Kultura

Muzyczna przygoda z kulturą żydowską w Kętrzynie

Mówić już o tradycji to zdecydowanie za dużo. Jednakże cieszy, poniekąd nawet wzbudza podziw, ta garstka ludzi zgromadzona na niewygodnych, drewnianych krzesełkach Kętrzyńskiego Centrum Kultury na dziedzińcu tutejszego zamku, pamiętającego drugą połowę czternastego wieku. Zgromadzona w niezwykle upalny sobotni wieczór 17 lipca 2010 r., kiedy dopalają się szabasowe świece gdzieś tam w Europie, w Izraelu… Niezwykłe, bo przecież wydawałoby się, że charakterystyczny dla dawnych Prus Wschodnich klimat ze srogimi zimami i upalnymi latami dawno już minął. Takie zimy i lata pewnie pamiętają kamienie tego dziedzińca i czerwone cegły zamku. Pamiętają także rastenburską diasporę – lekarzy, kupców, handlowców, przemysłowców, radnych gromadzących się w obu synagogach. Także i tej, którą można by zobaczyć robiąc kilka kroków poza zamkową bramę. Stara Synagoga i kirkut nie mogą być już świadkiem tego wydarzenia. Stały się ofiarą, tak jak wielu obywateli tego obecnie polskiego miasta, fali antyżydowskich wystąpień najpierw w Republice Weimarskiej, potem nazistowskich Niemczech.

Dzień Kultury Żydowskiej w KętrzynieDzień Kultury Żydowskiej w Kętrzynie

Siedząc z córką i żoną na dziedzińcu zamku próbuję odtwarzać sobie w myślach tę żydowską historię. Historię mało dla mnie znaną. Dopiero od niedawna docierającą do mnie przypadkiem. Jakieś strzępki rozmów, jakieś lapidarne artykuły w lokalnej prasie, jakieś wiadomości znalezione w Internecie, gdy zmęczenie albo obowiązki rodzinne nie pozwalają na zajmowanie się literaturą. Ale nie tylko. Bo od jakiegoś czasu żydowska historia, historia Żydów aszkenazyjskich, historia rodzinna i historia lokalna jakby na przekór temu antysemickiemu światu puka coraz głośniej do mych drzwi. To odkrycie na mapie maleńkiego Lengau koło Salzburga. To spotkanie z Ewą Pohlke z Olsztyna, wielką propagatorką kultury i historii żydowskiej. To wiele wnosząca rozmowa o literaturze, nie tylko żydowskiej, z dr. Piotrem Weiserem, gościem Olsztyńskich Dni Kultury Żydowskiej. To szukanie w europejskich miastach śladów aszkenazyjskich i sefardyjskich Żydów. Spacer po paryskiej Rue des Rosiers, stąpanie po wyłożonym Gwiazdami Dawida chodniku praskiego Józefa, łzy w tamtejszej Synagodze Pinkasa. To odwiedziny w synagodze w centrum klasycystycznej Rygi, pełniącej ciągle funkcje obrzędowe, gdzie ulicę strzegą policjanci, a miejscowy rabin opowiada, że jest z Holandii i na pożegnanie rzuca „Mazeł Tow”.

Wiele razy, czytając Isaaca Singera, Imre Kertésza, Primo Leviego, Jeana Améry’ego, Annę Langfus (Anna-Regina Szternfinkiel), Irit Amiel, Romana Fristera, Martę Sztokfisz („Opowieść o Edycie Klein”), czy obecnie André Acimana zastanawiałem się właśnie nad żydowską, ba (!) hebrajską historią Kętrzyna, czy raczej Rastenburga. Sam nie wiem, czy bardziej boli brak miejskiej pamięci o antysemickich zamieszkach w pierwszych latach po I wojnie światowej, których ofiarami byli obywatele Rastenburga pochodzenia żydowskiego, tragedii Nocy Kryształowej, podczas której spalono wiele żydowskich sklepów i Nową Synagogę w centrum, gdzie teraz znajduje się budynek mieszkalny, czy może bardziej bolesny jest brak judaików w miejscowym muzeum, mieszczącym się właśnie w zamku?

Hagada to opowieść, opowiadanie historii. Jest ściśle związana ze Świętem Paschy. To także tytuł książki, w której zebrane są teksty mówiące o wyjściu Izraelitów Egiptu. W ostatni szabasowy wieczór stanęło przed małą i nieco zdziwioną kętrzyńską publicznością siedem osób zespołu Hagada, próbując śpiewem i muzyką snuć opowieść o Izraelitach. W ilu rastenburskich domach z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku nocą na przełomie marca i kwietnia podczas Pesach snuto takie opowieści? Ile kip wkładano wówczas na męskie głowy? Ilu osobom z siedzących na dziedzińcu zamkowym sto lat później przemknęła myśl z takim obrazem? A przecież właśnie taki obraz przywołali wchodzący na scenę męscy członkowie Hagady. Zgodnie z dziewiętnastowiecznymi tendencjami Żydów aszkenazyjskich dominował w ubiorze muzyków kolor czarny. Do tego białe koszule, czarny kapelusz wokalisty i prowadzącego gitarzysty. Pewną formułę świątecznego wydarzenia, czy w związku z kończącym się szabatem, czy może w związku z koncertem i ukłonem w stronę widowni, podkreślały haftowane i zdobione jarmułki. Nagle przy odrobinie wyobraźni widownia mogła znaleźć się w scenerii polskiego sztetla, do którego zawitali klezmerzy, żeby opowiadać o historii Narodu Wybranego. Tę atmosferę potęgowały niezwykle semickie rysy jednej z wokalistek, co wraz z tłem wyświetlanym na planszy dla tekstów śpiewanych piosenek, który obrazował Ziemię Obiecaną, przywoływał obietnicę daną Izraelitom przez Boga.

Artyści nie rościli sobie prawa do opowieści mówionych. Zdali się na wyobraźnię, może wiedzę, a chyba przede wszystkim uczucia widowni. Na planszy co rusz pojawiały się krótkie teksty pieśni w języku polskim i hebrajskim. Ich tłem był współczesny Izrael. Być może wyżynno-górzysta Galilea, być może pustynna wyżyna Negew albo piaszczysta pustynia Haluza z ciągiem wydm. Na moment pojawia się Jerozolima. Widać dymy i płomienie. Komuś może przypominać to płonące warszawskie getto albo pogromy w wielu europejskich miastach. Historia niestety zatacza koło. Muzyka momentami zawodzi, tak jak zawodzili nad płonącymi domami i sklepami żydowscy obywatele polskich miast. Tak jak zawodziły żydowskie matki nad swoimi zabitymi mężami i dziećmi kilkadziesiąt lat temu, tak teraz zawodzą, gdy płoną na jerozolimskich ulicach samochody-pułapki, a ze szkolnych autobusów wyciągane są spalone zwłoki izraelskich uczniów.

Jak bardzo śpiewny jest hebrajski widownia przekonuje się natychmiast. Muzycy w jednej czy dwóch pieśniach śpiewają przez chwilę po polsku, ale nie przekonuje to słuchacza. Być może jest to tylko dla porównania, jak w obu językach brzmi ta śpiewana modlitwa. Raz wyziera z niej ogromny smutek, raz ogromna radość. Cóż, to przecież odzwierciedlenie losów Żydów. Od niewoli egipskiej przez dwukrotne zburzenie Świątyni, następnie smutek i nadzieję diaspory, po aliję i obecne próby współżycia z Palestyńczykami.

Zamykasz, Słuchaczu, oczy i widzisz za sprawą muzyki, tembru głosu, swoistego religijnego uniesienia, nie tylko fragmenty dawnej historii i tradycji, które niosą ze sobą hagady, midrasze, Pięcioksiąg Mojżesza, ale także przedwojenne szabasowe wieczerze na tych ziemiach. Widzisz też powracających do Ziemi Obiecanej europejskich Żydów. Widzisz trud w pierwszych kibucach, pierwsze gaje oliwne. Słyszysz strzały i płomienie na ulicach izraelskich miast. Być może przypominasz sobie prozę Isaaca Bashevisa Singera, niosącą ze sobą owe charakterystyczne dla Żydów na obczyźnie wadzenie się ze starotestamentowym Bogiem, tę ufność i wiarę, a jednocześnie ich utratę, gdy cały świat sprzymierza się przeciwko Narodowi Wybranemu.

Zespół Hagada anonsowała kętrzynianka Ewa Kisielewska. Przy okazji przypomniała, że to już drugie w przeciągu roku spotkanie z kulturą żydowską w Kętrzynie. Chciałoby się rzec, że Ewa Kisielewska zaczyna pełnić w Kętrzynie taką rolą jak jej imienniczka w Olsztynie. Jednakże może to na razie stwierdzenie na wyrost? Parafrazując pobożne życzenia Żydów diaspory: „Za rok w Jerozolimie”, dobrze było życzyć sobie: „Za kilka miesięcy w Kętrzynie”…

Jerzy Lengauer

Źródła:

  1. Historia Żydów. Trzy tysiące lat samotności, 2008.

  2. Norman Solomon, Judaizm, tłum. Joanna Mytkowska, Warszawa 1997.

  3. http://www.sztetl.org.pl/pl/city/ketrzyn/

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.