Historia > Polscy herosi - zwycięscy wodzowie

Pierwsza lekcja - Najazd Hodona i bitwa pod Cedynią (24 czerwca 972 r.)

Mieszko I - Jan MatejkoWalka o władzę nad ujściem Odry zostaje przypieczętowana krwawym zwycięstwem w bitwie z Wolinianami w 967 roku. Po wcześniejszych niepowodzeniach wreszcie do władcy Polan uśmiecha się szczęście. Zabezpiecza swe wpływy na Pomorzu i jednocześnie dogadza cesarzowi Ottonowi, zabijając Wichmana, saskiego banitę i renegata, podburzającego nadbałtyckich Słowian do rebelii przeciw cesarstwu. Jest to dla Mieszka argument koronny — cesarz z pewnością woli mieć na Pomorzu wiernego wasala niż zbuntowanego awanturnika. Ujście Odry pozostaje więc lennem cesarskim, lecz pod kontrolą polskiego księcia. Cesarstwo to jednak nie tylko cesarz, o czym Mieszko doskonale wie. Niebawem przyjdzie mu doświadczyć tego na własnej skórze...

Opanowanie ziem okalających Zalew Szczeciński było tak trudne nie dlatego, że wojowie Mieszka bić się nie umieli, ale dlatego, że broniło ich plemię Wolinian, o których trudno już było mówić, że są Słowianami. Podbijani wielokrotnie przez wojowniczych Wikingów, którzy w boju wpadali w szał i podpalali swe brody, z czasem przemieszali się z nimi, stając się bliżsi dzikiemu ludowi północy niż spokojnym słowiańskim kmieciom. Teraz jednak, pozbawieni wodza i zdziesiątkowani, zostali zmuszeni do ukorzenia się przed Mieszkiem, który stał się dla nich symbolem podwójnego jarzma: znienawidzonych Polan i jeszcze bardziej znienawidzonego cesarstwa.

Polski książę byłby ostatnim głupcem, gdyby wierzył, że jego zdobycz bez bólu zrośnie się z resztą państwa. Podbity lud poczuwał się do więzi jedynie z innymi nadmorskimi ludami. Związek z puszczańskim plemieniem Polan nie interesował go zupełnie. Mieszko wiedział również, że jego nowe nabytki stoją kością w gardle niemieckim margrabiom, w których interesie leżało coś wręcz przeciwnego niż wzrost potęgi Polski. Porozstawiane na rubieżach straże miały uchronić go przed przykrą niespodzianką. Dlatego też w 972 roku Mieszka nie zdziwiły zbytnio ani wieści o nadciągającym wojsku, ani wiadomość, że przewodzi im Hodo, margrabia łużycki. Atak nadchodził dokładnie ze strony, z której się go polski władca spodziewał. W dodatku jeśli miał kiedykolwiek nadejść, to właśnie w okresie, gdy cesarz Otton I przebywał w Italii. Jakże łatwo będzie potem zwalić całą winę na Polan, gdy powróci cesarz i zażąda wyjaśnień z pogranicznych waśni! Mieszko liczył się z możliwością najazdu zawistnych margrabiów, lecz nie mógł stale utrzymywać w tej części kraju wszystkich swoich sił. Dlatego te, którymi dysponował, musiały wystarczyć.

Liczebność zbliżającego się wojska nie zatrwożyła go z początku, choć niemiecka jazda była cięższa i lepiej okryta od polskiej. Niebawem jednak dowiedział się, że armia wroga urosła, gdyż zasiliła ją znacznie wolińska piechota. Książę Polan zrozumiał, że popełnił błąd. Skupiając się na obserwacji nadciągających wojsk, zaniedbał czujność na Pomorzu. Tymczasem Wolinianie musieli mieć również informację o ciągnącym Hodonie, skoro wyszli mu naprzeciw, by się z nim połączyć. Być może liczyli, że zwycięzca tej bitwy będzie zbyt osłabiony, by utrzymać nad nimi władzę.

Hodo zbliżał się do zakola Odry, nieopodal grodu Cedynia, gdzie bród był wyjątkowo łatwy do pokonania. Ufał najwyraźniej w swą siłę, gdyż nie próbował nawet taić pochodu. Szedł jak po swoje. Mieszko wespół ze swym bratem Czciborem stanął wojskiem na równinie przed grodem. Na wprost nich była niewielka tylko połać ziemi, cypel otoczony z trzech stron opływającą go Odrą niczym fosą. Czwarta strona znajdowała się za nimi. Wróg, chcąc iść dalej, musi przejść po ich trupach — trzeba liczyć się z tym, że Niemcy przełamią polski szyk, a wtedy będzie po bitwie. Polski władca obejrzał sobie dobrze cały teren i rozkazał Czciborowi wziąć większą część jazdy oraz piechotę i skryć się na porośniętych gęstym lasem wzgórzach ciągnących się wzdłuż drogi pomiędzy Cedynią a brodem na Odrze. Sam natomiast z niezbyt dużym oddziałem wyruszył na powitanie Hodona.

Zastał go już w trakcie przeprawy. Bez wahania więc zaatakował, chcąc rozjuszyć nieprzyjaciela. Polski oddział odbił się tylko od przeważających sił niemieckich i po krótkiej walce Mieszko zarządził odwrót, by nie zgubić ludzi i siebie. Pewien zwycięstwa Hodo ruszył za nim w pościg. Niebawem wyłoniły się przed nimi z gąszczu warowne umocnienia grodu. Polacy skryli się za częstokołem i uformowali obronę. Niemcy z marszu rzucili się do zdobywania grodu. Wtedy nagle na ich tyły posypał się grad strzał, a po chwili zwalił się na nich z całym swoim wojskiem Czcibor. Hodo zrozumiał, że wpadł w zasadzkę. Szyki jego armii pękły w okamgnieniu. Z grodu wysypał się znów oddział Mieszka wraz z grupą miejscowych kmieci i Niemcy, ściskani ze wszystkich stron, wpadli w panikę. Bitwa zamieniła się w rzeź — nie oszczędzano nikogo. Sam Hodo, wraz ze swym towarzyszem Zygfrydem, cudem uniknął śmierci, umykając w las. Szczęśliwie zdołał przedostać się na lewy brzeg Odry i powrócić do domu, skąd wysłał skargę do cesarza przebywającego w Italii. Cesarz, powracając do Niemiec, miał jakoby wezwać zarówno Mieszka, jak i Hodona na sąd za wszczynanie wojny bez pozwolenia. O sądzie tym niewiele jednak wiadomo i opinie historyków są dość rozbieżne. Pewne natomiast jest co innego: na ten raz Niemcy nauczyli się, że nie wystarczy pójść na Polaków z mieczem. Trzeba jeszcze umieć ich pokonać.

Walter Bez Mienia
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.