Felietony > Do góry nogami

Pieniądze leżą na trawniku!

Ostatnio w ramach prowadzenia zdrowszego trybu życia oglądam mniej wiadomości/dzienników/teleekspresów niż kiedyś, mimo to dotarła do mnie informacja, że oto słynna komisja przyjazne państwo posła Janusza Palikota w końcu likwiduje jakiś przepis. Z kodeksu wykroczeń znika właśnie wprowadzony w 1971 roku artykuł 144., który za deptanie trawników przewidywał grzywnę w wysokości 1000 zł!

W pierwszej chwili ogarnęło mnie przerażenie... a nawet cała seria przerażeń. Szybko policzyłem, że na wspomnianym przepisie w ostatnich latach zaoszczędziłem fortunę! Lekko licząc, przynajmniej raz na tydzień (a pewnie częściej), zdarzyło mi się gdzieś na trawniku nogę postawić. Gdybym za każdym razem został za to ukarany grzywną, to w ciągu roku musiałbym za tę przyjemność zapłacić nawet 50 tysięcy złotych! No ale nie płaciłem, czyli jakby nie było rocznie oszczędzałem dzięki niemu 50 tysięcy, a przecież to całkiem niezła sumka! I teraz nagle z dnia na dzień oszczędności się skończą! Co za niefart!

Próbowałem się pocieszyć, że przecież właściwie oszczędzam dalej, mogę przecież przyjąć, że przyjemność spacerowania po trawniku nadal warta jest 1000 zł., tyle tylko, że opłatę łaskawie państwo zniosło, innymi słowy zapewniło swoim obywatelom darmowy dostęp do trawników.

Niestety, to tylko pogorszyło moje samopoczucie, bo zaraz przyszła mi do głowy kolejna myśl, że przecież nie ma nic za darmo! Gdy państwo daje coś „za darmo”, to nigdy nic dobrego z tego nie wynika! Teraz każdy będzie chciał z darmowego trawnika skorzystać i trawnika zacznie brakować! Zaczną się kolejki, listy społeczne, kartki, Bóg jeden wie co jeszcze! Ta ostatnia myśl przeraziła mnie tak bardzo, że całkiem zapomniałem o tych straconych 50 tysiącach rocznie!

W stanie ogromnego wzburzenia wybiegłem z domu kierując swoje kroki do najbliższego sklepu spożywczego posiadającego przywilej sprzedawania napojów zawierających alkohol, przy okazji przebiegając jezdnię w miejscu gdzie nie było choćby śladu zebry. W sklepie nabyłem trzy piwa jasne marki Tyskie Książęce (rzecz jasna w butelce szklanej) i przebiegając na czerwonym świetle pomknąłem do parku, gdzie z powodu ładnej pogody już znajdowało się mnóstwo spacerowiczów. Szybko zauważyłem, że niektórzy z nich już dowiedzieli się o planowanej zmianie przepisów i zajmują co lepsze miejsca na trawnikach! Adrenalina prawie tryskała mi uszami kiedy wypatrzyłem ostatni ładny, niezadeptany i stosunkowo duży kawałek zieleni. Jak błyskawica znalazłem się w jego centrum, bojowo powłóczyłem spojrzeniem po sąsiadach i demonstracyjnie zerwałem zębami kapsel z butelki, który jednak grzecznie włożyłem do kieszeni, bo nie mam w zwyczaju śmiecić i to niezależnie od tego czy istnieje na to paragraf!

Pociągnąłem zdrowy łyk piwa i odetchnąłem z ulgą! Budżet domowy został uratowany! Co prawda musiałem ponieść wydatek na zakup piwa (minus kaucja za butelki)... ale gdyby zliczyć wszystkie mandaty, na których nie znalazło się dzisiaj moje nazwisko, to i tak jestem przynajmniej o ładne 2000 złotych do przodu! I to bez podatku! Całe szczęście, że w naszym pięknym, nadwiślańskim kraju pieniądze ciągle jeszcze leżą na trawniku!

Witold Wieszczek
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.