Podróże małe i duże

Spitsbergen dla początkujących – przewodnik (Norwegia)

Wody Isfjordu (Norwegia)Nazwa Spitsbergen zawsze kojarzyła mi się z czymś odległym, zimnym, niedostępnym, a zarazem kuszącym swą niedostępnością i egzotyką. Moją wyobraźnie rozbudzały programy popularnonaukowe, których dość sporo bywało w paśmie młodzieżowym w latach 80. i 90. (Dziś telewizja publiczna ma ponoć jakąś „misję” krzewienia kultury, więc wartościowych programów młodzieżowych nie musi emitować, a już na pewno produkować...) Od osób takich jak Ryszard Czajkowski czy Marek Kamiński – prowadzących lub występujących gościnnie we wspomnianych programach, dowiedziałem się, że gdzieś na dalekiej północy istnieją skaliste wyspy w większości pokryte śniegiem i lodem, omywane przez równie lodowate wody Oceanu Arktycznego, na których zimą nie uświadczy się światła słonecznego, a latem jest go aż nazbyt wiele. Poniżej chciałbym napisać troszkę o jednej z tych wysp, a mianowicie o Spitsbergenie. Nie zamierzam jednak pisać tu chronologicznego dziennika wyprawy, ale raczej mini przewodnik z elementami fotoreportażu zawierający informacje przydatne dla osób, które nie są profesjonalnymi polarnikami, ale mimo to chciałyby doświadczyć odrobinę Arktyki, nawet tej lekko skomercjalizowanej.

Spitsbergen z lotu ptaka (Norwegia)Spitsbergen (Szpicbergen, Spitsbergen Zachodni) jest największą wyspą Svalbardu – archipelagu umiejscowionego na Morzu Arktycznym, mniej więcej w połowie drogi między przylądkiem Nord Kapp a biegunem północnym. Archipelag na mocy Traktatu Svalbardzkiego został oddany pod zarząd Norwegii. Nie jest on jednak integralną częścią tego kraju.

Moja przygoda z tą krainą zaczęła się dość prozaicznie. Mieszkając przez dłuższy czas w Norwegii, odkryłem, że z lotniska w Oslo latają regularne loty pasażerskie do Longyearbyen – stolicy Spitsbergenu. Po tym odkryciu moja wyobraźnia została na nowo rozbudzona i wiedziałem już, że wcześniej czy później moja noga stanie w tym tajemniczym miejscu. Dziś mam już za sobą dwa udane wypady w te odległe strony.

Tam – czyli jak dotrzeć

Uwaga na niedźwiedzie (Norwegia)Z lotniska Oslo-Gardemoen do Longyearbyen na Svalbardzie latają samoloty dwóch głównych skandynawskich linii lotniczych oraz kilku mniejszych. Ceny są bardzo zróżnicowane od około 500 nok (koron norweskich, w jedną stronę) poza sezonem turystycznym aż do kilku tysięcy w sezonie wakacyjnym lub świątecznym. Lot z Oslo trwa około trzech godzin. Alternatywą dla lotów z Garedemoen mogą być loty z Tromsø – miasta w północnej Norwegii, słynącego wśród turystów głównie ze zorzy polarnej. Lotnisko na Spitsbergenie oddalone jest od samego miasteczka o około 5 km. Do centrum można dojechać autobusem lub taksówką, jednak latem wiele osób decyduje się na pokonanie tego dystansu na piechotę, nie zważając na białego misia namalowanego na znaku ostrzegawczym ustawionym na wprost terminalu... My wybraliśmy ten właśnie sposób przemieszczania. Idąc drogą do „stolicy” po lewej stronie mamy szeroki widok na zielonkawe wody Adventfjordu, po prawej zaś przez większą część drogi widoczny jest równy rząd drewnianych konstrukcji pozostałych po nieczynnej już linowej kolejce towarowej, którą w XX w. urobek kopalniany transportowany był do portu. W bliskim otoczeniu miasteczka pozostało mnóstwo takich konstrukcji.

Droga z lotniska (Norwegia)

Longyearbyen – stolica jakich mało

Miasteczko Longyearbyen zostało założone w roku 1906 r. jako osada górnicza wybudowana niedaleko istniejącej tam od 1899 r. kopalni węgla kamiennego. Dziś wydobycie węgla jest tu niewielkie, jednak wciąż utrzymywane ze względu na lokalną elektrownię (w drodze z lotniska po prawej stronie łatwo można dostrzec lekko dymiący komin). Jest to jedyna elektrownia węglowa na terenach zarządzanych przez Norwegię (większość prądu Norwegowie pozyskują z hydroelektrowni).

Longyearbyen od strony fjordu (Norwegia)Stolica wyspy zajmuje dużą część doliny Longyeardalen. Północna część miasteczka leży na brzegu Adventfjordu u ujścia rzeki Adventelvy. Na południu nad osadą górują dwa niewielke lodowce: po lewej Larsbreen a po prawej Longyearbreen. Pomiędzy nimi sterczy skaliste wzgórze, które ze względu na swój kształt (patrząc z góry) nazwane zostało Sarkofagen (nor. sarkofag). Niewielka odległość od miasta sprawiła, że zarówno lodowce, jak i Sarkofagen są częstym punktem jednodniowych wypadów dla turystów indywidualnych, ale i zorganizowanych wycieczek. Samo podejście do wspomnianych miejsc nie jest trudne – należy mieć oczywiście jakieś obycie z górami oraz odpowiedni ubiór, a szczególnie mocne buty, ale nawet średnio doświadczony turysta powinien dać sobie radę z podejściem na Sarkofagen. Z góry roztacza się niesamowity widok na dolinę Longyeardalen wraz z miasteczkiem, na fjord, oraz lodowce. Lodowce same w sobie są mało okazałe, jednak również w nich mogą pojawiać się niebezpieczne szczeliny, a powierzchnia lodu może być śliska, zwłaszcza w deszczowe dni.

Sarkofagen. Na lewo od stożka widoczny lodowiec Larsbreen, na prawo lodowiec Longyearbreen (Norwegia)Widok na ujście rzeki Adventelvy do Adventfjordu (Norwegia)

Przejście przez rzekę (Norwegia)Przeszkodę na drodze do tych atrakcji stanowi rzeka lodowcowa, wypływająca z jęzora lodowca Larsbreen. Pomimo niewielkich rozmiarów, rzeka jest bardzo rwąca i bez przerwy zmienia swoje meandry. A wspominam o tym, gdyż należy ją przekroczyć, zresztą jak większość rzek na Svalbardzie, bez żadnego mostu czy kładki. Techniki są różne. Najczęściej jest to skakanie z kamienia na kamień (często na kamień bardzo niestabilny lub znajdujący się tuż pod powierzchnią wody). Wybierając jednak ten sposób, trzeba się liczyć z częstym zawracaniem, gdyż nierzadko okazuje się, że kamień, na który zamierzaliśmy skoczyć, okazał się być dużo dalej, niż wydawało się to z brzegu lub właśnie został zabrany przez wodę... Takie przekraczanie rzeki dość często wiąże się z przymusową kąpielą w mętnej lodowatej wodzie. Dlatego warto mieć ze sobą jakieś rezerwowe ubrania zawinięte szczelnie w plastikowy worek. Wybierając się na zorganizowany trekking, zazwyczaj można liczyć na gumowe lub neoprenowe wodery, zapewniane przez operatora. Sam natomiast widziałem osoby przekraczające rwący nurt w samych slipkach, niosące nad głową swój zawinięty w plastik plecak...

Odnowione stare górnicze baraki (Norwegia)Stara stacja przeładunkowa transportowej kolejki linowej (Norwegia)

Ale wracając do samego miasteczka – obecnie stolica wyspy uległa przeobrażeniu z miejscowości górniczej na turystyczną. Mimo tego nie zatraciła całkowicie swego górniczo-pionierskiego klimatu. Wiele budynków będących niegdyś górniczymi barakami, dziś pełni funkcję hosteli czy pensjonatów. A wszędzie wokół miasta widać pozostałości po wspominanych już przeze mnie kolejkach transportowych. Najbardziej okazałą ich część stanowi „pająkowata” stacja przeładunkowa, znajdująca się w zachodniej części osady, tuż obok kościoła. Z Samego miasteczka widać też wejścia do kilku nieczynnych już kopalń.

Kolorowe  domy (Norwegia)Kolorowe domki (Norwegia)

Pomimo dużej odległości od kontynentu w Longyearbyen nie odczuwa się zbytnio tej izolacji. Ze swymi kolorowymi domkami, restauracjami, pubami, muzeami, szkołą, przedszkolem, uniwersytetem, kościołem, sklepami sportowymi, sklepem spożywczym (oferującym również spory wybór trunków wszelkich), hotelami, wypożyczalniami sprzętu sportowego (rowery, skutery śnieżne, broń...) czy biurami podróży stolica Spitsbergenu wygląda jak jakieś turystyczne miasteczko wyrwane z zachodniej, kontynentalnej Norwegii. Ale już kilkaset metrów od centrum można doświadczyć uczucia samotności takiej, jakby się było ostatnim człowiekiem na Ziemi...

Longyearbyen w dzień pochmurny (Norwegia)Miś na służbie w jednym z lokalnych biur podróży (Norwegia)Najbardziej północny bankomat (Norwegia)Na straży (Norwegia)

Zakwaterowanie

Spitsbergen hotel (Norwegia)Akomodacja możliwa jest również w Barentsburgu (Norwegia)

Ostatnimi czasy Spitsbergen coraz bardziej nastawia się na turystykę. W samym Longyearbyen do wyboru mamy kemping, kilka pensjonatów, a nawet czterogwiazdkowe hotele. „Normalna” cena za osobę to około 1000 nok za dobę w hotelu. W pensjonatach można znaleźć zakwaterowanie tańsze o około połowę ceny. Standard w hotelach jest europejski, natomiast wystrój wielu kwater nawiązuje do górniczej lub traperskiej przeszłości wyspy (zdjęcia zwierząt czy kopalni, skóry na ścianach itp.). Oprócz Longyearbyen zakwaterowania można szukać również w innych osadach. W Barendsburgu – osadzie rosyjskiej – działa hotel, a wkrótce ma powstać również hostel. Podobno standard w hotelu jest dobry, a ceny przystępne, jednak nie udało mi się ustalić, jakie są to koszta. Ciekawym miejscem jest również poradzieckie miasto-widmo Pyramiden, o którym wspomnę w dalszej części. Nadmienię tylko, że również w tym miejscu Rosjanie szykują na najbliższe lata jakieś miejsca noclegowe.

Podmokły, wiosenny kamping (Norwegia)Budynek socjalny kampingu (Norwegia)

My postanowiliśmy zatrzymać się na kempingu. Kemping Longyearbyen znajduje się blisko lotniska. Po wyjściu z terminalu od razu na wprost można dostrzec czerwony dach budynku socjalnego. Na kemping da się dotrzeć długą, okrężną drogą szutrową lub na skróty przez tundrę. Cena za osobę w 2014 wynosiła 120 nok (w 2013 było to 100 nok). Kemping usytuowany jest nad brzegiem fiordu tuż obok Ptasiej Laguny – miejsca lęgowego wielu gatunków arktycznych ptaków. Takie sąsiedztwo przysparzać może nieco problemów – wiele ptaków w obronie swych gniazd atakuje przebywających w pobliżu intruzów, nie rozróżniając czy jest to lis, renifer, czy człowiek. Jedyny respekt odczuwają chyba tylko w stosunku do przejeżdżających nieopodal samochodów. W budynku socjalnym znajdują się toalety, prysznice oraz kuchnia, w której skorzystać można z dwóch kuchenek elektrycznych, naczyń oraz sztućców. Na miejscu jest również możliwość wypożyczenia (za dodatkową opłatą) namiotu, śpiwora, maty termicznej, a nawet roweru.

Ptasia Laguna, bez ptaków (Norwegia)Widok kampingu od strony lotniska. Ptasia Laguna (Norwegia)

Rozbijając namiot, uwagę zwrócić należy na dwie rzeczy – zagłębienia terenu, w których zwłaszcza wiosną, gdy ziemia jest jeszcze zmarznięta, gromadzić się będzie woda z deszczów i roztopów, oraz na kierunek, z którego wieje wiatr. Wiele osób zostawia rozbity namiot, wyruszając na dłuższe, czasami kilkudniowe eskapady. Jedna z obozowiczek wracając po kilku dniach zastała swoje pozostawione w dołku lokum, totalnie zalane wodą.

Około  2 w nocy... Kamping. W tle lotnisko. (Norwegia)Osznurowane lokum (Norwegia)

My natomiast rozbiliśmy nasz namiot-tunel na osi północ – południe. Okazało się, że w tym miejscu wiatr wieje zazwyczaj z zachodu. Na Spitsbergenie nie ma żadnych drzew czy krzaków, a teren kempingu jest płaski, dlatego wiatr hulał w naszym lokum jak szalony. Zmuszony byłem obwiązać namiot dodatkową linką przyciskającą tropik. Po tym zabiegu rozdęta przez silne podmuchy „pałatka” zaczęła przypominać baleron. Wyglądało to wyjątkowo głupio, zwłaszcza na tle sąsiednich namiotów należących do profesjonalnej polskiej ekspedycji. Ich schronienia nawet nie drgnęły, gdy przy tym samym wietrze nasz namiot chętnie by odfrunął... Obozować można również na dziko, ale nie w najbliższym sąsiedztwie Longyearbyen. Pamiętać należy, aby nie niszczyć przy tym tundry, nie śmiecić i zawsze! zostawiać kogoś z bronią na warcie.

Broń

Na spacerku (Norwegia)Konno w terenie - tylko z bronią (Norwegia)

Na Spitsbergenie liczba niedźwiedzi polarnych jest większa niż liczba mieszkańców. Dlatego w obawie przed nimi poza obszarem zamieszkanym zalecane jest noszenie broni palnej. Lecąc na Svalbard po raz pierwszy, miałem co do tych zaleceń mieszane uczucia – ot pewnie jak to często bywa, miejscowi nic sobie z tego nie robią, a tylko straszą turystów i czerpią z tego profity. Już pierwszego dnia przekonałem się o swojej pomyłce, gdy zobaczyłem spacerującą matkę z dzieckiem w wózeczku i strzelbą na ramieniu. A było to w bezpośrednim sąsiedztwie siedzib ludzkich... Broń – głównie długa broń myśliwska, jest wszechobecna. Strzelby noszą miejscowi i turyści, strzelby mają u siodeł jeźdźcy, maszerzy przy saniach (latem wózkach kołowych), a rowerzyści na plecach. Z bronią można wejść do sklepu. Trzeba ją jednak zostawić w specjalnej szafce obok kas po wcześniejszym poproszeniu o klucz w punkcie obsługi klienta. Miejscami, do których nie można wejść z bronią, są bank i poczta – informują o tym oznaczenia na drzwiach.

Psi zaprzęg z uzbrojonym maszerem (Norwegia)Szafka na broń w markecie (Norwegia)Zakaz wnoszenia broni (Norwegia)

Osoby posiadające pozwolenie na broń, mogą ją bezproblemowo wypożyczyć w jednym z punktów w Longyearbyen. Stosunkowo łatwo jest również otrzymać tymczasowe pozwolenie, honorowane tylko na Svalbardzie. Ubiegać się o nie należy jeszcze przed wylotem. Organem, z którym należy się kontaktować, jest biuro gubernatora Svalbardu (nor. sysselmannen). Specjalny formularz (w j. angielskim) można łatwo znaleźć w sieci, a należy go podeprzeć aktualnym świadectwem niekaralności oraz podstawowymi umiejętnościami strzeleckimi (co weryfikuje osoba wynajmująca broń, która również udziela przyspieszonego kursu obsługi). Pozwolenie dostaje się na okres do 4 tygodni, ale można ubiegać się o jego przedłużenie. Bronią, jaką wypożycza się na miejscu, jest Mauser 30-06. Cena wypożyczenia to około 200 nok za dzień (1000 nok za tydzień). Do tego pobierana jest kaucja za amunicję – każdy niezwrócony nabój to cena 20–25 nok.

Wynajęta broń. Mauser 30-06 (Norwegia)Przezorności nigdy zbyt wiele (Norwegia)Symbole niechlubnej przeszłości na wypożyczonej broni (Norwegia)

Sztucer, który udało mi się wynająć, pochodził z lat 40. Stare poniemieckie numery zostały przekreślone przez nowych użytkowników, a na ich miejsce wybito nowe. Nikt jednak nie zadał sobie trudu, aby usunąć ze strzelby faszystowską gapę ze swastyką (wielkości około centymetra) znajdującą się obok wspomnianych numerów... Spodziewałem się, że kiedyś w życiu będzie mi dane dzierżyć w dłoni oryginalną, niemiecką broń z czasów II wojny światowej (jako rekwizyt czy eksponat), ale nigdy nie myślałem, że będzie mogło od niej zależeć moje życie... Wypożyczony Mauser był ciężki i nieporęczny. Pasek miał za krótki, przez co można go było nosić tylko na prawym ramieniu, które po całodziennym trekkingu zdawało się palić żywym ogniem. Z drugiej jednak strony ten kawał żelaza osłonięty solidnym kawałkiem drewna, dawał niesamowity komfort psychiczny w sytuacjach, gdy zostawałem sam w miejscach, do których inni ludzie mogli nie zaglądać tygodniami. Oddając broń, zapytałem pracownika punktu wynajmu, czemu wypożyczają ludziom karabin, który ma jakieś 70 lat. Odpowiedział mi, że ten sztucer jest niezawodny, prosty w obsłudze i tani w eksploatacji. Gdy spytałem, dlaczego zatem nie wypożyczają nowszych wersji tej strzelby – równie skutecznych i niezawodnych, a do tego lżejszych – zażartował, że gdybym czasem wystrzelił wszystkie naboje, a niedźwiedź wciąż by żył, to zawsze mógłbym użyć strzelby jako maczugi... Zapowiedziałem, że następnym razem będę chciał wypożyczyć również bagnet – ot tak, na wszelki wypadek – moja zgryźliwość została jednak bez komentarza.

Osoby, którym nie udało się otrzymać pozwolenia na broń, lub nie zamierzają oddalać się zbytnio od miasta, mogą zamiast strzelby wypożyczyć pistolet sygnałowy za jakieś 75 nok za dzień (300 za tydzień). Jednak podczas spaceru główną ulicą, toporna kabura sygnałowca wisząca u pasa nie wywiera takiego wrażenia na nowo przybyłych turystach jak metrowa strzelba przerzucona przez ramie...

Buddyjski mnich z Tajlandii w odwiedzinach u svalbardzkich znajomych (Norwegia)

Ludzie

Archipelag Svalbardzki pozbawiony jest rdzennych mieszkańców. Pierwszeństwo odkrycia wyspy (przed Barentsem) przypisują sobie zarówno Norwegowie, jak i Rosjanie. Obecnie na Spitsbergenie najwięcej ludzi deklaruje pochodzenie norweskie lub tajskie... Jest to skutkiem norweskiej turystyki matrymonialnej, której celem w bardzo wielu przypadkach jest Tajlandia. Tajskie żony stopniowo ściągają do Europy coraz większe rzesze swych ziomków i tak to się kręci. Sporo jest również Rosjan (Barentsburg, Pyramiden), jednak w dużej mierze są to górnicy przebywający na wyspie na dwuletnich kontraktach.

Rosyjscy górnicy w Barentsburgu (Norwegia)Eltanin. Polski jacht w porcie Longyearbyen (Norwegia)

Na Spitsbergenie dość mocno odznacza się polska obecność. Sporo Polaków pracuje w polskich ośrodkach badawczych, a zwłaszcza na stacji polarnej w Hornsund. Polaków można spotkać wśród budowlańców pracujących przy budowie lub renowacji coraz większej liczby budynków. Polacy organizują również wyprawy turystyczne i badawcze, a także rejsy wokół Spitsbergenu. W lipcu 2014 r. ku mojemu zdziwieniu, na kempingu w Longearbyen przez tydzień największą grupę stanowili Polacy. I nie było tam w tym czasie żadnej licznej, zorganizowanej, polskiej grupy – w większości były to osoby indywidualne, pary czy rodziny.

Prócz Polaków sporą grupę turystów stanowią Holendrzy, Niemcy, Francuzi oraz Czesi. Wielu jest również przyjezdnych z innych krajów europejskich, a także z Ameryki i Dalekiego Wschodu.

Ludzi odwiedzających Spitsbergen ciężko zaliczyć do jakiejś konkretnej grupy. Osobiście spotkałem turystów ze Szwecji, którzy mieszkali w namiocie z niespełna dwuletnim dzieckiem (temperatura latem wynosiła jakieś 10° C). Polskie małżeństwo przyjechało na kemping z nastoletnim synem, aby pokazać mu, że tak też może wyglądać turystyka – wcześniej wypoczywali w pięciogwiazdkowym hotelu w Tajlandii. Dwóch Holendrów ze sprzętem fotograficznym wartym tyle, co dobrej klasy nowy samochód przyleciało, aby fotografować ptaki. Spotkałem ludzi, którzy przylecieli na Spitsbergen, a z obawy przed niedźwiedziami nie opuszczali miasteczka, ale i takich, którzy nie zawracali sobie głowy turystycznym ekwipunkiem ani wypożyczaniem broni a mimo to, zapuszczali się w rejony, w które nawet miejscowi bali się ruszyć bez strzelby. Byli również uczestnicy ekskluzywnych rejsów turystycznych, którzy wychodzili na ląd, aby pobieżnie obejrzeć najbliższe, przybrzeżne atrakcje, kupić pamiątki i powrócić do wygodnych kajut.

Łikendowi polarnicy (Norwegia)Adventfjord. Turystyka zorganizowana (Norwegia)

Na kempingu spotykałem również profesjonalne ekspedycje, które ze względu na bliskość lotniska zakładały tu swoje obozy – pierwszy po przylocie lub ostatni przed odlotem. W ten sposób podczas mojego pierwszego pobytu na wyspie nawiązałem znajomość z Ryszardem Czajkowskim – człowiekiem legendą w kręgach polarnych. To m.in. z Jego programów telewizyjnych (jak już wspominałem we wstępie) dowiedziałem się o istnieniu Arktyki i Svalbardu. Ryszard Czajowski po czterdziestu latach nieobecności postanowił wyruszyć w podróż sentymentalną na Spitsbergen, a Jego ekspedycja upatrzyła sobie miejsce tuż obok naszego namiotu, uznając je za najbardziej dogodne do rozbicia obozu... Pomimo upływu lat pan Czajkowski nie wiele się zmienił z wyglądu, a do tego zachował dawny wigor i umiejętność dzielenia się z odbiorcami swoją wiedzą. A opowieści było wiele, za co jestem Jemu bardzo wdzięczny. Nie każdemu chciałoby się opowiadać o swoich wyprawach i ekspedycjach nowo poznanym ludziom.

Reasumując – na Spitsbergenie można spotkać chyba wszystkie możliwe typy turystów. Ludzie, których dane mi było poznać osobiście, niezależnie od narodowości, majętności czy sposobu podróżowania, zawsze byli ludźmi pozytywnymi.

Zwierzęta

Biały miś w muzeum w Longyearbyen (Norwegia)Myśląc o Arktyce, niemal automatycznie myśli się o niedźwiedziu polarnym. Jak już wspominałem, na Svalbardzie ponoć więcej jest niedźwiedzi niż ludzi. Jednak mimo tego, aby spotkać niedźwiedzie trzeba mieć sporo szczęścia (lub wielki niefart...). W porze letniej, gdy Isfjord i Adventfjord wolne są od lodu, zobaczyć misia w tym rejonie jest bardzo trudno. Niedźwiedzie do swych polowań na foki potrzebują kry lodowej. Dlatego większość z nich przenosi się w rejony, w których lód rozpuszcza się znacznie później lub nie zanika wcale. Nie oznacza to, że prawdopodobieństwo spotkania króla północy latem równa się zeru. W internecie można znaleźć zdjęcia niedźwiedzia wędrującego Ptasią Laguną nieopodal kempingowych namiotów. Gdy wybierałem się na samotny trekking, spytałem doświadczonego przewodnika o możność spotkania z białym misiem – odpowiedział mi, że na 99% nie zobaczę żadnego, a jeśli już jakiegoś spotkam, to w 99% przypadków nie będzie on mną zainteresowany. Jednak inna równie doświadczona osoba oznajmiła mi, że nawet jeśli nie widziałem niedźwiedzia, to nie oznacza, że żaden nie widział mnie... Pomimo moich usilnych starań, do konfrontacji z białym miśkiem nie doszło nawet w miejscu, które wydawać by się mogło, było idealne do niedźwiedzich polowań – przy czole ogromnego lodowca Nordenkjolda, gdzie odpoczywało mnóstwo fok.

Renifer spitsbergeński. Większość sierści jeszcze zimowa (Norwegia)Renifery. Niezapowiedziani goście (Norwegia)Renifery w Longyearbyen (Norwegia)Renifery w dolinie Bjorndalen (Norwegia)

Innym „symbolem” Arktyki może być renifer. Renifer spitsbergeński różni się nieco od swych kontynentalnych pobratymców. Jest między innymi bardziej krępy i ma krótsze nogi, przez co uznaje się go za osobny podgatunek. Renifery spotyka się często i to w miejscach tak nieoczekiwanych, jak kemping czy centrum miasteczka. Czasami trafiają się pojedyncze okazy, jednak w większości wypadków są to większe grupy. Zimą sierść reniferów jest biała i gęsta, latem staje się bardziej brązowa. Spitsbergeńskie rogacze nie są zbyt płochliwe – pozwalają czasami na zbliżenie się na dystans kilku kroków. Gdy ta umowna granica zostanie przekroczona, najzwyczajniej oddalają się na odpowiednią odległość i powracają to przerwanej konsumpcji.

Renifer w letnim wydaniu (Norwegia)Lis polarny (Norwegia)

Ostatnim ssakiem lądowym występującym na Svalbardzie jest lis polarny. Zwierzęta te są powszechne, zwłaszcza w obrębie ptasich miejsc lęgowych. Są dość płochliwe, przez co trudno zrobić im dobre zdjęcie. Z drugiej jednak strony, zwabione zapachem jedzenia, nie obawiają się wedrzeć do namiotu i wykraść jakieś kąski lub po prostu roznieść śmieci. Dlatego zaleca się szczelne zamykanie w foliowe torby zarówno prowiantu, jak i odpadków (zapach jedzenia może zwabić również niedźwiedzie polarne).

Odpoczywająca foka (Norwegia)Foki na paku lodowym przy lodowcu Borebreen (Norwegia)

Oprócz ssaków lądowych spotkać można również ssaki wodne. Mnie udało się zobaczyć foki (niestety nie jestem w stanie rozpoznać gatunku) i białuchy. Foki w sezonie wiosenno letnim spotyka się w miejscach, w których wciąż występuje kra czy pak lodowy – zazwyczaj przy czołach wielkich lodowców. Natomiast białuchy można dostrzec niemal we wszystkich wodach wokół wyspy. Osobiście widziałem tylko dwie sztuki, jednak od znajomych, którzy zostali na wyspie dłużej niż ja, dowiedziałem się, że kilka dni po moim wylocie, do fiordu wpłynęło jednorazowo ponad trzydzieści sztuk tych inteligentnych ssaków.

Białucha w Isfjordzie (Norwegia)Białuchy (Norwegia)Bernikle białolice w dolinie Adventdalen (Norwegia)Samiec pardwy (Norwegia)

Svalbard jest miejscem lęgowym ogromnej liczby ptaków. Są to przedstawiciele m.in gatunków takich jak gęsi, kaczki, mewy, rybitwy, wydrzyki, alki i wiele innych. Większość z nich udało mi się zobaczyć. Wspomnieć chciałbym tu jednak tylko o tych, z którymi hmm... miałem jakieś zajścia. Pierwszym ptakiem, z którym miałem (nie)przyjemność się spotkać na wyspie, była rybitwa popielata. Ten niepozorny ptak w okresie lęgowym atakuje wszystkich intruzów, którzy znajdą się zbyt blisko jego gniazda (jak już wspominałem w części dotyczącej kempingu). Rybitwy swój atak poprzedzają charakterystycznym, ostrzegawczym „klekotem”. Jeśli odstraszanie nie poskutkuje, zaczynają krążyć wokół zagrożenia i atakować jego najwyższy punkt. Dlatego wybierając się w pobliże terenów lęgowych warto zabrać ze sobą jakąś tyczkę czy kijek, które trzymane nad głową, powinny skupić na sobie uwagę ptaków. Rybitwy popielate są hałaśliwe, agresywne, nieustępliwe a do tego chyba też złośliwe. Przekonać o tym mogły się osoby, które ignorowały te ptaki i ich ostrzeżenia – no bo co taki ptaszek może zrobić człowiekowi? Rybitwy nie dały jednak za wygraną i najzwyczajniej w świecie „nafajdały” na intruzów...

Śnieguła (Norwegia)Alczyki w ich naturalnym środowisku (Norwegia)Rybitwa popielata (Norwegia)Rybitwa popielata atakująca obiektyw aparatu (Norwegia)

Wydrzyk na gnieździe (Norwegia)Innymi ptakami, z których atakiem należy się liczyć, są wydrzyki. Przechodząc przez tundrę w pobliżu wybrzeża, nagle usłyszałem koło głowy jakiś świst czy szelest. Okazało się, że był to krążący wokół mnie wydrzyk ostrosterny, który chyba tylko chciał mnie przegonić ze swojego terenu. Wyglądało to jednak tak, jakby naprawdę szykował się do ataku. Wydrzyki są dużo większe od rybitw i nie informują o swoich zamiarach żadnym dźwiękiem – po prostu pojawiają się znikąd. Dlatego atak z ich strony mógłby skończyć się jakimiś obrażeniami. Na szczęście jak długo patrzyłem w stronę krążącego, tak długo on ograniczał się do przelatywania nieopodal mojej głowy. Osoby mające większe doświadczenie powiedziały mi, że ze względu na gabaryty swych dziobów również niektóre mewy w sezonie lęgowym mogą być bardzo niebezpieczne dla człowieka. Na szczęście te ptaki akurat mi darowały. Wszyscy na Svalbardzie wypatrują zagrożenia ze strony niedźwiedzi, a tu okazuje się, że atak może nastąpić ze zupełnie niespodziewanej strony.

Wydrzyk ostrosterny planujący atak na intruza (Norwegia)Wydrzyk ostrosterny szykujący się do ataku (Norwegia)

Atrakcje

1.52 w nocy. Dzień polarny.  Lodowce po północnej stronie Isfjordu (Norwegia)Spitsbergen oferuje wiele różnorakich atrakcji i każdy powinien znaleźć coś dla siebie. W zależności od pory roku atrakcjami samymi w sobie mogą być zarówno dzień polarny, jak i noc polarna. Cała doba bez nocy daje niesamowite możliwości zwiedzania – nie musimy opuszczać obozu przed świtem, aby wrócić przed zachodem. Z drugiej strony ludzie przylatujący na wyspę latem skarżą się na problemy ze snem. Miejscowi radzą sobie z tym problemem przez zasłanianie okien folią aluminiową. Turystom śpiącym w namiocie pozostaje tylko zakryć czymś oczy. Osobiście nie doświadczyłem nocy polarnej na Svalbardzie. Zagadnięci tubylcy twierdzą jednak, że łatwiej jest im prosperować w ciemne miesiące, niż przy ciągłym świetle – w zimie nie jest tak całkiem ciemno za sprawą śniegu odbijającego światło świecących przez całą dobę latarni. Niewątpliwą zimową atrakcją są też zorze polarne. Jednak znów mogę odnieść się tylko do rozmów z miejscowymi, którzy oznajmili mi, że zorze widoczne na Svalbardzie nie są tak efektowne, jak te obserwowane w norweskim Trømso czy Laponii, ponieważ archipelag znajduje się za bardzo na północ od pasa, w którym zazwyczaj powstają zorze (umiejscowionego pomiędzy północną Skandynawią a Spitsbergenem).

Opuszczona kopalnia Nye Gruve II (Norwegia)Pozostałości kopalniane. Częsty widok na wyspie (Norwegia)Kopalnia nieopodal doliny Todalen (Norwegia)Widok z kopalni Nye Gruve II (Norwegia)

Innymi atrakcjami umiejscowionymi niedaleko Longyearbyen, są opuszczone kopalnie. Niektóre wyglądają jak sceneria z filmu o gorączce złota. Inne zaś są mniej romantyczne i nasuwają na myśl infrastrukturę industrialną z połowy XX wieku. Ze względu na brak konserwacji i wiążące się z tym niebezpieczeństwo zawalenia nie zaleca się wchodzenia do kopalń. Wszystkie tego typu eskapady podejmuje się na własne ryzyko. Jeśli ktoś ma klaustrofobię lub po prostu zdrowy rozsądek i nie zamierza zagłębiać się w otchłań tuneli, powinien zajrzeć przynajmniej do wnętrza budynków kopalnianych, których większość znajduje się na powierzchni. Szczególnie godne polecenia są drewniane kopalnie pochodzące z początku XX wieku, w których znaleźć można wiele pozostawionych mechanizmów, narzędzi i innych artefaktów z tamtych dni.

Wewnątrz kopalnianych budynków (Norwegia)Wewnątrz kopalni (Norwegia)Kopuły SvalSat powyżej lotniska (Norwegia)Jedna z anten SvalSat (Norwegia)

Godnym polecenia miejscem jest umieszczona nieopodal lotniska naziemna stacja satelitarna SvalSat. Charakterystycznymi obiektami tego miejsca są kopuły skrywające wewnątrz czasze anten satelitarnych. W kompleksie tym sczytywane są dane z satelitów orbitujących w rejonach polarnych. Podobno przy pięknej pogodzie z miejsca tego roztacza się niesamowity widok na lodowce znajdujące się po północnej stronie Isfjordu (ja dwukrotnie trafiłem na mgłę). Na płaskowyż, na którym znajduje się stacja, można bezproblemowo wejść na piechotę (choć droga jest długa i monotonna), natomiast wjeżdżać tam mogą tylko samochody posiadające przepustkę – drogę przegradza szlaban, a obok niego jest tablica informacyjna z kamerą.

SvalSat (Norwegia)Svalbard Global Seed Vault (Norwegia)

Wybierając się do stacji satelitarnej od strony lotniska, po drodze należy zobaczyć jeszcze jeden interesujący obiekt – Svalbard Global Seed Vault. W tym tunelu-bunkrze, wydrążonym wewnątrz góry, przechowywane są nasiona wszystkich roślin jadalnych z całego świata (ot tak na wszelki wypadek, gdyby coś poszło nie tak np. z GMO, czy inną bronią masowego rażenia i ziemię trzeba by ponownie obsiać...). Niemożliwe jest obejrzenie obiektu od wewnątrz.

Barentsburg od strony fjordu (Norwegia)Odnowiona szkoła w Barentsburgu (Norwegia)Prawosławna kaplica w Barentsburgu (Norwegia)Arktyczny Lenin (Norwegia)

Ciekawymi miejscami są również rosyjskie osady górnicze na Spitsbergenie – Barentsburg i Pyramiden. Latem organizowane są do nich rejsy, a zimą rajdy na skuterach śnieżnych. Barentsburg jest ostatnim w pełni działającym, rosyjskim miasteczkiem na wyspie. Mieszkający i pracujący tam górnicy (około 500 osób, głównie Rosjanie i Ukraińcy, ale i obywatele innych postsowieckich republik) w większości zatrudnieni są na dwuletnich kontraktach, po których przysługuje im darmowy bilet powrotny do Rosji. W osadzie znajduje się szkoła (niedawno odnowiona), prawosławna kaplica, hala sportowa z basenem, sklep, muzeum Pomorców, hotel, bar i mini browar, w którym gubernator zezwolił na warzenie piwa o zawartości alkoholu do 2% (jednego z gorszych, jakie dane było mi kiedykolwiek pić). Infrastruktura miasteczka jest typowo socjalistyczna – stare, zaniedbane, drewniane domy i baraki, betonowe bloki, zaniedbane skwery oraz umiejscowiona w centrum miasteczka głowa Lenina z napisem „nasz cel – komunizm”. Obecnie Barentsburg jest stopniowo odnawiany.

Pyramiden (Norwegia)Opuszczone bloki Pyramiden (Norwegia)

Drugie rosyjskie miasto Pyramiden, swoją nazwę zawdzięcza górze o charakterystycznym, piramidalnym kształcie, u podnóża której zostało wzniesione. Ta osada miała być wizytówką rosyjskiej Arktyki. Wszystkie wybudowane tam obiekty wzniesione zostały z większym rozmachem niż te w Barentsburgu. Z nie do końca jasnych powodów w 1998 miasto zostało gwałtownie ewakuowane i opuszczone. Jako oficjalną przyczynę ewakuacji podaje się względy ekonomiczne związane z upadkiem Związku Radzieckiego. Opuszczone, w pełni wyposażone mieszkania, hala sportowa, szklarnie i inne obiekty, tego zaplanowanego niegdyś na 1000 osób miasta, stanowią dziś atrakcję turystyczną. Nam nie udało się przejść ulicami „miasta widmo”, gdyż gruba warstwa lodu wciąż utrzymująca się w czerwcu, nie pozwoliła na przybicie do brzegu.

Lód uniemożliwiający przybicie do brzegów Pyramiden (Norwegia)Dolina Adventdalen (Norwegia)Widok na  dolinę Adventdalen (Norwegia)Jacht Noorderlicht w okolicach Barentsburga (Norwegia)

Wszystkie wymienione powyżej miejsca i zjawiska z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto chciałby wybrać się w te rejony. Moim jednak zdaniem największą atrakcją Spitsbergenu jest wyspa sama w sobie, ze swoją wciąż nieokiełznaną naturą, soczystą zielenią tundry, surowymi skałami, megalitycznymi lodowcami i stromymi klifami. A wszystko to w bezpośrednim sąsiedztwie lodowatych, arktycznych wód.

Czoło lodowca Borebreen (Norwegia)Arktyka (Norwegia)Fuglefjella (Norwegia)Billefjorden (Norwegia)

W moim przydługawym tekście nie umieściłem nawet połowy rzeczy, o których chciałem wspomnieć, zasiadając do pisania. Może jeszcze kiedyś wrócę do tematu Spitsbergenu? Mam ochotę odbyć jeszcze nie jedną wyprawę w tamte rejony. Może podczas kolejnej z nich zobaczę inne oblicza wyspy, dowiem się więcej na jej temat i wtedy postanowię coś dopisać?

Wiosenny Billefjorden (Norwegia)Lodowiec Foxfonna (Norwegia)Lodowiec Nordenskjolda (Norwegia)

Czoło lodowca Nordenskjolda (Norwegia)Póki co mam nadzieję, że czytelnicy, którzy wytrwali do końca mojego mini przewodnika, nie czują się zawiedzeni i że może gdzieś w ich umysłach zaświtała myśl – „A może by tak na Spitsbergen?”

Łukasz Solawa
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.