Wielkie Żarcie > Punk-Rock cuisine

Pasta di Tonno e spinaci

Czasem człowiek gdzieś wyjedzie i go nie ma. Tak to już z człowiekiem bywa. Zanim wyjedzie, myśli, co on, ten człowiek będzie jadł. Jak ma gruby portfel, to się stołuje w restauracjach, śpi w hotelach pięciogwiazdkowych i jeździ taksówką za tłuściutkie euro i martwi jedynie o to czy dobrze zapisał numer telefonu tej uroczej japońskiej kelnerki, którą poznał w pobliskiej restauracji Waggamama. Ale człowiek nie zawsze ma gruby portfel, a mimo to wyjeżdża, a to urlop dostanie nie wiadomo właściwie czemu, a to jakiś długi weekend się nagle przytrafia. Nosi wtedy człowieka, że strach! Wsiada nagle w belleco, byle ma kółka i się toczy do przodu, najlepiej samo. Załadowuje wtedy to belleco różnego rodzaju dobrami (człowiek przeważnie puszkami z piwem, kobieta natomiast kosmetykami ciuchami i inną chemią gospodarczą) na które trzeba dużo toreb, lub waliz. Potem jeszcze przychodzi czas na zapakowanie jedzenia. Wojskowo-studenckim zwyczajem przeważnie człowiek pakuje konserwy, konserwanty i inne konstrukcje, które się zalewa gorącą wodą, a one pod wpływem gorącej wody robią się „o smaku”, oczywiście patriotyzm nakazuje zabrać jakieś biało-czerwone ojczyźniane wędliny z zakładów mięsnych „Duda” w Sosnowcu, których zgliszczami odpowiednio spalonymi nad ogniskiem zagryzać będzie paskudny posmak ciepłej wódki, piwa bez gazu i wody niegazowanej wysoko zmineralizowanej podczas towarzyszących wyjazdom imprezom integracyjnym.

Po kilku dniach takiej diety konserwowo-wędlinowo-wysoko-zmineralizowanej, człowiek czuje się albo tak prawdziwie wypoczęty, że nawet jeść mu się nie chce, albo tak zdesperowany, że idzie na oślep ku zachodniej cywilizacji, resztkami sił wchodzi do cudownie pachnącej palącym się tłuszczem lokalnej restauracji U Danusi gdzie nareszcie może zamówić zdrowego, świeżego, swojskiego kebaba za 10 zł, z dużą ilością sałatki z kapusty marchewki i cebuli, zjeść i poczuć się jak człowiek cywilizowany, który odzyskał siły do zmagań z trudnościami wypoczynku.

Ale człowiek czasem bywa przekorny i mówi Nie! Tak dalej być nie będzie!. Wtedy chce udowodnić sobie i innym zainteresowanym, że posiada jeszcze oprócz boga i ojczyzny honor i resztki samodzielności, wtedy chce ugotować coś, co nie będzie kebabem za 10 zł. (albo 5 euro) ale będzie mimo to smakować na tyle dobrze, że nie będzie się chciało tego od razu zapić ciepłą wódką albo piwem bez gazu. Wtedy idzie do pobliskiego sklepu samoobsługowego, gdzie zaopatruje się w:

  • puszkę tuńczyka,
  • 2 cebule,
  • główkę czosnku,
  • paczkę mrożonego szpinaku w brykiecie (nie w zmielonej masie przypominającej obornik),
  • dwa serki topione, duże, dajmy na to Tylżyckie, czy też Złoty Ementaler,
  • paczkę makaronu, penne, tagliatelle czy nawet spaghetti,
  • paczuszkę tartego parmezanu,
  • paczuszkę ziół prowansalskich,
  • małą butelkę oleju np. słonecznikowego,
  • dużą butelkę pół wytrawnego białego wina bułgarskiego (oczywiście niechętnie).
Pasta di Tonno e spinaci

Wracając ze sklepu samoobsługowego człowiek wstępuje na chwilę do lokalnej restauracji U Danusi niby to popatrzeć za ile kebab, za ile cola, a za ile bakterie coli, a tymczasem cichaczem gwizdnie z lady 4 jednorazówki z solą i 2 z pieprzem, kiedy pani Danusia nie patrzy bo skrawa kebaba do kuwety. Zadowolony może udać się w miejsce wypoczynku i ostrożnie, żeby nie przewrócić się o któregoś z leżących na podłodze wypoczywających, zabiera się do gotowania makaronu al dente (co oczywiście każdy wie jak się robi). W międzyczasie kroi w ząbki czosnek i wrzuca na gotujący się na małym gazie olej, który, kiedy zaczyna się już rumienić zasypuje pokrojoną w ząbki cebulą i przykrywa, żeby się dusiło. W międzyczasie, kiedy makaron jeszcze nie jest al dente, a cebula tak się dusi z czosnkiem, człowiek budzi najbliżej leżącego wypoczywającego i wykorzystując fakt, iż ów jeszcze nie do końca rozumie "osochozi" bo jest dopiero 13.00 rano, prosi go o pożyczenie scyzoryka multifunkcyjnego i otwiera nim puszkę z tuńczykiem, odsączając zalewę. Następnie dorzuca zawartość puszki do duszącej się tak z czosnkiem cebuli w patelni, dosypuje ziół prowansalskich i gwizdniętego Danusi pieprzu, a następnie niechętnie (bo marnotrawstwo) podlewa całość odrobiną bułgarskiego wina. Tak się to dusi. Makaron natomiast na pewno jest już al dente i można go odsączyć i zahartować zimną wodą niegazowaną, wysoko zmineralizowaną. Następnie człowiek przelewa wrzątkiem szpinak w brykiecie i dodaje do duszących się w patelni wcześniej wymienionych. W odrobinie wrzątku który został, (bo zawsze gotuje się go trochę więcej, jakby co) widelcem rozrabia w misce dwie kostki topionego serka, tak by się w miarę rozsądnie rozdrobnił i przybrał konsystencję sosu. Ów sos wlewa na odkrytą już patelnię i delikatnie miesza całość. Potem może już nałożyć na talerze skropiony delikatnie olejem makaron i nakładać na niego sos. Całość człowiek dekoruje startym parmezanem. Tak powstaje Pasta di Tonno e spinaci, którą człowiek zapija w drodze wyjątku pół wytrawnym bułgarskim białym winem, tudzież wodą niegazowaną wysoko mineralizowaną. Smacznego, wybełkotał jeden z leżących wypoczywających.

Łukasz Miśka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.