Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy – sierpień 2015

Ignacy KrasickiMówią, że lepsze jedno lato niż dwie zimy, dlatego korzystajmy z pogodnych dni. Sierpień przyniesie nam zbiory plonów z naszych urodzajnych pól. 25 sierpnia, na Ludwika, zboże z pola umyka! Po zakończeniu żniw odbywają się co roku tradycyjne dożynki. Wtedy przemaszeruje orszak z wieńcami dożynkowymi i śpiewem.

Sierpień kojarzy się nam między innymi z pachnącymi różami pnącymi się w ogrodach. W lasach kwitną wrzosy. Po deszczach pojawiają się grzyby. Zanim odlecą kukułki, możemy jeszcze posłuchać kukania, a w letnie wieczory kumkania żab.

W sierpniowym kąciku poezji przypominamy dwa utwory Ignacego Krasickiego (1735–1801): „Oracze i Jowisz” oraz „Wóz z sianem”.

Halina Herbszt

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

ORACZE I JOWISZ Posiał jeden na górze, a drugi na dole. Rzekł pierwszy: „Pragnę deszczu”; drugi: „Suszą wolę”. Kiedy się więc z prośbami poczęli rozwodzić, Jowisz, chcąc obu żądzy obficie dogodzić, Ustawicznie niziny suszył, góry moczył. Przyszło zbierać, aż każdy poznał, że wykroczył: Bo zboże traktowane w kontr swojej naturze, Spaliło się w nizinie, wymokło na górze. Ignacy Krasicki

WÓZ Z SIANEM Przy powrozie Na wozie Wielki ciężar konie wlekły, Więc sobie rzekły; „Aby naszą pracę skrócić, Starajmy się wóz wywrócić”. I tak się stało, Siano się w wozie zmaczało. Ale czego nie dociekły: Cięższe, bo zmokłe, do domu przywlekły. A nim wyschło bywszy w wodzie, Pracowały trzy dni w głodzie. Ignacy Krasicki

ROZWSTYDLIWOŚĆ Dzisiaj na zielono! Wgryzam się w jej szyję, w tajemnicy szepcę, że jestem spragniony. Zieloną herbatę wprost z jej dłoni piję, gdy mnie drugą ręką odsyła do żony. Dzisiaj na czerwono! Ubrana po szyję, lecz jeszcze ją głaszczę, całuję jej ramię. Pod włosów woalem się rumieniec kryje, kiedy jej ubraniem po cichu się bawię! Wieczorami naga, tylko w barwach skóry. Nie ucieka nigdzie. Nadstawia mi szyję, usta winne, słodkie wargami, na których nic się już nie uchowa i nic nie ukryje. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

PRAGNIENIE Za tłumem gapiów modre oczy! Jedno spojrzenie. Może złuda. Na tle niczego jasne włosy i ta sekunda taka długa. A to widzenie tak niepewne, może nie moje, tylko jego. Niechby się stało niemożebne żeby to słońce dla mnie było! I gdy po chwili ciało składa, kiedy je w skrętach ciasnych pręży, żeby to wszystko, żeby cała moja od palca aż po rzęsy, żeby złe tłumy nie widziały, żeby po drodze nic nie było, żeby się do mnie uśmiechały, i były moje, a nie jego. Witold Wieszczek

oceń / komentuj

ZIELONE MIGDAŁY krążymy we krwi aniołów po zielonych orbitach pochwyceni na gorącym oddechu napełnieni wiosną od liścia do liścia dotyk dłoni który waży mniej niż powietrze i więcej niż kamień ruch skrzydeł motyla piórka wiatru krążymy we krwi aniołów dwie zielone planety ciała nieznośnie lekkie i obce czy to wystarczy do miłości od śmierci kilka świetlnych sekund miligram tęsknoty rozsypany po wszystkich drogach i ścieżkach fioletowe drzwi na łące wszechświata liliowy dym mgły z komina kto zbuduje do nich dom krążymy we krwi aniołów wypuszczamy skrzydlate listki z dłoni odlatują poza zielone orbity ciało pisze ciało od płomienia do płomienia łatwopalne rzęsy zielone motyle czułość i dotyk gorzkie zielone migdały czy to wystarczy – Beata Nicoś-Dziopa

oceń / komentuj

SŁOŃ SALOMON1 popołudnie wpada wiatrem przez uchylone okno dreszcz na nagich ramionach płynie opowieść potop słów który nie zatapia unosi słoń Salomon wędruje wzdłuż portugalskiej granicy po kamienistych ścieżkach dowódca oddziału czyta dzieje Amadisa zielone herbata cierpnie na języku język rozłupuje słowa składa metafory ze szklanych okruchów do krwi krążą atomy i wszechświaty gubi się czas słoń Salomon przekracza granicę w Castelo Rodrigo kornak Subhru szepcze do ucha słonia w niezrozumiałym narzeczu rzecz sama w sobie – derka wyszywana szlachetnymi kamieniami i złotem – lśni w popołudniowym słońcu czekoladowe lody topią się na języku tętent pociągu wpada tęsknotą przez uchylone okno słoń Salomon któremu arcyksiążę zmienił imię wchodzi na statek jako słoń Sulejman nic się nie zmienia zmienia się wszystko słońce chmury deszcz mewy jaskółki dalekie szczekanie psów Beata Nicoś-Dziopa

oceń / komentuj
  1. Słoń Salomon – bohater powieści Jose Saramago „Podróż słonia Salomona”.

* * * Lipcowe rozleniwienie powoli wypełniło wnętrze wakacyjny chaos mnie uspakaja tęsknota z tyłu szturcha myśląc że o niej zapomniałam a ja patrząc na brzeg w szum morza wplatam obrazy zieleni oczu i silnych ramion twój obraz ma posmak słoności taki sam jak ostatniej wspólnej nocy słońce całując uda plącze myśli a muskający biodra wiatr niepokoi mam odpoczywać ale przecież dobrze wiesz że najpełniej odpocznę zamknięta w tobie Brygida Błażewicz

oceń / komentuj

* * * jedna bitwa wygrana został spokój w klejącym upale zielenią się upajam stojąc na balkonie wchłaniam upragnioną ciszę na karku czuję leniwy marsz potu jak ryba wyrzucona na brzeg łapię oddech zbieram siłę na finał Brygida Błażewicz

oceń / komentuj

CHCĘ CISZY O tak, teraz jest mi dobrze, spokojnie, bezpiecznie, kiedy szary późno-sierpniowy świt panuje nad światem, kiedy cisza wyleguje się na ulicy przed domem i w łóżku, obok postękującej przez sen staruszki, mojej matki. Cywilizacja nieśmiało informuje przez otwarte okno, że jeszcze istnieje i bynajmniej nie góruje nad przyrodą. Słyszę miotłę ciecia głaszczącą delikatnie chodniki, nie za mocno, aby nie wymieść wszystkich śmieci, bo muszą też pozostać na jutro. Czasami jakiś samochód przemknie chyłkiem przez zaspaną ulicę. A najgłośniejsze teraz są ptaki, które wyśpiewują swoje trele morele. Tak, w takim świecie chcę pozostać. Niczego więcej nie pragnę. Żadnych patetycznych i koniunkturalnych wzniesień i uniesień, i żadnych więcej bolesnych upadków. Nie zawojuję świata, nikogo nie rzucę na kolana przed sobą. I wcale tego nie pragnę. Chcę tylko ciszy błogosławionej nad ranem i ciszy w środku. Posiedzieć jeszcze niezauważony przez nikogo na progu i pójść nie- pogodzony dalej, dalej... Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

WIECZÓR SIERPNIOWY NA WSI MEGO DZIECIŃSTWA W powietrzu unosi się zapach ciepłego mleka ze świeżego udoju z obory wychodzi kobieta zmęczona całym dniem pracy jedną ręką ociera pot z czoła w drugiej trzyma małe wiadro z mlekiem Cykady grają swój koncert na skrzydełkach komary tną rozpalone spocone ciała czerwona łuna zachodzącego na niebie słońca zwiastuje koniec kolejnego dnia Wakacje beztroskie bezczynne bez obowiązkowych zajęć w szkole wypełnione słodkim lenistwem kurzem wiejskiej drogi zapachem jabłek i gruszek i oczekiwaniem na wujka schodzącego z pracy na polu aby przed zaśnięciem opowiedział jakąś historyjkę bajkę opowieść których znał tysiące Ryszard Mierzejewski

oceń / komentuj

O KUKIZIE W domu w pracy czy w remizie Wszyscy mówią o Kukizie Wszak to pomysł nie jest nowy Czas głosować dziś na JOW-y Hej Narodzie co się dzieje Wiatr historii znowu wieje Więc opiszę sprawy skrót Będzie wierszyk niczym z nut O tym wie osoba każda Że ta sprawa jest poważna Że naprawy Polska czeka Że jest ważny los człowieka W kraju rządzi stara władza Z którą Naród się nie zgadza Władzę Naród bojkotuje Więc wybory ignoruje Dziwna to jest demokracja Kiedy władzy tylko racja I tak każdy dobrze sądzi Że się władza znów urządzi Kworum często też brakuje Ale władzy to pasuje Bo swe sprawy tak ustawi I niczego nie naprawi Sądownictwo sprawa pierwsza Aż naprawdę szkoda wiersza Nic dobrego same wady Klika jedna i układy Kto ma kasę tak to bywa Że ma rację i wygrywa Zaufania zero mają Sami sobie nie ufają Wątek w kwestii edukacji Sam ten temat nie ma racji Finał kształcenia jest taki Są uczeni na zmywaki Moi drodzy tu rodacy Krótkie słowo w kwestii pracy Ile z pracy jest radości Oprócz szykan i przykrości Że nie zwolnią nie wyrzucą Nie okradną nie zasmucą Dominują prace owe Powszechnie zwane śmieciowe Plany wielkie wszyscy snuli Ale wszystkie je zepsuli Nie ma wiele dobrych wieści W deklaracjach brak jest treści Ludzie mówią oburzeni Tak to się tu nic nie zmieni I czy na wsi czy też w mieście Idzie czas na zmiany wreszcie Coś od dawna tu nie grało I nic też nie pasowało Wszak na politycznej niwie Grano głośno lecz fałszywie Nic kompletnie nie stroiło Tak niestety tutaj było Czasu zawsze było mało I zwyczajnie nic nie grało… POSTSCRIPTUM Jaka puenta więc wynika Stawiaj bracie na muzyka Czas naprawy czas odnowy Czas jest antysystemowy… EPILOG Aby Polska Polską była Aby wiara w nas ożyła A tej sprawy jest powodem Byśmy byli znów Narodem… Mieczysław Góra

oceń / komentuj

SPRAWA DLA REPORTERA Dziś „Sprawa dla reportera” Gremium widzów więc się zbiera I jak zwykle o tej porze Program jest w telewizorze W redakcji siada elita Dobro zawsze tu rozkwita Martwią się ludzi kłopotem Ale o tym może potem Tu powtórzę wieszcza słowa W Polce taka jest odnowa Płaczą ojce płaczą matki Że zabrano im znów dziatki Matki Polki znowu płaczą Że swych dzieci nie zobaczą I to dziecko tak kochane Siłą matce już zabrane A ten sędzia jak ci kaci Gorzką karą jej zapłaci I jak w wojnę ostro karzą Biednych winą znów obdarzą A co u nas przecież wiecie Jak to bywa gdzieś w złym świecie I nie mówiąc nic nikomu Gwałtem brano dzieci z domu Wziąć podeptać to co święte Już niemowlę nawet wzięte Jak się dzieci dziś odbiera Patrz „Sprawa dla reportera” Jest wspaniała tam kobieta To Jaworowicz Elżbieta Głos się łamie łza jest w oku Gdy się dramat toczy z boku Eroposeł Wojciechowski Pełen smutku pełen troski Łamiąc ręce tu bezradnie Mówi że to tak nieładnie I pan Janusz łzę ociera Że przypadków mamy tera Bolszewicy nawet byli I dzieci nie rozdzielili Dobry prawnik Lech Obara Też jak może się tu stara Sprawę w sądzie wnet rozliczą Słynną mafię komorniczą Doktor Bielecki wspaniały Chirurg wielce doskonały Wielka zawsze w nim rozwaga I jak może wciąż pomaga Mecenas Wentlandt wzburzona To jest sprawa ustawiona I to wszystko wielka granda Nie prawnicy to lecz banda Wszystkich chwyta wielka troska Głos zabrała Elbanowska Za czasów hitlerowskich wszak Bardzo podobnie było tak No cóż młodzież niech za młodu Pozna kulturę zachodu Ze wzruszeniem pełnym troski Głos miał Andrzej Michałowski Temat owszem raczej znacie Rzekł o niemym adwokacie Pan Rutkowski mocnym głosem Bolał nad matczynym losem I zaś resztę wszystko wiecie W studiu z Patrycją w duecie Pan Torzwski wnet zaśpiewał… Tak się sprawa w skrócie miewa… POSTSCRIPTUM Smutny wierszyk beznadziejny Jak ten los nasz ludzki chwiejny Jak te smutne oczka dzieci Smutno tak piszą poeci Choć ten wierszyk przecież marny I nadzwyczaj nie wulgarny Jak dziękować nie wiem przecie Pani Jaworowicz Elżbiecie… EPILOG Wierszyk dzisiaj nie jest śliczny Mało też optymistyczny I tu prawda bardzo stara Mocą prawych bywa wiara Autor mieszka gdzieś pod lasem Smutne bajki pisze czasem Lecz dopowiem Wam tu skrycie To nie bajka to jest życie… Życie dalej pisze wątki Nowe smutków znów początki By wypełnić ową niszę Nowe zwrotki wnet dopiszę ;-) Mieczysław Góra

oceń / komentuj

NA JAWIE W KRASNYMSTAWIE Coroczne Święto Chmielarzy i Piwowarów, Odwodzi nas od zamiaru zachowania umiaru. Gości już z dala gala zniewala, Przepych wyborny czarem powala. Tu dla każdego jest coś miłego, Nawet atrakcje dla wstrzemięźliwego. Na kiermaszu się targuj (jeśliś wybuchowy) O miejscowy ludowy antałek kultowy, Zaś wieczorem da koncert zgrana grupa znana, Czyli czeka cię pod gwiazdami uczta melomana. A nadobne już z nazwy, krasnostawianki, Przygotowały Ci także inne niespodzianki. Ty zaś mój piwoszu, w tej „krainie czarów”, Karczmy będziesz odwiedzał cenionych browarów. W każdej skosztuj wolno napoju złocistego, By inni w tobie widzieli znawcę wytrawnego. Tutaj, po kilku jasnych, głowa sama się kiwa, Zapewne z podziwu dla przedniego piwa. A kiedy nieopatrznie miarę w piciu przebierzesz, Będziesz latał do klopa niczym kot z pęcherzem. Co innego bezdomny, gdy się piwem raczy, Zaczyna przyjaznym na świat okiem patrzyć: Z pianą na ustach jest w siódmym niebie, I zapomina o suchym chlebie. Radość ogarnie u nas takiego seniora, Którego otępiła codzienności zmora. Z wielką ochotą jak tutaj stoimy, Płynem złocistym go napoimy. Lat mu ubędzie, uśmiech powróci, Przestanie ziewać, piosnkę zanuci, Do miłych wspomnień od razu wróci. Więc śmiało, w ten dzień wyjątkowy, Wlewajmy w siebie nektar chmielowy! January Witkowski

oceń / komentuj

„ŚWIETLANA” POSTAĆ KANDYDATA Wiec przedwyborczy darmochą kusi, I człek, chcąc nie chcąc, dziś pójść tam musi; Nawet i z dziadkiem i z małym dzieckiem. Bo kiedy kiszki grają nam marsze, Smakują (nowość!) pierogi szwedzkie, Z dwudziestopięcioletnim farszem, A już sam widok kiełbas z odzysku, Odsuwa na bok widmo wyzysku. Tu też staruszka w mig dokarmimy, Gdy oddał rentę w szpony rodziny. Więc przybywajcie zgłodniałe masy, Spożywać wespół pyszne frykasy! Kandydat, który jest dzisiaj z nami, Przybył tu po to, by nas omamić. O, właśnie zaczął krzykiem: - Kochani! Twierdzi, że wszystko na lepsze zmieni, I kraj nasz rychło w raj nam przemieni: Wstrząśnie niebem, poruszy ziemię! By w tłuszcz obrosło Lechitów plemię. A w dowód swej szczodrobliwości, Z gestem opróżnia róg obfitości, Pełny obietnic aż do nudności. Próżno byś szukał u niego buty, Godny, w garnitur modny zakuty, Na glans wyczyścił wyborcze buty. Potrafi własną partię zdradzić, I komu trzeba, jak trzeba, kadzić. Dużo przez lata zdążył nachapać, Przez to, że nigdy nie dał się złapać. A gdy w kryzysie truchleje tusza, Sumienie nie rusza tego parweniusza! Zawsze jest gotów rywala zdeptać, Byleby tylko nektar władzy chłeptać. Dużo przez lata zdążył nachapać, Przez to że nigdy nie dał się złapać. Mówią po cichu, iż ten sprytny drań Był utrzymankiem (bez żadnych starań) Nad wyraz szpetnych majętnych pań. Musiał się widać dobrze sprawować, Inaczej nie mógłby kandydować. Oto go macie i na plakacie: Tłuste oblicze w dużym formacie; A na tę gębę, japa przy japie, Jak krótkowidze gapią się gapie, Aż tłuszcz z afisza na ziemię kapie. Uśmiech promienny ma prawie szczery, (Przecież trenował go, do cholery!) Nie zrywaj zatem opasa z murów, Niech bierze udział w wyścigu szczurów. A kiedy pierwszy wpadnie na metę, Będzie się chełpił swym priorytetem, I wkrótce potem w sejmowej sali, Zapomnieć o tych, co go wybrali. Ciebie wyborco też będzie winił, Że przez twój wybór znów się ześwinił. Co z takim zrobić? – ktoś mnie zapyta. Nic, bo świnię zawsze ciągnie do koryta. Przeto pamiętaj, o czym wie każdy głodny, Iż kandydat z nadwagą jest niewiarygodny. January Witkowski

oceń / komentuj

ZŁOTY SIERPIEŃ Złoty sierpień kosi łany. Pot spływa po moim czole. Złotą myślą przyodziany leżę pod tobą na dole. Złoty wianek z kłosów pachnie świeżym żytem. Ziarna spadają z włosów. Kocham cię z zachwytem. Złoty kielich wytrawnego wina wypijam dziś powoli do dna. Moja sierpniowa dziewczyna innego kochanka już ma. Halina Herbszt

oceń / komentuj

SIERPNIOWE LATO Sierpniowe lato biegnie polną łąką. Tu i ówdzie pachnie świeżą mąką. Obdarzy nas smacznym chlebem, żeby ziemia była dla nas niebem. Błękit lata odbija się w jeziorze. Słońce mocno praży o tej porze. W zaroślach pachnie tatarakiem, gdy płyniemy obok kajakiem. Lustro wody spokojne beztroskie. Tegoroczne wakacje są boskie. W noc pogodną nad głowami niebo utkane jest gwiazdami. Lekki wiatr romantyk pieści ciało jakby miłosci wciąż było za mało. Z ogniska dochodzi gorący żar. Tej nocy przenika nas miłości czar. Halina Herbszt

oceń / komentuj

BLISKIE SPOTKANIE PO LATACH Półmrok wkrada się przez okno naszego pokoiku Kiedy dwie bliskie sobie dusze Spotkały się wreszcie razem. Jej dotyk ciepły jak promyki słońca Letnią porą na rozgrzanej plaży Masuje i łaskocze leniwe jej ciało. Gładkie dłonie podążają za wzrokiem Dotykają subtelnie każdy centymetr Drżącej i spragnionej pocałunków kobiecej przestrzeni. Pojawiający się żar z wnętrza wypływający Ogrzewa nagie ciała uwalniając zmysły Wirujące w subtelnym tańcu rozkoszy oboje odpływają. Przed nimi tak wiele do przypomnienia… Przymrużone oczy obojga nie przeszkadzają W dostrzeganiu piękna kipiącego lawą wnętrza. Nie śpieszą się choć ich tętna pulsują W rytm bijących obu serc Dwojga kochających się do szaleństwa. A kiedy splecione w miłosnych uściskach Rozgrzane nagie ciała eksplodują Milionami kawałków namiętności opadają leniwie. Splecione dłonie, jeden oddech, jedno serce Jedna miłość, jedno pragnienie, jeden sen Aż do końca umykającego dnia… Piotr Sułek

oceń / komentuj

CHCĘ Chcę kochać, całować Chcę delikatnie Cię gryźć, Chcę czule pieścić aksamitne Twe ciało Dlaczego tak tęsknię i wciąż mi za mało? Chce być tu i teraz , Chcę płynąć do gwiazd…. Chce dotknąć rozkoszy, Czy mogę chcieć więcej o tej porze nocy? Chce słyszeć jak krzyczysz, Chce widzieć jak drżysz, Chce zjeść Twoje ciało A nadal tak tęsknię i wciąż mi za mało..? Chce czuć każdy oddech, Chce dłoni gorących Chce żaru oblewającego me ciało Dlaczego mi Skarbie wciąż Ciebie za mało..? Piotr Sułek

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.