Po głowie kołacze mi się dość upierdliwa (nomen omen) piosenka:
Beans, beans, the musical fruit The more you eat, the more you toot The more you toot, the better you feel So let's have beans at every meal!
albo druga wersja:
Beans, beans, they're good for your heart The more you eat, the more you fart The more you fart, the happier you feel So let's eat beans with every meal!
Pomijając kłopotliwe akustyczno-aromatyczne efekty uboczne, o których mowa w piosence, fasola jest genialnym składnikiem, który właśnie jesienią i zimą powinien zawitać na naszych stołach. W tym okresie można stworzyć z niej sycące i zdrowe dania, które ukoją w zimne dni, a także dlatego ją powinniśmy jeść właśnie teraz, gdyż o tej porze roku zawiera najwięcej składników odżywczych i jest najsmaczniejsza.
Myślę, że warto ją docenić, bo jej dobre właściwości znali już starożytni w Ameryce Południowej, skąd przywędrowała do Europy z Kolumbem. Poza tym, co może być lepszego w zimny wieczór niż gorąca, gęsta zupa? Przygotujcie ją dzień wcześniej, a następnego dnia po powrocie do domu będziecie mieć do odgrzania fantastyczne aromatyczne danie, którego miseczka Was nasyci i ogrzeje.
Przepis, zabijcie mnie, nie pamiętam, gdzie znalazłam. Myślałam, że w mojej "Soup Bible", ale nie mogę się go doszukać. Możliwe, że to był jeden z tych wycinków z gazet, których nie mam czasu uporządkować. Jak znajdę, to na pewno dopiszę. Na pewno i tak zrobiłam coś po swojemu. Póki co zapraszam na fajną zupę fasolową, która zaspokoi także wiecznych mięsożerców dzięki końcowemu trickowi, który naturalnie wegetarianie pominą.
4 porcje
W rondlu rozgrzałam oliwę i na małym ogniu przesmażyłam cebulę, aż była miękka. Na tym etapie, jeśli używacie kolendrę lub kumin (nie ma znaczenia, której przyprawy użyjecie, bo obie świetnie pasują do dań fasolowych) należy dodać przyprawę do smażenia cebuli - ładnie rozpuści się w tłuszczu i uwolni aromat.
Następnie dodałam czosnek i smażyłam jeszcze minutę. Potem wrzuciłam ziemniaki, smażyłam chwilę i dodałam bulion. Dorzuciłam fasolę z puszki wraz z sokami, zamieszałam, przykryłam i gotowałam przez ok. 10 minut na małym ogniu. Po tym czasie ziemniaki już powinny zmięknąć.
Zdjęłam z ognia, ręcznym blenderem zmiksowałam na gładko, doprawiłam solą i pieprzem.
Na suchej patelni uprażyłam bekon, aż był chrupiący, posypałam nim zupę rozlaną do miseczek, a na górę nożyczkami pocięłam z grubsza szczypiorek.