Urodził się w roku 1644, gdzieś w pobliżu Ueno w prowincji Iga, niedaleko Kioto. Jego ojciec był samurajem, więc sam mógł robić karierę wojskową, jednak bez wielkich szans na osiągnięcie wysokiej pozycji. Po śmierci swego pana porzucił służbę, by studiować literaturę i kaligrafię. Tak jak to było w zwyczaju wędrował po kraju pisząc dzienniki z podróży, często w formie haiku. Wkrótce zasłynął jako poeta, niestety sędziwego wieku nie dożył. Matsuo Bashō (jap. 松尾芭蕉) zmarł podczas jednej ze swych podróży, w wieku zaledwie 50 lat. Poniżej jeden z jego wierszy, po japońsku oczywiście. A żeby się wprowadzić w odpowiedni nastrój zapraszam na sushi.
古池 蛙飛び込む 水の音 [furu ike ya kawazu tobikomu mizu no oto] 松尾芭蕉
Starożytny staw żaba wskakuje w wodę dźwięk się rozpływa tłum. Witold Wieszczek
oceń / komentujBŁĄDZĘ... SZUKAM I TĘSKNIĘ Nie pytaj o krople rosy Nie pytaj o poranne mgły W przestrzeni zawieszone Ponad linią horyzontu Przeminą kiedyś podczas gdy Błądzę...szukam... błądzę Między gęstwiną leśnych drzew Między polami złotych promieni Między kolorami tęczy Szukam... błądzę...szukam W mroku zmierzchu W strugach deszczu W liściach jesieni Błądzę...szukam...tęsknię... Nieustannie Bez chwili wytchnienia... Bez... Monika Porzucek
oceń / komentuj„POŻEGNANIE”: ŻEGNAJ, ODCHODZĘ... Nie proszę Nie pytam Już nie Przestałam Oczy szare zgaszony blask Idę choć nie chcę W ciszy, bezszelestnie Nie mam Niczego na własność Nawet słowa kruche Pożyczam Nie pytaj Ja nie pytam Idę choć nie chcę Nie zatrzymuj mnie Już nigdy i nigdzie Już NIE... Monika Porzucek
oceń / komentujMAŁO (SŁÓW) Szumiące natarcie uderza o płaskie spiętrzenie - pofałdowanej wody, delikatnością ocierając się o jej krągłości... w zalewie (chwili). I rozpierzcha się jak stado nieposkromione - garść wody w piasku rozlanym na brzegu... wiatru (ust) podmuch na (szyi) dnia widnokręgu. Pną się przed siebie jak liany dziko rosnące (twarze i dłonie)... I wpadają w wilgotną wody taflę nieustannie, brodząc (w spojrzeniach). Kolejny wyziew morskiej bryzy uderza pieszcząc - włosów poszycie... Błądzą fale (emocji) w przypływie, dzikości - na plaży pijąc herbatę... Otula się kocem wiatr, przed chłodem ciemnej nocy... Grzegorz Hołub
oceń / komentuj(ZA)DZIENNOŚĆ Nowe wyrazy nowej twarzy... powstałego zmęczenia dawną stałością formują się, zmieniając utarty szyk - klucza żurawi. I rozpyla się błękit nieba, jak dmuchawca los, otwierając drzwi - zarośnięte pożółkła od trwania zielenią. Ktoś podszedł i uniósł dłoń delikatnie zaciśniętą - zastukał... echo formując, bijące jak brzegi falujące - o niesforne morze. I otarł się szum o ciszę nieistotną, kołysząc się na zakręcie usłyszałem to świeżości mignięcie jak skrzydeł - trzepotanie... Rozdarł się - jak dywan chmur, nagle uśmiech w spojrzeniu radosny... i tak ustały nagle troski - istnienia, pod skrzydłami tego znieczulenia. Czy ogarniesz mnie jeszcze - ostojo natchnienia...? Grzegorz Hołub
oceń / komentujWSPÓŁCZUCIE Pozwól że pozostanę takim jakim jestem. Sobą. Pozwól bym czuł to co czuje twoje serce. Zniewagę. Pozwól bym ujrzał to na co spoglądasz. Cierpienie. Pozwól bym usłyszał to co słuchasz. Zniewolenie. Pozwól bym w twym cierpieniu mógł płakać razem z tobą. Usiądę, nie powiem nic. Złapię za dłoń. Przytulę i zapłaczę. Łukasz Sarnowski
oceń / komentujWIERSZ O UPODOBANIU Dlaczego Ciebie? Tak po prostu. Za włosy... za uśmiech... za oczy... za cerę... Tak polubownie wkradasz się w me serce. Z taką łatwością przyspieszasz mój puls. Dlaczego Ty? A dlaczego nie. Szalona lecz zdecydowana. Tajemnicza lecz zauważalna. Energiczna lecz namiętna. Pewna siebie lecz skromna. Wkomponowałaś się w me wyobrażenie. Moją mapę kochliwości. Dokładnie jak tort na urodziny. Z tą jednak nadzieją, że nie zdmuchnę tej jednej jedynej świeczki. Łukasz Sarnowski
oceń / komentuj25 MARCA 1988 ROKU nieraz w nocy szamoczę się z poglądami naszych dziadków bo kto ustala co wypada a czego się należy wstydzić? założenia są jasne i klarowne ale mało kto się do nich stosuje raczej większość robi otoczkę wokół tradycji tak naprawdę mają głęboko sentymenty wszystko tylko dla obrządku i prezentów do kościoła chodzą najwięksi grzesznicy sumienie swędzi tylko w niedzielę przed lustrem nakładam puder na twarz by nie ukazać prawdziwej goryczy czerwień pomadki zasycha w braku uśmiechu do torebki schowam dwie paczki fajek (tak na początek) i multum innych niepotrzebnych rzeczy bo przecież nie palę od dwóch tygodni plastry Nicorette odstawię zaraz po Marlboro nim pójdę do pracy wejdę na Gadu podyskutuję o polityce (na której się nie znam) z potomkami PRL-u skażonymi totalitaryzmem w myślach przeniosę się do dnia 25 marca 1988 roku postanowię sama nie narodzić się ponownie Dorota Książek
oceń / komentujTATO miałeś być... bezpieczeństwem zdrowotnym numer jeden miałeś być zapomogą społeczną na złe dni. chciałam mieć lata dzieciństwa czarodziejskie. w czarny pył zamieniłeś tamto dziecko a ja w nim w zapomnieniu twoim nikłam tylko sny pozostały w mojej głowie dziś po ojcu który znikł z marzeniami o dziewczynce w czerni jagód kwaśny smak w małym sercu które chciało kochać tato... miałeś być... * ku pamięci ojca Andrzeja. Dorota Książek
oceń / komentujSERENISSIMA Zamiast Lucyferem dziś stałem się Bogiem, niecierpliwe palce zatopiłem w glinie; ze swojego żebra w bezsenną noc stworzę Ciebie i muśnięciem ust jednym ożywię. Oczy dam ci jasne, figlarne, pogodne, pod powierzchnią smutne ciemną tajemnicą, uśmiech dam najszczerszy, usta... jagodowe, włosy długie, letnie, pachnące pszenicą... I zstąpisz na ziemię w blasku swej urody – jasna niczym gwiazda – wejdziesz między króle, wtedy wydasz z siebie głos orfeuszowy i minie lat dziesięć nim królestwo runie. Na nic miecze z brązu! Na nic wielkie armie! Najjaśniejsza, przez Ciebie, cały świat upadnie. Witold Wieszczek
oceń / komentujBITWA Słońce wciąż do walki sygnału nie dało, i jeszcze się krzyki zaciężne nie starły, krew jeszcze nie wyschła po tym co się stało gdy mężne oddziały wczoraj się tu zwarły. Już stoją królowie naprzeciwko siebie, za nimi jak gwiazdy ostrza zapalone, a tam nad głowami niewidzialni w niebie grają z sobą w kości znudzeni bogowie. Zaryczały trąby, niebo się ugięło, na moment wrogowie złączyli się w śpiewie, lecz zaraz ich miecze od krwi zardzewieją i kości jak w bębny uderzą o ziemię. A jutro gdy słońce wstanie nad trupami do następnej bitwy wojsko zmartwychwstanie. Witold Wieszczek