Felietony

Spacerkiem po zoo w Chorzowie

SzejkiJest piękna, słoneczna pogoda, a mnie dopadła - nie wiem jak to nazwać - chandra? Depresja? A może tylko zły humor. Nieważne jak to nazwać, ważne że było to na tyle silne, że mając jeden dzień wolny wybrałam się do Chorzowskiego zoo. Z tym miejscem mam związaną taką swoją, niepisaną tradycję. Przez jakiś czas, zawsze z nastaniem wiosny wybierałam się na pierwszy wiosenny spacer do ogrodu zoologicznego by podpatrywać budzącą się do życia przyrodę.

Tym razem wybrałam się tam dopiero po dwóch latach. I tak jak minęły dwa lata, tak ja miałam dwa powody aby za szybko nie odwiedzać tego miejsca. Pierwszy to rozczarowanie, jakie mnie dopadło podczas ostatniej wizyty, kiedy to park zrobił na mnie bardzo przygnębiające wrażenie czegoś zaniedbanego i opuszczonego. Drugi wam zdradzę za chwilę. Teraz już wszystko wygląda inaczej. Coś drgnęło, większość parku i samego ogrodu zoologicznego jest wyremontowana, gdzieniegdzie jeszcze trwa remont. W tym roku zoo zyskało na odnowionej bramie, wzbogaciło się o kilka nowych pawilonów i nowe woliery dla ptaków. Przybyło też parę nowych okazów zwierząt, których nie było tam wcześniej. Do takich zwierząt na pewno należą surykatki. Niedawno Chorzowskie zoo nabyło też dwie nowe żyrafy. Miałam przyjemność je zobaczyć, jednak ciągle jeszcze przebywają w pawilonie i są pod ciągłą obserwacją. Nasze rozleniwione misie stale w tej samej pozie proszą o coś smacznego do jedzenia. Tak zwane małe zoo powiększyło się o kilka zwierząt, których na pewno nie było tam te dwa lata temu. Ponadto ktoś też pomyślał o tym, że do małego zoo przychodzą przede wszystkim milusińscy, więc pojawił się mini plac zabaw. Jak się wczoraj dowiedziałam z naszych lokalnych „Aktualności” została otwarta ścieżka edukacyjna, która w trakcie mojego spaceru była jeszcze przygotowywana. Odwiedziłam też Kotlinę Dinozaurów, która po liftingu wygląda całkiem, całkiem. Co prawda mnie bardziej podobała się starsza wersja w oryginalnych kolorach. Teraz rzeźby dinozaurów zostały podmalowane, może to bardziej przyciągnie dzieci, chociaż jak pamiętam to słoń, hipopotam, niedźwiedzie oraz właśnie Kotlina Dinozaurów były najczęściej odwiedzanymi miejscami.

Z łezką w oku stanęłam przy wybiegu dla kucyków szetlandzkich, to właśnie jest drugi powód, dla którego nie odwiedzałam zoo. Mam prośbę do wszystkich ludzi, którzy twierdzą, że kochają zwierzęta, po czym pieski, kotki czy właśnie kucyki traktują jak zabawki. Gdyby ludzie zastanowili się nad tym, że nawet taki mały kucyk to jest zwierzę, które jest dość drogie w utrzymaniu. Jak podają dane z ogrodu zoologicznego jest to około tysiąc złotych na miesiąc, nie robili by dzieciom czy sobie nieprzemyślanych prezentów. Patrzę na niego, chodzi sobie między innymi kucykami mój podopieczny. Ileż to razy wychodziłam z nim na łąkę u jego prywatnego właściciela puszczając go na lonży i krzycząc:

- Stęęęępem...

- Kłuseeeeem...

A on robił dokładnie to co ja chciałam. Pamiętam też początek, jak przywieziono konia, do którego nikt nie potrafił podejść, telefon do mnie i prośbę czy nie zechciałabym im pomóc.

Przyjechałam, zobaczyłam wystraszone, zagubione zwierzę, które potrzebowało trochę czasu aby się zaaklimatyzować w nowych warunkach. Nie wiem jak on sobie teraz z tym radzi, ale pamiętam te momenty kiedy coś nowego, nieprzewidzianego pojawiało się na jego drodze. Należał do tych zwierząt, że musiał do tego czegoś podejść, zobaczyć to, obwąchać i dopiero później mógł pójść dalej. I jeszcze jedno, czego na początku nie mogłam zrozumieć, bo do tej pory żaden koń czy kucyk tak mi się nie zachowywał. Zrozumiałam to dopiero po jakimś czasie. Przy podnoszeniu jednej tylnej nogi kucyk dosłownie kładł się na mnie i nie pozwalał tej nogi podnieść. Po konsultacji z moim kolegą powzięliśmy podejrzenia, że to małe stworzenie było przez kogoś ćwiczone do tak zwanego rodeo i to ten ktoś ćwiczył to w taki sposób, że zostawiło to ślad na psychice konika. Trochę to trwało zanim wzajemnie sobie zaufaliśmy. Teraz też mierzyliśmy się wzrokiem nie wiedząc czy mamy się traktować jak przyjaciele czy jak wrogowie. Historia tego kucyka jest trochę inna niż tych wszystkich bitych, głodzonych czy wykorzystywanych w inny sposób. A jednak ta historia również należy do dziedziny rzeczy nie przemyślanych. U swojego gospodarza miał dobre miejsce, nie brakowało mu jedzenia oraz możliwości wybiegania się. A ja darowałam mu uczucie i swój czas na leciutki trening.

Niestety właściciel w pół roku od kupienia sobie „zabawki” wyjeżdżał za granicę i jak zwykle w takich sytuacjach pojawił się problem, co zrobić z koniem? Kocham tego konia, ale teraz ani nie stać mnie na zostanie jego wirtualnym opiekunem a tym bardziej na jego wykupienie. Nie miałabym też dla niego odpowiedniego miejsca, gdzie byłoby mu naprawdę dobrze. Uważam, że zoo nie jest dla niego odpowiednim miejscem. Nie jest mu tam źle, a jednak wolałabym aby był w jakimś innym miejscu, blisko mnie. Ponadto oboje mieliśmy kiedyś niezbyt przyjemną przygodę, kiedy próbował nas zaatakować pies sąsiada i mój dzielny kucyk, niewiele większy niż ten owczarek, uznał mnie za członka swojego stada i dzielnie mnie bronił przed wrogiem.

Nie martwcie się, skończyło się to wszystko bardzo dobrze, a nawet komicznie. Pies, po dość groźnie wyglądającym ataku... przyniósł mi pod nogi patyczek i zachęcał do wspólnej zabawy. Trochę źle odczytaliśmy intencje, no ale pędzący wprost na nas owczarek niemiecki nie wyglądał zbyt przyjacielsko.

Ciągle mam nadzieję i obiecuję sobie, że przyjdzie taki moment, że znajdę temu koniowi odpowiedniejsze miejsce i że zapewnię mu dożywocie, naprawdę gdzieś blisko mnie.

A do wszystkich ludzi mam prośbę abyście byli trochę bardziej przewidujący, zwłaszcza przy zakupie królików, psów, kotków, koni. Jeżeli nie potraficie przewidzieć pewnych rzeczy zrezygnujcie z posiadania zwierząt, bo więcej krzywdy robicie tym stworzeniom nie dbając o nie, zapominając o ich karmieniu, o wyprowadzaniu na spacer a wreszcie rozstając się z nimi, nawet jeżeli oddajecie je w tak zwane dobre ręce. Po pierwsze nie macie gwarancji czy tak jest faktycznie a po drugie dla zwierząt to też jest wielki stres. To nie są pluszowe zabawki, one też czują, a przede wszystkim kochają was bezkompromisowo i wierzą wam, zaczynają wam ufać a nawet są sytuacje, kiedy próbują bronić swego stada.

Ewelina Soska
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.