Kącik poezji > Wybór wierszy

Wybór wierszy – maj 2012

Tadeusz Boy ŻeleńskiBył lekarzem, kabareciarzem, hazardzistą, hulaką, naukowcem, demoralizatorem, tłumaczem, poetą... W liście zajęć, którymi się parał, można by zrobić niejeden błąd ortograficzny! Zostawił po sobie tłumaczenia Kartezjusza i Balzaca, ale także całkiem niezły zbiór anegdot, których jest bohaterem. W jednej z nich został jako pediatra wezwany do chorego niemowlęcia. Po zbadaniu dziecka, postawił diagnozę: zatrucie nieświeżą rybą! Zdziwiona matka odrzekła: „Panie doktorze! Rybą?! Niemowlę?”. Nasz doktor-kabareciarz zamyślił się, po czym orzekł: „Ma pani rację. Trzeba wezwać lekarza.” Jak widać potrafił harmonijnie łączyć wykonywane zajęcia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było to łatwe.

Tadeusz Żeleński, młodszy kuzyn Kazimierza Tetmajera, urodził się 21 grudnia 1874 roku w Warszawie. W 1893 r. rozpoczął studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale już na drugim roku przerwał na sześć miesięcy naukę, aby poświęcić się innemu interesującemu zajęciu – hazardowi! Drugi raz przerwał naukę w 1898 r., by bawić się w towarzystwie innego legendarnego skandalisty – Stanisława Przybyszewskiego oraz jego żony, Norweżki Dagny Juel, w której Tadeusz Żeleński się podkochiwał. Gdy Dagny rzuciła Przybyszewskiego i wyjechała z jakimś kochankiem, Tadeusz przeżył załamanie, ale potem zebrał się do kupy, wrócił na studia, pozdawał zaległe egzaminy i wyjechał na stypendium do Paryża, gdzie wałęsał się po Montmartrze i czytał Balzaca, a od czasu do czasu, w przerwach między wieczorami kabaretowymi, nawet trochę się uczył.

Po powrocie zajął się pracą badawczą, a swoje prace publikował w „Przeglądzie Lekarskim”. Jesienią roku 1905 powstał kabaret Zielony Balonik, którego wkrótce Tadeusz Boy Żeleński stał się jedną z głównych postaci.

Miał ogromne powodzenie u kobiet, przez jego łożę przetaczały się piękne aktorki, błyskotliwe hrabianki, inteligentne mężatki... Nie lubił jednak ponoć kobiet wysokich, a pytany kiedyś czy podoba mu się pewna wysoka piękność, miał odpowiedzieć: „Owszem, ale na nią to by trzeba z linami, z czekanami, w kilku”.

Po wojnie, w 1919 roku, Żeleński został recenzentem teatralnym. Kolejne lata przyniosły mu uznanie również jako tłumaczowi i popularyzatorowi literatury francuskiej, co znalazło odzwierciedlenie choćby w określeniach: „mocarz przekładu” czy „wielki architekt literackiej kultury francuskiej”. Ale był również mocno krytykowany, między innymi, gdy wyciągał nieznane fakty z życia Mickiewicza, odbrązawiając nieco biografię naszego wieszcza. Nie wszystkim podobało się również pisanie o królu Janie III Sobieskim „szlachecki dziwkarz”, a Boy wielokrotnie był atakowany za szarganie narodowych symboli. Podpadał również swoimi kampaniami obyczajowymi, w których postulował dopuszczenie aborcji ze wskazań zdrowotnych i społecznych, reformę prawa małżeńskiego czy atakował Kościół.

Po wybuchu II wojny światowej przeniósł się do okupowanego Lwowa, gdzie otrzymał nominację na stanowisko profesora literatury francuskiej na Uniwersytecie Jana Kazimierza. 30 czerwca roku 1941 do Lwowa wkroczyli Niemcy, a 3 lipca Tadeusz Boy Żeleński, wraz z wieloma innymi profesorami, został aresztowany i rozstrzelany.

Witold Wieszczek

Swoje wiersze można przesyłać na adres redakcji: redakcja@libertas.pl

O BARDZO NIEGRZECZNEJ LITERATURZE POLSKIEJ I JEJ STRAPIONEJ CIOTCE I Pełna gracji, zacna, słodka, Żyła sobie stara ciotka. Bez zbytków, lecz i bez braku Miała swój domek na Szlaku. Oprócz cnót rozlicznych wieńca Hodowała też siostrzeńca. Brzydki chłopiec, z krzywą buzią, Zwał się - dajmy na to - Józio. Ciotka była panną czystą, A Józio był modernistą. (Modernista - znaczy chłopak, Co wszystko robi na opak; Każdego się głupstwa czepi, A zawsze chce wiedzieć lepiej.) Z tym smarkaczem ciotka stara Miała strapień co niemiara. Zawsze jej czymś umiał dopiec, Taki już był brzydki chłopiec. Próżno ciotka mu wymienia Albo Lucka, albo Henia, Co ich przykład wszystkim świeci, Jako grzecznych, dobrych dzieci; On rozeprze się wygodnie, Obie ręce włoży w spodnie, Śmieje się i kiwa głową, Jakby mówił: "Gadaj zdrowo!" II To rzecz nie do uwierzenia, Co on ma za przywidzenia! Czasem coś bez sensu maże I mówi, że to witraże. To znów wieczór biega nago I rozbija wszystkich lagą. Ciotka krzyczy: "Joseph! arrete!" A on: "Ciociu, to kabaret!" Wszystkie meble w domu psuje: Mówi, że sztukę stosuje. Wszędzie wlezie, wszędzie dotrze, Deprawuje dzieci młodsze. To rzecz w Polsce niesłychana: Nie chcą wierzyć już w bociana! Kiedyś wpada mała Hanka: "Ciociu, jestem rotomanka" - "Któż cię tak nauczył?!" - "Józio" - Mówi z rozpaloną buzią. "A ja - sepleni Ludwiczka - Jestem święta pla-samiczka". Chociaż zwykle dobra, słodka, Zawyła ze zgrozy ciotka: Raziła ją na kształt gromu Taka hańba w polskim domu! III Czasem dobra ciotka woła: "Usiądźcie, dzieci, dokoła, Powiem wam o dawnych dziejach, O hetmanach, kaznodziejach, Potem każde z was wymieni, Którego najwyżej ceni". A Józio ze śmiechu kona I krzyczy: "Ciociu! Kambrona!" IV Czasem, a najwięcej w poście, Przychodzą do ciotki goście. "Józiu, przywitaj się z panem! Co ty tam za parawanem?! Wyłaź stamtąd, puść Haneczkę I powiedz gościom bajeczkę". Wylazł Józio, głową kiwa I w te słowa się odzywa: "Bajeczka pana Jachowicza. Staś na sukni zrobił plamę, Oblał bowiem ponczem mamę; A widząc ją w srogim gniewie, Jak przepraszać, sam już nie wie. 'Plama głupstwo - mama doda - Ale ponczu, ponczu szkoda!'" Skończył Józio, gość się śmieje, A ciotkę wnet krew zaleje: Biedaczka dostała mdłości I ze wstydu, i ze złości. Tak ten niegodziwy chłopiec Zawsze ciotce umiał dopiec. V Tak się trapi dobra ciotka, Pełna gracji, zacna, słodka, Lecz największą ma subiekcję, Gdy rozpocznie z Józiem lekcję. Dojdżże ładu z taką głową: Zawsze ma ostatnie słowo! Ciotka prawi o Trzech psalmach, Józio o "tańczących palmach"; Ciotka mu o apostołach, On jej o spermatozoach; Ciotka uczy, kto był Gallus, On poprawia: "Ciociu, Phallus!" Ciotka znów z innego wątku Baje o świata początku, Józio się ząb za ząb kłóci, Że świat cały powstał z CHUCI. (Mruknie ciotka w pasji szewskiej: "Wciąż ten łajdak Przybyszewski!"). Ciotka znów o ideałach - Józio: "Ciociu, co to wałach?" Taką ciotka ma subiekcję, Gdy rozpocznie z Józiem lekcję. VI Kiedy wieczór już zapada, Ciotka do snu się układa: "Józiu! Zostaw ten rozporek I chodź odmówić paciorek. Niech Józio przy łóżku klęknie I powtarza głośno, pięknie: "Boziu, usłysz głos chłopczyny, Odpuść synów naszych winy! Polska cię na pomoc woła! Niech tradycji i Kościoła Pozostanie sługą wierną! Erotyzmem ni moderną Niech się naród ten nie spodli!" Teraz Józio się pomodli Za mamusię, za tatusia, Potem grzecznie się wysiusia I spokojnie, cicho zaśnie". Brzydki chłopak mruknął: "Właśnie!"Tadeusz Boy Żeleński

POCHWAŁA WIEKU DOJRZAŁEGO Marzę często o tym wieku, Gdy zwierze ginie w człowieku; Gdy już żadna z ziemskich chuci Władzy Ducha nie zakłóci. Jak to musi być przyjemnie! Nic poza mną, wszystko we mnie: Zmysłów swoich gęstą pianę Zbierasz w sobie jak śmietanę I rzucasz (czy to nie prościej?) Na ekran Nieskończoności. Oczyszczony duch ulata W harmonijne kręgi świata, Dokoła człowiek spogląda, Nic nie pragnie, nic nie żąda, W ciągłej ekstazie na jawie Żyje się - za bezcen prawie. A czas! tu dopiero zyski: Żaden ciała popęd niski Roboczego dnia nie kurczy, Nie zawadza w pracy twórczej; Z pokoju, mocą tajemną, Nie wygania cię w noc ciemną; Gdzież tam! Z niebiańskim spokojem Siedzisz przy biureczku swojem, Huczy, dymi samowarek, Ty równiutko jak zegarek, Zawsze z jednaką ochotą, Nizasz myśli nitkę złotą, Uprawiasz swój interesik Pogodnie jak drugi Esik. Od czasu Ducha narodzin Dzień podwoił liczbę godzin! A cóż dopiero w podroży! Żadna chwila się nie dłuży; Ląd czy morze, ty bez przerwy Zawsze masz spokojne nerwy; Nie zachodzisz nigdy w głowę, Jak blisko miasto portowe; Nie stajesz calutki w pąsie Przy podejrzanym anonsie; Bez żadnej myśli ubocznej, Jak prosty świadek naoczny, Badasz sobie obce kraje, Zwyczaje i obyczaje; Oglądasz domy, ulice, Zwiedzasz śliczne okolice, Bez kłopotów, bez przykrości, Bez dwuznacznych znajomości: Nie rozumie ta dzicz młoda, Co to za wściekła wygoda. Cóż to za przesąd, zaiste, Ba, urągowisko czyste, Ta niby-prawda utarta, Że tylko młodość coś warta! Przypomnij sobie, człowieku: I czym ty byłeś w tym wieku? Ot, pędziwiatr, dureń młody, Ślepe narzędzie przyrody, Wszędzie gotowe po trosze Wściubić te swoje trzy grosze; W szaleństwie gorszy od źwirząt: Wprost już nie człowiek, lecz przyrząd! I co taki wie o świecie, O życiu czy o kobiecie? Czy w tym pustym łbie się mieści, Co znaczy powab niewieści? Ta harmonia niesłychana Po to od Boga jej dana, By iść przez świat niby święta, Uwielbiana i nietknięta, Obca wszelkim ziemskim szalom, Wieść ludzkość ku ideałom! Czy taki młokos to czuje? Czy zrozumie, uszanuje? On, co żyje jedna chętka: Dużo, byle jak i prędko! Inna rzecz, gdy już w nas cudnie Nieczystość wszelka wychłódnie. Wówczas, ach, wówczas dopiero Wraz z tą najpiękniejszą erą - Wielu z panów mi to przyzna - Żyć rozpoczyna mężczyzna: Gdy z płci swojej niewolnika Zmienia się w pana, w zwierzchnika; Gdy wolny od grubszych robot DUCH zażywa pełni swobód. Czy zrozumie młoda głowa, o to na przykład rozmowa? Gdy dwie płcie, zgoła odmienne, Wymieniają myśli cenne; Słowo z słowem igra, skrzy się, Fruwa jak piłka w tenisie, Czasem leciutko dotyka Misternego dwuznacznika, To paradoksem się mieni, To liczko wstydem splamieni; Któż mistrzem w takiej rozmowie? Tylko dojrzali panowie! A młody? Głupie to, płoche, Tylko pobrudzi pończochę, Bąka coś, pożal się Boże, To znów kwaśny, nie w humorze, Jedna myśl go ściga wszędzie: Będzie... z tego czy nie będzie. Nigdy pojąć nie był w stanie, Jak to może bawić Panie. Słowem, nie przesądzę wcale: W podróży czy kryminale, Przy pracy czy przy zabawie, W każdej sytuacji prawie, Czy przy politycznej misji, Czy w teatralnej komisji, Wiek dojrzały ma, bez blagi, Tak oczywiste przewagi, Że życzę wam, bracia mili, Byście go rychło dożyli.Tadeusz Boy Żeleński

WIERSZ INAUGURACYJNY NA OTWARCIE PIĄTEGO SEZONU "ZIELONEGO BALONIKA" Już się piąta zima znaczy, Jak w tych starych murów cieniu Walczym, z odwagą rozpaczy, Przeciw mózgów rozmiękczeniu... Walczym mężnie, lecz bez wiary, Przeciw tej krakowskiej hydrze, Patrząc, rychłoli ofiary I z naszego grona wydrze. Przeżyliśmy tu, w tej sali, Pięć lat naszych młodych rojeń; Tutaj życieśmy czerpali Z tak zwanej czary upojeń. Weszliśmy w te ciche bramy W naszych lat młodzieńczych wiośnie, Niewinni jak dziecię Mamy, Gdy pierś jej tuli radośnie. Weszliśmy pełni zapału, Że zmienimy świata kolej, Że stworzymy, choć pomału, Polskę, co ma we łbie olej... Nie broniąc się przed męczeństwem, Nieśliśmy siły najlepsze; W pogoni za człowieczeństwem Bywaliśmy jako wieprze... By zdobyć pogląd niezłomny Na cnotę i na występek, W grzechów kałuży ogromnej Nurzaliśmy się po pępek. Dzisiaj, gdy pierwsza siwizna Bieli naszą skroń znużoną, Patrzymy, zali Ojczyzna Przyjęła ofiarę oną?... Czy który z nas, choć w mogile (łezka), Tej pociechy kiedy zazna, By nas naród wspomniał mile, Niby król swojego błazna?... Lecz dalej! Co bądź nas spotka, Co bądź przypadnie nam w zysku: Czy trudów nagroda słodka, Czy tylko sińce na pysku. Czyli pierzchną mroków cienie, Czy się los zawistny uprze, By następne pokolenie Było w Polsce jeszcze głupsze. Czyli czeka nas podzięka, Czy też obrzucą nas błotem, Niech płynie nowa piosenka, Niech się pluska w winie złotem. Niechaj śwista, niechaj warczy Niby bąk podcięty batem: Zanim przyjdzie uwiąd starczy, Jeszcze się pobawmy światem! A kiedyś przyszłość odpowi, Gdy nowych dni wejdą brzaski, Kto lepiej służył krajowi: Luto-czy też Siero-sławski!Tadeusz Boy Żeleński

MODLITWA ESTETY W wielu rzeczach świat po prostu Jest podobny do loterii: Nie wybierasz swego wzrostu Ani swojej peryferii. Tak byś wolał czy inaczej, Chcesz być cienki, chcesz być gruby, Rośniesz, jak ci traf przeznaczy, Prima vista, ot, bez próby. Nim się dowiesz, co potrzeba, O proporcji i o formie, Spadasz na świat prosto z nieba W gotowiutkim uniformie. Jakie system ten ma skutki, Co wyrasta z tego dalej, Powiedzmy to bez ogródki, Widać - choćby po tej sali: Jednemu policzysz kości, Na drugiego znów tak padło, Ze aż kapie od tłustości, Gdzie pomacać, samo sadło. Jeden - krzywą ma łopatkę, Drugi, losów tajemnicą, Tu i ówdzie wdał się w matkę I chodzi z damską miednicą; Ta gładziutka jest jak chłopak, Druga znowu - istna kukła, Tamta wszystko ma na opak, Tu jest wklęsła, tam wypukła - Cały wyrób, bierz go czarci, Ma fuszerki wszystkie cechy, Widać - więcejśmy nie warci Za paskudne nasze grzechy. Głowy sobie Bóg nie suszy Nad doczesnym naszym kształtem: Dzieli po kawałku duszy, A resztę kropi ryczałtem; Z byle gliny, choć z zakalcem, Lepi Stwórca ludzki potwór, Potem, od niechcenia, palcem Machnie jeden, drugi otwór, Zesztrychuje z góry na dół, Przyklepie cię po ciemieniu I - marsz na ten ziemski padół Służyć swemu przeznaczeniu. Miły Boże! uważ przecie W swej dobroci niesłychanej, Toż my żyjem dziś na świecie W wieku Sztuki Stosowanej! Dziś, gdy cały świat ocenia Estetycznej wagę formy, Stan ten jest nie do zniesienia I wprost krzyczy o reformy! Lada mebel dziś nam składa Skończony - panie! - artysta, A ten, który na nim siada, Wygląda - ironia czysta! To nam w końcu życie zbrzydzi; Dziś człowiek dobrego tonu Czasem się po prostu wstydzi Wejść do własnego salonu! Toż tam przecie siedzą w niebie Rafaele czy Van Dycki, Można by złożyć w potrzebie Mały kursik estetyki... Prosimy więc, dobry Boże, Więcej smaku, więcej gracji, I w twym ludzkim arcytworze Bogdaj trochę stylizacji; Podnosim modły pokorne, Niechaj twoja ręka szczodra W linie wężowo-wytworne Kreśli niewiast naszych biodra; Niechaj matron naszych biusty, Polskiego domu dostatek, Zamiast kształtów glorii tłustej Będą jako lilii płatek; A cnota dziewic niewinnych, O spraw to, panie nad pany, Niech ma, zamiast wszystkich innych, Zapach esencji różanej...Tadeusz Boy Żeleński

WINOGRONA obym nie musiała gryźć cierpkiego owocu tęsknoty co łaskocze kwaśnym uśmiechem żeby się nie kurczyły nie zatrzaskiwały nie odwracały do języka nie nikły niech zalśnią skrągleją winogronami się wturlają i otoczone różowym światłem wnętrza twoich policzków w jego cieple wyrosną Marta Grudnik

oceń / komentuj

POMARAŃCZE przynoszę ci pomarańcze dwie różowe patrzą na twoje palce kiedy obierasz je z drżenia i rozszerzają się ich brązowe źrenice bo coraz ciemniej pod twoim językiem coraz naglej Marta Grudnik

oceń / komentuj

* * * Temu, który rozgrzewa nawet na odległość cząstki ciebie gromadzą się pod zlepionymi powiekami wyobraźnia kreśli zarys kształtu sny są perfekcyjne tylko pobudki dotkliwe bo rozumiem już że cisza to czekanie wiesz przecież że gdy zostaję sama z porankami na karku łyżeczka w herbacie jest jedynym ciepłem na jakie mnie stać (...) mogę tylko pleść wersy drżeć w zimnym świetle lub żarzyć się w tęsknocie Oliwia Betcher

oceń / komentuj

POMIĘDZY ZAUFANIEM ZŁAMANYM W DOBREJ WIERZE A SPOKOJEM ZBURZONYM WBREW WOLI łapiesz mnie za słowa - wciąż nie wiem dlaczego nie za ręce - prowadzisz i czuję że mogę wyjść z siebie do ludzi a później zastygam między kolejnymi cegłami które na ciebie zrzucam a przecież miały budować dom to nie jest świat który chciałam ci dać i nie mam nic na swoje u sprawiedliwie nie przepraszam Oliwia Betcher

oceń / komentuj

* * * Ta dziewczyna z Reszla nadal tam mieszka choć spalona na stosie gra sąsiadom na nosie ta zza grobu śmieszka Jerzy Lengauer

oceń / komentuj

* * * Zgrabna antykwariuszka z Krakowa lubiła jak się książki chowa bawiła się w tę grę do czasu gdy zabrakło nawet tarasu i znikła jej druga połowa Jerzy Lengauer

oceń / komentuj

DRIADA Drzewa szumią w gęstym lesie, chłopak wiązkę chrustu niesie. W domu dzieci go czekają, razem z żoną wyglądają. Jeszcze wzgórek, jeszcze rzeka, w domu go już obiad czeka. Serce bardzo się raduje. Nagle chłopak krok wstrzymuje. Jakiś szelest, cień ulotny... Nagle poczuł się samotny, gęstym lasem otoczony, znowu dalej mu do żony. Nagle lica mu pobladły, złe przeczucia go dopadły. "Czyś ty człowiek? Czyś ty zwierze?" Chłopak swą siekierkę bierze. To dziewczyna, piękna, młoda. Co za kształt! co za uroda! Zwiewna szata ją okrywa, lecz jej wdzięków nie zakrywa. Stoi chłopak oniemiały, jakby rzucił kto nań czary. Teraz widzi swój błąd srogi. Ręce, biodra i jej nogi zielonkawe, "Nie, nie biada! Pani lasu, tyś jest driada! W ciemnym lesie chybam zbłądził, że znam drogę, ja żem sądził." Driada nic nie odpowiada, tylko na łuk strzałę wkłada. Głos cięciwy, strzała leci... Nie zobaczy chłopak dzieci. Ani żony, ani chaty. Pada martwy między kwiaty. Drzewa szumią w gęstym lesie. Chłopak chrustu już nie niesie. Andrzej Dembończyk

oceń / komentuj

* * * chłodny poranek - pierwsze żółte liście unoszą się na rzece Andrzej Dembończyk

oceń / komentuj

* * * Zielone Świątki - tatarakiem i brzeziną umajone chaty Teresa Grzywacz

oceń / komentuj

* * * matura córki - znowu zakwita przed domem ten sam kasztan Teresa Grzywacz

oceń / komentuj

WIOSENNY CZAR Zaczarowała mnie wiosna jak zielona trawa urosła. Na drzewie rozkwitły pąki, bociany przyleciały na łąki. Zające skakały w ogrodzie, kaczeńce kwitły na wodzie. Gosposie uprawiały zagonki, w lesie śpiewały skowronki. Zaświeciły słońca promyki, puścił lód i płynęły strumyki. Przyroda obudziła się ze snu, pojawił się pierwszy kwiat bzu. Wiosna zaczarowana kraina, młode pędy wypuściła bylina. Krokusy, pierwiosnki, dzwonki i astry przepełniły rabaty i łąki. Loty godowe wykonała czajka. Magia wiosenna jest jak bajka. Co roku urzeka świat zieleni, gdy zima w wiosnę się zamieni. Halina Herbszt

oceń / komentuj

BOCIAN Nogi i dziób są czerwone. Szyja jest długa wyciągnięta. Skrzydła do lotu wzniesione. Bocian o nas pamięta. Przylatuje każdej wiosny na polskie łąki i pastwiska. Wzbudza krzyk radosny. Cieszą się ludziska. Bocian znany z upierzenia białego z czarnymi lotkami wykonuje loty krążenia między innymi ptakami. Klekot słychać z daleka. Bocian w czasie godów leci nad głową człowieka. Nie będzie już chłodów. Halina Herbszt

oceń / komentuj

SZEPTEM podejdź bliżej żebyś mogła to powiedzieć żebyśmy mogli dotknąć podejdź gdy nad nami zapłoną oriony niedźwiedzie początek i koniec grzechy same się powiedzą więc ich nie mów ręce same znajdą drogę niebo naszych dotknie głów kiedy powiem podejdź bliżej rozpędź ciałem złe powietrze niebo ciasno nas otuli jeszcze bliżej żebyś mogła nawet szeptem do nas mówić Witold Wieszczek

oceń / komentuj

KOCHAJ MNIE NAJŁADNIEJ Zamknij oczy i zbudź się cała tylko dla mnie! Twoje loki palcami rozczeszę starannie! Twoje ciało wyłuskam z obietnic sukienki, aż się Tobą dokoła każda rzecz wypiękni! Mdlej ze mną, błądź ze mną, zgubionymi dłońmi, trwóż się ze mną o potem lękiem niespokojnym, całuj dzisiaj namiętną, jutrzejszą tęsknotą, kochaj tym, co za chwilę sczeźnie snu pozłotą. A kiedy umrzemy, gdy nasz świat się skończy, nie będzie już kochania ani pomarańczy, nie będzie Twych oczu i mego imienia, nasze ciała zimne stopi czarna ziemia. Zamknij oczy i cała uśmiechnij się dla mnie, i kochaj najmocniej, najczulej, najładniej! Witold Wieszczek

oceń / komentuj

Załóż wątek dotyczący tego tekstu na forum

PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.