Kultura

Trudna Miłość (Z okazji 205 rocznicy urodzin Fryderyka Chopina)

„Trudna miłość” – tak nazwała ich związek moja przyjaciółka i miała rację. Gdyby był łatwy, nie przeszedłby do historii, bo trudne miłości oprócz tego, że pozwalają niekiedy zaglądnąć nam do swoich biograficznych wątków – owocują artystycznie. Wystarczy sięgnąć pamięcią do historii literatury, muzyki, sztuki… wspomnieć Petrarkę i jego wiersze do Laury, wieszcza Adama i liryki dla Maryli, drugi Adam, który marzył „gdybym był młodszy dziewczyno, gdybym był młodszy”… Przykładów znajdziemy bez liku, na które tu przeznaczonego miejsca może nie wystarczyć, bo miłość – a tego ukryć się nie da – inspiruje. Oby zawsze twórczo i pozytywnie! Ten związek dwojga artystów – George Sand i Fryderyka Chopina, należał do szczególnie skomplikowanych, pełnych namiętności i poświęcenia.

W ubiegłym roku zwiedziłam klasztor w Valldemossie, miejscowość przepięknie położoną w zachodniej części Majorki. Nie dla mnie plaża, ciuchy, gorące wieczory i knajpy… no, może trochę, ale bez przesady. Gdy zaproponowano mi ten wyjazd, zgodziłam się bez wahania. Tygodniowy urlop na wyspie i zaraz moje myśli o miejscowości, w której mieszkał, tworzył i kochał – Fryderyk Chopin. Musiałam zobaczyć Valldemossę! Bo ciuchy – podobne były jak we wszystkich innych śródziemnomorskich „kurortach”: pocztówki, gorąca plaża, muszle, palmy, oleandry… i na szczęście, bo pod koniec czerwca było niezbyt tłoczno. Południowa część wyspy i tzw. Heisse Nächte auf Mallorka w obrębie wybrzeża majorkańskiej Palmy nie mają niestety dobrej opinii, wiedziałam o tym od dawna.

Ale ja byłam na północy wyspy, w zatoce Alcudia, gdzie wody spokojne, a surfingi i kolorowe, tańczące na wietrze latawce cieszyły oczy. Trzeciego dnia pobytu, wypożyczonym autem ruszyliśmy w zachodnim kierunku wyspy.

Valldemossa (w języku katalońskim Valldemosa i na turystycznych mapach również, dlatego trzymam się tej pisowni) znajduje się 17 km od Palmy, w górach Serra de la Tramuntana. Jest to jeden z łańcuchów górskich przecinających wyspę i chroniących ją od silnych wiatrów z północy. Jest to podobno najpiękniejszy krajobraz Majorki zawierający w sobie dęby skalne, migdałowce, drzewa owocowe, a przede wszystkim oliwkowe o poskręcanych wymyślnie kształtach, wśród których są podobno i staruszkowie liczący sobie około 100 lat. Nic dziwnego, że Chopin po przybyciu tutaj, mimo że wymęczony trzydniową podróżą odbywaną karetą, w liście do przyjaciela porównywał Valldemossę do Raju.

Aby wyświetlić obiekt zainstaluj wtyczkę: Adobe Flash Player

Rozpoczynając zwiedzanie klasztoru kartuzów, czyli mnichów zakonu św. Brunona, kupiłam bogato i kolorowo ilustrowany przewodnik liczący sobie 47 stron (dostępny w sześciu europejskich językach), zawierający historyczny zarys i podstawowe wiadomości.

Zaczynając pisać moje opowiadanie dotyczące Valldemossy, zaglądnęłam do Wikipedii i czytając nieścisłości dotyczące budowy pałacu, który przebudowany na potrzeby klasztoru i kościoła, oddany został w 1836 w ręce świeckie i sprzedany na licytacji dziewięciu różnym rodzinom – z wyjątkiem kościoła i zakrystii − pozwolę sobie korzystać z mojego źródła informacji.

Pierwsze osady w tym czarującym zakątku wyspy zakładali Arabowie między IX a XIII wiekiem. Nieco później władcą Królestwa Majorki został król Jakub II (syn króla Aragonii) i polecił wzniesienie pałacu dla swojego syna – Sancho – cierpiącego na astmę. Jak to w historii bywało, dynastie wygasały, bo prawowitych następców tronów nie było, a dzieci z pozamałżeńskich związków zasiadać na tronach nie mogły. Pół wieku później – w 1399 roku – królestwo Majorki zostało włączone do Królestwa Aragonii. Król Marcin I zwany Ludzkim przekazał posiadłość w Valldemossie mnichom ze zgromadzenia powstałego z inicjatywy Brunona z Kolonii, nadając im herb i inne przywileje. O przywilejach niestety nigdzie nie się doczytałam. Zakon był damsko-męski i podobno oparty na surowych zasadach oraz absolutnym milczeniu we wzajemnym obcowaniu oparty.

Valldemossa - w klasztornym ogrodzieIstniejący pałac pięknie jak na ówczesne czasy rozbudowywano. Powstawały cele dla zakonników, a każda z nich miała wyjście do ogródka, oddzielonego bądź to murem, bądź gęstą ścianą zieleni, ale z jednostronnym widokiem na okolicę. Chociaż obcowanie z przyrodą im pozostawiono. Mniszki podobno uprawiały zioła w ogrodzie i produkowały wódeczkę. No cóż, razem degustować jej chyba nie mogli, chociaż – kto to wie? Pomarańczowej nalewki chętnie spróbowałabym.

Jak już wspomniałam, w 1838 roku zmieniły się prawa, nieruchomość sprzedano, a mnichów (zostało ich zresztą niewielu) przeprowadzono do Palmy. W wieku XIX miasteczko zyskiwało na popularności ze względu na częste odwiedziny sławnych ludzi: hiszpańskich i francuskich pisarzy, poetów oraz malarzy. Muzeum w jednej z cel eksponuje kolekcję obrazów Miro’, są też dzieła Picassa i innych.

15 grudnia 1838 roku (po trzytygodniowym postoju w Palmie) przybyli do Valldemossy podróżni: młody, 28-letni Fryderyk Chopin i sześć lat od niego starsza George Sand z dwójką jej dzieci: 13-letnim Maurycym i 9-letnią Solange. Była to pewnego rodzaju ucieczka z Paryża, jaką zorganizowała Sand przed wielbicielkami Chopina oraz zazdrością swojego wcześniejszego kochanka, których to jak historia głosi, miała wielu.

Pobyt na Majorce i śródziemnomorski klimat powinien wpłynąć na poprawę zdrowia ukochanego artysty. Stało się jednak inaczej. Jesień ówczesnego roku była deszczowa, a zima bardzo sroga. Chopin zaziębił się, kaszlał, a do stanu prawie depresyjnego doprowadzał go fakt braku instrumentu, który zatrzymali celnicy w Palmie, życząc sobie bajońską sumę cła za wydanie go artyście. Widziałam to pianino, stoi w celi nr 4, nazwanej celą Chopina. Instrument pochodzi z firmy Pleyel, a Fryderyk Chopin w liście z 21 listopada 1838 roku do Camille Pleyel napisał: „Moje pianino jeszcze nie dotarło… śnię o muzyce, a nie mogę jej tworzyć, bo nie ma tu fortepianów. To dzika kraina pod tym względem.”

Zanim instrument przybył do Valldemossy, Chopinowi udało się wynająć od tubylców pianino, którego stan bardzo go denerwował, jednak tworzył pracowicie. Przy smutnej, deszczowej aurze powstało Preludium op. 28 nr 15

Aby wyświetlić obiekt zainstaluj wtyczkę: Adobe Flash Player

George Sand kochała muzykę, która zawsze była dla niej inspiracją i źródłem energii twórczej. W tym okresie powstały jej najciekawsze dzieła, między innymi Spirydion (1839).

Chopin, mimo iż wilgoć kamiennych pomieszczeń klasztoru bardzo źle wpływała na stan jego zdrowia, skomponował w Valldemossie najlepsze preludia, będące serią 24 krótkich utworów: Polonez c-moll op. 40, Mazurek op. 41 nr 2 i dużą część Scherza cis-moll oraz Polonez A-dur, zwany „wojskowym”.

W jednej z cel, gdzie oprócz gablot z rękopisami utworów Chopina znajdował się też sklep z folderami, książkami wydanymi znów w kilku językach dotyczącymi historii klasztoru i pobytu naszych artystów. Kupiłam „Zimę na Majorce” napisaną przez George Sand, a ponieważ moja kondycja też nieco podupadła, niczym mniszka usiadłam w ogrodzie na kamiennej ławce, w cieniu platanu i poczytałam…

Z gorącego romansu zrodziło się udręczenie. Jak to przysłowie mówi: gdy bieda wchodzi drzwiami, miłość wyskakuje przez okno. Zaczęło brakować pieniędzy… Miejscowi nieprzychylnym okiem patrzyli na kobietę, niby piękną w swoim rodzaju, ale ekscentryczną, palącą cygara, lubiącą alkohol i męskie stroje. Za produkty spożywcze przynoszone do klasztoru, Majorkańczycy kazali sobie płacić o wiele więcej, niż na wiejskim targu. Jak diabła obawiali się gruźlicy, która została zdiagnozowana przez miejscowych lekarzy u Chopina i swoim okrutnym zachowaniem spowodowali, że Sand podjęła decyzję o powrocie. Po ich wyjeździe właściciele spalili pościel, łóżko i inne przedmioty należące do Fryderyka Chopina. Prawdziwym cudem jest, że tak wiele pamiątek pozostało. Powrotna podróż była smutna i pełna goryczy. Statkiem, w uciążliwych warunkach, bez podstawowych wygód, na którym również przewożono domowe zwierzęta.

Rok spędzony wśród zimnych murów i kamiennych posadzek, których najgorętsza miłość nie potrafiła ogrzać – pomyślałam i opuściłam klasztor, kupując pod koniec mojej wędrówki zakładkę do książki z wizerunkiem Artysty.

Na zakończenie, na poparcie moich słów cytuję fragment artykułu napisanego przez Grzegorza Kubisa pt. „Chopin na Majorce”. Tekst znalazłam, serfując w Internecie i wydał mi się bardzo wiarygodny.

„(…) W poszukiwaniu nastroju tamtych dni warto wybrać się do założonego w 1917 roku przez Anne-Marie Boutroux de Ferrá wraz z wnuczką George Sand – Aurorą Lauth-Sand muzeum w dawnym klasztorze kartuzów w Valldemosie. Pełny katalog pamiątek po obu sławnych postaciach obejmuje rękopisy muzyczne, listy, pierwsze wydawnictwa nutowe, książki, portrety i obrazy. Zamykając majorkański epizod, przywołajmy słowa damy z Nohant, z którą Chopin spędził niezwykle twórcze lata swego życia, i która znała go doskonale. U progu romansu, zakochana Aurora Dudevant (tak nazywała się naprawdę) pisze w liście z 26 czerwca 1839 r. do Marliani: Ten Chopin jest aniołem. Jego dobroć, czułość i cierpliwość niepokoją mnie czasem, wydaje mi się, że jest to istota zbyt delikatna, zbyt niezwykła i zbyt doskonała, by żyć długo naszym ciężkim i twardym życiem ziemskim. Będąc śmiertelnie chorym, stworzył na Majorce muzykę przywodzącą nieodparcie myśl o raju. W 1855 r. w Histoire de ma vie, gdy autora nokturnów, preludiów i mazurków od 6 lat nie ma po tej stronie życia (mimo wielu pozytywnych słów o nim), powie coś zgoła przeciwnego: Pobyt nasz w ruinach klasztoru Valldemosa stał się dla Chopina męczarnią, dla mnie ciężkim udręczeniem. Słodki, wesoły, w towarzystwie miły, Chopin osoby w ścisłej z nim żyjącej zażyłości, do rozpaczy przywodził. [...] …niczyj humor nie był do tego stopnia zmiennym, niczyja imaginacja szaleńczą i drażliwszą; niepodobna było czymkolwiek bądź nie dotknąć go z powodu nadzwyczajnej drażliwości, ani zadowolić trudnych często serca wymagań. Choć podejmuje próbę zgłębienia natury kompozytora, wskazując, że to wszystko atoli nie tyle z jego pochodziło winy, ile było koniecznym wypływem dręczącej go choroby w niczym to nie usprawiedliwia jej zawieszonej pomiędzy najwyższym szacunkiem i odpychającą dezaprobatą więzi z Chopinem.

Więc, jaki naprawdę był Fryderyk Chopin pod turkusowym niebem, wśród palm i cyprysów?”1

Dla mnie – był pragnieniem miłości, marzeniem, które nigdy nie zostało spełnione… Jak jego Preludium e-moll Op. 28 nr 4.

Anna Strzelec
  1. Grzegorz Kubies, Chopin na Majorce.

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.