Powieści i opowiadania

Śmierć artystki w kabaretkach

Z głową w dół dynda na gałęzi nieobliczalnie. Artystka w kabaretach, co na dużym palcu mają dziurę. Wisi i czeka, aż myśli się skurczą. Dynda za kostkę powieszona, na linie z jedwabiu. Zakręca ramionami diabelskie kręgi, nie śpi od miesiąca. Czeka. Wytrenowała się w oczekiwaniu, co domeną jest chyba raczej głupców w dzisiejszym świecie. Lecz ona zna stany, o których inni mogą przeczytać w kolorowej prasie. Jak chce, to się bawi, w kochankę ze snów, jak płacze, to tylko w ciemności i do poduszki. Jak je, to wszystko jednego koloru. Jak pije, to do ostatniej kropli. Chęć życia zatrzymała w spadku po dziadku, co na wojence szabelką zatoczył kręgi i ścinał piosenki. Jest dumna jak sowa i śmiesznie pokpiwa sobie z prochów swych przodków.

Czy Ona jest lewa? Skłamana? Wyśniona czy tępa? I czy poprosić ją o więcej, niż tylko „spij mnie”? „Mówisz i masz” dla niej się nie ziści, bo zakręcił jej w głowie taki robal świder-czarowniczek. Jak się zbliżysz to spikselizuje swe ciało, złoży w mały kawałek i schowa w szkatule, zakopie w ziemi na sto lat. Taka oto dusza artystki, jak mawiała moja mam, „ze spalonego teatru”. Kręci się jej ciało, wygięte w strunę, podzieliła je na kawałki. Jak bombonierka, co składa się z części, wszystkie w papierkach, lecz dwa na samym środku są bez. Te zjada się zawsze pierwsze. Jej życie to taniec trochę chocholi, jest w gruncie rzeczy logiczny, lecz nienazywalny. Prosto jest jej kłamać, zawsze od końca sylaby przestawiać.

Nie jest jej do śmiechu tym razem, gdy widzi unoszącą się nad nią dłoń kata. Karta losu została rzucona na stół. Spisałaś swe słowa maleńka idiotko, lecz po co? Kocham Pana, panie artysto polskiej sceny rockowej. Tekściarz z pana zaiste wygrubaszony słownikowo. Syk z języka mnie przenika do kości. Kurka, jak mnie tego brakuje, takiej hiszpańskiej jechanej aranżacji uczuć. Lekko bym pana najpierw smerała, po nogach i udach, do krocza się zjawiła. Naśliniła panu te krocze jak artysta artyście i wtedy zaiste byłoby to przymierze. A kiedy po ostro skrojonej sytuacji dymania Pan by tak łaskawie raczył poczekać na mnie, to już bym była do końca pańską jebanką wpisaną do dowodu. Ale ten pies mnie nie słucha, ma uszy z gumy i zawiesza je po sobie. Dobranoc fatalistko, mówi mi i idzie do swego łóżka, zimnego na względy żonki.

To spadła w końcu z drzewa, kurewka artystka, boska lafirynda. Czasu zabranego we wspomnieniach nie przywróci jej nikt. Więc spalić się musi w ogniu miłości na zawsze. Dokona tego szalonego czynu wbrew temu, co każe nauka. Bo świadoma swej podłej egzystencji nie jest godna szacunku, a litości nie cierpi. Chce bólu kojącego rany. Chce cierpieć bez prawa łaski, za tych, co kochali zbyt mocno na oślep. Dlatego sama swój wyrok podpisze, diabła zaprosi do stołu, usiądzie z nim, da kieliszek wódki, rozbierze się do naga, zaciągnie się po raz ostatni, machem, co krowę powali, rozłoży nogi i cipę przekroi na pół. Jedna połówka dla męża, jedna dla kochanka. Diabeł zaśmieje się szczerze, poklepie ją po policzku, strzeli z bata, zakręci ostrogą po jej bladym od strachu ciele i zerżnie radośnie.

Tak oto giną kurewki, na własne życzenie, co nieczyste myśli sprzedawały łatwo, tanio ciałem kupczyły. Same sobie pozostawione, gniją i rozpadają się. To ja tak skończę zapewne, bo sprzedać się za cenciaka to radość szalona. Koniec tych plwocin. Amen. Idźcie. Ofiara spełniona.

Suzi Volter

Na tematy związane z artykułem można porozmawiać na forum w wątku Opowiadanie..."Stara lwica".

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.