Recenzje

„Cyrk rodzinny” – Danilo Kiš

Cyrk rodzinny – Danilo KišW 2006 roku w wydawnictwie Czarne ukazała się książka Danilo Kiša Cyrk rodzinny. Nierozsądnie, nawet głupio, czy wręcz konfrontacyjnie nie nazywam jej zbiorem, polską kompilacją najważniejszych dzieł autora, domyślając się przecież, iż fachowcy z wydawnictw i bibliotek, znawcy literatury potraktują moją wypowiedź jak bzdurę. Ale przecież Pomysł wydania w jednym tomie zatytułowanym Cyrk rodzinny trzech utworów: powieści Ogród, popiół (1965) i Klepsydra (1972) oraz zbioru opowiadań Wczesne smutki (1969) pochodzi od samego autora. Warto się zastanowić dlaczego autor wpadł na taki pomysł i potraktował owe trzy właśnie utwory jako części jednego tomu. Ale takie rzeczy się zdarzają. Autor ma prawo przemyśleć swoje dzieła, inaczej je usystematyzować. I tak właśnie zrobił, co potwierdziło Czarne, a ja dzięki temu przeczytałem jeden utwór prozatorski. Przeczytałem i wszystkie swoje wrażenia, uczucia i przemyślenia odnoszę do tej książki jako całości, nie dzieląc jej na poszczególne dzieła, ale traktując Wczesne smutki, Ogród, popiół i Klepsydrę jak części wielkiej powieści, a poszczególne opowiadania Wczesnych smutków jako jej rozdziały, tak samo jak rozdziały dwóch kolejnych utworów. I nie zrobiłem tego na siłę, z czego wnoszę, że i sam autor nie wymyślił takiej konstrukcji bezpodstawnie. Pomimo tego, że formuły poszczególnych części Cyrku rodzinnego różnią się od siebie, to w żaden sposób nie przeszkadza to w czytaniu. Nie wyobrażam sobie już teraz, że mógłbym pozostać przy lekturze tylko jednej z części, inne zostawiając na przyszłość. Z pewnością brakowałoby mi uzupełnienia dawanego przez pozostałe. Tak, każda z tych części jest uzupełnieniem kolejnej. Ba! Nie tylko uzupełnieniem, bo daje zrozumienie i poprzedniej, i następnej części, i przez to stanowi podstawę do zrozumienia całości. To tak jakbyśmy czytali tom wierszy, które zostały w nim ułożone według jakiegoś przemyślnego klucza i niedotrwanie do końca tomiku nie dałoby czytelnikowi swoistego intelektualnego spełnienia w lekturze. Dlatego zatem piszę o swoich wrażeniach z lektury Cyrku rodzinnego, który jest powieścią w dużej mierze biograficzną, aczkolwiek czytelnik nie jest w stanie domyślić się, poczuć, na ile to biografia własnych snów Danilo Kiša, wyobrażeń o dzieciństwie, zadręczonej życiem matce, szaleństwie ojca, traumie wojny, rodzinnej bałkańskiej epopei, w końcu Holokauście, a na ile własnych doświadczeń.

Nie będę odkrywczy, przecież autor to nieodrodne dziecko swoich czasów i miejsca, więc opisane historie nawet, jeżeli mogły go bezpośrednio nie dotyczyć, to z dużą dozą prawdopodobieństwa mogły się zdarzyć w jego otoczeniu i wywrzeć na nim straszne wrażenie. Jakaś trauma? Pewnie. Znowu spójrzmy na tekst z okładki: Danilo Kiš urodził się 22 lutego 1935 roku w Suboticy, na granicy jugosłowiańsko-węgierskiej, »z matki, urodziwej prawosławnej Czarnogórki i ojca, węgierskiego Żyda« (…). Dla każdego, kto ma choć mgliste pojęcie o historii Bałkanów pierwszej połowy dwudziestego wieku, wszystko jest jasne: rozpad Austro-Węgier, etniczna i religijna różnorodność jak nigdzie indziej (Żydzi, muzułmanie, prawosławni, greko- i rzymsko katolicy), trwająca tam od wieków, a od czasu do czasu rodząca ogromne konflikty, na skalę sąsiedzką jak i międzypaństwową, faszyzm, nacjonalizm, opowiadanie się po różnych stronach konfliktów pierwszej i drugiej wojny światowej. Wszystko to przewija się w „Cyrku rodzinnym”. Bo tenże cyrk nie jest tylko rodzinny. To przede wszystkim cyrk bałkański, a może i europejski nawet. Ale do tego trzeba dojść po lekturze całości. Cyrk rodzinny zaś przewija się na prawie każdej stronie tej książki. Począwszy od autora, czy jego alter ego – dorastającego chłopca, przez postacie krewnych, choćby prawdziwego lub wymyślonego wuja na faktycznie cyrkowym pojeździe, szybującego nad dachami miast, skończywszy na szalonym ojcu, którego choroby niedojrzały syn nie potrafi jeszcze zrozumieć i opisuje groteskowo, z rezerwą bądź obawą, z dziwnym dziecinnym smutkiem.

Cyrk rodzinny to książka wielowymiarowa we wszystkim prawie. Jeżeli jest wynikiem kunsztu autora, to Danilo Kiša należy postawić w rzędzie największych pisarzy dwudziestego wieku. Jeżeli Cyrk rodzinny, a sądzę, że tak właśnie się stało, powstał w wyniku z jednej strony głębokich przemyśleń, co do treści, jak i konstrukcji, a z drugiej jest wynikiem wielkich przeżyć i uczuć autora, to należy mówić o arcydziele, które daje czytelnikowi swoiste katharsis. To oczyszczenie dotyczy i przeżyć z dzieciństwa, i stosunków rodzinnych, i kontaktów pomiędzy rodzicami, obserwowanymi przez dziecko, i życia w obliczu wojny, Holokaustu, i dojrzewania. Treść przepełniona jest wszechogarniającym smutkiem, którego nie rozjaśniają dziecięce zabawy, wybryki, psikusy. Raczej wszystko owija mgła, szare barwy, które jedynie od czasu do czasu się rozstępują, jak we śnie. Trudno w nie wniknąć, pomimo tego, że autor nie ucieka od realnych kolorów w swoich opisach. Są tylko tłem dla smutnego postrzegania rzeczywistości, bardzo poetyckiego, jak na przykład tutaj: Pewna biała panienka w czarnym fartuszku gimnazjalistki siedzi w jakimś kryształowym świetle, wpadającym przez na wpół spuszczone żaluzje. Na fiołkowych flakonikach z wodą kolońską słońce rysuje złote gwiazdki, lub: Migotanie cieni rozbija krawędzie przedmiotów i zniekształca powierzchnie brył, przesuwając sufit i ściany zależnie od charakteru grzebieniastego płomienia, który rozkwita, to znów więdnie, jak gdyby przygasał. Żółta gliniana dolna powierzchnia podnosi się niczym deski na dnie tonącej łodzi, a po chwili zanurza się w ciemności, jakby zalana mętną, brunatną wodą.

Te i podobne opisy mogą czy nawet powinny przypominać czytelnikowi przerażająco smutne chwile, z których też składa się dzieciństwo. Wpatrzeni w sufit, podłogę, sprzęty domowe, najbliższe przedmioty odpływamy myślami od nierozumiejących nas rodziców, uciekamy duszą, umysłem od nieprzyjaznego świata, szukając wytchnienia, spokoju, wypłakania się w szczegółach przenoszących nas do innej krainy. A chłopiec, A.S., Andy, Andreas Sam miał od czego uciekać. Tak samo jak jego ojciec, którego stan psychiczny jest opisywany również w dokładnie ten sam sposób. Dlatego ta książka jest pełna ucieczek w sen, majaki, ale i ucieczki realne. Normalności tutaj nie znajdziemy. Lawirowanie na granicy jawy i snu daje poczucie nierzeczywistości. Brak systematyczności czasowej w opisywanych zdarzeniach sprawia, że czytelnik gubi się i nie potrafi odnaleźć ani miejsca, ani w przybliżeniu roku, w którym dzieją się poszczególne historie. Wydaje się, że nie ma to dla pisarza żadnego znaczenia. Wartością samą w sobie są wrażliwość chłopca i poszczególne tragedie, z których w dużej mierze składa się fabuła. Owo pomieszanie pogłębiają także zmiany narratora. Danilo Kiš zamienia chłopca na dorosłego mężczyznę, który być może był tym chłopcem. Narrację syna zamienia w narrację ojca, nazywanego E.S., Edwardem Samem. Czasami narratorem jest wszystkowiedzący podmiot, albo przesłuchujący E.S. śledczy, który przybiera formę wszechmocnego pana życia i śmierci.

Czytelnik zatraca poczucie realności, będąc zwodzonym przez narratora. Nie wie, kto ocalał z wojny, czy makabryczna śmierć rodziny zdarzyła się naprawdę, która opowieść jest wynikiem choroby umysłowej E.S., a co traumatycznym snem A.S. Czytamy: Przepraszam, czy mógłby mi pan powiedzieć, gdzie się znajduje aleja kasztanów? Nie wie pan? Musi być gdzieś tutaj… (…) Niemożliwe, żeby wspomnienia były tak zawodne. Tak, jeszcze przed wojną… (…) tak, ten chłopiec siedzący obok to ja, Andreas Sam, moja siostra Ana (…). Ale także: Wczoraj (…) znaleziono we własnym mieszkaniu martwą rodzinę pana E.S. (…). Komunikat policji sporządzony na podstawie oględzin lekarskich stwierdza, że śmierć nastąpiła już przed pięcioma dniami. Przyczyną śmierci były głód i zimno. Członkowie nieszczęsnej rodziny: ojciec (53), matka (40) i dwoje dzieci (9 i 7) zmarli po długich cierpieniach, mieszkając o dwa kroki od swoich zamożnych krewnych (…). Bądź jeszcze inaczej: Na jakiej podstawie sądzi pan, młody człowieku, że to właśnie ja jestem pańskim szanownym ojcem? I ostatecznie czy ma pan jakieś przemawiające za tym pozytywne dowody?. Wydaje się, że dla pisarza nieważne jest zakończenie rodzinnej historii. Tak straszne czasy nie mogą przynieść dobrego zakończenia. Tak czy inaczej musi się ta historia skończyć dla kogoś nieszczęśliwie. Czy wybór należy do czytelnika, czy do snów? Może to zatem dowód na ogromną wrażliwość Danilo Kiša, niemogącego uporać się z własną historią, z przeżyciami. Spróbujmy to choć trochę poskładać. Ojca, byłego urzędnika kolei, umysłowo chorego nieszczęśliwca syn pamięta przez pryzmat wielkiej ilości wypalanych przez niego papierosów marki Symfonia. Wie o pobycie w szpitalu dla umysłowo chorych, widzi oddalanie się ojca z życia rodzinnego, piszącego wyimaginowany kolejowy przewodnik po świecie, mający przywrócić świetność kolei, nieuznającą dla torów przeszkód nawet w oceanach. Zapamiętuje ojca wędrującego po lasach, skonfliktowanego z sąsiadami, Kościołem, krewnymi. Włóczącego się po knajpach. Wojna i Holokaust dzielą rodzinę. Strach o ojca: Usłyszałem jakiś hałas pod oknem. Pomyślałem, że przyszli zabić ojca. Pasanie krów. Mieszkanie kątem u krewnych. Ojciec udaje, że zarabia gdzie indziej na życie. Pojawia się czasami w weekendy. Obóz pracy. Wszystko to jednak nie takie proste, bo sen nie rządzi się żadnymi prawami. Więc dla chłopca życie ojca zamienia się też w fantastyczny sen, gdzie: Tak mijają niekiedy dwa, trzy lata, a ojca ani widu, ani słychu. Kiedy indziej znów daje o sobie znać kilka razy do roku, w niewielkich odstępach czasu. Przyjeżdża jako rzekomy agent handlowy, jako zachodnioniemiecki turysta, w skórzanych spodniach, udając, że w ogóle nie rozumie naszego języka. Dwa lata temu pojawił się jako przewodniczący delegacji byłych więźniów Oświęcimia i Buchenwaldu. Czasami fabuła jest prosta jak drut, żeby nagle załamać się, zakręcić czasem i miejscem. Bez względu jednak na to głównym wątkiem są stosunki syna i ojca oraz Holokaust, o którym też nie jest powiedziane wprost, raczej tak: Młody, jasnowłosy konduktor z niklowymi kleszczami wymierzonymi jak rewolwer w jego piersi, w jego gwiazdę.

Fantastyczne podróże pociągami, będące raczej marzeniami ojca niż rzeczywistymi wyprawami, chociaż uwiarygodnione celami, swoją nierealność zyskują przez wydarzenia, które w ich trakcie mają miejsce. Spotykane kobiety, na których kolano, udo, dekolt, podwiązkę pada wzrok narratora. Szereg postaci pojawiających się nagle i tak samo znikających to senne mary? A kafkowskie śledztwo z pytaniami, których drobiazgowość przypomina historie przesłuchań bezpieki? To wymęczony, rozpalony gorączką, mokry od potu sen ojca, syna? Czy może ostatnie stadium szaleństwa? Może, ale przywracający czytelnikowi zapomniany, niechciany obraz szaleństwa połowy ubiegłego wieku w kilku zaledwie postaciach!

W tym szaleństwie wydawałoby się kompletnie nieskoordynowanego pisarstwa należy jeszcze dojrzeć powtórzenia tych samych zdarzeń, ale z innej perspektywy i ze swoistym dodatkiem czy wyjaśnieniem. Pisarz chce podkreślić wagę wydarzenia, zwrócić uwagę, że jest ono rysą, raną w jego sercu? Podobnie jak wyliczenia ciągnące się stronami wydają się bełkotem chorego umysłu intelektualisty.

Jerzy Lengauer
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.