Felietony > Do góry nogami

Precz z „równością”!

Krystyna Szumilas przedstawia jeszcze lepsze przedszkola!

Lucky LuckMój sześcioletni syn właśnie zaczął ostatni rok przedszkola. Całe szczęście nie musiałem go jeszcze wydawać na pastwę systemowej szkoły, ale szybko okazało się, że nawet w przedszkolu nie jest bezpieczny przed zapędami niezmordowanej minister „edukacji”, która najwyraźniej postanowiła za wszelką cenę zatruć życie dzieciom oraz ich rodzicom. Okazało się, że w przedszkolach panuje jakaś dziwna nierówność, żeby nie powiedzieć podziały klasowe! Otóż w wielu z nich rodzice mogli dotąd wybierać dla swoich pociech różne zajęcia dodatkowe. Najczęściej języki obce i rytmikę, ale czasem także basen, a nawet karate, szachy czy taniec. Sęk w tym, że niektóre dzieci nie brały w nich udziału. Zresztą też swoich dzieci nigdy na wszystkie zajęcia nie zapisywałem i nawet mi nie przyszło do głowy, żeby były z tego powodu jakoś strasznie pokrzywdzone. Ale pani minister coś zaszumiało w głowie (raczej nie las) i postanowiła ten poważny problem społeczny rozwiązać. Żeby żyło się jeszcze lepiej... wyrzuciła z przedszkoli prywatne firmy, które te zajęcia organizowały. Pomysł głupi jak tapeta w motylki, no ale ostatecznie z czymś trzeba się w tych mediach pokazywać.

W rezultacie na pierwszych zebraniach w przedszkolach rodzice dowiedzieli się, że wielu zajęć dodatkowych już nie będzie. Ewentualnie rodzice mogą próbować obchodzić nowe zarządzenia, podpisując umowy z zewnętrznymi firmami bez udziału przedszkola i sami zbierając pieniądze na opłaty. Cyrk na kółkach. W niektórych przedszkolach nie są nawet zbierane pieniądze na książki, bo wychowawcy i tych boją się pobierać. Ale książki oczywiście będą (dodajmy, że horrendalnie drogie), tylko że pieniądze zbiorą sami rodzice. Gdzie w tym sens? Niezadowoleni są rodzice, dzieci, przedszkola i małe (często jednoosobowe) firmy, które prowadziły dodatkowe zajęcia, a teraz grozi im upadłość. Zadowolona jest tylko chyba pani minister Krystyna Szumilas (która ciągle uważa, że działa dla dobra dzieci) oraz kilka mam wyciągniętych z kapelusza by na konferencjach zachwalać nowy pomysł.

Bieda po polsku

Zacznijmy od tego, że „biedni” rodzice bardzo często otrzymują różnego rodzaju pomoc. W moim mieście jest np. tak, że dzieci osób korzystających z pomocy społecznej mają w szkołach i przedszkolach refundowane posiłki. Do tego miasto ze swojej strony zwalnia ich całkowicie z reszty opłaty, a więc w rezultacie przedszkola mają zupełnie za darmo. Myślę, że w tych warunkach niecałe 20 zł za rytmikę czy jakieś 40 zł za język angielski, to nie jest oszałamiająca suma, zwłaszcza że „biedni” w polskich warunkach, to nie umierający z głodu i pragnienia Afrykańczycy! „Biedne” matki bardzo często stać jakoś na korzystanie z usług fryzjera, kosmetyczki, zakup papierosów i alkoholu, że nie wspomnę o plazmie na ścianie i pakiecie 200 programów telewizyjnej papki. Zawsze można z czegoś zrezygnować w imię miłości do dziecka, a jeśli to za duże poświęcenie, to nie bardzo wiem, dlaczego pozostali rodzice mieliby ponosić tego konsekwencje.

Komuna zaszczepiła w nas jakieś dziwne przeświadczenie, że ludziom coś się należy za samo to, że żyją. Że nie trzeba pracować, wystarczy zgłosić się do odpowiedniego urzędu i coś się należy. Inni mają dostęp do Internetu, to mnie się należy za darmo, bo jestem e-wykluczony. Kogoś stać na wykupienie dziecku dodatkowych zajęć, to mnie się to należy za darmo albo chociaż niech mu władza zabroni, żeby było po równo. Jeśli ktoś próbuje zarabiać, zakłada własną firmę albo jest artystą i maluje lub nagrywa płyty, to trzeba go ograbić podatkiem i oddać pieniądze mi, biednemu, bo to niesprawiedliwe, żeby inni mieli więcej ode mnie! Co ciekawe, do lekarza jednak chcielibyśmy chodzić jak najlepszego i wolimy nowoczesne telewizory od starego, poczciwego radzieckiego Rubina! Tylko po co ktoś miałby chcieć być lekarzem czy inżynierem i się tyle lat uczyć, skoro potem ostatecznie i tak ma być po równo?! Po co ktoś ma ryzykować i zakładać firmę, a potem ciężko harować, gdy na każdym kroku nasze dążące do „sprawiedliwości społecznej” państwo tak skutecznie go zniechęca? Po co ktokolwiek ma się wysilać? No albo rybki, albo pipki! Albo chcemy żyć w dobrobycie, który ma swoje źródło w CIĘŻKIEJ PRACY, albo chcemy socjalizmu, który wierzy, że lepsze jutro można zapewnić dzieciom wprowadzając idiotyczne przepisy i równając wszystko jak walec, oczywiście w dół do najniższego możliwego poziomu! Przepraszam za wyrażenie, ale w dupie mam taką „równość”!

Równość a „równość”

Bardzo często w dyskusjach padają piękne hasła takie jak wolność czy równość, rzadziej rozmawiamy o tym, co owe hasła powinny oznaczać. Każdy człowiek jest inny, ma inne talenty, inne predyspozycje, inne potrzeby. Jedni są wyżsi, inni niżsi, jedni mądrzy inni głupi, ale każdy z nich powinien mieć równe prawo, do założenia firmy, podpisania umowy o pracę, choćby niekorzystnej, zadecydowaniu czy posłać swoje własne dziecko na niemiecki, angielski czy może lekcje fortepianu. Równe prawo do rozporządzania swoim majątkiem, podejmowania decyzji, a następnie przyjmowania ich konsekwencji. To jest równość. Natomiast zabieranie komuś, żeby oddać innemu, to nie jest równość, tylko rozbój. Zabieranie pieniędzy rodzicom, którzy w pocie czoła pracują, by zapewnić byt swojemu potomstwu, a następnie fundowanie z tych środków na przykład becikowego „rodzicom”, którzy o swoje dzieci nie dbają, a czasem potrafią je nawet z zimną krwią zabić, to nie jest równość, tylko prowokowanie patologii. Nie bez powodu zresztą coraz częściej o takich przypadkach słyszymy.

Cała idea właśnie takiej „równości” jest równie zbrodnicza co faszyzm czy komunizm i jako takiej głoszenie jej powinno być karalne! Ludzie po prostu nie są tacy sami i w tym sensie nie mogą być równi! Nigdy wszyscy nie będą mieć równych szans i żadna ustawa czy inteligentna inaczej ministerka tego nie zmieni. No chyba, że jakiś kolejny rządzący geniusz wymyśli, żeby dzieci które są zbyt wysokie przycinać chirurgicznie do pożądanej wysokości, bo przecież te niższe nie mają z nimi równych szans przy grze w kosza! Dzieciom inteligentniejszym wycinać część mózgu, uzdolnionym plastycznie zakazać malować (bo te mniej zdolne mogą się źle poczuć), a muzykalnym obciąć uszy. Najlepiej zresztą od razu zabronić rozmnażania i klonować jakiś jeden standardowy model dziecka! Oczywiście klony nie mogłyby być wychowywane przez rodziców, bo Ci też mogliby wprowadzać jakieś niezdrowe nierówności. Jeden by oglądał telewizję, a drugi grał z dzieckiem w szachy i już nieszczęście gotowe. No i co z samotnymi matkami? Czy to sprawiedliwe, żeby niektóre dzieci posiadały ojców, a niektóre nie? Cóż za niesprawiedliwość! Cóż za nierówność. Na wszelki wypadek wszyscy ojcowie powinni od teraz spędzać czas również z cudzymi dziećmi. Albo najlepiej wszystkich wymieszać. Dlaczego jakieś dziecko ma być bite przez ojca alkoholika, a inne nie? Niech alkoholik odwiedza wszystkie rodziny i leje maluchy solidarnie! Jak równość to równość!

Witold Wieszczek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.