Główna droga z Vlory na południe, do Sarandy i dalej do Grecji, wiedzie przez przełęcz Llogara, która leży na wysokości 1010 m n.p.m. Jeśli nie mamy własnego samochodu, możemy pokonać ją furgonem lub autobusem. Zdecydowanie polecam to drugie rozwiązanie. Busy jeżdżą szybko, co oczywiście ma swoje zalety, jednak nie dla nas, którzy chcemy przecież podziwiać przesuwające się za oknem piękne krajobrazy.
Zacznijmy jednak od znalezienia autobusu. We Vlorze widziałem co prawda kilka przystanków, ale nie było na nich żadnych rozkładów jazdy, więc najlepiej zapytać miejscowych i pewnie ktoś w aptece albo w byrektorii1 będzie wiedział, w jakich godzinach „coś jedzie”. Zauważyłem, że autobusy w Albanii kursują głównie rano, a rozpoczynają podróż przeważnie o pełnych godzinach. W związku z tym można w ogóle nie pytać, tylko wstać wcześnie i w okolicach godziny dziewiątej szukać szczęścia na głównej drodze, która zaraz przed portem odbija w lewo i dalej ciągnie się wzdłuż plaży na południe. Teraz wystarczy tylko wypatrywać autobusu z odpowiednią tabliczką. Albania to nie poukładana po niemiecku Europa, tutaj jest bo bałkańsku, wsiadamy tam, gdzie nam wygodnie, a to, że nie ma akurat przystanku, nie robi kierowcy żadnej różnicy.
Autobus odbija od zatoki i powoli zaczyna się wspinać po stromej, ale całkiem dobrej drodze. Morze znika nam z oczu, za to pojawiają się piękne góry. Bałkański luz zobowiązuje. Jeśli ktoś przy szosie sprzedaje warzywa, a kierowca chce zrobić zakupy, to autobus się na chwilę zatrzyma! Nikt się nie wścieka. Kto chce może kupić trochę ziemniaków, a reszta może rozprostować nogi, albo popatrzeć na góry. Nie samymi widokami jednak człowiek żyje, gdy kierowca uzna, że czas coś zjeść, to zrobi nam przymusowy postój przy jednym z barów! Nikt się temu nie dziwi. Całkiem prawdopodobne jest też, że po drodze kierowca dostarczy leki, które kupił we Vlorze dla jakiejś babci z Palasë, pocztę dla Dhërmi, prasę dla Himarë, a nawet, weźmie ze wsi jakąś bańkę mleka dla sąsiadki. Czy to nie jest piękne?
UWAGA! Wszystkich, którzy odwiedzali Albanię albo planują w najbliższym czasie się do tego kraju wybrać, serdecznie zapraszam do współtworzenia tego przewodnika. Można w tej sprawie pisać na adres redakcji redakcja@libertas.pl.
Czarna asfaltowa droga wygląda, jakby dopiero co ją położono, równej nawierzchni mogłaby jej pozazdrościć niejedna polska droga. To nie znaczy jednak, że można na niej rozwijać zawrotne prędkości! Górskie serpentyny nie bardzo się do tego nadają, ale okolica jest piękna i większa prędkość w tych okolicznościach, byłaby marnotrawstwem. Niestety i tu widzimy kilka dzikich wysypisk śmieci, nie wygląda to przyjemnie, ale ostatecznie zaraz znikają za kolejnym zakrętem i wspomnienie o nich nie może zepsuć wrażenia.
Po kolejnym zakręcie ukazuje nam się Morze Jońskie! Jest piękna, słoneczna pogoda, woda błyszczy pod naszymi stopami wszystkimi odcieniami błękitu, linia brzegowa ciągnie się aż po horyzont, a Góry Lungarë zdają się wpadać prosto do morza! Przepiękny widok, którego zdjęcia niestety nie oddają. Trzeba to zobaczyć na własne oczy.
Za przełęczą Llogara na naszej drodze leżą pierwsze miejscowości na riwierze albańskiej. Po krótkiej dyskusji postanawiamy zatrzymać się w ostatniej z nich – Himarë. Jadąc samochodem, prawdopodobnie wybralibyśmy mniejsze, bardzo malowniczo położone Dhërmi, ale z dziećmi, wózkiem i ciężkimi plecakami nie chcieliśmy ryzykować. Himarë okazuje się dla nas strzałem w dziesiątkę, jest jeszcze na tyle małe, że można odpoczywać w spokoju, a jednocześnie na tyle duże, by w zasięgu ręki były tu restauracje, hotele i bankomaty.
Już prawie jesteśmy na miejscu, przejechanie tych około 80 km zajęło nam łącznie z przerwą na obiad prawie cztery godziny! Bilety kosztowały nas 200L od osoby, czyli około 7 zł.
W Albanii bardzo popularny jest byrek – rodzaj placka, najczęściej z ciasta francuskiego, nadziewanego (w zależności od zapotrzebowania) mięsem, szpinakiem, serem, pomidorami, jabłkami albo tym co akurat jest pod ręką. Jeśli zgłodniejemy i chcemy szybko coś zjeść, wystarczy rozejrzeć się za budką z napisem byrektore. Ponieważ nigdzie nie znalazłem polskiego odpowiednika tego słowa, postanowiłem wzbogacić nasz piękny język o jeszcze jedno. W tym celu spolszczyłem albańskie byrektore i tak powstała byrektoria.
Na tematy związane z artykułem można porozmawiać na forum w wątku Albania.