Podróże małe i duże > Gruzja – Armenia – Górski Karabach 2014–2015

Szusza (Górski Karabach)

Ostatniego dnia pobytu w Górskim Karabachu zgodnie z umową pojechaliśmy z szefem na dworzec. Tego dnia nie był już taki wylewny jak wcześniej. Okazało się, że wieczorem dnia poprzedniego, gdy szliśmy na koncert, wyjechał po nowych gości (również z Polski) i coś się mu w tej wołdze urwało ze spodu. Wizyta u mechanika była drogą imprezą i nie był w najlepszym nastroju.

T-72 pomnik wojny w Karabachu (Górski Karabach)Na dworcu nie mięliśmy ochoty czekać na maszrutkę, tym bardziej że zupełnie nic się tam nie działo. Ze znalezieniem chętnego na przejazd do Szuszy nie było problemu. Zanim jednak dojechaliśmy do celu, zatrzymaliśmy się po drodze przy pomniku wojny w Arcachu. Pomnikiem był czołg T-72, który ustawiono na niewielkim wzgórzu w połowie drogi pomiędzy Stepanakertem a Szuszą. Czołg był w doskonałym stanie i ponoć można było wejść do środka, ja jednak nie próbowałem.

Szusza

Dzieciaczki w szkole (Górski Karabach)Szusza znajduje się dziewięć kilometrów na południe od Stepanakertu. Jeszcze w XIX wieku była jednym z największych i najpiękniejszych miast na Zakaukaziu. Nazwę miasto zawdzięcza czystemu i świeżemu powietrzu. W dosłownym znaczeniu Szusza to „szkło”, gdyż azerowie utożsamiali czyste powietrze ze szkłem. Swój dobrobyt miasto zawdzięcza przyłączeniu do Chanatu Karabaskiego. Miasto zostało ufundowane przez chana Pananhaliego, władcę Karabachu w latach 1756–1757. To za jego panowania wybudowano fortecę, którą nazwał Panahabad. Później jej nazwę zmieniono na Szusza. W mieście znajdowało się wiele wspaniałych budowli, po których obecnie zostały tylko ruiny. W przeszłości było ono zamieszkane przez Ormian i Azerów. W roku 1920 to się zmieniło. Dążące do niepodległości Armenia i Azerbejdżan starły się ze sobą, co doprowadziło do wymordowania większości Ormian w mieście i zrównaniem z ziemią ich domów. Od tamtej pory to Azerowie byli panami miasta. Sytuacja nie zmieniła się znacząco przez cały okres ZSRR. Los odwrócił się podczas wojny o Górski Karabach. W maju 1992 roku Ormianie zdobyli miasto, przepędzając wszystkich Azerów do Azerbejdżanu. Przy okazji zniszczyli większą część miasta, która do dziś straszy ruinami. Tam, gdzie mieszkają Ormianie, jest całkiem przyjemnie, budynki są odnowione, ulice czyste, a Biała Cerkiew lśni w słońcu.

Twierdza Szusza (Górski Karabach)Twierdza Szusza (Górski Karabach)Widok na Stepanakert z murów twierdzy (Górski Karabach)

Po dotarciu na miejsce kierowca wysadził nas nieopodal twierdzy, która wraz z rozległym systemem umocnień i murów miejskich miała chronić miasto. Z plecakami ruszyliśmy na obchód tego, co po niej zostało. A zostało całkiem sporo. Najokazalszy fragment umocnień znajduje się przy bramie Elżbiety, nad którą widnieje napis „Susa”. Można sobie pochodzić po murach i basztach, obserwując piękną panoramę okolicy. Tu i ówdzie można dostrzec Stepanakert, który był z tego miejsca bezlitośnie ostrzeliwany przez Azerów. W tej części twierdzy znajduje się również restauracja, lecz gdy tam byliśmy była zamknięta.

Park w centrum miasta (Górski Karabach)Meczet w centrum (Górski Karabach)Tak to wygląda w środku (Górski Karabach)

Po zwiedzeniu twierdzy udaliśmy się do części miasta zamieszkiwanej przed wojną przez Azerów. Łatwo poznać, kiedy wkracza się do ich dzielnicy – kończy się asfalt, zaczynają ruiny i zgliszcza, wypalone budynki i puste zdewastowane bloki z wielkiej płyty. Poszliśmy tam, aby zobaczyć, co zostało z tej niezliczonej liczby meczetów, madras, karawanserajów i innych orientalnych klimatów. Otóż nie zostało nic. To znaczy prawie nic, gdyż przetrwały dwa meczety, lecz stan obu jest opłakany. Pierwszy, znajdujący się bliżej centrum, to meczet Yukhari Govhar Aga z 1883 roku. Po wejściu na zapuszczony dziedziniec natrafiamy na tabliczkę informującą, że mamy do czynienia z zabytkiem, który jest pod ochroną. A to niespodzianka. Do środka wejść nie można, gdyż drogę zagradza wielka metalowa krata. Jednak widok wnętrza meczetu nie zachęca do odwiedzin. Dwa minarety, które rozbrzmiewały niegdyś nawoływaniem do modlitwy, stanowią obecnie smutny przykład tego, co może nienawiść religijna zrobić z ludźmi i miastem, w którym mieszkają.

Minaret Agha Ashaghi Govhar (Górski Karabach)Minaret Agha Ashaghi Govhar (Górski Karabach)Kolejny meczet (Górski Karabach)Wnętrze meczetu (Górski Karabach)

Nieco dalej na południe znajduje się drugi ocalały meczet Agha Ashaghi Govhar z 1875 roku. Jest on większy i bardziej okazały niż Yukhari Govhar Aga. I tu również znajduje się tabliczka z informacją, iż mamy do czynienia z zabytkiem. Nie przeszkadza to jednak miejscowym robić tuż obok wielkiego wysypiska śmieci. Obecnie dojść do meczetu można bez kłopotu, ale za kilka lat bez maczety się nie obejdzie, chaszcze opanują okolicę całkowicie. W tym przypadku nic nie zagradza wejścia do środka. Kiedyś musiał to być piękny obiekt. Główna kopuła zachowała jeszcze resztki farby i arabskie napisy. Meczet posiada dwa piękne minarety. Bez trudu można wdrapać się na nie i oglądać jak wygląda najbliższa okolica. Dopiero z tej perspektywy widać jak okazały niegdyś musiał być ten meczet i jak wielka jest skala zniszczeń i celowej dewastacji.

Widok na miasto z minaretu (Górski Karabach)Dzielnica azerska (Górski Karabach)Dzielnica azerska (Górski Karabach)

Po zwiedzeniu azerskiej części miasta udaliśmy się do tej, w której mieszkają Ormianie. Różnica jest diametralna. Po dotarciu na główny plac miasta, który sąsiaduje z małym parkiem i fontanną (akurat w tym dniu nie działała) usiedliśmy na ławeczce, by chwilę odpocząć. Obserwowaliśmy mieszkańców, którzy niespiesznie krzątali się po mieście. Otwierano sklepy i restauracje, dzieci szły lub jechały do szkoły, dorośli ruszyli na zakupy lub do pracy. Nikt zdawał się nie przejmować, że połowa ich miasta to jedna wielka ruina.

Przed wyruszeniem w dalszą drogę postanowiliśmy zostawić gdzieś nasze bagaże. Wybór padł na pobliski sklep z ubraniami, gdzie sprzedawczyni za uśmiech – a jakże, ze złotym ząbkiem – pozwoliła nam zostawić na zapleczu nasze toboły. Prosiła tylko, żeby wrócić przed piątą, bo wtedy zamykała.

Biała Katedra (Górski Karabach)Biała Katedra (Górski Karabach)

Bez plecaków wydawało się, że możemy latać. Skierowaliśmy się w stronę najwspanialszego zabytku Szuszy, który jest również jedną z wizytówek całego Arcachu – Białej Cerkwi. Ma pięćdziesiąt metrów wysokości i jest jedną z najwyższych świątyń ormiańskich na świecie. Została zbudowana w 1888 roku. Po drodze do kościoła widzieliśmy piękne murale przedstawiające życie w dawnej Szuszy. Widać w nich tęsknotę za tamtymi czasami.

Fragment dzwonnicy (Górski Karabach)Wnętrze cerkwi (Górski Karabach)Biała Katedra (Górski Karabach)

Po zwiedzeniu kościoła poszliśmy na śniadanie do pobliskiej restauracji. Zamówiliśmy sobie grilowane szaszłyki i zimne piwko. Siedząc tak sobie pod parasolem i odpoczywając przed wizytą w kanonie Hunot, zerknąłem na komórkę, by sprawdzić godzinę. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem, że dochodzi południe. Niemożliwe, żebyśmy chodzili po mieście ponad cztery godziny. Trzy to jeszcze by się zgadzało, ale nie cztery. Podszedłem do zegara w restauracji, a tam godzina jedenasta. To by się zgadzało skąd wiec na moim telefonie południe. Po chwili mnie olśniło, draństwo przestawiło się automatycznie na czas w Azerbejdżanie, który był o godzinę przesunięty do przodu. Nawet mój telefon nie uznaje niezależności Arcachu. Sprawa była o tyle istotna, że trzeba było pilnować godziny zamknięcia sklepu z naszymi bagażami.

Wjazd do miasta (Górski Karabach)Pomnik II wojny światowej (Górski Karabach)

Kanion Hunot

Po śniadanku ruszyliśmy do centrum, aby znaleźć kogoś. kto nam pokaże drogę do kanionu. Przewodnik szybko się znalazł. Powiedział, że nas zaprowadzi na miejsce. Ucieszeni ruszyliśmy do największej atrakcji Szuszy. Po drodze minęliśmy wielki budynek szkoły, w której dzieci właśnie miały jakiś apel albo przerwę, gdyż wszyscy byli na zewnątrz. Uczniowie w Arcachu mają niebieskie uniformy i są jednakowo ubrani. Najbardziej pocieszne były maluszki, które entuzjastycznie do nas machały.

Kanion Hunot (Górski Karabach)Kanion Hunot (Górski Karabach)Kanion Hunot (Górski Karabach)

Po chwili marszu pod górę byliśmy na miejscu. To znaczy wg naszego przewodnika, który z dumą pokazał nam wspaniałe miejsce widokowe na kanion. Panorama była niesamowita – Hunot to prawdziwy klejnocik Górskiego Karabachu. Jednak nie o to chodziło. Wydawało się nam, że dość dobrze wytłumaczyliśmy mu, że chcemy znaleźć ścieżkę prowadzącą na dno kanionu. Widocznie nie zrozumiał. Cóż i tak dostał bonusa, bo miejsce było świetne na fotki. Jednak nie po to przeznaczyliśmy cały dzień na Szuszę, aby dojść do punktu widokowego i wracać do miasta. Postanowiliśmy samodzielnie znaleźć drogę prowadzącą na dół. Idąc krawędzią kanionu, w końcu musimy natrafić na odpowiednią ścieżkę.

Kanion Hunot (Górski Karabach)Kamienny most w kanionie (Górski Karabach)5 Kamienny most (Górski Karabach)

Gdy przeszliśmy już drugi kilometr, zaczęły ogarniać nas wątpliwości. Przedarliśmy się przez zasieki dla krów, sforsowaliśmy dwa ogrodzenia i przeszliśmy przez strumień, ale zejścia wciąż nie było. Próbowaliśmy też drogi na przełaj, ale było za stromo i musieliśmy się wycofać. Słońce grzało niemiłosiernie, a my wybraliśmy się bez kropli wody. W końcu szczęście się do nas uśmiechnęło, znaleźliśmy niebieski ślad na kamieniu. Kilkanaście metrów dalej kolejny – szlak na dno kanionu. Teraz nie mogliśmy nie trafić. Droga biegła ukosami, trawersując coraz łagodniejsze zbocze kanionu. Po kilku minutach spostrzegliśmy pierwsze ruinki dawnej osady. Dalej droga opadała stromo w dół aż do niewielkiego kamiennego mostu łączącego brzegi rzeki Karkar. Dotarliśmy do celu. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiliśmy, było napełnienie pustych butelek po wodzie, które znaleźliśmy po drodze. Następnie nie namyślając się długo, postanowiłem się wykąpać w lodowatej wodzie. Po tej dawce orzeźwienia ruszyliśmy wzdłuż rzeki szlakiem oznaczonym przez bose stopy.

Bez gatek (Górski Karabach)Kanion Hunot (Górski Karabach)

Droga biegła lasem, który dawał cień przed palącym słońcem. Tu i ówdzie natrafialiśmy na kolejne ruinki, przypominające o dniach, gdy w kanionie mieszkali ludzie. W pewnym momencie droga przechodziła na drugą stronę rzeki. Mostek, który stanowiły pozbijane naprędce pnie drzew, nie był zbyt stabilny, ale wystarczający. W tym miejscu rzeka tworzyła naturalny basenik, który ponownie zachęcał do kąpieli. Po drugiej stronie ścieżka delikatnie wspinała się w górę. Co jakiś czas trzeba było przeciskać się pomiędzy wielkimi głazami, przytaszczonymi tu przez rzekę podczas gwałtownych powodzi.

Kanion Hunot (Górski Karabach)Wodospad w Kanionie Hunot (Górski Karabach)Wodospad w Kanionie Hunot (Górski Karabach)

Nasz spacer po kanionie zakończyliśmy przy zjawiskowym wodospadzie, który przykrywa wodną kurtyną wejście do niewielkiej jaskini. W słońcu woda skrzyła się wszystkimi kolorami tęczy. Chcieliśmy dotrzeć w to miejsce od chwili, gdy natrafiliśmy na fotkę w Internecie pokazująca atrakcje w okolicach Szuszy. Magia miejsca jest niesamowita, koniecznie musicie tam dotrzeć, gdy będziecie w Arcachu.

Wracając do miasta szlakiem, byliśmy ciekawi, gdzie wyjdziemy. Okazało się, że droga do kanionu zaczyna się w dzielnicy azerskiej, a ostatnie oznaczenie (lub pierwsze) znajduje się obok meczetu Agha Ashaghi Govhar. Byliśmy na właściwym miejscu, ale przegapiliśmy znaki. Cóż bywa. Teraz sami moglibyśmy być przewodnikami.

W drodze do Goris

Po odzyskaniu bagażu i wręczeniu kolejnego bonusika miejscowej ludności poszliśmy szukać jakiegoś transportu do Goris. Taksówkarze na głównym placyku proponowali przejazd za 11 000 AMD. Wydawało się nam to trochę drogo, więc poszliśmy na przelotówkę za miastem łapać stopa. Na szczęście droga z Szuszy prowadziła cały czas w dół, gdyż z plecakami nie było już tak fajnie. Po drodze zobaczyliśmy pomnik poświęcony II wojnie światowej. Ten symbol poważają zarówno Azerowie, jak i Ormianie.

Godzinę stania obok stacji benzynowej później (przy kompletnym braku ruchu w kierunku Armenii) zobaczyliśmy naszego taksówkarza, który jechał do Stepanakertu. Gdy wracał, zatrzymaliśmy go i tym razem zgodziliśmy się na jego warunki. Dziewięćdziesiąt minut łapania stopa i próba obniżenia kosztów przejazdu nie wypaliła.

Do Goris wracaliśmy przy powoli zachodzącym słońcu. Na granicy oddaliśmy karteczki, które otrzymaliśmy w MSZ w Stepanakercie i po chwili ponownie byliśmy w Armenii. Kierowca wysadził nas na stacji benzynowej przy wjeździe do centrum. Za nic nie chciał jechać dalej. Musieliśmy więc wziąć następna taksówkę, tym razem za 1000 AMD, by dojechać do naszego miejsca noclegu – Hotelu Vivas. Przywitano nas miło, a szefowa obiektu powiedziała, iż straciła już nadzieję, że przyjedziemy. Zaproponowała nam kolację – hotel posiadał własna restaurację. My jednak woleliśmy poszukać czegoś na mieście i przy okazji poznać nieco okolicę. Na zwiedzanie Goris było już za późno, ale na lekki rekonesans pora była odpowiednia.

Poszukując jakiegoś fajnego lokalu, znaleźliśmy w końcu odpowiednią osobę, która powiedziała, że zaprowadzi nas do restauracji, gdzie stołują się miejscowi. Starsza pani, idąc różnymi skrótami, doprowadziła nas do cichej i nieoświetlonej uliczki, na końcu której bladym światłem żarzył się neon z napisem cafe. Restauracja schowana była za wielkim płotem tak, że sami za cholerę byśmy tam nie trafili. Miejsce było dokładnie takie, jakiego potrzebowaliśmy. W środku było sporo ludzi, pachniało obłędnie, a widoki ze stolików rozciągały się na skalne miasto po drugiej stronie rzeki.

Restauracja stała na skraju urwiska, od strony rzeki zawiewał dość chłodny wiaterek tak, że wkrótce zaczęliśmy żałować, że nie wzięliśmy ze sobą niczego cieplejszego do ubrania. Specjalnością tego miejsca były raki, które sobie chodziły wewnątrz dużego basenu pośrodku lokalu. Tego wieczoru jednak nie zdecydowaliśmy się na nie i zamówiliśmy coś w rodzaju kebaba z frytkami. Jak człowiek jest mocno głodny, to nie eksperymentuje.

Dariusz Maryan
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.