Podróże małe i duże > Moje odkrycie Ameryki (Peru – Boliwia – Chile)

Pożegnanie z Peru, pożegnanie z Ameryką

OceanOcean

Około ósmej rano wysiadamy na terminalu autobusowym w Limie. Mam wrażenie, że przyjechałem tu ledwie wczoraj, a już trzeba się żegnać. Żegnać z miastem, krajem, kontynentem, oceanem.

Chyba mewa:)OceanDziewczynkaLimaLima

Niestety wszystko, co dobre, szybko się kończy, a czas nie stoi w miejscu, nie poczeka, aż znudzi mi się ocean. Powoli trzeba się zbierać i zarzucić na plecy nasze plecaki, a na Mira Flores prowadzą przecież strome schody! To już nasz ostatni posiłek w Peru. Miała być na świnka morska, ale niestety okazało się, że na Mira Flores takich specjałów nie serwują, a nie było już czasu, żeby jechać do centrum.

LimaLimaOstatnia wieczerza
Reprezentacja Kuby w badmintonie też wraca do domu

Docieramy na lotnisko, za taksówkę w tę stronę płacimy trzy razy mniej, niż zapłaciliśmy za taksówkę z lotniska w nasz pierwszy dzień! No ale teraz już wiemy, ile to kosztuje i kierowca nie może nas zrobić w trąbę!

Na lotnisku przepakowujemy rzeczy i idziemy na odprawę, jak się okazuję, jesteśmy za późno! To znaczy odprawa się jeszcze nie skończyła, ale w samolocie nie ma już miejsc! Otóż linie lotnicze mają w zwyczaju sprzedawać więcej biletów, niż mają miejsc w samolocie, czyli kto pierwszy ten lepszy! Najpierw nie mogłem w to uwierzyć! Następny lot mamy we wtorek, a przecież w środę mam być w pracy! Gdyby nie obowiązki, to pewnie byśmy zostali, bo linia fundowała nam pobyt z wyżywieniem w czterogwiazdkowym Sheratonie! My jednak poprosiliśmy o to, by znaleziono nam inne połączenie. O 1:30 mamy lot do Caracas!

* * * * *

Jeszcze na lotnisku w Limie poznaję bardzo sympatyczną Węgierkę, która została postawiona przez linię KLM w identycznej sytuacji jak my. W oczekiwaniu na samolot spędzamy razem noc na lotnisku, zapijając czas piwem marki Cusquena.

Kawa w businessowej poczekalni!Poczekalnia dla businessmanowNasz samolocik
CaracasSzczepan na fotelu rozkoszyAniko i Witek

Niestety Caracas zobaczymy jedynie przez okna lotniska, żeby wyjść na zewnątrz, musielibyśmy zapłacić 61$ (sic!) podatku! Co za kraj!

W sklepach bezcłowych znajduję m.in. kilogramowe tabliczki czekolady! Niestety nie na moją kieszeń. Idziemy odebrać nasze bilety do Paryża, okazuje się, że dostajemy miejsca w klasie biznesowej! Dzięki temu przysługuje nam również prawo do czekania w biznesowej poczekalni. Zupełnie gratis można korzystać z bufetu zaopatrzonego w różne sery, napoje, czy alkohole! Jest też łazienka, gdzie można wziąć prysznic, a nawet pokoik z komputerem z dostępem do Internetu!

Jest tak fajnie, że na pokład samolotu wchodzimy chyba jako ostatni! Powiedzcie sami czy nasz Boeing 747 (maksymalna prędkość 0.85Ma) nie jest słodki? Ale prawdziwy szok czeka nas w środku! Szczepan po pięciotygodniowej abstynencji dostaje orgazmu na fotelu, który ma więcej guzików niż najbardziej wypasiony odtwarzacz mp3! Można się zacząć zastanawiać nad zmianą zawodu! Zresztą zobaczcie sami!

Nasz pokój mieści się na dziobie samolotu, jest w nim w sumie 16 miejsc, czyli bardzo kameralnie. Każdy ma do dyspozycji wspomniany wyżej ręcznie sterowany fotel z wbudowaną funkcją masażu! Fotel można rozłożyć do pozycji horyzontalnej na kilkanaście sposobów! Każdy ma przed sobą monitor, na którym może sobie wybrać jaki film chce oglądać, a także obejrzeć aktualne parametry lotu, takie jak prędkość, wysokość, odległość do celu, czy nawet pozycja na mapie! Jednym słowem wypas!

Posiłki nie są podawane w jakichś tanich styropianowych pojemnikach, ale na prawdziwych talerzach! Mam więcej sztućców niż potrafię użyć, a kelner mówi do mnie po francusku! No to co, zdrowie pilota i za nasz pierwszy lot do Paryża. Bonne nuit!

Zachód słońca nad oceanemDane lotuDane lotuAniko i Witek
* * * * *

Budzi nas wschód słońca nad Europą i pyszne śniadanie podane do „łóżka”. Szczerze mówiąc, w takich warunkach to mógłbym sobie jeszcze trochę polatać! Zdecydowanie za blisko jest do tej naszej starej Europy! Wysiadamy na lotnisku De Gaul'a w Paryżu i znowu biegiem (bo lotnisko niemałe) udajemy się na nasz samolot do Warszawy, który odlatuje już za 10 minut!

Na Okęciu słyszymy język polski, strasznie dziwne uczucie! Jeszcze przez tydzień odruchowo mówię Gracias, zamiast dziękuję! Aha, mój bagaż został w Paryżu! W sumie mu się nie dziwię, też bym chętnie się tam zatrzymał.

Wschód słońcaAnikoEuropa

A tak na marginesie, czy ktoś wie, po jaką cholerę w każdym pociągu w kiblu można znaleźć taki oto schemat? Bienvenido en Polonia!

No to czas na małe podsumowanie. Wyruszyliśmy z Tychów po północy 10 marca, wróciliśmy 17 kwietnia, co daje w sumie 39 dni w podróży! W tym czasie przemierzyliśmy w sumie razem ze wszystkimi lotami 33 453 km na trasie: TychyKraków – Barcelona – Lima – Ica – Nasca – Arequipa – Colca – Arequipa – Puno – Cusco – Machu Picchu – Cusco – La Paz – Coroico – Rurrenabaque – La Paz – Uyuni – San Pedro de Atacama – Arica – Tacna – Lima – Caracas – Paryż – Warszawa – Tychy! Z tego w samej Ameryce 7 903 km. W tym czasie zrobiłem jakieś 2000 zdjęć! Co jeszcze... Zgubiłem okulary przeciwsłoneczne sztuk trzy, karimatę sztuk jedna i Mai kubek z Krecikiem. Dobranoc!

Schemat instalacji wodnejOstatnie zdjęcie
Witold Wieszczek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.