Państwo, polityka, społeczeństwo...

Tylko świnie siedzą w kinie

„Padlina idzie do kina”. Plakatami o takiej treści, „smrodami dmuchanymi” i „gazami gniecionymi”, czyli substancjami o duszącej i łzawiącej woni rozsiewanymi w salach kinowych oraz oblewaniem odzieży widzów żrącymi kwasami polskie organizacje konspiracyjne od pierwszych miesięcy wojny walczyły z okupantem.

Jednym z podstawowych założeń władz hitlerowskich było zniszczenie polskiej kultury. Twierdzono bowiem, że Polacy jako podludzie, naród prymitywny, który nie wniósł w przeszłości nic wartościowego do skarbnicy światowej kultury, nie ma w tej dziedzinie potrzeb wyższego rzędu i stąd też nie ma konieczności tworzenia nowych, bądź dalszego utrzymania już istniejących, instytucji służących ich zaspokajaniu1. Prawda była jednak zgoła inna. Politycy niemieccy doskonale zdawali sobie sprawę, że to właśnie polska kultura bardzo często stanowiła narzędzie walki z wrogiem, dlatego postanowili ją jak najszybciej wyeliminować. Ostatecznie niemieccy eksperci do spraw kultury – E. Wetzel i G. Heucht – uznali, że instytucje kulturalne powinny działać, ale na możliwie jak najniższym poziomie. Rozrywka miała być prymitywna, demoralizująca, a także propagandowa, czyli, jak stwierdził H. Frank: obrazująca wielkość i siłę Rzeszy Niemieckiej2.

W listopadzie 1939 roku nastąpiła konfiskata kin, po której kierownikami zostali wyłącznie Niemcy lub volksdeutsche. Pod koniec roku w Warszawie funkcjonowało sześć kin, w tym jedno do wyłącznego użytku Niemców. Było to dawne Palladium, przemianowane na Helgoland. Zmiana nazwy była częstym procederem podejmowanym przez okupantów. Jak można się było spodziewać, nastąpił podział kinoteatrów na te nür fur Deutsche oraz te przeznaczone dla podludzi. W 1943 roku na terenie całej Generalnej Guberni działało: 25 kin przeznaczonych wyłącznie dla Niemców, 61 dla Polaków oraz 4 dla ludności ukraińskiej. Co ciekawe, narodowi polskiemu zakazano oglądania niemieckich tygodników oraz filmów oświatowych, natomiast Niemcy nie mieli prawa wstępu na seanse przeznaczone dla przedstawicieli „niższej rasy”. Kina rozmieszczone były w większych miastach i ośrodkach przemysłowych. Dlatego okupant, chcąc wpłynąć jak najbardziej demoralizująco na całe polskie społeczeństwo, zorganizował samochody, które objeżdżały wsie i miasteczka wyświetlając seanse propagujące nową jakość „kultury”.

Repertuar był ściśle kontrolowany przez władze hitlerowskie. Wybierano przede wszystkim obrazy erotyczne, sensacyjne i przygodowe. Filmy, pochodzące z państw walczących z III Rzeszą były oczywiście zakazane, chociaż czasem dopuszczano polskie projekcje nakręcone przez wybuchem wojny. Warto tu wymienić komedie: Papa się żeni, Wacuś, Ferdek uszczęśliwia świat.

Przed wybuchem wojny kino stanowiło bardzo popularną rozrywkę w naszym kraju dlatego, mimo działań zbrojnych, ludność polska gromadziła się licznie na seansach filmowych. Według danych Armii Krajowej w styczniu 1942 roku warszawskie kina odwiedziło aż pół miliona widzów. Rodacy zdawali sobie sprawę, że ich zachowanie jest skandaliczne, ale chęć oderwania się od tragicznej okupacyjnej rzeczywistości była po prostu silniejsza. Często zdarzało się, że młodzież walcząca w szeregach konspiracyjnych, narażająca każdego dnia swoje życie, nie potrafiła zrezygnować z tejże rozrywki. Dlatego satyryczny wierszyk z tamtego okresu nie do końca obrazuje publiczność kinową:

Wiedzą dobrze sąsiedzi, Kto w niemieckim kinie siedzi: Taka, co się mizdrzy para, Także paskarz i paskarka, Volksdeutsch, co nam jest za kata, Głupi smarkacz i smarkata, No i durniów tłumek duży Co niemieckim zbójom służy.

Tylko świnie siedzą w kiniePierwsze akcje bojkotowania kin miały miejsce już w grudniu 1939 roku za sprawą konspiracyjnej organizacji PLAN (Polskiej Ludowej Akcji Niepodległościowej). Do jednych z najbardziej znanych działań należało obrzucenie prymitywnymi granatami z gazem łzawiącym widzów w warszawskich kinie Napoleon, zmuszając ich do ucieczki. Od 1941 roku atakami zajęła się Organizacja Małego Sabotażu „Wawer”. Powszechne było wtedy oblewanie publiczności kwasem solnym, wzniecanie pożarów oraz rozwieszanie plakatów zniechęcających do odwiedzania kin. Duże znacznie odgrywały także ulotki o treści merytorycznej które przypominały, że każdy grosz wydany na bilet wędruje wprost do hitlerowskiej kieszeni i pomaga tym samym w uzbrajaniu się wroga. Na łamach „Biuletynu Informacyjnego” i tygodnika Armii Krajowej przypominano, że każdy dobry Polak powinien pamiętać, że dziś każde kino jest placówką niemiecką. Bezwzględnym obowiązkiem każdego Polaka jest zupełny bojkot kin3. Gazety zachęcały do potępiania i wzgardy dla tej części społeczeństwa polskiego, która brała udział w seansach. Uważano ich za niegodziwców i kolaborantów, którzy przyczyniają się do sukcesów Niemców. Na terenie Warszawy akcja antykinowa prowadzona była aż do wybuchu Powstania Warszawskiego.

W czasie wojny wielu aktorów na znak sprzeciwu zatrudniło się choćby w kawiarniach. Niestety byli i tacy, którzy współpracowali z władzami hitlerowskimi. Za złamanie zasad środowisku artystycznemu groziła infamia, czyli utrata czci i dobrego mienia, natomiast aktywni kolaboranci skazywani byli na karę śmierci. Ilustruje to przykład Igona Syma, amanta międzywojennych polskich scen i ekranów organizatora warszawskiego teatru nur für Deutsche i konfidenta gestapo. Aktor wziął również udział w produkcji Gustava Ucicky'ego Powrót (Heimkehr). Do uczestnictwa w przedsięwzięciu zmusił dziesięciu polskich wykonawców, choć większość nie chciała nawet o tym słyszeć. Obraz zniesławił bowiem cały polski naród. Przedstawiał ciemnotę, zacofanie i okrucieństwo Polaków, które wynikało z ich natury, dlatego Niemcy uważali za zasadne bezwzględne prześladowania podbitego społeczeństwa. Był to niezwykle kłamliwy i prowokacyjny paszkwil. Rozstrzelanie Igona Syma było znakiem dla polskiej ludności, że podziemie działa i rozprawia się z jednostkami, które współpracują z Niemcami. Hitlerowcy w odwecie pozbawili życia 21 osób, a kilkunastu wybitnych artystów, m. in. Stanisława Jaracza i Leona Schillera wywieźli do obozu w Auschwitz-Birkenau.

Tylko w 1941 roku w Generalnym Gubernatorstwie wyświetlane filmy obejrzało aż 15 milionów widzów, w tym 9 milionów Polaków. Akcja bojkotowania tej najpopularniejszej formy rozrywki nie była do końca udana. Frekwencja nie zmniejszyła się, a część środowiska artystycznego nadal współpracowała z władzami niemieckimi. Jedyną obroną dla ludzi biorących udział w tych przedsięwzięciach jest to, że próbowali żyć normalnie w „nienormalnej” rzeczywistości, że choć na chwilę chcieli zapomnieć o tych wszystkich dramatach, w których brali na co dzień udział. Natomiast aktorzy grą zarabiali na utrzymanie swoje i najbliższych. Mimo to działania harcerzy z organizacji „Wawer” nie poszły na marne. Uświadamiały bowiem zarówno rodakom, jak i okupantowi, że naród polski nigdy się nie podda, że będzie walczył do końca, że nikt nie jest w stanie pozbawić go jego kultury i tradycji, narzucając swoje wartości.

Edyta Winiarska
  1. C. ŁuczakPolska i Polacy w drugiej wojnie światowej, Poznań 1993, t. V, s. 438.

  2. Wypowiedź Hansa Franka w czasie konferencji z udziałem J. Goebbelsa, 31 października 1939 r.

  3. J. TeoplitzHistoria sztuki filmowej, Warszawa 1970, t. V, s. 333.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.