Historia

Jerzy Rostkowski i jego najnowsza książka

XXIII Targi Książki Historycznej w WarszawieW ostatnich tygodniach, dokładniej w pierwszy dzień XXIII Targów Książki Historycznej w Warszawie, polska literatura historyczna wzbogaciła się o jeszcze jedną wartościową pozycję, książkę „Świat Muszkieterów – zapomnij albo zgiń”. Z jej autorem – Jerzym Rostkowskim rozmawia pisarka Anna Strzelec-Schütz.

Anna Strzelec-Schütz: Jest to już siódma pozycja, o której wydanie zabiegał Pan podobno najdłużej… Uczucie, z jakim bierze się do ręki upragnione, literackie osiągnięcie, kobiety – pisarki porównują z narodzeniem kolejnego dziecka. A jakie uczucia towarzyszyły Panu, którego nazwę „ojcem historii Muszkieterów”?

Jerzy Rostkowski: Oczekiwałem, że podobne pytanie padnie z Pani ust. Przecież kobiety są zainteresowane przede wszystkim uczuciami (śmiech). W użytym przez Panią porównaniu jednak jest głęboka prawda, tym bardziej że moja ciąża trwała znacznie dłużej, niż samicy słonia, bo nie 22 miesiące, ale lekko ponad trzy lata. Porównanie jest tym bardziej właściwe, że w jej okresie dały o sobie znać wszystkie charakterystyczne objawy – wahania nastroju, nadpobudliwość, zmęczenie i rozdrażnienie, a nawet mdłości.

A.S.: Pan żartuje.

J.R.: Może po części to żart, ale zaznaczam – po części. Teraz już mogę pozwolić sobie na żartowanie. Podczas „ciąży” nie było mi „do śmiechu”. Książkę pomimo zawartej umowy odrzuciło wydawnictwo, z którym współpracowałem, odrzucali kolejni wydawcy, a tylko dwóch z nich w osobistych rozmowach stwierdziło, że przyczyną jest kontrowersyjność materiału. Mój agent literacki przez trzy lata także podobno bezskutecznie szukał wydawcy, a dopiero w ostatniej rozmowie stwierdził, że książka jest literackim „gniotem”. Można mieć „ciążowe” objawy, prawda? (śmiech)

A.S.: O etymologii nazwy podziemnej tej organizacji i tajemnicach, jakie książka zawiera, rozmawialiśmy w moim pierwszym wywiadzie z Panem. Przygotowywał się Pan wtedy do internetowego projektu „PolakPotrafi”, który to, jak wszystkim zainteresowanym wiadomo, został zakończony absolutnym sukcesem i zaowocował założeniem „Księgarni Jerzy Rostkowski” oraz samodzielnym wydaniem obszernego, bo mieszczącego się na 450 stronach dokumentu dotyczącego polskich Muszkieterów. Koniecznie muszę Pana zapytać: dlaczego tak trudno było przekazać ludziom prawdę, jaką zawiera książka? Dać czytelnikowi do rąk wydarzenia poparte archiwaliami tekstowymi i fotograficznymi. Dlaczego?

J.R.: Przyczyna jest równie trudna, co bolesna. Właśnie przez nią nie uwierzyłem własnemu Ojcu, kiedy przekazywał mi prawdę o Powstaniu Warszawskim i ludziach z dowództwa Armii Krajowej. Tata był oficerem AK w powstaniu, po ciężkim postrzale ochraniał sztab w podziemiach warszawskiego kina „Palladium”. Następnie znalazł się na Zachodzie i w stopniu oficerskim służył w wojskach, jak to nazywał – Narodów Zjednoczonych. Do 1947 roku, razem ze swym bratem miał dostęp i badał dostępne jeszcze wtedy dokumenty dotyczące działań dowództwa AK i sztabu Naczelnego Wodza. On znał prawdę, ja w nią nie wierzyłem. Jest faktem, że Stryj, w AK żołnierz Kedywu, powiedział później – „na rozkaz dowódców zabijałem prawdziwych Polaków, prawdziwych patriotów”. Nigdy nie wrócił do kraju – osiadł w Australii. Prawda boli, piecze, prawie dusi, ale ona JEST i musimy ją znać. Musimy znać naszych prawdziwych bohaterów i ich morderców. Tych świadomych i tych, którzy prawdy nie znali, a jedynie wykonywali rozkazy.

A.S.: Książkę, o której rozmawiamy, zaprezentował Pan po raz pierwszy w listopadzie 2014 pod patronatem Wydawnictwa Poznańskiego na XXIII Targach Książki Historycznej, które odbyły się w Zamku królewskim, pod Arkadami Kubickiego w Warszawie. Jakie było jej przyjęcie?

J.R.: Pani Anno, przestańmy ukrywać prawdę przed Czytelnikami tego wywiadu! Przecież Pani tam była, podpisywała Pani tę część książki, w której umieszczone zostały piękne wiersze poświęcone Muszkieterom. To Pani je napisała i zgodziła się na publikację. Są częścią sukcesu mojej książki, więc może odwrócę pytanie (śmiech). Jak Pani się czuła, jak przyjmowała Pani słowa osób odwiedzających stoisko i hołdy składane na późniejszym spotkaniu w Coffee Karma?

A.S.: Tak się złożyło, że mogłam Panu towarzyszyć i widziałam serdeczne uściski dłoni czytelników, słyszałam podziękowania, że zajął się Pan tematem bardzo przez Polaków oczekiwanym. Tacy odbiorcy uskrzydlają, prawda? Dają przysłowiowego kopa do dalszej pracy, uczucie satysfakcji, że odkrycie faktów historycznych dotyczących polskich Muszkieterów było konieczne!

XXIII Targi Książki Historycznej w WarszawieMogłam również i czyniłam to z przyjemnością, podpisać strony książki, w której na Pana życzenie zostały umieszczone moje wiersze. Napisałam je dla Muszkieterów, ponieważ ich działalność bardzo mnie zainteresowała i wzruszyła. Szczególnie kobiet należących do tak zwanej warszawskiej elity, które zamiast działać w konspiracji, narażając tym samym życie swoje i rodziny, mogły przecież spędzać czas na salonach i bankietach. Wymienię jeszcze raz ich nazwiska: Teresa hr. Łubieńska, Klementyna hr. Mańkowska, Mieczysława Ćwiklińska, Krystyna Skarbek i inne. Ujmujące historie ich działalności, zainspirowały mnie do tworzenia… Na przykład dla Krysi Skarbek, która swoją dzielnością i odwagą zachwyciła Anglików i Francuzów, jedynie polska historia dotąd milczała o niej jak zaklęta…

Nie zatańczę z wami tej zimy panowie i kwiatów mi już nie ślijcie Na cóż nam rauty i party gdy ojczyzna w potrzebie? Mnie czas narty jak skrzydła znów przypiąć i w drogę! Sosny zakopiańskie i kosodrzewiny bądźcie mi przyjazne tatrzańskie kozice kryjcie moje ślady walizeczka ma wypchana tym, co jest najdroższe odwagą, nadzieją i zwycięstwa wiarą. Przez Tarnów do Dąbrowy i nad Dunaj który krwią spłynął – wiodły moje drogi… Dziś… na sztylecie „kochanka” – ludzka zdrada! Teresko, Heleno… kiedyś się spotkamy i chociażby zza grobu prawdę opowiemy Seeyou…

J.R.: I właśnie za to dziękowali ludzie na Targach Książki Historycznej – Pani za piękne wiersze, a mnie za „chciejstwo” (uśmiech).

A.S.: Chciejstwo? Co Pan przez to rozumie?

XXIII Targi Książki Historycznej w WarszawieJ.R.: To proste (śmiech). Mnie się chciało grzebać w starych dokumentach, wyszukiwać istniejące przecież od dawna relacje i metodami detektywistycznej wręcz dedukcji wyciągać oczywiste wnioski przelewając je na papier. Czemu dotychczas się nie chciało zawodowym historykom? A to odrębne pytanie wiążące się zapewne z kłopotami, jakie napotkałem przy próbach wydania tej książki. Może nie mieli odwagi zmierzyć się z bólem, jaki powodowało samo pisanie? Nie wiem. Muszkieterzy to bohaterska, ale bolesna część naszej historii.

A.S.: W ostatnim dniu Targów Książki Historycznej, po południu w niedzielę 30 listopada 2014 roku, odbyło się następne Pana spotkanie autorskie. Coffee Karma w Warszawie, mieszcząca się przy Placu Zbawiciela stała się w tym dniu miejscem prawie symbolicznym, nierozerwalnie związanym z Muszkieterami. Dlaczego w tej kawiarni, a nie na przykład w Pałacu Kultury? (uśmiech)

J.R.: Pałacu Kultury imienia Józefa Stalina? Przecież taki napis istnieje pod wielkimi literami nad frontowym wejściem tego zabytkowego już dziś budynku! To byłby chyba grzech śmiertelny! Przecież ludzie dowodzeni przez Stefana Witkowskiego tłukli niemiłosiernie we wrześniu 1939 roku nie tylko niemieckie, lecz i sowieckie czołgi. O stosunku szefa Muszkieterów do Sowietów (proszę zauważyć – nie mówię Rosjan) piszę dużo w mojej książce. Właśnie dostrzeganie istnienia dwóch okupantów było jedną z przyczyn morderstwa szefa organizacji i wydania Muszkieterów w łapy gestapo. W Pałacu Kultury, pyta Pani? To Witkowski zza grobu by mnie chyba gromem poraził. A Plac Zbawiciela? Przecież właśnie tam znajdowała się kwatera główna organizacji – mieszkanie należące do Teresy Łubieńskiej, tam gościł „Bór” Komorowski, kiedy dzięki Muszkieterom mógł opuścić Kraków. Zapomniał szybko, jak wiele im zawdzięcza. Zapomniał i wydał nielegalny wyrok śmierci na szefa organizacji. To było morderstwo sądowe. Czarna karta naszej historii.

A.S.: Przyznać muszę, że dla wszystkich wzruszające było spotkanie zaproszonych przez Pana gości, którzy są bezpośrednio związani z bohaterami Pana książki. Zaszczycił swoją obecnością pan Andrzej Grzybowski – architekt, wspaniały artysta rysownik, projektant tzw. stylu dworkowego oraz aktor w jednej osobie. Dozgonny przyjaciel Mieczysławy Ćwiklińskiej, występujący razem z nią w najbardziej chyba znanej z ich gry sztuce teatralnej Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc” w 1968 roku, między innymi w Teatrze Klasycznym w Warszawie oraz objazdowo, także za oceanem.

J.R.: Pan Andrzej Grzybowski – wspaniała, wręcz nieprawdopodobna osobowość, człowiek zasłużony dla Polski i przez Polskę obecnie pozostawiony bez niezbędnego przy jego sytuacji osobistej wsparcia. Nie tylko przyjaciel pani Mieczysławy, lecz także jej powiernik w najbardziej osobistych sprawach. Dodał do treści mej książki bardzo wiele nieznanych szczegółów z życia gwiazdy w okresie okupacji. Nie wiedział natomiast zupełnie nic (!) o jej roli, którą grała podczas istnienia organizacji Muszkieterzy i bliskiej przyjaźni, jaka łączyła panią Ćwiklińską ze Stefanem Witkowskim – szefem Muszkieterów. Pan Andrzej Grzybowski potwierdził w ten sposób zasadniczy fakt zawarty nawet w tytule mej książki – zapomnij albo zgiń. Żyli tylko ci Muszkieterowie, którzy milczeli. Mieczysława Ćwiklińska nie zapomniała, ale zachowała milczenie. Dlatego żyła.

A.S.: Przybył również pan Ludwik Plater-Zyberk, syn sławnych Muszkieterów Izabeli „Beby”, o której Pan wiele pisze oraz Ludwika (seniora).

J.R.: Rodzice naszego gościa byli nie tylko członkami ścisłego kierownictwa tajnej organizacji wywiadowczej Stefana Witkowskiego, lecz także połączyły ich więzy osobiste z szefem Muszkieterów. Pan Ludwik (junior) urodził się w 1942 roku, a jego ojcem chrzestnym został właśnie Stefan Witkowski. Rodzice mieszkali w willi „Moja Mała” będącej drugą, po Placu Zbawiciela tajną kwaterą organizacji. To nieprawdopodobna wręcz historia, która prawdopodobnie zaowocuje w niedalekiej przyszłości następnymi sensacyjnymi odkryciami dotyczącymi Muszkieterów i ich pracy wywiadowczej na rzecz aliantów. Za wcześnie jednak o tym mówić (śmiech). Powiem jedynie, że wielka gwiazda sławy organizacji uznawanej przez Zachód za najlepszą na terenach niemieckiej okupacji nie rozbłysnęła jeszcze pełnym blaskiem. Czeka mnie sporo pracy, po której – mam nadzieję – nazwiska Muszkieterów znajdą się w każdym podręczniku szkolnym, a powtarzać je będzie cała Polska.

A.S.: Z Poznania przyjechał specjalnie pan Zbigniew Kopras, wielki fan motoryzacji i automobilowej klasyki oraz kolekcjoner zachwycających swoim stanem eksponatów. W ostatnim czasie uczestniczył w odrestaurowywaniu cadillaca Józefa Piłsudskiego. Słyszałam, że pan Kopras dowiedziawszy się o wynalazkach Stefana Witkowskiego, dotyczących motocykla Sokół 1000 M111, bardzo się nimi zainteresował. Czy są z tym związane pewne plany, zamierzenia?

J.R.: Z działalnością pana Zbyszka Koprasa zetknąłem się po raz pierwszy podczas ostatniego Święta Niepodległości. Pod Pałacem Namiestnikowskim dostojnie jeździł wtedy Cadillac 355D wyprodukowany w 1934 roku dla marszałka Piłsudskiego. Ten piękny zabytek polskiej motoryzacji nie był modelem seryjnym, należał do zamówień specjalnych i statkiem został przetransportowany do Europy. Po wojnie używali go pracownicy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i zniszczyli historyczne auto całkowicie. Rekonstrukcją pojazdu zajął się zespół, do którego należał właśnie pan Zbyszek i to on odpowiadał za badania techniczne, dopuszczające w pełni auto do ruchu. Skutek tych prac widzieliśmy wszyscy. To była wielka radość oglądać na warszawskiej ulicy samochód, o którym pisałem, bo przecież to w nim marszałek Śmigły-Rydz przejechał most w Kutach, opuszczając Polskę. Jedna rozmowa telefoniczna, druga i dowiedziałem się, że Zbyszek Kopras tworzy wielkie muzeum polskiej motoryzacji. Dzwoniąc do niego, wiedziałem, że bardziej niż dwuślady interesują go motocykle. Kiedy opowiedziałem o „Sokole” jeżdżącym na każde paliwo, opartym na wynalazkach Stefana Witkowskiego, pokazałem kopie wynalazków znajdujące się w Genewie, skutek mógł być tylko jeden. Zbyszek Kopras powiedział – my MUSIMY to cudo zrobić. Dowiedziałem się już, że takie słowa są u niego decyzją ostateczną.

A.S.: To chyba nie wszystkie bardzo znane nazwiska i znani ludzie, którzy pojawili się w Coffee Karma, kawiarni, którą nazywa Pan „Nową Kwaterą Muszkieterów”?

J.R.: Byłem niesłychanie szczęśliwy i zaszczycony obecnością wielu znamienitych gości. Nie zapomnę nigdy osób, które nie tylko same wsparły moje starania w programie „Polak Potrafi”, ale i do pomocy nakłoniły wielu swych znajomych. Na spotkaniu były znana z ekranów TV pani Anna Streżyńska, dziś prezes Wielkopolskiej Sieci Szerokopasmowej, oraz ceniona poetka i pisarka Anna Strzelec-Schütz – tę ostatnią zna Pani bardzo dobrze (uśmiech). Szczególne podziękowania muszę złożyć na ręce pana Marcina Maleńczyka, właściciela kawiarni Coffee Karma przy Placu Zbawiciela w Warszawie. Jego to zapał i współpraca zapewniły tak wspaniałe spotkanie – nigdzie więcej w Polsce kawa nie ma tak cudownych aromatów. Cóż – Nowy Muszkieter (uśmiech).

A.S.: Jak wieść niesie, Pana książka cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem. Proszę uchylić swoim czytelnikom rąbka tajemnicy: jakie są najbliższe plany Autora „Świata Muszkieterów”?

J.R.: Chyba zostanę młynarzem (uśmiech). Od słowa młyn, bo właśnie w takim się teraz znajduję. Nakład 2000 egzemplarzy wydaje się być niewystarczający wobec powszechnego zainteresowania książką o Muszkieterach. Nawiązują ze mną kontakt rodziny członków organizacji i właśnie to jest chyba najwspanialsza wiadomość, bo potwierdzają one opisywane w książce fakty. Bardzo ważna jest również informacja o tym, że największe skrytki Muszkieterów nie zostały dotychczas odnalezione i wskazano orientacyjnie miejsca, gdzie mogą się znajdować. Czeka mnie więc jeszcze mrówcza praca archiwalna, a później poszukiwawcza. To kocham – niech gwiazda sławy Muszkieterów rozbłyśnie wielką mocą. Inne moje książki muszą troszkę poczekać, choć przygotowany do druku tytuł „Zabić generała” dosłownie parzy palce (uśmiech).

A.S.: To jest piękny, optymistyczny akcent na zakończenie naszej rozmowy! Pozostaje mi życzyć Panu dalszych sukcesów i dziękując za dotychczasową współpracę, podaję adresy e-mail: jerzy.rostkowski@wp.pl – można kontaktować się z autorem książki „Świat Muszkieterów – zapomnij albo zgiń” oraz ksiegarnia.rostkowski@wp.pl – można zamawiać książkę w specjalnej, limitowanej (numerowanej) edycji z dedykacją Jerzego Rostkowskiego.

Z Jerzym Rostkowskim rozmawiała Anna Strzelec.
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.