Jeśli zima, to święta, a jeśli święta, to obowiązkowo Świąteczny Koncert. W grudniu Roku Pańskiego 2016 Koncert Świąteczny wstrząsał ścianami chorzowskiej Leśniczówki po raz piętnasty! I to jak wstrząsał! Impreza trwała przez trzy dni, a przez tutejszą scenę przewinęła się cała plejada świetnych muzyków z Leśniczówką związanych. Pierwszego dnia zagrał Jan Galach Band, drugiego: Osły i 4 Szmery, a ostatniego na poprawiny Jan Gałach wraz ze swoimi gośćmi wystąpili w repertuarze niezapomnianego The Allman Brothers Band. Bardzo żałuję, że nie mogłem być na wszystkich trzech dniach i pewnie przez cały rok nie da mi to spokoju. Mam nadzieję, że z następnego Koncertu Świątecznego nie uronię nawet nutki...
Osły pokochałem od pierwszego słyszenia za nieprawdopodobne, a czasem wręcz karkołomne wykonania Allmanów i do dzisiaj jestem ich wiernym fanem, ale w repertuarze Osiołków nie brakuje też innych klasyków, czasem bardzo odważnie podanych, że wspomnę choćby o Fire Jimiego Hendrixa. Wszystko brzmi tak, że bez wahania każdy koncert zespołu można nazwać muzyczną ucztą. A oto kucharze:
Okres świąteczny jak wiadomo sprzyja rodzinnym spotkaniom. Zgodnie z wieloletnią tradycją Janek Gałach – organizator tej muzycznej wieczerzy – zaprasza do wspólnego grania zaprzyjaźnionych muzyków, przez co koncerty stają się chyba bardziej wyjątkowe. W pierwszych utworach gościnnie na basie zagrał Muzzy, czyli Paweł Mikosz. Choć słowo „gościnnie” w tym wypadku jest chyba jednak trochę na wyrost, bo przecież Muzzy był bodajże drugim basistą Osiołków i na pewno czuje się w zespole jak u siebie...
W pierwszych utworach Osły wspomogły się jeszcze jeszcze jednym muzykiem. Swoją drogą nigdy nie mogę się nadziwić, że scena Leśniczówki jest w stanie pomieścić tylu grajków i nie dochodzi przy tem do groźnych wypadków! Nikt nie spada ze sceny strącony przez gryf elektrycznej gitary czy ze smyczkiem w oku... No ale są święta, więc umówmy się, że to po prostu cud! A kim jest jest siódmy muzyk z autografem Warrena Haynesa na gitarze? To Paweł „Szucher” Szuszkiewicz, kolejny fan The Allman Brothers Band, który przyjechał do chorzowskiej leśniczówki aż z drugiego końca polski, bo z okolic Białegostoku. I to nie pierwszy raz!
Następnie do zespołu dołączył gość z dalekiej Australii. No może nie dosłownie z Australii, ale powiedzmy, że godnie reprezentował w Leśniczówce zespół AC/DC. Mowa oczywiście o wokaliście zespołu 4 szmery Robercie Mastalerzu, czyli Sierściu. Co tu dużo gadać, lubię tego faceta nie tylko za jego muzyczne talenty, ale ogólnie za poczucie humoru i sposób bycia. Niestety nigdy nie mam okazji się z nim napić, bo po koncercie zawsze otacza go chór małoletnich fanek!
Pod koniec muzycy trochę się z nami droczyli rozpoczynając różne utwory, a gdy tylko publiczność z radością je rozpoznała, płynnie przechodząc do kolejnego motywu. Przy okazji na pewno był to popis umiejętności improwizacji, no i może dlatego występ Osłów zostawił w nas jeszcze większy niedosyt. Koncert trwał trochę ponad godzinę i jak zwykle dostarczył mi bardzo dużo smacznych muzycznych kalorii. Może trochę zabrakło mi numerów Allmanów, ale z drugiej strony zlot fanów tego południowoamerykańskiego zespołu przecież zaplanowane na dzień następny, więc właściwie można się było tego spodziewać i sam jestem sobie winien.
Po krótkiej przerwie na scenę wrócił Sierściu, ale tym razem już jako jej gospodarz. Obok niego szybko i sprawnie zainstalowali się pozostali muzycy z zespołu 4 szmery, a to mogło oznaczać tylko jedno, będzie szybko, głośno i niegrzecznie! Zespół 4 szmery wystąpił w składzie:
4 szmery również wspomagały się gośćmi. Pierwszym z nich był Andrzej Urny, śląski gitarzysta związany między innymi z Krzakiem i Dżemem, któremu największą popularność przyniosły występy z Perfectem.
Drugim gościem zespołu był harmonijkarz Michał Kielak, który przyjechał na Śląsk aż z Poznania, a wszystko po to, żeby udowodnić, że harmonijka może być całkiem ciekawym hardrockowym instrumentem...
Dużą niespodzianką były dla mnie nowe numery w repertuarze 4 Szmerów, bo nie wiedziałem że i na tym polu zespół swoich sił próbuje. Kawałki całkiem fajne, utrzymane w podobnej do AC/DC stylistyce i – co ciekawe – po polsku. Tak jak pisałem, dla mnie nowość, ale nie dla wszystkich, bo jedna z fanek odśpiewała z zespołem wszystkie teksty!
Trzeba przyznać, że publiczność w Leśniczówce potrzebowała trochę czasu, żeby się rozkręcić, ale pod koniec koncertu w połowie sali kotłowało się już nawet jakieś małe pogo. Za to w pierwszych rzędach udzielał się Muzzy, który pokazał, że prawdziwy rockman potrafi nie tylko grać na basie, ale i skakać pod sceną, a nawet spontanicznie zaśpiewać gościnnie w chórkach!
Drugi koncertowy dzień skończył się dość wcześnie i zabrakło tradycyjnego dżemseszyn... Trochę byłem niepocieszony, bo specjalnie wziąłem sobie na kolejny dzień urlop i zamierzałem bawić się aż do samego końca, choćby do piątej rano...
Na koniec jeszcze trochę tańców, trochę zdjęć, dużo śmiechu... Wojtas obnosi Majeczkę na rękach i chwali się, że trzymał ją do chrztu, kiedy była troszeczkę mniejsza, ale i teraz dałby radę... To było ładnych kilka koncertów świątecznych temu. Nawet wiem ile, ale oczywiście nie powiem! Dodam tylko, że już się nie mogę doczekać następnego i już wszystkich gorąco na niego zapraszam.