Powieści i opowiadania > Szukając przeszłości

Szukając przeszłości, rozdział VI

Obudziłam się pierwsza i zorientowałam się, że spałam przytulona do Tuomasa. Namiot był dosyć duży, wojskowy, ale stanowczo za mały, by pomieścić wszystkie niezbędne w pracy przyrządy, osobiste rzeczy, prowiant no i nas, w wyniku czego spaliśmy ściśnięci obok siebie, na samym środku. Zakłopotana pomału wysunęłam się z jego objęć, przebrałam się i poszłam na miejsce, gdzie znajdował się grób. Było jeszcze wcześnie, słońce nieśmiało wychylało się zza horyzontu i budziły się ptaki. Zapowiadał się bardzo ciepły dzień. Sarkofag dziwnie wyglądał zupełnie pusty. Przypatrywałam mu się przez chwilę, był niezwykle starannie wykonany. Każdy kamień pasował do siebie idealnie, a ewentualne przestrzenie między nimi były szczelnie wypełnione. Gdyby pochowano tutaj zwykłego parobka na pewno nikt nie starałby się tak dobrze wykonać tego grobu. – pomyślałam. Tylko wielkim, znaczącym ludziom wyprawiano piękne pogrzeby i chowano w takich miejscach. Dobiegły do mnie odgłosy z namiotu, więc skierowałam się w ich stronę. Kiedy przyszłam wszyscy już wstali, a Tuomas rozpalał ognisko. Fajnie wyglądał w samych tylko, ubrudzonych już nieco, sztruksowych spodniach przepasanych dużym skórzanym pasem, pochylając się nad stertą gałęzi i z pudełkiem zapałek w ręku. Gdyby nie owo pudełko powiedziałabym, że to statysta na wystawie o życiu ludzi w czasach prehistorycznych. To chyba przez te jego długie włosy i brodę. Uśmiechnęłam się i poszłam z Tarją po kiełbaski. Nie przepadałam za mięsem, ale kiełbaski zjadłam z wielkim apetytem, gdyż od wczorajszego popołudnia nic nie włożyłam do ust.

Dzisiejszy dzień był dość ciepły, ale niebo przykryły nagle ogromne chmury. Kiedy uporaliśmy się już z zasunięciem płyty, co było dużo trudniejsze niż jej zsuwanie, zabraliśmy się za sprzątanie. Na liściach był jeszcze pył, a na ziemi widniały odłamki rozłupanego kamienia. Polanka, na której znajdował się grób wyglądała teraz jak po uderzeniu niewielkiego meteorytu albo wybuchu jakiegoś granatu. Później poszłam zrobić jeszcze parę zdjęć nawierzchni, na której widniał napis, tak w ramach dokumentacji i w międzyczasie dostrzegłam małe czerwone kropelki na niewielkim krzaku paproci tuż obok grobu. Podeszłam bliżej i dotknęłam delikatnie liści. Krew? Rozejrzałam się wokoło. Z naszego namiotu dobiegały szmery, drzewa uginały się jakby w tańcu pod wpływem silnego wiatru. Na rosnących nieopodal kępkach paproci mieniły się czerwienią malutkie plamki. Wstałam i zaczęłam iść wzdłuż poplamionych krwią krzaków. W miarę jak zanurzałam się w głąb lasu ślady czerwonej mazi były coraz większe i częstsze. Zaniepokoiło mnie to, szłam jednak dalej. Nagle w zaroślach dostrzegłam coś czarnego. Podeszłam bliżej i z niedowierzaniem rozsunęłam krzak. Wśród gałęzi wisiał mój plecak, który zgubiłam przy mojej ostatniej wędrówce. Odplatałam go i zajrzałam do środka. Była mapa i zapiski, butelka wody mineralnej, spleśniałe kanapki i zbrązowiałe jabłka, a na dnie namiot oraz różne lekarstwa, wymięte plastry i mokry bandaż. Uśmiechnęłam się. Ciekawe skąd się tu wziął? Zarzuciłam plecak na ramię i wróciłam do namiotu. Już miałam powiedzieć reszcie załogi o tym, co zobaczyłam, ale kiedy tylko się pojawiłam Tarja zaciągnęła mnie do namiotu i poprosiła bym się spakowała. Rzeczywiście, namiot był prawie pusty, na środku leżała tylko sterta moich rzeczy.

- Nieopodal grobu widziałam…- zaczęłam nieśmiało. - widziałam plamki krwi. To znaczy, wydaje mi się, że to krew.

- Krwi? – powtórzył Eikka.

- Tak. – potwierdziłam.

Wszyscy automatycznie spojrzeli się na mnie, szeroko rozwierając oczy. Pierwszy podniósł się z ziemi Tuomas i szybkim, stanowczym krokiem, nic nie mówiąc poszedł w kierunku sarkofagu. Eikka poszedł za nim, a Tarja zbliżyła się do mnie i cichym głosem rzekła.

- Cokolwiek by to nie było i cokolwiek by się nie stało, nie chcę się w to mieszać i…radzę Ci, lepiej też to zostaw.

- Nie mam pojęcia co to może być, ale nie wydaje mi się, żeby to miało jakiś związek z tym, co widzieliśmy wczoraj.

Tarja spojrzała się na mnie zmartwionym wzrokiem. Chyba właśnie tego się obawiała. Westchnęła ciężko i spojrzała w kierunku grobu. Tchórzostwo czy rozsądek? – pomyślałam. – Ale Tarja ma rację, nie potrzebujemy kolejnych niespodzianek, lepiej powstrzymać ciekawość.

- Tak, to rzeczywiście wygląda jak krew. – odparł Tuomas.

- Cóż, myślę, że nie ma sensu dociekać skąd się tu wzięła…- zaczął Eikka.

- Tak, też tak myślę. – przerwała szybko Tarja. – powinniśmy zająć się swoją pracą.

- Zwiniemy namiot i możemy ruszać. – odparłam. Tuomas spojrzał się na mnie, na chwilę zatrzymał swój wzrok, a potem skinął ręką na Eikkę i razem poszli zwijać namiot. Tarja uśmiechnęła się do mnie ostrożnie i poszła im pomóc. Ja zaś jeszcze raz przejrzałam zawartość znalezionego plecaka i z zadowoleniem stwierdziłam, że jest wszystko, co zapakowałam. Kiedy zwinęliśmy namiot i byliśmy już gotowi do drogi, zza pleców dobiegł nas przerażający ryk. Odwróciliśmy się i ku naszemu zaskoczeniu ujrzeliśmy niewielkich rozmiarów kulejącego niedźwiedzia. Lewą, przednią kończynę miał zatrzaśniętą dużym metalowym wnykiem. Kręcił rozpaczliwie głową we wszystkie strony. Jego początkowo przerażający skowyt wydał się nam teraz płaczem.

– Już teraz wiem, skąd się wzięły plamki krwi nieopodal grobu. – odparłam cicho.

Wtedy uświadomiłam sobie też, że to zapewne niedźwiedź wziął mój plecak, a potem go zawieruszył, na co wyraźnie wskazywały czerwone ślady i to zapewne on splądrował nasz namiot pierwszej nocy.

- Jak oni śmieją zakładać wnyki na zwierzęta. – powiedział z oburzeniem Tuomas.

- To przecież zabronione. – odrzekłam.

- Powinniśmy dzisiaj wyruszyć z powrotem do Kovero i Kuopio. – odrzekłam. - Nie ma po co zwlekać. Mam nadzieje, że wkrótce wszystko się wyjaśni, bo nie chcę byśmy mieli z tego powodu jakieś problemy.

Wszyscy zgodnie pokiwali głową. Kiedy już się pokrzepiliśmy, Tarja zaczęła sprzątać, a potem z resztą załogi udaliśmy się, by zasunąć płytę grobową. Po nieudanej próbie nasunięcia jej na grób, zaczęliśmy wszyscy obmyślać sposoby jak by to zrobić.

- Słuchajcie, my z Eikką podniesiemy ją, a wy nakierujecie odpowiednio na grób. Kiedy ją oprzemy, zaczynamy wszyscy pchać, jasne? – powiedział iście wojskowym tonem Tuomas, odpowiednio przy tym gestykulując.

- Same, bezradne się z nich nie uwolnią, a jeżeli nikt nie przyjdzie, wykrwawią się i umierają w wielkich męczarniach. To straszne i niedorzeczne. – dodał wyraźnie wściekły, po czym zdjął z ramienia plecak i już chciał zbliżyć się do niedźwiedzia, kiedy ten poruszył się i zaczął iść w naszym kierunku. Tuomas zatrzymał się, a my staliśmy jak wryci.

- Nie ruszajcie się. – rozkazał.

Nagle niedźwiedź się zatrzymał i osunął na prawy bok, opierając się o ogromny stary dąb. Wciąż przeraźliwie wył.

- Wygląda jakby prosił o pomoc…- odezwała się Tarja, chowając się za ramieniem Eikki.

- Trzeba jak najszybciej zdjąć mu wnyk, inaczej się wykrwawi. – odrzekł stanowczo Tuomas.

- Musimy zawiadomić straż leś…

Zanim Eikka dokończył zdanie Tuomas ruszył pomału w stronę rannego zwierzęcia.

- Ale Tuomas on jest przestraszony, może zrobić Ci krzywdę! – krzyknęłam drżącym głosem. – Tym powinien się zająć specjalista.

- Trzeba go chyba najpierw uśpić. – odparł niepewnie Eikka. Tarja wciąż stała za nim nieruchomo.

- Spokojnie. – Tuomas odwrócił się w naszą stronę na chwilę, po czym znów skierował się do zwierzęcia. Staliśmy jak zahipnotyzowani. Nikt nie miał na tyle odwagi by cokolwiek zrobić. Ufałam Tuomasowi, ale teraz musiałam mu zaufać jak nigdy przedtem. Nogi miałam jak z waty i jęknęłam tylko.

- Ostrożnie…

Tuomas bezszelestnie obszedł zwierzę i teraz zbliżał się do niego od tyłu niczym zaczajony drapieżnik. Nagle jednym zgrabnym ruchem naskoczył zwierzęciu na grzbiet. Niedźwiedź zawył i zdezorientowany zaczął kręcić głową we wszystkie strony. Na szczęście był to młody osobnik, dlatego Tuomas nie miał problemów z obezwładnieniem zwierzęcia. W innym wypadku na pewno nie podjął by się tak ryzykownego zadania. Zacisnął nogi wokół jego tułowia i głaskał zwierzę po głowie i grzbiecie, zapewne by je uspokoić. Nagle uniósł jedną nogą ranną kończynę niedźwiadka i szybko chwycił za wnyk zanim zaczął się on wiercić. Zdecydowanym ruchem otworzył zatrzask. Zwierzę zawyło przeraźliwie z bólu, a z rany wypłynęła mu obficie krew. W tym momencie zrozumiałam, że nie mogę tak stać i bezczynnie patrzeć. Wyjęłam z plecaka bandaż i kilka sztuk gazy. Mimo strachu, który czułam w środku podeszłam szybko do rannego niedźwiedzia. Tuomas wciąż go przytrzymywał. Kiedy podeszłam dosyć blisko chwycił za jego pysk. Rozumieliśmy się bez słów. Nie chciał by coś mi się stało i wiedział jak postąpić. Delikatnie okryłam najbardziej uszkodzone miejsca grubą warstwą gazy i owinęłam ranną nogę bandażem. Zwierzę patrzyło na nas swymi wielkimi ślepiami, które pełne były teraz wyrazu wdzięczności. Poczułam wtedy jakąś ulgę. Kochałam zwierzęta, zresztą tak jak i Tuomas.

- Idź do Eikki i Tarji i ruszajcie już. Jest teraz w szoku, nie powinien za nami podążyć, ale lepiej oddalić się na bezpieczną odległość.

- Dobrze.

Eikka i Tarja stali obok siebie, trzymając się kurczowo za ręce i nie mówiąc ani słowa. Podeszłam do nich i skierowaliśmy się w stronę Kovero. Po chwili dogonił nas Tuomas. Westchnęłam ciężko, nie wiedzieć czemu strasznie się o niego martwiłam.

- Podziwiam Cię za odwagę…was za odwagę. – odezwała się nagle Tarja. – Nie prościej by było zawiadomić straż leśną?

- Miałem pozwolić, żeby się wykrwawił? – odparł Tuomas. Tarja zamilkła.

- Czy możemy go tutaj tak zostawić? Może powinniśmy jednak kogoś poinformować? – odparł nieco zmieszany Eikka.

- Myślę, że teraz już sobie poradzi. – odparł Tuomas. – Na pewno prędzej czy później znajdą go leśnicy. – dodał i wtedy zauważyliśmy, że trzyma w ręku zakrwawiony wnyk.

- Zabrałem to, bo jeszcze by wyrządziło krzywdę innemu zwierzęciu.

Serce wciąż mocno mi waliło. Miałam właśnie ochotę zapytać Tuomasa skąd wiedział co robić, ale ubiegł mnie Eikka.

- Przez długi czas mieszkałem z ojcem na wsi na koloni, w lesie. Często widywałem niedźwiedzie. Wydawały się wtedy być całkiem oswojone z widokiem człowieka.

- Może to Ty oswoiłeś się z nimi…

Zapadła cisza.

- Powinniśmy się pospieszyć, zaraz będzie się ściemniać. – odrzekła nagle Tarja.

Ustaliliśmy między sobą, co kto niesie i skręciliśmy w drogę na południe. Wciąż odwracałam się, by zobaczyć czy przypadkiem nie podąża za nami niedźwiedź, jednak oprócz kołyszących się od wiatru drzew i latających nad nami ptaków nic nie dostrzegłam. Szłam ostatnia, podążając za Tarją i Eikką. Burzliwie o czymś rozmawiali. Na samym przedzie szedł Tuomas, w jednym ręku trzymał wnyk, a drugą podpierał ciężki plecak opadający na jego wyrzeźbione ramiona. Kroczył powoli, ale mimo wszystko zachowywał od nas dystans. Patrzałam na przemian na niego i na otaczające mnie gęste, dzikie lasy. Były takie piękne, nienaruszone, czyste, jeżeli było jakieś złamane drzewo to złamane tylko przez siły natury, a nie przez człowieka. Gdzieniegdzie spośród traw przebijały polanki wrzosowe, świeciły swym fioletem jakby ktoś dopiero co je namalował. Czułam się dziwnie, nie mogłam w pełni podziwiać krajobrazów, bo ciągle przed oczyma miałam obraz rozkładającej się sino-zielonej ludzkiej głowy i wyjącego z bólu rannego zwierzęcia.

Musieliśmy dość często robić przystanki, by odpocząć, ale mimo wszystko udało nam się dotrzeć do Kovero w miarę szybko. Po dzisiejszych wydarzeniach nie czuliśmy się senni, jednak gdy ulokowaliśmy się w domu u rodziny Tuomasa padliśmy z nóg.

Paulina Drozdek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.