Historia

„Walczyliśmy o Orła, teraz – o Koronę dla Niego” – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych

Żołnierze Wyklęci

Preludium

4 stycznia 1944 roku – data, która w rodzimej świadomości historycznej nie istnieje. Moim zdaniem niesłusznie, gdyż w tym właśnie dniu Armia Czerwona przekroczyła wschodnią granicę II Rzeczypospolitej, wywalczoną przez Polaków w krwawej wojnie polsko-bolszewickiej. Ofensywa wojsk radzieckich, podążając za uchodzącymi Niemcami, rozpoczęła drugą okupację sowiecką polskich Kresów Wschodnich; tym razem znacznie trwalszą, na co nasi zachodni sojusznicy wyrazili zgodę już na konferencji teherańskiej (1943). Ziemie te miały już nigdy nie wrócić do Polski, o czym Polakom sortu przedwojennego nie śniło się nawet w najgorszych koszmarach. Dziś odpadnięcie Wilna i Lwowa od naszej ojczyzny porównać możemy jedynie do potencjalnej utraty Warszawy i Krakowa.

W tym miejscu należy obalić pewien mit, utrwalony w polskim społeczeństwie za sprawą peerelowskiej propagandy. Wkroczenie Armii Czerwonej na ziemie polskie nie było żadnym „wyzwoleniem”, a jedynie zamianą okupacji. Definicja terminu „okupacja” jest bowiem jedna i nie podlega ona modyfikacji wedle takich czy innych zapatrywań politycznych. Narzucenie przemocą władzy marionetkowej przez obce wojska – pomimo istnienia legalnego i powszechnie wówczas uznawanego Rządu RP na uchodźstwie – pod tę definicję bezspornie podpada. Jedną z pierwszych decyzji samozwańczego, złożonego z sowieckich kolaborantów rządu było przekazanie Związkowi Radzieckiemu 48% powierzchni Polski. Mówiąc obrazowo: wojnę, do której przystąpiliśmy z powodu Gdańska, kończyliśmy, tracąc połowę swego terytorium.

„W ubeckich piwnicach przestrzelone czaszki…”

Podparty sowieckimi bagnetami reżim natychmiast rozpętał terror, ustanowiony w celu jak najgłębszej sowietyzacji naszego kraju. Na podwojone represje narażeni byli Polacy zamieszkujący tereny na zachód od Linii Curzona, które w najbliższej przyszłości miały należeć do ZSRR. Symboliczny dla podejścia nowych okupantów do kwestii polskiej był finał Operacji „Ostra Brama”, podjętej przez miejscowe oddziały AK w celu wyswobodzenia Wilna od Niemców 7 lipca 1944 roku. Militarna współpraca tej formacji z wojskami sowieckimi zakończyła się wywózką ok. 5 tys. akowców do Kaługi do pracy przy wyrębie lasów. W komunistycznej Polsce nie było miejsca na etos niepodległościowy, do którego Armia Krajowa odwoływała się konsekwentnie i nieustępliwie.

Wobec widma nowej, tym razem czerwonej okupacji polskie podziemie zbrojne podjęło beznadziejną walkę partyzancką z komunizmem. Żołnierze Wyklęci starali się wytrwać na swych pozycjach aż do wybuchu III wojny światowej jako jedynej szansy na zrzucenie sowieckiego jarzma. Członków podziemia antykomunistycznego mordowano lub skazywano na wyroki wieloletniego więzienia, nazywając ich „zaplutymi karłami reakcji” i „faszystami”. Fakt, że ludzie ci jako pierwsi w Europie stanęli do boju z Hitlerem i nieprzerwanie z nim walczyli przez cały okres wojny, sowieckiej propagandzie w formułowaniu podobnie absurdalnych zarzutów bynajmniej nie przeszkadzał. Szczególnie zawzięcie prześladowano Narodowe Siły Zbrojne, które w przeciwieństwie do AK widziały w Sowietach śmiertelne zagrożenie dla całości i niepodległości Polski na długo przed wkroczeniem krasnoarmiejców na polskie ziemie. Historia przyznała narodowcom rację, dlatego pomijanie ich niebagatelnego wkładu w walkę z oboma okupantami, co współcześnie ma niestety miejsce, uznać należy za kapitalne nieporozumienie.

Bohaterowie przegranej sprawy

Utrwalacze władzy ludowej wśród bezpieki i dyspozycyjnych sędziów w pocie czoła pracowali nad ostatecznym zainstalowaniem komunizmu w naszym kraju. Nie było to zadanie łatwe, gdyż jak swego czasu zauważył sam Ojciec Narodów: Komunizm pasuje Polakom jak krowie siodło. Sfałszowanie wyborów do Sejmu w 1947 roku nie spotkało się z żadną reakcją ze strony Zachodu. Brutalna prawda o trwałości aktualnego porządku politycznego zaczęła docierać nawet do największych optymistów. Jeden z najwybitniejszych pisarzy emigracyjnych Józef Mackiewicz pisał: Społeczeństwo, które strzela, nigdy się nie da zbolszewizować. Bolszewizacja zapanuje dopiero, gdy ostatni żołnierze wychodzą z ukrycia i posłusznie stają w ogonkach. Właśnie w Polsce gasną dziś po lasach ostatnie strzały prawdziwych Polaków, których nikt na świecie nie chce nazywać bohaterami.

Wspomniane przez Mackiewicza strzały na dobre wygasły w pierwszej połowie lat 50., niemniej oficjalną cezurą zamykającą epopeję powstania antykomunistycznego w Polsce jest rok 1963. Wtedy to w zorganizowanej przez komunistów obławie zginął ostatni żołnierz Rzeczypospolitej – Józef Franczak ps. „Lalek”. Jak na najwierniejszego z wiernych przystało, padł z bronią w ręku. Bezkompromisowość Żołnierzy Wyklętych budzi szacunek zwłaszcza w dzisiejszych, raczej konformistycznych czasach. Obecnie postawy radykalne są zdecydowanie mniej modne aniżeli szeroko pojmowane ugodowość i gotowość do ustępstw. Ma to niezaprzeczalnie swoje zalety, ale nie wiem, czy w konsekwencji nie zapominamy czasem, że są sprawy, w których radykalizm jest jak najbardziej wskazany. Dla Wyklętych taką sprawą była niepodległość Polski. Mam nadzieję, że 1 marca – dzień ich święta – na stałe ugruntuje się w polskiej tradycji. Jesteśmy im to najzwyczajniej w świecie winni.

Damian Kotkowski
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.