Powieści i opowiadania > Szukając przeszłości

Szukając przeszłości, rozdział IX

Obudziłam się po kilku godzinach ze strasznym bólem głowy. Była 23.00. Wzięłam tabletkę i zrobiłam sobie ziołową herbatę, po czym wróciłam do łóżka. Tej nocy, pierwszej po pracy w lesie, nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkim i o niczym zarazem. Skroń pulsowała, a ból nie ustawał. Byłam bardzo zmęczona, zrobiłam sobie gorącą, aromatyczną kąpiel z myślą, że może wtedy lepiej będzie mi się spało. Jednak nic to nie dało. Poddałam się. Chwyciłam za książkę, którą kiedyś pożyczyłam od brata, zaczęłam czytać… Rano obudziłam się na fotelu z książką na kolanach i, o dziwo, czułam się wyspana. W lodówce było pusto, więc musiałam udać się na poranne zakupy. Było bardzo ciepło, tym razem słońce oświetlało wszystko wokoło, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Postanowiłam pójść do Henkki porozmawiać z nim o badaniach i przy okazji zrobić zakupy. Założyłam moja ulubioną letnią sukienkę. Zawsze uważałam, że dobrze mi w zielonym. Wsunęłam stopy w klapki i wyszłam.

- Witaj! – odparłam, zamykając drzwi od gabinetu Henkki. Profesor przywitał mnie troskliwym spojrzeniem.

- Jak się czujesz? – zapytał.

- Całkiem dobrze. - odparłam, siadając na nieprzeciętnie wygodnym, skórzanym fotelu. Henkka uśmiechnął się serdecznie.

- Opowiadaj jak poszły badania. Czy oprócz zaskakującego znaleziska były jakieś niedogodności? – zachęcił, po czym dodał. – Może napijesz się kawy?

- Poproszę. – odparłam. – Badania owszem, zaskakujące, ale i owocne. Myślę, że zrobiliśmy wszystko, co zaplanowaliśmy. W grobie znaleźliśmy jeszcze jakiś materiał, kawałek metalu i włócznię, zapewne wspominał już o tym Tuomas.

- Tak, tak, pokazał mi je i zaniósł do pracowni. – odparł, zalewając wrzątkiem piękne porcelanowe filiżanki. Po całym gabinecie rozeszła się woń mocnej, dobrej kawy. Wzięłam głęboki oddech. Henkka podał mi filiżankę, podwinął szarmancko nogawkę od spodni i usiadł na biurku. Trochę mnie tym zdziwił, bo wcześniej wydawał mi się taki kulturalny, nawet powiedziałabym wyrachowany. Szybko sięgnęłam po kawę i wypiłam ją jednym ciurkiem.

- Ciekawe co powie policja… - powiedziałam po chwili jakby do siebie.

Henkka popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem po czym zszedł z biurka, podniósł filiżankę z kawą i podszedł do okna znajdującego się naprzeciwko biurka.

Długo o czymś myślał. Zrozumiałam, że ma jakieś obawy, nie śmiałam jednak zapytać jakie, jeszcze nie teraz. Pomału wstałam z fotela i westchnęłam, a wtedy Henkka się odwrócił.

- Pójdę już, boli mnie głowa, a i nie chciałabym przeszkadzać…

- Nie przeszkadzasz, zamyśliłem się, przepraszam. - Profesor spojrzał krzywo na moją spuchniętą skroń.

- Jutro rano postaram się już być.

- I tak pani Tarja musi zrobić najpierw analizę, potem można będzie zająć się resztą. – odparł, odprowadzając mnie do drzwi.

- A może spotkalibyśmy się kiedyś razem, na kawie? – rzucił po chwili jakby nabierając pewności siebie. Bardzo mnie tym zaskoczył, odwróciłam się w jego stronę i zobaczywszy jego oczy nie mogłam odmówić.

- Z przyjemnością. – rzuciłam.

Pożegnałam się z Henkką i nieco zmieszana wyszłam z gabinetu kierując się w stronę rynku.

Po drodze, ku mojemu zaskoczeniu, spotkałam Tuomasa. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i pomachał mi z daleka.

- Właśnie chciałem Cię odwiedzić. Jak się czujesz? – rzekł, przytulając się do mnie.

Nigdy wcześniej nie był taki czuły. – pomyślałam, marszcząc czoło. Odpowiedziałam mu szczerym uśmiechem.

- Dobrze, że się na siebie natknęliśmy, mogliśmy minąć się po drodze… - zauważyłam.

- Tak, dobrze…A co z Twoim dziadkiem?

- Już lepiej, miło, że pytasz. Miałam do niego pojechać… przez te ostatnie wydarzenia zupełnie o tym zapomniałam.

Tuomas pomógł mi zrobić zakupy i razem zjedliśmy późne śniadanie. Ciągle był zmartwiony tym, co się wczoraj wydarzyło, winił się, choć to nie on spowodował wypadek. Z żalem opowiedział mi też o stratach związanych z uszkodzeniem samochodu, jak na faceta przystało. Musiał wymienić całą boczą szybę i lusterko, co niemało kosztuje, do tego jeszcze zderzak.

- Muszę już iść, czekają na mnie nasze znaleziska.

- Też powinnam zabrać się do pracy. Ale dzisiaj jeszcze zostanę w domu, wciąż kreci mi się w głowie…

- Eveliina... Jak tylko poczujesz się lepiej to do nas dołączysz. Teraz odpocznij, wyśpij się.

- Może masz rację, Henkka też tak mówił, ale… jutro postaram się już być.

Tuomas westchnął, spojrzał się na mnie i rzekł z uśmiechem:

- Masz piękną sukienkę… mówiłem już kiedyś, że ładnie Ci w zielonym? - Uśmiechnął się jeszcze i wyszedł.

Podeszłam do lustra wiszącego w przedpokoju i zaczęłam się sobie przyglądać. Tuomas nigdy nikogo nie oceniał, nigdy też nie rzucał słów pochwały na wiatr. A już komplement z jego ust padał wyjątkowo rzadko i był to wówczas prawdziwy komplement.

- Może dlatego, że mam zielone oczy? – powiedziałam sama do siebie. Potem, spojrzawszy na siniak nad okiem odsunęłam się od lustra i uśmiech znikł z mojej twarzy. Zamknęłam drzwi i położyłam się na kanapie. Głowa bolała mnie coraz mocniej, trzęsłam się. Mimo, iż było mi gorąco, nakryłam się cienkim kocem i zasnęłam.

Nazajutrz obudziłam się dość późno. Zmartwiona zerwałam się z łóżka i omal nie upadłam. Co się ze mną dzieje? – pomyślałam. Usiadłam na brzegu kanapy i głęboko oddychałam. Nie opłacało mi się iść już do pracy, nie w takim stanie. Po chwili przestało mi się już kręcić w głowie i zadzwoniłam do Henkki, by przeprosić go za nieobecność i wziąć dzień wolnego. Zjadłam porządne śniadanie, łyknęłam lekarstwa i zaczęłam nabierać sił.

Wieczorem znów odwiedził mnie Tuomas.

- Hei! – rzucił w progu, po czym spojrzał się na mnie zmartwionym wzrokiem.

- Hei…

Przez chwilę Tuomas milczał, wyglądał na smutnego, po czym powiedział.

- Tak mi przykro, że… że teraz przeze mnie cierpisz.

- Ależ Tuomas, to tylko przeziębienie, niedługo przejdzie.

Westchnęłam i przytuliłam się do niego. Nie chciałam, by z mojego powodu się obwiniał.

- Hm, wiesz, tak w ogóle to przyszedłem, bo… – zaczął już wyraźniej spokojniejszy. - Bo mam ciekawe wiadomości i nie mogłem zwlekać, by się nimi z Tobą podzielić. Wczoraj zająłem się włócznią.

- Tak?! – odparłam z zainteresowaniem.

- Słuchaj, tamta włócznia pochodzi z XIV wieku. Kształtem ostrza przypomina tamtejsze, ma też charakterystyczne drobne zdobienia i łaciński napis. To cenny zabytek.

- Niesamowite… tak też mi się wydawało, choć nie jestem specem od średniowiecznej broni. Powiedz mi w takim bądź razie, co taki zabytek robi na tych wyludnionych terenach, w gęstym lesie? Czyżby przetrwał prawie nienaruszony przez tak długi okres czasu? Wiem, że tamte tereny zamieszkiwane były niegdyś przez ludność wiejską i Szwedów, jednak było ich niewielu i pozostawili oni po sobie niedużo namacalnych dowodów swego istnienia.

- Ano właśnie, to stanowi niejako zagadkę. Włócznia jest w całkiem dobrym stanie jak na swój wiek.

Czyżby ta włócznia zachowała się od czasu legendarnej walki, o której opowiadał mi dziadek? Czyż nie jest potwierdzeniem prawdziwości tej historii? – przeszło mi przez myśl.

Zrobiłam kawę i posiedzieliśmy jeszcze chwilę rozmawiając na różne historyczne i mniej historyczne tematy.

- To było szlachetne z Twojej strony. Dzięki temu ulżyłeś mu w cierpieniu.

- Przestań, zrobiłem co powinienem. Ty też byłaś bardzo odważna, nie każdy podszedłby do niedźwiedzia, a tym bardziej opatrzył mu ranę.

- Chyba, że byłby to weterynarz.

Roześmiał się. Jego śmiech był taki szczery i zabawny, że i ja zaczęłam się teraz śmiać. Kiedy już się opanowaliśmy Tuomas ostrożnie się do mnie zbliżył i pomału zaczął nachylać się w moją stronę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałam co mam zrobić, czułam się tak dziwnie. Nasze usta otarły się lekko, po czym Tuomas ujął moją twarz w swoje dłonie i pocałował. Tak prawdziwie, namiętnie. Mimo, że był tylko moim znajomym - któremu co prawda bardzo ufałam - nie zaprotestowałam.

Nagle odsunął się od mnie.

- Przepraszam. – odparł szybko.

Staliśmy chwilę w bezruchu, nie odzywając się do siebie.

- Może chcesz jeszcze kawy? – zapytałam nagle.

- Nie, dziękuję. Pójdę już… Cześć. – rzucił i wyszedł, a ja nic mu nie odpowiedziałam. Zamknęłam drzwi i przez pewną chwilę dotykałam palcami ust. Nie mogłam pojąć tego, co się przed chwilą wydarzyło. Czyżby Tuomas…? Nie. Na pewno nie. Jest roztargniony, ciągle myśli o makabrycznym znalezisku i naszym wypadku. Zresztą jak my wszyscy, poza tym Laura by mnie wyśmiała…

Zaczęłam sprzątać, choć wcale nie było brudno, ale chciałam się czymś zająć, zapomnieć.

Paulina Drozdek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.