Recenzje > Audiobooki, czyli książki czytane

„Lato przed zmierzchem” – Doris Lessing

Bez żadnych oporów proponuję i polecam gorąco genialnie wydany audiobook, wyprodukowany i wydany przez Bibliotekę Akustyczną. Jego pudełko, czy też okładka, jest dokładnym odzwierciedleniem okładki książki wydanej w 2008 roku, włączając w to teksty z okładki o samej książce i pisarce. Brak mi doświadczenia w kupowaniu, czy ocenianiu wydawnictw audiobookowych. Nie rozglądam się za nimi w księgarniach. Jednak czasami pojawia się myśl, żeby książkę na mp3 potraktować w ten sam sposób, jak traktuję książki tradycyjne tudzież cd z ulubioną muzyką. Czyli przeglądać na księgarskich półkach, przebierać, wybierać, kupować i wychodzić zadowolony ze zdobytą płytką, książką pod pachą. Wówczas nie zastanawiałbym się nad nabyciem takiego wydawnictwa. Wydałbym pieniądze na audiobook i książkę jednocześnie!

Sama książka czytana jest przez aktorkę Annę Gajewską. Cóż, jej głos zachwyca i nie zachwyca. Miejscami wierci, nie pasuje, nie zdobywa słuchacza. To nie może być głos bohaterki! Tyle, że bohaterka nie jest narratorką. Jednak z drugiej strony, książka składa się z mnóstwa monologów, wyrażających myśli 45-letniej bohaterki. Czyżbym szukał doskonałości? Chyba niepotrzebnie. Głos jest bardzo jasny, przejrzysty. W powieści, gdzie akcja, czy też jej zwroty, nie ma tak wielkiego znaczenia, właśnie taki sposób czytania daje słuchaczowi możliwość „wtopienia” się w to 10-godzinne słuchowisko, gdzie spokój słuchania chyba jest najważniejszy, bo daje poczucie nie uczestniczenia w akcji, ale wsłuchania w głośne myśli bohaterki. Co ważne, brak muzycznego podkładu. Nie ukrywam, że lubię, gdy dobrze dobrana jest do czytanego tekstu muzyka. Ale tutaj nie zwróciłem uwagi na jej brak, co świadczy, że sam głos Anny Gajewskiej jest swoistą łagodną muzyką.

Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję powieści. Książka, która jest czytana przez 10 godzin, podzielona jest na 5 rozdziałów. Jednak według mnie jest to trochę chybione. Fabułę można podzielić na 3, może 4 części, które doskonale odzwierciedlają zmiany w życiu bohaterki, stanowią o pewnych etapach, które pisarka bardzo konkretnie pokazuje, otwiera, zamyka...

Jednak mam kłopot z tą powieścią. Druga przeczytana przeze mnie książka niedawnej (2007 rok przecież) Noblistki. Napisana w 1973 roku przez 54-letnią pisarkę, czyli dojrzałą, doświadczoną kobietę, mającą za sobą dzieciństwo w Afryce i kawał życia w Londynie. Powieść zakwalifikowana przez krytyków do literatury przynajmniej kobiecej, cokolwiek to znaczy, jeżeli nie do feministycznej. Mam kłopot, ponieważ wydaje mi się, że jej nie rozumiem. A nie rozumiem, bo prawie nie wywarła na mnie żadnego wrażenia, nie przyniosła emocji, uczuć. A jednak jest przyciągająca do siebie, „czytająca się” szybko i w jakiś sposób wciągająca. Zatem dobra literacko, czy tylko łatwa w czytaniu?

Prawie nie wywarła wrażenia. Prawie, bo jest pewna scena w tej książce, której nie mogę zapomnieć, która ciąży w duszy, która coś z niej wyrywa. Warto było dla tej sceny słuchać audiobooka przez wiele godzin, podczas których ze spokojem przyjmowałem tekst czytany przez nieco ponad 30-letnią aktorkę. W tym momencie przestałem się zastanawiać, czy głos Pani Gajewskiej w jakiś sposób przekonująco odzwierciedla narrację 54-letniej Lessing i myśli ponad 40-letniej bohaterki. W tym momencie, w tej scenie, lektorka sprawiła się znakomicie. Może dlatego, że doskonale wpisała się w rolę młodej, zdenerwowanej matki, rozzłoszczonej na małe dzieci, których uczucia pisarka oddała przez opisanie milczącej rozpaczy w obliczu niezrozumiałej dla nich reakcji matki. Scena doskonała. Bo niezwykle przejmująca. Oddana czytelnikowi w sposób bardzo oszczędny, bez komentarzy postaci ją obserwujących. Nagle czytelnik zostaje wyrwany z dotychczasowego biegu narracji. Nagle widzi dzieci ze łzami w oczach, z rozognionymi policzkami. Drżące, proszące: „Mamo, kochaj!”, pytające: „Mamo, nie rozumiem, dlaczego…”. Dzieci szarpane za ręce, dzieci wijące się w spacerówce. Marzące tylko o tym, żeby mama je znowu kochała, przytulała, pieściła, uśmiechała się… Alegoria tego szaleństwa, które nazywamy dorosłością, a którego w ten sposób nie znają dwie obserwujące tę scenę bohaterki? Każda z innego powodu. To jedno. Drugie – bezradność człowieka, uzależnienie od innych, bezwiednie wpajane już w dzieciństwie poczucie winy, czego konsekwencje będziemy ponosić przez całe dorosłe życie. I tak od pokoleń…

Nieodłączne pytanie, które zadaje sobie czytelnik, jest takie, czy warto czytać noblistów. Odrzucać tak, jak odrzuca się oscarowe filmy? Poznać jedną książkę? Tylko, którą? Pierwszą napisaną? Ostatnią? Tę, o której najlepiej piszą krytycy? Wyrobić sobie samemu zdanie i czytać wszystko, czy sugerować się recenzjami? Przeczytałem debiut Doris Lessing. Genialna, doskonała, zatrważająca! Polecam wszystkim! Ale ta?

Pomimo wyżej przedstawionej sceny, boję się, że nie zdołałem dostrzec tego, co Lessing chciała przekazać czytelnikowi. Że nawet nie próbowałem „wejść” w postać bohaterki powieści. Że umknęło podczas lektury coś ważnego. Że, nie daj Boże! potraktowałem książkę, jako przyjemne, ale tylko „czytadło”. „Czytadło” po prostu o dorosłości. Czy ma sens zastanawianie się nad uczuciami, emocjami, które ta książka wywołuje, czy może powinna wywoływać u kobiet około 50-letnich? Czy może należy próbować wejść w rolę dojrzałych dam? Być może. Nie odrzucam tego. Nie odrzucam, a wręcz proponuję, czy uważam za bardzo stosowne wejście w rolę innych dla ich zrozumienia, spróbowania spojrzeć innymi oczami na otaczający nas świat, ewidentnie dla zbliżenia się uczuciami, problemami. Bo przecież życie, rodzina, społeczność zawodowa składają się na równi z nas, kimkolwiek jesteś czytelniku, jak i innych, na przykład owych 50-letnich niewiast.

Przypominam sobie tekst. Mnóstwo wewnętrznych monologów bohaterki. Ale tylko strzępy zostały w pamięci. Jakby nie było to nic szczególnego. Za nudne, za długie? Nie, bo poniekąd interesujące. Zatem może nieprzeznaczone dla wszystkich czytelników, słuchaczy? Jednak tylko dla kobiet? Dla kobiet w odpowiednim wieku? A może to klucz do drzwi, które otwierają ich świat, ich niespełnioną dorosłość? Drugie dno? Czego, życia? Ich, naszego?

Wysłuchawszy pierwsze dwa rozdziały nie mogłem się zorientować, w jakich dokładnie latach powojennego Londynu i potem Europy osadzona jest fabuła. Równie dobrze mogły to być późne lata 60, jak i późne 80. Oczywiście, telewizja, lodówki, ale brak Internetu i telefonów komórkowych. Zapamiętałem tę sugestię Lessing. Czasy nie są ważne. Ważna jest postać bohaterki, 45-letnia (niecałe 10 lat młodsza od pisarki, kolejna sugestia?) Kate Brown, która coś boleśnie odczuwa. Odczuwa jakieś egzystencjalne wiercenie w duszy, pewien dyskomfort psychiczny. Od jakiego czasu? Tego nie dowiemy się nigdy. Ale to, że ten stan będzie odczuwała dalej, jest pewnikiem. Jak i powody takiego stanu duszy, które autorka poprzez monologi Kate Brown będzie nam powoli odkrywała. Wykształconą, piękną i bogatą Kate, a także na pozór zadowoloną z siebie, poznajemy w początkach lat '70. I tu zaskoczenie. Doris Lessing przez wiele stron ani słowem nie wspomina, nie sugeruje drobnym szczegółem, że to czasy, w których w Londynie odbija się amerykańskie Lato Miłości, San Francisco, Hight-Ashbury. Zatem, gdzie długie włosy, jeansy, bluesowe puby, John Mayall, Eric Clapton, The Cream, The Yardbirds? Nie ma, bo nie może być. Ta doskonała gospodyni domowa, matka i żona jest przedstawicielką wyższej klasy średniej, więc mieszka i porusza się w dzielnicy, w której z pewnością nie kręcą się długowłosi beatnicy. Jej jednorazowe zakupy sięgają miesięcznych zarobków osób, które nie stanowią jej towarzystwa. I nie robi tych zakupów w sklepach, gdzie sprzedawane są towary, których kupno uważałaby za kryminał. Jednak do tego dojdzie Kate później bo na razie narasta w niej jakiś proces, przeżycia się zagęszczają, czego kulminacją będzie tytułowe lato, pełne zagęszczonych, intensywnych i skoncentrowanych przeżyć, kiedy uświadomi sobie istnienie dziwacznej, długowłosej młodzieży, od której, o dziwo! może się czegoś nauczyć dojrzała mężatka, ale także, iż istnieją ludzie, którzy za swoją pensję nie mogliby kupić noszonej przez nią torebki, ale którzy absolutnie nie byliby zainteresowani zamianą ról.

Lato przed zmierzchemProwadząc ogromny dom, kończąc opiekę nad dorosłymi prawie dziećmi, godząc się na romanse męża, dość cenionego neurologa, zbliża się do tego lata, które będzie dla niej prologiem przed zmierzchem, co jest przecież bardzo ładną i delikatną metaforą dojrzałości, nadchodzących poważnych zmian dla każdej kobiety, z którymi nie każda potrafi sobie poradzić. Czy Doris Lessing, przeżywając, bądź będąc w trakcie takich zmian, bierze do ręki dzwonek i dzwoni nim głośno, aczkolwiek delikatnie i miłosiernie nad uchem 40-50-letnich kobiet? Zmieńcie coś! Przemyślcie swoje dotychczasowe życie! Spójrzcie do tyłu! Walczcie o siebie! Spośród szeregu postaci kobiecych, które otaczają Kate, wyławia dwie najważniejsze: Mary Finchley i Maureen. Każda z innej sfery, każda w innym wieku, każda o innym stosunku do życia. Ale obie wywierają na Kate wielkie wrażenie. Sprawiają, że nie tyle bohaterka się zmienia, co zaczyna się zastanawiać nad sobą. Patrzy na nie obie. Obserwuje ich życie, myśli o nich. Jeżeli Mary jest dla niej absolutnie przeciwieństwem jej postawy życiowej, to z kolei Maureen jest osóbką, której obserwacja pozwala Kate na sięgnięcie pamięcią z 20 lat wstecz i próby zastanowienia się, co mogła wówczas przeoczyć, o czym zapomnieć, że stała się taką jaką jest teraz. Opowiadając Maureen o Mary, mniemając, że robi jej seans psychoterapeutyczny na wzór pogadanki matki dla dorosłej córki, nie domyśla się, że ten seans przeznaczony jest dla niej samej. Mówiąc o szoku, niesmaku prawie, które odczuwa w stosunku do postępowania swojej sąsiadki i przyjaciółki, rozmyśla nad swoimi działaniami. Cóż, wiadomo, chodzi o seks, stosunek do mężczyzn, do małżeństwa, do romansów. Niby banalne w tej sytuacji, ale jak podane przez Lessing! Jakby od tego zależała nasza egzystencja. Jakby to właśnie budowało życie kobiety, było część jej psychicznej sylwetki. Czyż tak nie jest? Czy chodzi o to, żeby być dziką kobietą? Bo tak Kate opowiada o Mary Finchley. Że jest nieoswojona, że „nie lubi tylko z jednym mężczyzną”. Ma i lubi dzieci, ale mówi o nich, że niestety zawadzają w realizowaniu siebie. Jaki dramat dla kobiety zadowolonej ze swojego życia, posiadającej czworo własnych! Ale to nie wszystko. Chodzi przede wszystkim o miłość, której Mary nie zna, a może którą odrzuca dla spełnienia seksualnego wyzwolenia. Odrzuca romantyczną miłość. A Kate uważa to za nienormalne. Jednak w ten sposób odpowiada Kate na własne pytania dotyczące ponad 20 lat małżeństwa, ale także jest to odpowiedź udzielona hippisce Maureen na jej stresy, depresje i obawy dotyczące przyszłości, wyboru męża, nawet, ja wiem, „stylu” miłości, sposobu kochania, zaawansowania w miłości… Leczy Maureen, a dzięki temu leczy siebie?

Autorka bardzo sprytnie to sobie wymyśliła. Na początku powieści sprowadza na Kate Brown grom z jasnego nieba w postaci zmiany stylu życia. Jest oszczędna w fabule. Jakoś tak łagodnie pisarsko to przeprowadza, ale czytelnik zdaje sobie nagle sprawę, że to jest właśnie wielki życiowy przewrót. Po studiach z literatury i języków romańskich, latach głaskania i kochania przez męża i dzieci, wychwalania za doskonałe zakupy, pyszne obiadki i wspaniałe prowadzenie domu, staje w obliczu pracy zawodowej. Ale bez żadnych konsekwencji. Nie musi. Tak się złożyło. Bardziej chce. Bardziej – dlaczego nie? Wyrwana z domu. Czuje się przez chwilę niepotrzebna i zagubiona. Obowiązki domowo-rodzinne przypominają o sobie, ale w pracy jest tak wspaniale (tutaj też głaszczą i chwalą), że potrzeba zadowolenia z samej siebie przeważa. I Kate wypuszcza się w podróż po Europie. Na poły zawodowej, na poły… Właśnie. Czasami się wydaje, że Doris Lessing „poszła na całość”. Lessing nie bawi się w szczegóły opowiadając dalsze wydarzenia. Przechodzi płynnie do kolejnych zdarzeń, zostawiając jednak czytelnikowi mnóstwo miejsca na dopowiedzenia, rozważania nad uczuciami bohaterki, a nawet dokonywanymi przez nią wyborami. Pisze tak, że ma się wrażenie, że można samemu zaplanować jej przyszłość, a przynajmniej dziwić się, że akcja potoczyła się tak a nie inaczej.

Między tym wielkim przewrotem a autoterapią w towarzystwie Maureen przebywa Kate Brown długą podróż pod obrysie europejskiego trójkąta, którego wierzchołkami są trzy miasta. To nie tylko podróż fizyczna, ale przede wszystkim duchowa, tyle, że bardzo nowoczesna i właśnie europejska. Nie przypomina na przykład transcendentalnych wędrówek Hessego, przemian w moralności, etyce, światopoglądzie, wzorowanych na wschodniej pracy nad sobą. Nie! Tutaj za punkty zwrotne dla własnej psychiki służą romanse, hotelowe rozmyślania, kieliszek wina, kontemplowanie nocnego życia w mieście, męcząca autobusowa podróż, choroba i tęsknota za powrotem do gniazda. Więcej w tej powieści zatapiania się w swoje minione życie niż akcji. Trudno się nawet czytelnikowi podniecać romansem Kate, ponieważ sprawom łóżkowym autorka poświęca jedynie kilka zdawkowych słów, że kochankowie spali ze sobą dwa razy. Bardziej pisarkę interesuje zakotwiczenie kochanków w takiej a nie innej scenerii, która z jednej strony obejmuje konserwatyzm otoczenia, a z drugiej szaleństwa hippisowskiej młodzieży na plażach Półwyspu Iberyjskiego.

Wszędzie tam, gdzie podczas tego lata, poprzedzającego zmierzch, znajduje się Kate Brown, autorka prawie, że neurotycznie, nachalnie wręcz podnosi problematykę jej utożsamiania się z dotychczasowym życiem. Każde miejsce: stolik i krzesło, hotel, ulica, stanowią dla Kate platformę rozmyślań nad właściwym postępowaniem, o obarczaniu siebie winą, nad niepewnością własnych postaw, zachowań. Każda spotykana osoba, od kochanka po obsługę hotelową, jest dla jej umysłu bodźcem natrętnie przywołującym łączące ją stosunki z mężem, dziećmi. Tylko dzieci, mąż i dom. Znamienne! Trwa to dopóki nie odważy się porozmawiać. Do tej pory gubiła się w myślach, uciekała od nich, a one ją dopadały, w tychże miejscach, w otaczających twarzach… Teraz, gdy znowu los w zasadzie podejmuje za nią decyzję, wywleka te sprawy na światło dzienne.

I żeby zamknąć ten tekst klamrą: mam kłopot. Nie wiem, czy Kate Brown jest zadowolona z siebie, bo podjęła decyzję. Bo podjęła wyzwanie. Bo wraca do domu z postanowieniem zmian. Nie wiem, czy może nie jest odwrotnie. Że owo „lato miłości” uświadomiło jej, że nie ma po co szukać zmian. Że wraca do domu w pełni zadowolona z siebie. Że popróbowała, było momentami miło, zaś momentami tęskniła za tym, gdzie jest jej miejsce, gdzie czuje się najlepiej.

-----

Dział recenzji powstaje przy współpracy z portalem www.info.audiobook.pl

Jerzy Lengauer

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

Audiobooki, czyli książki czytane:

„Siddhartha” - Hermann HessePod flagą biało-czerwoną„Senność” - „Ziewanne” historyjki„Moje drzewko pomarańczowe”, czyli lekcja czułości„Pachnidło” w interpretacji Tomasza TraczyńskiegoJęzyk angielski dla początkujących - recenzja„Lato przed zmierzchem” – Doris LessingHanna Bakuła „Hania Bania”„Nowe przygody Mikołajka” – René Goscinny„Kocham Paula McCartneya” – Joanna Szczepkowska„Kontrabasista” – Patrick SüskindPrzygody Olivera Twista - Charles Dickens„Złote nietoperze” – Grażyna Jeromin-Gałuszka„Ptasiek” – Williama WhartonaCheri„Wróżby Kumaka” – Günter Grass„Za blisko domu” – Linwood Barcley„Róże cmentarne”, czyli ogólne naśladowanie„Gnój” – Wojciech KuczokCzapa, czyli śmierć na ratyDynastia Miziołków„Zapiski na pudełku od zapałek” – Umberto EcoDzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy„Kubuś Fatalista i jego pan” – Denis Diderot„Coś mocniejszego” – Rafał A. Ziemkiewicz„Lolita” – Vladimir NabokovChłopiec z Nowolipek, czyli „Nowolipie” Józefa HenaRyby śpiewają w Ukajali, czyli Amazonka w sycącej pigułceRio de Oro, czyli w dorzeczu Złotej Rzeki„Cienie nad rzeką Hudson” – Isaac Bashevis Singer„Śmierć mówi w moim imieniu” – Joe Alex„Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” – Jerome K. Jerome„Obsługiwałem angielskiego króla” – Bohumil Hrabal„Źródło prawdziwej siły” – Fabian Błaszkiewicz„Morderca bez twarzy” – Henning Mankell„Tragedia w trzech aktach” – Agata Christie„Zgon Oliwiera Becaille”, „Nantas”, „Radykał” – Emil Zola„Spóźnieni kochankowie” – William Wharton„Lektor” – Bernhard Schlink„Gimnastyka dla języka” – Małgorzata Strzałkowska„Skarb w Srebrnym Jeziorze” – Karol May„Modlitwa o deszcz” – Wojciech Jagielski„Śmierć na Nilu” – Agata Christie„Gaumardżos! Opowieści o Gruzji” – Marcin Meller i Anna Dziewit-Meller„Dżuma” – Albert Camus
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.