Recenzje

„Dziennik galernika” – Imre Kertész

Dziennik galernikaCzy można czytać Dziennik galernika nie będąc literaturoznawcą, nie mając choćby podstawowej wiedzy o filozofii, historii i literaturze? To pytanie dręczyło mnie od pierwszych stron wspomnień Kertésza, a w miarę jak się w nie zagłębiałem, pytanie było coraz bardziej kłujące intelektualnie. Gdybym odpowiedział sobie na nie przecząco, to nigdy w życiu nie przeczytałbym nic choćby z Umberta Eco i Wieniedikta Jerofiejewa.

Miałem wrażenie, że powinienem się tej książce poświęcić bez żadnych ograniczeń. Postawiła przede mną ogromne wymagania. Zrozumieć ją w pełni, to czytać bez ustanku godzinami, z przerwami jedynie na sięganie do słowników filozofów czy literatury. A traktowanie jej jako lektury do poduszki, jako książki, z której przerzuca się codziennie po kilka-kilkanaście kartek? Takie traktowanie dało mi możliwość zrozumienia myśli autora. Długie przerwy w czytaniu pozwoliły na zastanowienie się nad światem, życiem, religią, Bogiem, ludzkimi wartościami, humanizmem, potwornością Holocaustu.

Znając trzy powieści noblisty, wiedziałem, jakiej mniej więcej treści mogę się spodziewać. Przede wszystkim - Auschwitz. To jest drogowskaz wspomnień autora. Nie wraca on do opisu potwornych chwil Holocaustu, ale trauma po pobycie w młodości w obozie koncentracyjnym wyziera z każdej kartki wspomnień.

Dziennik galernika to nie są wspomnienia pisane dzień po dniu, opisujące twórczość autora, życie codziennie, spotykanych ludzi. To podróż po historii, literaturze, filozofii, z cytatami z dzieł największych pisarzy i filozofów. Autor przywołuje wielu z nich. Z niektórymi dyskutuje. Przez strony "Dziennika" przewija się twórczość Orwella, Hemingwaya, Kafki, Faulknera, Dostojewskiego, Tołstoja, Lowry'ego, Camusa, Manna, Prousta, Baudelaire, Rilkego, Máraiego, Flauberta, Canettiego; jest Sartre, Burckhardt, Gide, Schopenhauer, Kirkegaard, Nietzsche, Hegel, Weil, Lao Tsy. Przywołuje także kompozytorów, którzy mają dla jego twórczości znaczenie: Mozarta, Mahlera, Wagnera, Beethovena. Możemy sobie wyobrazić, w jaki sposób te dzieła towarzyszyły jego twórczości, jaki wpływ wywarły na jego sposób myślenia, na zadawane przez niego pytania o życie, bycie Żydem, Węgrem, mieszkańcem Środkowej Europy.

Dziennik obejmuje trzydzieści lat, od 1961 do 1991 r. Rzecz nie jest podzielona na dziesiątki lat czy w inny chronologiczny sposób. W spisie treści odnajdujemy stan emocjonalny Kertésza. Porównuje on siebie do żeglarza, podróżnika, może rozbitka (życiowego? od czasu Auschwitz?), czy też tytułowego galernika, który w kilkanaście lat po wojnie próbuje wejść w pełnię życia, w powojenny, zdawałoby się - uporządkowany świat. Nie znajduje tam dla siebie miejsca, szuka punktów zaczepienia, błąka się, trafiając ciągle na przeszkody, bez możliwości znalezienia spokoju normalnego życia. W końcu rezygnuje, daje się unosić życiu, godzi ze swoimi wspomnieniami, ze swoją rolą w świecie. W styczniu 1991 r. pisze: Bóg to Auschwitz, ale również ten, kto mnie z Auschwitz wyprowadził. I kto mnie zobowiązał, a nawet zmusił, żebym zdał ze wszystkiego sprawę, bo chciał usłyszeć i zobaczyć, co zrobił1. W sierpniu jeszcze bardziej godzi się z rzeczywistością: Wszystko dobiegło końca i wszystko zaczęło się od nowa; ale zaczęło się gdzie indziej i być może gdzie indziej prowadzi2.

Z Dziennika dowiadujemy się, w jakim stanie emocjonalnym, w jakim okresie życia pisarza powstały Los utracony, Fiasko, Kadysz za nienarodzone dziecko, Angielska flaga.

Razem z autorem spacerujemy po Szigliget, odwiedzamy Berlin Wschodni, Drezno, Weimar, Monachium. W bardzo oszczędny emocjonalnie sposób opisuje swoje odwiedziny w miejscu byłego obozu w Buchenwaldzie. Podróże po Środkowej Europie służą pisarzowi do zadawania, moim zdaniem, najważniejszych pytań, które Europejczyk powinien sobie postawić. W jaki sposób powinniśmy traktować wspólną tragedię II wojny światowej? Jak wspominać Holocaust? W jaki sposób odnieść się do skomplikowanej historii Środkowej Europy? Są pytania o nacjonalizm, o wspólne i osobiste korzenie zmieszanych ze sobą narodowości. Nie bez przyczyny Kertész mówi o sobie, że jest Żydem, że jest Węgrem. Pokazuje reakcje innych ludzi, odsłania swoje własne obawy, gdy wypowiada te słowa.

Pod koniec wspomnień pojawia się inne osobiste wspomnienie: choroba matki. Wpleciona w koleje tragicznego życia autora.

Kertész nie boi się pisać szczerze. Mówi: Bóg to Auschwitz3. Ile w tym tragedii, prawdy, ironii, smutku! Kto wie, jak dużo kosztowały go takie słowa.

Pisarz nie rzuca prostych oskarżeń. Na bazie filozofii próbuje zrozumieć postępowanie Hitlera, Himmlera, nacjonalizm. Chyba po prostu Europę.

Jerzy Lengauer
  1. Imre Kertész, Dziennik galernika, przeł. Elżbieta Cygielska, wyd. W.A.B. 2006, str. 241.

  2. Tamże, str. 250.

  3. Tamże, str. 241.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.