Podróże małe i duże > Shqipëria - Kraina Orłów - przewodnik po Albanii

Od kanionu do kasztelu (Albania)

Kanion Lengarice (Albania)

Kanion Lengaricë

Rankiem ruszyliśmy w drogę – dziurzastą, zakręciastą i… przepiękną! Dodatkowymi atrakcjami były zwierzęta gospodarcze. Jedzie sobie człowiek, nie za szybko (bo droga jak wyżej), a tu za zakrętem staje sobie nos w nos z krową. Staje to dosyć dokładne określenie, bo krowy stoją i przyglądając się turystom, nie zamierzają tego stanu zmieniać. Mijając je, trzeba uważać na lusterka i okna. Lusterko można stracić na rogach, a przez niezamknięte okno można dostać ogonem (i tym, co się do niego przyczepiło) „w twarz”. Taką to drogą GPS wywiódł nas z Leskowica do Czarszowy (Çarshovë) 14-kilometrowym „skrótem”. GPS nie widział również drogi do granicy. Zaryzykowaliśmy, i według Erynii było to dłuuuugie 14 kilometrów. W. aż tak ostro tego nie oceniał, w końcu to on siedział za kierownicą… i to nie w takich warunkach.

Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)

Za Petranem dostrzegliśmy znak wskazujący na źródła termalne i odchodzącą w prawo drogę wprost cudowną, PŁASKĄ, z liniami po bokach i na środku. Drogowskaz sugerował, że droga będzie miała 6 kilometrów. Erynia zadecydowała, że jedziemy – to pojechaliśmy. Po 6 kilometrach asfalt się skończył i w oddali dostrzegliśmy most Ura e Kadiut – stary otomański most z 1760 roku. Wokół płasko, piekielnie nasłonecznione i szutrowe miejsce. Nic to – nie pakujemy się przez dolinkę rzeczną, autko z tyłu za bardzo się tłucze… Parkujemy, bierzemy stroje kąpielowe i w drogę. Okazało się, że zupełnie niechcący dotarliśmy do kanionu rzeki Lengaricë. Mieliśmy ją co prawda w planach, ale sugerowane przez mapy drogi szutrowe i stan naszej karocy zmusiły nas do rezygnacji, z bólem serca.

Ten na górze jednak nie zapomniał. Dzięki Mu za to!

Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)

Albańskie SPA siarkowodorowe

Po dojściu do mostu zobaczyliśmy albańskie SPA (czytaj prowizoryczne baseny zbudowane z kamienia i folii). Było takich miejsc 5, zaliczyliśmy 3. Wszystkie siarkowodorem „trąciły” (z nie tak małym stężeniem, bo nasze srebrne obrączki nabrały koloru brązowo-czarnego. Nic to – się wytrze). Nie mieliśmy zbyt dużo czasu (i wystarczającej odporności bosych stóp niewieścich), by pójść zbyt daleko wzdłuż kanionu, ale i tak te kilka zakrętów urzekło nas swą malowniczością. Wracając, W. odwrócił się i z łezką w oku pomyślał „Żegnaj Lengarico”, ale tak pod spodem coś mu się marzyło, by zobaczyć tę rzekę podczas wiosennych roztopów. To musi być coś pięknego jak Ona jest wściekła. Dalej to już było typowo: dziury, zakręty i przepiękny przełom rzeki Vjosë, której brzegami wiodła droga. I tak dotarliśmy do Gjirokaster – miasta z Listy światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO.

Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)Kanion Lengarice (Albania)

Gjirokaster

W centrum wstąpiliśmy do pierwszego z brzegu baru na coś zimnego i spytaliśmy o informację turystyczną lub hotel. Kelner najpierw poszedł spytać się, czy w okolicy coś wiedzą o informacji turystycznej, a jak wyszło na to, że nie, to zaprowadził nas kilkaset metrów dalej do Hotelu Shehu. W. oczywiście musiał się potargować i z 3000 Leków za pokój (z klimatyzacją, łazienką i telewizorem) stargował na 5000 (około 150 zł) za dwie noce.

Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)

Po prysznicu i drobnej sjeście poszliśmy w miasto. Co ciekawe, może i w mieście przeważają mężczyźni, ale w odróżnieniu od Serbii i Macedonii nie widzieliśmy żadnej okutanej kobiety. Stare miasto w Gjirokastrze poprzecinane jest stromymi uliczkami, których nawierzchnia wyłożona jest poprzecznie leżącymi kamieniami, na przemian łupkami i dolomitem (różowy, biały, czarny). Jedne są wyślizgane, inne hamują, a uliczki są tak wąskie, że jeżdżące po nich samochody (często wielkie SUV-y 4×4) mijają się na lusterka (to znaczy jedno lusterko NAD drugim). Przy tym wszyscy kierowcy są dla siebie uprzejmi. Klakson bywa używany jako powitanie, ostrzeżenie, zwrócenie uwagi, ale nie ma nic wspólnego z agresją.

Zadziwia praktyczny brak jakichkolwiek znaków drogowych na ulicach miast. Jednocześnie ludzie chodzą po ulicach, jak chcą, nawet pod nosem policjantów, którzy się takimi drobiazgami nie zajmują. Przy tym wszystkim ruch jest płynny, wypadków brak, a atmosfera piknikowa bywa lepsza niż w Irlandii. W. z przyjemnością dostosował się do panujących obyczajów drogowych.

Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)

Twierdza w Gjirokaster (wejście płatne 200 Lek od osoby) jest odnowiona w dosyć ciekawy sposób. Główna galeria wejściowa zastawiona jest armatami, haubicami, moździerzami i działkami przeciwlotniczymi. Dalej znajduje się dodatkowo płatne (200 Leków od osoby) muzeum kombatantów (?) i armii (tośmy sobie odpuścili). W cenie jest wejście na mury, ale jedynie na ich północno-wschodnią część. W południowo-zachodniej, na górze, jest Muzeum, a na dole, w niezagospodarowanej części są gruz i nietoperze. W ogóle przestrzeń jest mało zagospodarowana, tak że nawet „szpiegowski” amerykański samolot pozostawiony na wieczną rzeczy pamiątkę wygląda dość smętnie. Ale widoki z twierdzy – niczego sobie.

Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)

W muzeum etnograficznym obejrzeliśmy wyposażenie starego albańskiego domu. Naszą uwagę przykuło naczynie wyglądające na patelnię do dużych jajek sadzonych. Przewodniczka uświadomiła nas, że to nie do smażenia jaj, a do potrawy składającej się z ryżu, jaj i mięty. Podobno została wynaleziona w Gjirokaster i koniecznie musimy jej spróbować. Spróbowalibyśmy bardzo chętnie, tylko… w drodze do hotelu zapomnieliśmy jak się nazywa. Zamęczaliśmy biednego recepcjonistę różnymi, dziwnymi nazwami (ciuciu, cici, kici, ciuchcia), podaliśmy nawet zapamiętany skład potrawy, a on nic. Zrezygnowani poszliśmy do ulubionej cukierni, a tam miła właścicielka napisała nam na kartce nazwę: „qifqi” (czytaj czifczi) i podała restaurację, w której była szansa na to danie. Tak wylądowaliśmy w restauracji Fantasia. Qifqi nie było w karcie, ale kucharz bez problemu przyrządził je na nasze życzenie. Całkiem ciekawe w smaku.

Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)

Porównując Gjirokaster do Ochrydy – oba miasta na są liście UNESCO, oba mają starówki i twierdzę. Tyle podobieństw. W Ochrydzie, budynki wypieszczone są do imentu i mieszczą się tam hotele, pensjonaty, apartamenty na wynajem, restauracje. Na szerokiej promenadzie prowadzącej do jeziora bar przy barze, sklep przy sklepie, tłumy turystów i przygotowane dla nich atrakcje.

W Gjirokaster łupkowe dachy osypują się gdzieniegdzie, wieczorami młodzi zjeżdżają samochodami do nowego miasta (sądząc po muzyce na balety) a starzy przesiadują w kafejkach prowadząc ożywione dyskusje, turystów prawie nie widać. Ochryda jest piękna ale my wolimy albańskie klimaty.

Gjirokaster (Albania)Gjirokaster (Albania)
Ewelina Gładys
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.