh, once I walked a garden In dreams. 'Twas yellow grass. And many orange-trees grew there In sand as white as glass. The curving, wide wall-border Was marble, like the snow. I walked that wall a fairy-prince And, pacing quaint and slow, Beside me were my pages, Two giant, friendly birds. Half swan they were, half peacock. They spake in courtier-words. Their inner wings a charriot, Their outer wings for flight, They lifted me from dreamland. We bade those trees good-night. Swiftly above the stars we rode. I looked below me soon. The white-walled garden I had ruled Was one lone flower - the moon. Vachel Lindsay

Przy ogrodowym murze Och, poszedłem kiedyś do ogrodu W śnie. Była tam żółta trawa i rosło Dużo pomarańczowych drzew, Na piasku białym jak szkło. Zakrzywiony szeroki graniczny mur Z marmuru, białego jak śnieg na ziemi, Szedłem wzdłuż niego jak książę-czarodziej, Stąpając z osobliwą ciekawością i powoli. Obok, po obu stronach siedziały Dwa olbrzymie, przyjazne ptaki, Półłabędź i półpaw, które rozmawiały, Używając słów brzmiących jak umizgi. Ich wewnętrzne skrzydła były jak rydwan, A zewnętrzne gotowe do lotu. Spędziliśmy miłą noc na drzewach, A potem one uniosły mnie z krainy snu. Polecieliśmy szybko nad gwiezdną drogą, Gdy spojrzałem w dół, nie widziałem nic, Tylko biały ogrodowy mur, który okrążałem I jeden samotny kwiat – księżyc.tłum. Ryszard Mierzejewski

The Moon is a Painter He coveted her portrait. He toiled as she grew gay. She loved to see him labor In that devoted way. And in the end it pleased her, But bowed him more with care. Her rose-smile showed so plainly, Her soul-smile was not there. That night he groped without a lamp To find a cloak, a book, And on the vexing portrait By moonrise chanced to look. The color-scheme was out of key, The maiden rose-smile faint, But through the blessed darkness She gleamed, his friendly saint. The comrade, white, immortal, His bride, and more than bride - The citizen, the sage of mind, For whom he lived and died. Vachel Lindsay

Księżyc jest malarzem Pragnął namalować jej portret. Zadał sobie trud, kiedy beztrosko wyrosła. Uwielbiała patrzeć na niego, jak pracuje I cały się tej pracy poświęca. A w końcu to jej się spodobało, Chociaż ostrożnie mu się kłaniała. Jej różany uśmiech był tak wyraźny, Ale jej dusza tam się nie uśmiechała. Tej nocy po omacku, bez lampy, Płaszcza i książki szukał I na irytujący go jej portret W świetle księżyca spojrzał. Schemat kolorów nie był istotny, Dziewczyna lekko różanie uśmiechnięta, Ale w błogosławionych ciemnościach Ona przyjaźnie do niego lśniła jak święta. Towarzysz, biały, nieśmiertelny, Jego panna młoda i więcej niż panna młoda - Obywatel i mędrzec umysłu, Dla kogo żył i dokończył żywota.tłum. Ryszard Mierzejewski

The Strength of the Lonely (What the Mendicant said) The moon's a monk, unmated, Who walks his cell, the sky. His strength is that of heaven-vowed men Who all life's flames defy. They turn to stars or shadows, They go like snow or dew - Leaving behind no sorrow - Only the arching blue. Vachel Lindsay

Siła samotności (Co powiedział żebrak) Księżyc jest mnichem, samotnym, Który chodzi po swojej celi, niebie. Jego siła jest w zaślubionych niebu mężczyznach, Którzy tłumią w sobie wszelkie życia płomienie. Zwracają się do gwiazd albo cieni, Przechodzą jak śnieg albo rosa na trawie, Nie pozostawiając po sobie zmartwienia - Tylko łuk niebieski na niebie.tłum. Ryszard Mierzejewski

Who knows? They say one king is mad. Perhaps. Who knows? They say one king is doddering and grey. They say one king is slack and sick of mind, A puppet for hid strings that twitch and play. Is Europe then to be their sprawling-place? Their mad-house, till it turns the wide world's bane? Their place of maudlin, slavering conference Till every far-off farmstead goes insane?Vachel Lindsay

Kto wie? Mówią, że jeden król jest szalony. Być może. Kto wie? Mówią, że jeden król jest zgrzybiały i siwy. Mówią, że jeden król jest ospały i pomylony, Marionetka na ukrytych strunach do pociągania i zabawy. Czy więc Europa stanie się ich zrujnowanym miejscem? Czy ich szalony dom, obróci się w rozległy świat nieszczęścia? Czy ich ckliwe miejsce, nudnych konferencji, Do jakiejś odległej wiejskiej zagrody obłąkańczo zmierza?tłum. Ryszard Mierzejewski

To a Golden-Haired Girl in a Louisiana Town You are a sunrise, If a star should rise instead of the sun. You are a moonrise, If a star should come, in the place of the moon. You are the Spring, If a face should bloom, Instead of an apple-bough. You are my love If your heart is as kind As your young eyes now. Vachel Lindsay

Do złotowłosej dziewczyny w mieście Luiziana Jesteś wschodem słońca, Gdyby zamiast słońca mogła wschodzić gwiazda. Jesteś wschodem księżyca, Gdyby na miejsce księżyca mogła przychodzić gwiazda. Jesteś wiosną, Gdyby twarz mogła kwitnąć, Zamiast gałęzi jabłoni. Jesteś moją miłością, Gdyby serce było tak piękne, Jak twoje młode oczy teraz.tłum. Ryszard Mierzejewski

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.