Powieści i opowiadania > Szukając przeszłości

Szukając przeszłości, rozdział III

Ku mojemu zdziwieniu i miłemu zaskoczeniu wezwanie do Izby dostałam już po tygodniu od złożenia wniosku. Zastanawiałam się tylko czemu nie wysłali orzeczenia pocztą. A może, jeśli orzeczenie jest pozytywne, chcą od razu omówić wstępny program badań? – rozmyślałam w drodze do Izby. Szłam dość szybkim krokiem, by zdążyć na umówioną godzinę. Nienawidzę się spóźniać. Siąpił deszcz, ale gdzieniegdzie zza chmur wydzierały się promyki słońca. Już w samych drzwiach powitała mnie ta sama okropna pani, w dodatku w tym samym ohydnym czerwonym kubraku, w który była ubrana przy mojej ostatniej wizycie. Odwzajemniłam jej sztuczny, wymuszony uśmiech, po czym na wstępie zapytałam o rezultat mojego wniosku. Kobieta odpowiedziała, że pan Henkka Ratikainen, zarządca, chciałby się ze mną spotkać i osobiście porozmawiać.

- Czeka na panią w swoim gabinecie, pokój nr 6, o tam po schodach i na prawo – powiedziała oschłym głosem, wskazując duże lśniące drewniane schody. Szłam powoli, serce biło mi z przejęcia coraz mocniej, a schody skrzypiały złowieszczo za każdym kolejno postawionym krokiem. Dostrzegłam w rogu niewielkiego korytarza ciemnobrązowe drzwi z nalepką: prof. dr hab. Henkka Ratikainen, zarządca Izby Konserwatorskiej. Słyszałam o nim sporo na studiach, wybitny naukowiec, prowadził jedne z najważniejszych badań w Finlandii i uczestniczył w wielu w różnych zakątkach Europy. Zapukałam, a drzwi natychmiast się otworzyły. Zza nich ujrzałam siwego, bardzo przystojnego mężczyznę o błękitnych oczach ubranego w elegancki czarny garnitur.

- Pani Syrjälä? – zapytał.

- Tak, to ja. – odpowiedziałam szybko.

- Henkka Ratikainen, bardzo mi miło. Dziękuję, że pani przybyła. Chciałem z panią osobiście porozmawiać, gdyż sprawa z jaką się pani tutaj zgłosiła jest dość…intrygująca, tak to dobre słowo… – odrzekł potrząsając głową i drapiąc się po starannie ostrzyżonej brodzie. Wyglądał wówczas bardzo tajemniczo. - Proszę niech pani usiądzie. – odparł, podsuwając mi krzesło. Usiadłam i kompletne zmieszana nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili jednak zapytałam o wynik mojego wniosku. Zapadła cisza, prof. Henkka usiadł w swoim skórzanym fotelu i patrząc się w drzwi, cały czas drapał się po brodzie.

- Około roku 1980 - zaczął opowiadać, nie odpowiadając na moje pytanie - grupka archeologów – amatorów ze Stowarzyszenia Miłośników Archeologii prowadziła badania nad odkrytym grobem, znajdującym się za wioską Kovero. Tym samym, o którym wspominała pani w swoim wniosku. Badania nie zostały kompletnie przeprowadzone, gdyż owa grupka ludzi… zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Poszukiwania trwały bardzo długo, ale bezskutecznie, śledztwo więc zakończono.

Jego słowa mną wstrząsnęły. Zastanawiałam się, jaki wpływ na moje plany ma owe tajemnicze wydarzenie.

- Nic o tym nie wiedziałam. – odrzekłam, głęboko się zamyślając.

- Staraliśmy się ogromnie, by media nie nagłaśniały tego wydarzenia.

- Ale dlaczego? Nie rozumiem…

- Przed rozpoczęciem badań rozgorzał ostry spór o to, kto ma te badania przeprowadzić. Izba pragnęła, by zrobili to profesjonaliści z naszej grupy konserwatorskiej działu archeologii, a nie odkrywcy obiektu ze Stowarzyszenia Miłośników Archeologii. Może nasze podejście do sprawy nie było zbyt sprawiedliwe, ale niech pani mi uwierzy, wydawało się być jedynym słusznym. Ostatecznie to grupa archeologów z Lieksa dostała pozwolenie. Wtedy nie byłem jeszcze koordynatorem Izby. Pozostaliśmy w bardzo złych stosunkach między sobą i jak pani się już zapewne domyśla, główne oskarżenia padły na nas, mogliśmy stracić dobrą renomę na jaką długo pracowaliśmy.

- Faktycznie… - odparłam i dalej uważnie słuchałam słów profesora.

- Oczywiście nikt z naszej Izby tego nie zrobił, czego dowiodła policja. Cała ta sprawa dotknęła nie tylko nas, ale i ludzi zamieszkujących tamtejsze okolice. Tereny te bardzo szybko opustoszały, ludzie bali się i przenosili się do większych wsi czy miast. - Pomyślałam wówczas o Ollim i małej Laili. - Nie wznowiono już później badań, pragnęliśmy zapomnieć o tej dziwnej historii. Nikt się już tym nie interesował… aż do chwili, w której pani złożyła swój wniosek.

- A właśnie! Co z moim wnioskiem?

- To szczególna sprawa. Badań na pewien czas zakazano. – Profesor, nie zważając na mnie kontynuował swą opowieść, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam. – Nie udało się określić wieku pochodzenia grobu ani jego zawartości. Nasza rada niechętnie odnosi się do wszczęcia badań…, ale po dłuższej rozmowie stwierdziliśmy, iż w zasadzie nie ma żadnych przeciwwskazań – odparł bardzo tajemniczo, po czym uśmiechnął się. Bardzo się ucieszyłam, tak chciałam, by ta sprawa potoczyła się pomyślnie.

- Ale zanim przejdziemy do konkretów, chciałbym zadać pani kilka pytań, takie tam formalności, rozumie pani.

- A, tak, słucham. – odparłam nieco zdziwiona.

- Gdzie pani, pani Eveliino, wcześniej pracowała, znaczy mam na myśli w jakich pracach brała pani udział, zważając na zawód…

- W różnego rodzaju wykopaliskach przedsięwziętych w muzeum, gdzie pracuje… nie rozumiem, jakie to ma znaczenie?

- Jak mówiłem, takie formalności. Spotkanie organizacyjne może odbyć się choćby jutro. Zdecydujemy kto pojedzie do pracy nad grobem, mniemam, że kierownictwo nad badaniami obejmie pani. Trzeba jeszcze omówić szczegóły, dobrać sprzęt… Na 18, pasuje pani?

- Tak, oczywiście. – odpowiedziałam, jakby wytrącona ze snu. Profesor chyba to zauważył, bo rzekł.

- Musiałem panią o tym wszystkim poinformować, by wiedziała pani na czym sprawa stoi. Liczę na zaufanie i dyskrecję.

- Może pan na mnie liczyć. - odparłam.

Cała ta nasza rozmowa wydała mi się nieco dziwna. Profesor podał mi płaszcz i odprowadził do drzwi.

- Proszę zachować ostrożność. – dodał, po czym pocałował mnie delikatnie w dłoń.

- Oczywiście…

Tamtejszej nocy nie mogłam zasnąć, wszystko mi przeszkadzało, łóżko było niewygodne, poduszka za twarda... Byłam podekscytowana, że niedługo będę mogła rozpocząć pracę. Rano, około piątej obudziło mnie głośne stukanie do drzwi. Kto to może być o tej porze? – pomyślałam nieprzytomna, ospale wydobywając się z łóżka. Otworzyłam drzwi. Ku memu zdziwieniu za drzwiami nie było nikogo. Rozejrzałam się dookoła. Było pusto. Przecież wyraźnie słyszałam, że ktoś pukał… może to dzieciaki się wygłupiają? – pomyślałam i wróciłam z powrotem do łóżka. Jednak na krótko, po chwili znów rozległo się chaotyczne pukanie do drzwi. Któż to do cholery! Podbiegłam do drzwi i szarpnęłam za klamkę. Pusto… - To nie jest zabawne! – powiedziałam sama do siebie. Nie mogłam już zasnąć, więc zrobiłam sobie mocną kawę i z nudów zaczęłam przeglądać stare gazety. Po oknie spływały krople deszczu, a na ziemi snuła się gęsta mgła, przysłaniając wszystko wokoło. Przypomniało mi się, że muszę dzisiaj powiadomić znajomych po fachu i zaznajomić ich z całą tą sprawą. A tymczasem ubrałam się i poszłam do sklepu, bo w lodówce świeciły już pustki. Dzień strasznie mi się dłużył, ciągle myślałam o słowach profesora, z niecierpliwością czekałam na jutrzejsze spotkanie w sprawie badań. Nagle moje samotne rozmyślania przerwało stukanie do drzwi, wnet przypomniałam sobie dzisiejszą pobudkę. Wstałam i powolnym krokiem podeszłam do drzwi, wtedy ktoś zapukał jeszcze raz, a ja niemalże jednocześnie je otworzyłam.

- Petri!? Jak miło Cię widzieć!

- Ciebie również siostro. – odparł mocno mnie przytulając.

- Wejdź, rozgość się. A Ty co się tak czaisz? Jak już tak wcześnie tu zawędrowałeś to trzeba było wejść! – odparłam.

Petri spojrzał się na mnie dziwnym wzrokiem, a potem zerknął na zegarek.

- Nie rozumiem. Jest 16…

- A więc to nie Ty dzisiaj rano dobijałeś się do drzwi…

- Skądże, rano byłem jeszcze u siebie w Lieksa, dopiero niedawno wybrałem się tutaj, do Ciebie. – odrzekł, uśmiechając się kwaśno.

- Cóż, powiedz, co u dziadka, jak się czuje?

- No właśnie w tej sprawie tu przyjechałem, poza tym dawno nie rozmawialiśmy, tak w cztery oczy.

- To prawda…

Zalałam herbatę i wyjęłam z szafki nasze ulubione ciastka. Usiedliśmy obok siebie na sofie i przez chwilę w milczeniu siąpiliśmy gorący napój.

- Dziadek zachorował. – powiedział spokojnie Petri.

- Na co? To coś poważnego? Jak się czuje?

- Spokojnie, wiesz jak to on, to zwykłe przeziębienie, ale dziadek ani myśli usiedzieć w miejscu, a tym bardziej leżeć w łóżku, więc, jak się pewnie domyślasz, przez te swoje wojaże, dostał zapalenia krtani.

- Oj, muszę kiedyś z nim poważnie porozmawiać. Chciałabym do niego pojechać, ale na razie nie mogę, czeka mnie sporo pracy. Rozpoczynam badania. – dodałam, prawie zapominając o dziadku.

- Tak? Opowiadaj! – zachęcił brat.

Rozmawialiśmy dosyć długo, opowiedziałam mu o mojej przygodzie w lesie i nowej pracy, aż za oknem się ściemniło i Petri musiał wracać do żony.

- Idź już, pewnie się o Ciebie martwi. Zostawiłeś ją samą…

- A teraz Ciebie zostawię samą, kiedy Ty w końcu znajdziesz sobie faceta?! – odparł z nadmierną troskliwością i pretensją w głosie, której nie lubiłam.

- Petri! Daj spokój, na razie mój umysł i serce zajmują inne sprawy. Pozdrów dziadka!

Zamknęłam za nim drzwi, pozmywałam naczynia i jakby czymś pobudzona szybko sięgnęłam po słuchawkę i wykręciłam numer pierwszej osoby, jaka przyszła mi na myśl – Tuomasa. Powiadomiłam go o spotkaniu i kazałam stawić się o 18 na ulicy Jana Sibeliusa.

Paulina Drozdek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.