Historia

Wołyńskie sanktuarium, czyli w kręgu pieśni sokalskich

Hala Stulecia (Jahrhunderthalle), WrocławGdy w 1945 r. żołnierz polski w zwycięskim marszu na Berlin stanął nad dostojnym nurtem Odry i spienionymi falami Nysy Łużyckiej, sprawa „powrotu do Macierzy” Śląska, ziemi lubuskiej, Pomorza oraz Warmii i Mazur – gdzie z ową „Macierzą” był już nieco większy problem – była w zasadzie przesądzona. Uzasadnienia dla „przesunięcia” Polski na zachód narzucały się same: rekompensata za Kresy Wschodnie (choć gdy wysunięto pomysł nabytków kosztem Niemiec, początkowo o utracie Kresów nie było mowy!), rewanż za pamiętny Wrzesień i noc okupacji, powrót do piastowskich granic monarchii Bolesławów, szeroki dostęp do morza, łatwiejsze do obrony, naturalne granice... Już w kilka lat później większym beneficjentem przyłączenia Ziem Odzyskanych niż gospodarka i obronność okazała się jednak turystyka. Turystyka, która odziedziczyła po Niemcach znakomitą infrastrukturę i wspaniałe pejzaże. Do niezwykłych atrakcji „starej” Polski, rozciągającej się od śnieżnych szczytów Tatr po błękitne fale obmywającego Półwysep Helski Bałtyku, dołączyły nie mniej atrakcyjne tereny ziem północnych i zachodnich, ozdobione kamiennymi pozostałościami rezydencji Piastów śląskich i pruskich rodów, czerwonymi murami zamków krzyżackich, unikalnymi zabytkami Wrocławia (niem. Breslau) i Gdańska (niem. Danzig) oraz elegancką atmosferą uzdrowisk sudeckich – od Lądka Zdroju (Bad Landeck) po Świeradów Zdrój (Bad Flinsberg), skądinąd ofiarę „radosnej twórczości” nazewniczej (bo co mógł mieć wspólnego święty Andrzej Świerad z Górami Izerskimi?). No i same Sudety, zwieńczone skalistymi kulminacjami legendarnych Gór Olbrzymich (Riesengebirge) – Karkonoszy, słynnych ongiś jako najwyższe góry Prus, swoisty odpowiednik kulturowy polskich Tatr... Oto królestwo osławionej Śnieżki (Schneekoppe), wznoszącej się na 1603 m., kraina rwących potoków, wielkich wodospadów, polodowcowych kotłów i „białego szaleństwa” ponad pensjonatami Karpacza (Krummhübel) i Szklarskiej Poręby (Schreiberhau). Na przeciwległym krańcu terytorialnych nabytków wzrok zachwycały złociste plaże Bałtyku od Świnoujścia (Swinemünde) po Łebę (Leba) i od Sopotu (Zoppot) po Krynicę Morską (Kahlberg). Trzecią „perłą w koronie” Ziem Odzyskanych była kraina mazurskich puszcz i wielkich jezior ze słynnym „mazurskim morzem” – Śniardwami (Spirdingsee) na czele.

Na wysokiej połoninie. Sztuka Huculszczyzny - Huculszczyzna w sztuceCena, jaką zapłaciła Polska za owe nabytki była jednak wysoka. Stanowiła ją utrata całej wschodniej połowy kraju, rozciągającej się pomiędzy doliną dumnej Dźwiny a bystrym nurtem Czeremoszu. Z polskiego krajobrazu zniknąć musiały wschodnie Bieszczady z renomowanym uzdrowiskiem w Truskawcu Zdroju i narciarskim Sławskiem, dzikie głazowiska Gorganów, wyniosły wał Czarnohory z Howerlą (2058 m.) i cały barwny świat Hucułów. Umarły dla Polski zabytki oraz narodowe nekropolie Wilna i Lwowa, zniknął charakterystyczny „batiarski” folklor miejski grodu „zawsze wiernego” Rzeczypospolitej. Za bezwzględnym kordonem granicznym zniknęły różnorodne pejzaże heroicznego Podola, urokliwy aż do wojny Wołyń oraz nieprzebyte mokradła Polesia – esencja kresowej egzotyki. Pożegnała się Rzeczpospolita z Liceum Krzemienieckim, Nowogródkiem i tajemniczą taflą Świtezi – kolebką polskiego romantyzmu. Zniknęły z polskiego pejzażu skupiska wielkich jezior litewskich – Pojezierze Wileńskie, Brasławskie i Święciańskie z „kresowym morzem” – Naroczą. Wiatr zza nowej granicy przyniósł pożegnalne westchnienie uzdrowisk w Truskawcu Zdroju, Morszynie, Jaremczu i Druskiennikach oraz skąpanych w słońcu winnic Zaleszczyk...

Przesunięcie granic, powojenna „repatriacja” i ostateczne regulacje terytorialne z 1951 r. przyniosły zagładę polskich Kresów. Przepadła dla Polski ziemia uświęcona krwią jej bohaterów, usłana mogiłami kresowych herosów, zniknął świat, w którym obok siebie żyli Polacy, wszelkie możliwe szczepy Rusinów, Żydzi, Ormianie, Karaimi, z rzadka też Tatarzy, Litwini, Niemcy i Czesi. Zniknęła fascynująca mozaika etniczna i religijna, zwieńczona wieżami kościołów, kopułami cerkwi, basztami kresowych twierdz i skalistą koroną wschodnich Karpat...

Zniknął barwny konglomerat ludów i wyznań, zniknęła specyficzna kresowa pobożność. Wraz z zagładą Kresów ciemna, sowiecka noc przykryła niebo nad słynnym kresowym sanktuarium. Nie chodzi tutaj jednak o wileńską Ostrą Bramę, ale o Sokal, położony nieco bardziej... na zachód. Kresy bowiem to bardziej mit, stan ducha niż określone terytorium. Spokojna Wileńszczyzna (wyłączywszy najazd moskiewski w 1655 r. i okres powstań) nie była uważana za ziemię kresową bardziej niż okolice Krakowa czy Warszawy. Dopiero walki z bolszewikami w XX stuleciu przydały Wilnu atrybuty „kresowości”, tak jak równoczesny konflikt z Ukraińcami i legenda Orląt uczyniły Lwów grodem kresowym. Natomiast Wołyń – choć dzięki łagodnym pejzażom jawiący się jako wyjątkowo sielska kraina – związany był z dawną tradycją walk polsko-litewskich oraz najazdów tatarskich czambułów i kozackich watah, z kresową legendą „obrońców polskich granic”. Tutaj, pod opieką Matki Boskiej Sokalskiej, w rytm nabożnych hymnów toczono heroiczne walki z łupieżczymi najeźdźcami z ukraińskich i czarnomorskich stepów.

Ziemia bełska, położona w zachodniej części Wołynia, znalazła się w orbicie wpływów Królestwa Polskiego ostatecznie w 1366 r. za sprawą Kazimierza III Wielkiego. Pretensje królów Węgier i książąt litewskich do szeroko pojętej Rusi halicko-włodzimierskiej ucięła królowa Jadwiga I Andegaweńska, rewindykując jako córka i dziedziczka króla Ludwika z rąk węgierskich starostów Halicz w 1387 r., wcześniej zaś osłabiając aspiracje Litwy poprzez małżeństwo z jej wielkim księciem.

Gdy Władysław Jagiełło, Litwy wielki książe, Razem synów wolności wszystkich serca wiąże Miłością, iż go na swym osadzają tronie, Widząc, że Litwa w ogniu bałwochwalstwa płonie, Jak sam chrzest święty bierze z familią społem, Tak się i całej Litwy staje Apostołem.

To fragment Hymnów do Najświętszej Matki Boskiej w obrazie sokalskim cudami słynącej – dużego a dziś zapomnianego dzieła o charakterze monumentalnej pieśni ku czci sokalskiej Madonny. Z czasami Władysława II Jagiełły wiąże się bowiem legenda o powstaniu cudownego obrazu i Jakubie Wężyku, Litwinie uzdrowionym ze ślepoty za sprawą Matki Boskiej Częstochowskiej. Poddany Jagiełłowej władzy neofita postanowił stworzyć kopię jasnogórskiego obrazu jako dar dla któregoś z kościołów. Próżne jednak były jego usiłowania – wciąż błądził w malowaniu, wciąż tracił podobieństwo do oryginału. Powróciwszy wszakże z ostatniej z trzech pielgrzymek do częstochowskiej Madonny w intencji szczęśliwego ukończenia dzieła, zastał obraz namalowany anielską ręką...

Równe z nieba świat Polski wziął dla siebie dary, Przez Jakuba Wężyka skutek mocnej wiary, Zeszłaś Gwiazdo Maryja z boskiego natchnienia, W cudownym twym obrazie z Jakuba pragnienia [...] Gdy wszedł Jakub do izby swojej pomieszany, Nalazł obraz anielską ręką malowany, Twój, o Panno cudowna! A przed nim gorzały Świecy; upadł na ziemię z strachu zadumiały, I rzekł Chrystus: Jakubie, miła mi ochota Twoja, lecz Matki mojej obrazu robota Nie ludzkiej ręce, ale anielskiej oddana, I od tej Matka moja jest wymalowana. Na pociechę mym wiernym w wszelakiej potrzebie, Przeto przed jej obrazem przyjmę prośby w niebie [...]

Pierwotnie obraz znajdować się miał w rękach wyznawców obrządku wschodniego, we wnętrzu cerkwi w Sokalu, założonego na prawie magdeburskim w 1424 r. przez mazowieckiego i bełskiego księcia Ziemowita IV. Nadszedł jednak tragiczny rok 1519, gdy miasto przekonało się, że kresowa misja „przedmurza chrześcijaństwa” i obrony Rzeczypospolitej tyleż jest zaszczytną, co niebezpieczną i że za honor ten płaci się krwią i łzami... Dzikie hordy tatarskie spustoszyły bowiem ogniem i mieczem słoneczną ziemię wołyńską, a pod samym miastem rozgromiły polskie oddziały. Tatarska zawierucha pochłonęła też całkowicie stary Sokal...

Gród odbudowano po drugiej stronie błękitnych fal Bugu, zaś obraz trafił do drewnianego kościółka. W latach 1604–1619 z inicjatywy chełmskiego biskupa Stanisława Gomolińskiego wybudowano dla słynnej już ikony przepyszne sanktuarium wraz z klasztorem bernardynów, który znalazł swych dobrodziejów w postaciach tej miary, co król Zygmunt III Waza czy kanclerze Jan i Tomasz Zamoyscy. Odtąd Matka Boska Sokalska stała się prawdziwą Królową Pobuża.

Spalił cerkiew Tatarzyn i nie szkodził wiele, Gdyż Twój obraz był cały w żarzystym popiele, Świat ten w pożądliwości ogniu zawsze płonie, Strzeż duszy mojej, Panno, niechaj w nim nie tonie. Anioł mój uprzedzi Cię, Żeby się bali wszystkie narody i wiedzieli, że od Boga stało się dzieło to.

Królowa Pobuża doceniła oddanie swych poddanych, biorąc w opiekę swoje władztwo. Na straży Jej panowania i spokoju ludności stanęły mury, armaty i załoga wojskowa bernardyńskiego klasztoru, gdzie pod skrzydła Madonny i jej żołnierzy chroniono się przed zagrożeniem. W 1648 r. sokalski przybytek obronił się przed barbarzyńskimi zastępami Bohdana Chmielnickiego. W 1655 r. u bram znów stanęli Kozacy i Tatarzy. Legenda mówi, że najeźdźcy ujrzeli na murach wielkie oddziały wojska pod dowództwem potężnej Niewiasty i zdjęci strachem zadecydowali o zaprzestaniu oblężenia. Chmielnicki poprosił jedynie o wpuszczenie za mury jego samego. Gdy życzeniu samozwańczego hetmana kozackiego stało się zadość, ten zauważył, że klasztor żadnej obrony nie posiada. Uznając w pokorze widzenie za cud Madonny, nie tylko podtrzymał decyzję o odwrocie, ale też ofiarował Królowej Pobuża srebrny kufel wypełniony talarami. Kozacy, Tatarzy ani Turcy Osmańscy nie przekroczyli nigdy progu kresowego sanktuarium (udało się to tylko Szwedom w 1702 r.). Nic więc dziwnego, że kult jego Opiekunki rozkwitał coraz bardziej. W 1724 r. z inicjatywy Józefa Potockiego cudowny obraz Królowej uroczyście ukoronowano z niezwykłym wręcz, godnym monarchini splendorem.

Innych łask Twych jest księga wielka zapisana, Niechże i dusza moja raz tobie oddana, Będzie w opiece Twojej, póki w ciele żyje, Niech ją w różnych przypadkach łaska Twa okryje. O Matko miłosierdzia, o serdeczna Pani! Niechaj miłość ku Tobie moje serce zrani, Innego mi dowodu zbawienia nie trzeba, Będę miał przeznaczenia znak pewny do nieba. Ja, Matka pięknej miłości i bojaźni, I poznania i świętej nadziei.

Złoty wiek sokalskiego sanktuarium przeminął wraz z rozbiorami Rzeczypospolitej. Katolicka co prawda, ale i józefińska Austria zagroziła panowaniu Królowej Pobuża. Specyficzne hobby cesarza Józefa II – kasowanie wszelkich możliwych klasztorów – dotknęło w 1788 r. i bernardyńskiego zgromadzenia w Sokalu. Tylko dzięki wstawiennictwu wpływowych osób decyzję cofnięto, co stanowiło dowód siły oddziaływania kultu kresowej Madonny.

Jego urokowi nie oparł się Franciszek Karpiński, który żal nad rozbiorami połączył z formułą dziadowskich zawodzeń, typowych dla maryjnej pobożności, w pełnej goryczy Pieśni dziada sokalskiego w kordonie cesarskim:

Śladem bieda przeszła, śladem, Za zbytkami, za nieładem. Długo nad granicą stała, Wolności się dotknąć bała. Wolności się dotknąć bała, Bo ją dawno szanowała. Wolności, niebieskie dziecko! Ułowiono cię zdradziecko. W klatkę cię mocno zamknięto, Bujnych skrzydełek przycięto. Przedtem u jednego stołu Król z poddanym jadł pospołu, Jak ojciec dzieci przyjmował, Jak swych przyjaciół częstował. Dziś mu u stołu klękają, Kości z psiętami zbierają. Głowę kiedyś w kraju drogą Służka pański trąca nogą!... Pochlebcy go otaczają, Palcem biednego stykają. „Ot – mówią – kość polizuje Dawnej wolności żałuje.”

Matka Boska SokalskaCzasy habsburskiego panowania nie okazały się łaskawymi dla Królowej Pobuża. W 1810 r. Austriacy bezceremonialnie obrabowali sanktuarium, wywożąc kosztowności ze skarbca i ołtarzy. W 1843 r. pożar pochłonął wyposażenie sokalskiej świątyni, a wraz z nim cudowny obraz... Pięć lat później poświęcono jego kopię, która wyszła spod pędzla lwowskiego artysty Jana Maszkowskiego. W tych trudnych latach kresowa, żarliwa pobożność wciąż jednak płonęła dawnym ogniem. W 1862 r. ukazało się we Lwowie Źródło łask boskich za przyczyną Najśw. Marii Panny w obrazie Sokalskim, wpływające na pociechę wiernych i ufność w Marii pokładających, w którym znalazły się cytowane kilkakrotnie Hymny sławiące Matkę Boską.

Karnawał odzyskanej w 1918 r. niepodległości okazał się ciszą przed burzą. Dwadzieścia kilka lat później Wołyń znów spłynął krwią. Gdy dwa wielkie odłamy socjalizmu – narodowy (hitlerowski) i kosmopolityczny (stalinowski) toczyły na ogromnych obszarach Europy Środkowowschodniej bój o panowanie w Europie (oba miały wszak własne wizje jej zjednoczenia) i o rząd dusz światowej lewicy (przegranego czekała bowiem etykietka „skrajnej prawicy”), powstał z grobu krwawy upiór Chmielnickiego, ożywiający serca bojowników Ukraińskiej Powstańczej Armii, która szczególnie ohydnych zbrodni dokonała właśnie na Wołyniu, sielskiej krainie skąpanej nagle w hektolitrach niewinnej krwi... I znów – jak ongiś – schronienia przed przerażającym terrorem szukano w sokalskim sanktuarium...

Ustalenie powojennej granicy skazało polskie Kresy i polski Wołyń na zagładę, jednak lewobrzeżna część Sokala wraz z sanktuarium pozostała przy Polsce. Nie trwało to długo... Już pod koniec lat 40. XX w. Sowieci połakomili się na odbudowane kopalnie węgla kamiennego na polskim Pobużu, „proponując” wymianę terytorialną za rejon Ustrzyk Dolnych i Lutowisk w Bieszczadach. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bolesław Bierut, tradycyjnie nie tylko akceptujący, ale wręcz odgadujący wszelkie zachcianki Józefa Stalina, natychmiast zgodził się na „propozycję”, z gatunku tych „nie do odrzucenia”. Z punktu widzenia polskich władz komunistycznych sprawa była zresztą dość korzystna – za jednym zamachem „zaokrąglano” niezbyt dotąd wygodną granicę południowo-wschodnią i pozbywano się siedliska „fanatyzmu religijnego” (gdyby tak było komu oddać Częstochowę...). A kto jak kto, ale „Słońce ludzkości” – towarzysz Józef Wissarionowicz Stalin – z nieodłącznym Wawrzyńcem (Ławrientijem) Berią u boku umieli radzić sobie z „fanatyzmem religijnym”, podobnie jak z różnej maści „reakcjonistami”, „leśnymi bandami”, „wrogami ludu”, „faszystami” (to chyba ulubiony zwrot w języku NKWD), „odchyleniami prawicowo-nacjonalistycznymi”, „wrogami demokracji” czy innym „Ciemnogrodem” (gorliwi uczniowie i uczniowie uczniów dołączą do tej wyliczanki „syjonistów”, „żydowską piątą kolumnę”, „homofobów” i „wrogów tolerancji”, dla których – zgodnie z dialektyką – tolerancji być nie może)... W 1951 r. niebo nad kresowym sanktuarium przykryły ciężkie, sowieckie chmury...

Sokalscy bernardyni woleli nie pozostawiać wnętrza świątyni na łasce „postępowych”, „światłych” i „otwartych” umysłów bolszewickich barbarzyńców. Wyposażenie kościoła przeniesiono więc do Leżajska, a cudowny obraz trafił pod Wawel – do bernardyńskiej świątyni w Krakowie, która tym samym awansowała do roli sanktuarium. Królowa Pobuża podzieliła los monarchów na wygnaniu...

Dziś trudno ocenić wymianę terytorialną sprzed przeszło sześćdziesięciu lat. Bo i jak porównać dzieła rąk ludzkich i ogromną kulturową spuściznę z pięknem bieszczadzkiej przyrody? Czy wyżej ocenić wspaniałe mury kresowego sanktuarium i wielowiekową tradycję tego miejsca czy może zielone wały Otrytu i Żukowa, łagodnie opadające ku dolinie błękitnego Sanu?

BieszczadySkoro już mowa o „kresowości” i o Bieszczadach, to warto na marginesie dodać, że góry te – przed wojną położone w samym środku kraju i gęsto zaludnione – nie cieszyły się nigdy uznaniem prawdziwych traperów i wielbicieli dzikich bezdroży, którzy po „męską przygodę” udawali się w pobliskie, niedostępne Gorgany. Dopiero przesunięcie granic, powojenne wysiedlenia i wyludnienie gór, wtórne zdziczenie przyrody oraz tradycja walk z UPA uczyniły z krainy zarastających wiosek i nieprzejrzanych okiem połonin ziemię kresową, prawdziwe Kresy Polski Ludowej, „Mekkę” samotników, traperów i zakapiorów, zaś szum Sanu upodobniły do szumu Prutu i Czeremoszu... I tylko gdzieś z wyniosłego grzbietu Tarnicy czy Halicza, bądź z wyniosłości roztoczańskich Gorajów, skąd nie widać granicznych szlabanów, a jedynie górskie wierzchołki lub pomarszczone wzniesienia, dusza wydaje się szybować tam, gdzie życie wydawało się być prawdziwsze... Ku Kresom...

Bartłomiej Grzegorz Sala

Źródła:

  1. F. Karpiński, Wybór wierszy, opr. A. Chojowska, Kraków 2003.

  2. Z. Hauser, Ilustrowany przewodnik po zabytkach Galicji Wschodniej, Warszawa 2004.

  3. J. Kolbuszewski, Kresy, Wrocław 1995 – tam pełny tekst Hymnów do Najświętszej Matki Boskiej w obrazie sokalskim cudami słynącej.

  4. M. Orłowicz, Ilustrowany przewodnik po Galicyi, Bukowinie, Spiszu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim, Lwów 1919 [wg stanu z 1914 r.].

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.