Państwo, polityka, społeczeństwo... > Teksty w dyskusji na temat roli państwa

Płody rozchwianego układu nerwowego

Pozwolą Państwo, że ich uraczę jeszcze jedną dysgrafią.

Dwa fragmenty tekstu są kluczowe, gdzie jak na dłoni widać mankamenty liberalnych teorii. (Tylko dla uzmysłowienia czytelnikom dramatu w jakim przyszło mi odpowiadać na nikczemne zarzutu przypominam: Dysgrafia: zaburzenia w umiejętności pisania powstałe wskutek organicznych zmian w ośrodkowym układzie nerwowym; ileż ja się teraz muszę natrudzić, ileż oczu na moich literkach, na moim ośrodkowym układzie!). Wracamy z powagą. Fragment o knajpie – nazwijmy go „eksperyment” i fragment gdzie autora tekstu „wyrywa z butów”, nazwijmy go „zmiana umowy społecznej”. Najpierw knajpa – jako liberalny argument za rezygnacją z biurokratycznych jednostek socjalizmu. Autor zaczyna, będę się wtrącał:

Wyobraźmy sobie miasto gdzie tego sanepidu nie ma. Pan X otwiera knajpę i ma w niej fatalne warunki sanitarne, w rezultacie goście masowo zielenieją po spożyciu posiłku (to już bardzo słabe: a gdzie moja wolność od zielenienia po posiłku?! Albo: wolność do zdrowia?). Większość klientów już tam nie wróci (coraz gorzej: większość klientów…), więc dni baru są policzone, ale jeśli komuś to nie wystarczy, to idzie do sądu, sąd zarządza odszkodowanie (tu już bardzo źle: Na jakiej podstawie ma sąd zasądzić odszkodowanie skoro nie doszło do naruszenia norm jakości bo ich nie ma przecież – co właściwie ten Pan X złamał!? Skąd w ogóle miał wiedzieć, że się strują? Sąd wywnioskuje odszkodowanie z zielonych klientów, którym naruszono jakąś wolność? A przecież inni nie zzielenieli, widocznie większość ma popsute żołądki a nie wolność!), knajpa pada, a pan X idzie z torbami. Nie ma łapówek, biurokracji, drogiego urzędu z naszych podatków (no a sąd?) i głupich regulacji. Jest odpowiedzialność. Pan X odpowiada za swój bar i jeśli chce z niego żyć, musi o niego dbać, w swoim własnym interesie! (nauczony kosztem kilku zielonych hospitalizowanych w szałasach indiańskich - pewnie już zadba, albo zmieni wioskę). Z apteką sprawa jest analogiczna (no i znowu bomba - budka z hamburgerem taka sama jak nafaszerowana chemią apteka. To właśnie miałem na myśli mówiąc, że u zwolenników liberalizmu gumka od majtek tak samo groźna jak nóż – to dość spory błąd poznawczy, próba zastosowania tej samej metody do różnie skomplikowanych światów). I co, da się bez sanepidu? Oczywiście, że tak!

Optymistyczny wykrzyknik na koniec. Teraz zmiana umowy społecznej. Autor bez butów grzmi:

Jeśli ktoś twierdzi, że państwo leczy/edukuje/dochodzi sprawiedliwości za darmo, to albo celowo wprowadza innych w błąd, albo nie ma pojęcia o czym pisze. Problem właśnie w tym, że państwo niczego nie robi za darmo, wszystko za pieniądze, które wcześniej nam zabierze! Po drodze, zanim moimi własnymi pieniędzmi, z łaski zapłaci za kiepskiej jakości usługę (np. leczenie), bardzo duża część MOICH/TWOICH pieniędzy zostaje zmarnowana i rozkradziona! W Polsce przez budzet państwa przechodzi aż 42% PKB, z których ogromna część idzie w błoto! Gdyby jeszcze to państwo na prawdę mnie leczyło, ale przypominam, że za te ukradzione mi niemałe pieniądze, państwo oferuje mi kilkumiesięczne kolejki, niski poziom usług i cyrk w sejmie na bardzo niskim poziomie artystycznym!

To dość typowe, brzydko mówiąc, farmazony, pod którymi kryje się taki oto zmyślny pomysł: nie płaćmy podatków, a pieniądze które zaoszczędzimy wydamy sobie efektywnie na leczenie i szkoły, wedle własnego uznania! Nie trzeba chyba rachmistrza czy socjologa, żeby powiedzieć, że to jawna jakaś niesprawiedliwość jest. Autorowi, który ma takie poglądy pewnie starczy, bo spore wpływy, to i spore podatki zaoszczędzone, no ale innym już nie. Mnie państwo wyedukowało i leczyło za darmo i żadnych podatków nie płaciłem. Teraz płacę i bardzo podoba mi się taka umowa społeczna, że dzięki temu następne pokolenie nie będzie musiało płacić za edukację, lekarza. Jeżeli jednak ktoś zmieni tą umowę i oprócz podatków będzie chciał ode mnie jeszcze żebym zapłacił za szkołę i lekarza, to się zdenerwuję.

Jak widać powyższe przykłady dość wyraźnie prezentują chyba największe niebezpieczeństwa jakie przynoszą w ukryciu ze sobą tak zwane wolnościowe teorie życia – próbują pozbawić nas państwa na rzecz dość „ciekawego” procesu zdobywania „odpowiedzialności” i zweryfikować umowę społeczną pod kątem bardziej „samodzielnego”, indywidualistycznego decydowania o wszystkim co nas dotyczy. I temu właśnie chcę powiedzieć: NIE, mimo szeregu całkiem ładnych pomysłów.

Na koniec uwaga ogólna: czasami używam pewnych środków stylistycznych - skrótów, wyolbrzymień, aluzji i ironii, pytań retorycznych, w celu kondensacji treści i zdynamizowania wypowiedzi, jak wskazują mądre definicje. Niestety używanie w odpowiedzi na takie środki racjonalnych argumentów jest co najmniej estetycznie nieznośne, a zawsze logicznie niekompatybilne. Jeżeli wydają się te środki słabe czy niewłaściwe, trzeba albo to napisać albo odpowiedzieć takim środkiem. Zatem, i tu wyciągam palec do góry, kto odpowiada na zabiegi stylistyczne racjonalnym dyskursem i zuchwale posługuje się zarzutem dysgrafii, podlega karze zignorowania najbliższego tekstu!

Piotr Szeryf
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.