Dawno, dawno temu, żyło dwóch olbrzymów: Tomorri i Shpirag. Na nieszczęście obaj zakochali się w tej samej dziewczynie. Długo o nią walczyli, z ich mieczy tryskały skry, a ciosy były tak silne, że pod każdym kolejnym uderzeniem zapadali się głębiej pod ziemię. W końcu obaj zginęli od ciężkich ran, które sobie nawzajem zadali. Pozostały po nich tylko te dwie góry: Tomorri i Shpirag. Dziewczyna długo po nich płakała, tak długo, że z jej łez powstała rzeka. Jak się zapewne domyślacie, Berat leży u podnóża obu olbrzymów, po dwóch stronach rzeki Osum.
Miasto zostało założone prawdopodobnie przez Illirów, którzy w III w. p.n.e. zbudowali tutaj twierdzę obronną znaną w starożytności pod nazwą Αντιπατρια. W 440 r. miasto zajął cesarz bizantyjski Theodosius i nazwał je Pulcheriopolis – czyli Piękne Miasto. W IX wieku zostało zdobyte przez Bułgarów, którzy zmienili nazwę na Beligrad (Białe Miasto), która ostatecznie przekształciła się w obecną – Berat.
UWAGA! Wszystkich, którzy odwiedzali Albanię albo planują w najbliższym czasie się do tego kraju wybrać, serdecznie zapraszam do współtworzenia tego przewodnika. Można w tej sprawie pisać na adres redakcji redakcja@libertas.pl.
Do Beratu można dojechać z wielu różnych miejsc. Nie ma też problemu, by się stąd wydostać. Kursują bezpośrednie autobusy do Tirany, Vlory, Gjirokastёr i innych. My udaliśmy się do Fier, skąd można dojechać busem do starożytnego miasta – Apolonii. Dla przykładu bilet autobusowy z Beratu do Fier kosztuje ok. 100 Leków od osoby.
Idąc w kierunku twierdzy, mijamy Mangalem – położoną poniżej dzielnicę jednopiętrowych domów. Stroma, kamienista droga prowadzi prosto do bram. Wstęp na teren zamku kosztuje 100 Leków. Przed bramą stoi też samozwańczy przewodnik, który oferuje swoje usługi za 1000L. Postanawiamy z nich skorzystać, ale jest już późno i ze względu na niewielką ilość czasu na pewno nie uda nam się zobaczyć wszystkiego.
Przechodzimy koło sklepu i baru. Za murem jest dość miejsca, by zmieścić całą osadę. Zamek jest zamieszkały! Najstarsze domy zbudowano jeszcze w XIII wieku. Nasz przewodnik twierdzi, że jeszcze przed najazdem osmańskim znajdowało się tutaj około dwudziestu kościołów bizantyjskich. Później Turcy zbudowali dwa meczety. Niestety niewiele z tych świątyń przetrwało do dziś, a te które się ostały, po 1967 roku służyły jako magazyny. W jednym z kościołów znajduje się obecnie muzeum Onufrego – najsłynniejszego XVI wiecznego albańskiego malarza ikon.
Idąc prosto w górę, docieramy na akropol, skąd rozciąga się widok na góry i rzekę. Widać też cerkiew Świętej Trójcy. Podwójny mur był wiele razy przebudowywany na przestrzeni wieków. Dziś jest nieco uszkodzony, ale jak widać i tak całkiem dobrze zachowany.
Przechodzimy obok pozostałości meczetu, a następnie idziemy stromymi schodami w dół do punktu widokowego. Pod nami najstarsza (nie licząc zamku) część miasta – Mangalem. Przewodnik twierdzi, że zbudowana jeszcze w średniowieczu. Na drugą stronę rzeki można dostać się mostem Ahmeta Kurt Paszy z 1780 r. Ta część miasta – zbudowana przez Turków – nazywa się Gorica. Najdalej od zamku znajdują się najmłodsze zabudowania. Kto jest za nie odpowiedzialny, nie trzeba chyba mówić. Tak brzydkie bloki mogli pozostawić po sobie tylko komuniści.
Po latach izolacji Albania przeżywa chyba okres zachłyśnięcia się konsumpcjonizmem. Plastikowe opakowania są wszędzie, a w sklepach wszystko, choćby najdrobniejsze zakupy, pakowane są w jednorazówki. W efekcie ten piękny kraj tonie w śmieciach. Na tym tle Berat bardzo pozytywnie się wyróżnia, a jego ulice są bardzo czyste i w zasadzie tylko od czasu do czasu można spotkać jakieś niewielkie dzikie wysypiska. Możliwe, iż ta poprawa ma związek z tym, że w 2008 roku Berat znalazł się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Jak już pisałem, po drugiej stronie rzeki Osum znajduje się zbudowana przez Turków Gorica. Warto się tam wybrać, by pospacerować wąskimi uliczkami. Zobaczymy osiołki przenoszące towar po stromych ścieżkach i ludzi niosących dziwnie wyglądające pojemniki. Jak się zapewne domyślacie, służą do destylowania Raki, czyli najbardziej popularnego miejscowego trunku wyskokowego.
Śmierć głodowa w Beracie nam nie grozi. Lokalnym odpowiednikiem naszych fastfoodów są byrektore – budki wyspecjalizowane w produkcji bardzo smacznych i sytych byrków. Byrek to rodzaj ciasta francuskiego z farszem, można go kupić nawet za 30 Leków! Najbardziej popularne są: byrek z mięsem, byrek z serem i byrek ze szpinakiem. Jeśli macie ochotę na coś droższego, to polecam sympatyczną, a nadal relatywnie tanią restaurację w hotelu Berati. Mnie bardzo smakował Tasqebap, rodzaj rzadkiego gulaszu z chlebem (250L), a także spora miska sałatki greckiej (jedyne 150L). Inne przykładowe ceny: spagetti z sosem – 100L, jagnię z grila – 500L, ser z grila – 130L, frytki – 100L, piwo Tirana – 100L, Fanta – 100L.
Na głównej ulicy jest wręcz niezliczona ilość różnych barów i kawiarni. Na rewelacyjne desery chodziliśmy do Shpetimi 2. Koniecznie zamówcie sobie lody z owocami na gofrze. Przykładowe ceny: Lody – 80L, piwo Tirana – 140L, Pizza – 200–500L.
Dzieci na pewno ucieszą się z przejażdżki karuzelą za jedyne 50L i ze sprzedawanego na ulicy popcornu (30L). Moje dzieci zaś najwięcej frajdy miały z jazdy samochodzikami – symboliczne 50L za kilka minut jazdy! Jeśli ktoś nie był pewien, czy Albania jest odpowiednim miejscem dla dzieci, to odpowiadamy – TAK. W Albanii też są dzieci i mają się dobrze.
Za dość ciasny, ale bardzo czysty pokój z dwoma łóżkami i łazienką, w hotelu Gega zapłacimy 20€. Za taki sam pokój wyposażony dodatkowo w klimatyzację – 30€. Podobnie w chyba trochę ładniej położonym hotelu Berati, gdzie pokój kosztuje 25€.
Życie w Beracie biegnie bardzo powoli. Nie, biegnie to nie jest odpowiednie słowo, życie tu płynie powoli, niczym przecinająca miasto rzeka Osum. W parku od rana widać mężczyzn grających w karty, kawiarnie również są oblegane, a przecież to środek tygodnia. Nigdzie nie widzę nikogo, komu by się gdzieś śpieszyło. Samochody jadą powoli, osiołek ciągnie nadwozie z jakiegoś rozczłonkowanego pojazdu...
Wieczorem ludzie wylegają na główną ulicę. Na jej początku jest znak – zakaz ruchu od 17 do 24. To czas spacerowania. Spaceruje całe miasto. My też. Wygląda to jak pochód, tyle że dwukierunkowy, bo po dojściu do końca ulicy ludzie zawracają i kontynuują spacer w przeciwnym kierunku. Sąsiedzi mają okazję porozmawiać, młodzi chłopcy wypatrzeć jakąś śliczną dziewczynę. Kto wie, może to ostatnie miasto w Europie, gdzie nie potrzeba do tego Internetu!
W słońcu ogrzewają się oliwki rosnące na malowniczych stokach, a przy wielu domach wije się winorośl. Ludzie są bardzo mili. Gdy wchodzimy na zamek, zagaduje nas jakaś rodzina i daje nam w prezencie kilka kiści winogron. Zupełnie bezinteresownie. Uśmiechają się do nas i życzą smacznego. Gdy spacerujemy uliczkami Goricy, uśmiecha się do nas właściciel osiołka wspinającego się po stromej brukowanej ulicy. Roześmiane dzieci grają w piłkę. Jakaś pani podlewa kwiaty, inna bieli wapnem swój dom. Zagaduje nas po angielsku. Mówi, że uczy chemii, jej rodzina mieszka w tym domu od pokoleń. W jej oczach widać dumę. Pyta jak nam się podoba Berat. Bardzo!
Na tematy związane z artykułem można porozmawiać na forum w wątku Albania.