Powieści i opowiadania > Seks dla umarłych

35. Mycie z woskowaniem

Mycie z woskowaniemWiem, ostatnio byłam strasznie dołująca. Mam dobry powód. Wystarczający, żeby skoczyć z dziesiątego piętra, a nie tylko się żalić. Nie narzekajcie. Wiem, że sporo moich opowiadań przypadło Wam do gustu. Kilka nudnych części o mojej udręce wytrzymacie. A jak nie, to lizał Was pies.

* * *

Cierpliwym wielbicielom postaram się dzisiaj odrobinę wynagrodzić ich cierpliwość jakimś przesiąkniętym seksem dla umarłych wspomnieniem. Będzie erotycznie, brutalnie, na granicy dobrego smaku lub poza. Nie będzie grzecznie. Tylko dla czytelników o mocnych nerwach. Tylko dla umarłych. Żyjesz? Nie jedź.

* * *

Jesteś tam? Siedzisz wygodnie? Jesteś nim czy nią? Lubisz sobie wyobrażać, jak mnie wiążesz? A może, że jesteś mną i ktoś robi z Tobą wszystko, co zechce? Jesteś gotowa? Gotowy? Już.

* * *

To było kilka lat temu. Zaufana znajoma zaufanej znajomej. W końcu ją uprosiłam i dała mi jego numer telefonu. Kontakt do mężczyzny, który się niczego nie boi, który nie ma wyrzutów sumienia ani skrupułów. Płaci mu się krwią i całkowitą uległością. W zamian dostaje się coś, co przekracza Twoją wyobraźnię. Mrugnięcie okiem od Kościstej.

* * *

Czekałam prawie pół roku, zanim się ze mną umówił. Dostałam jasne instrukcje. Żadnych słów. Ostrzeżenie, że prawdopodobnie jeszcze nigdy czegoś takiego nie przeżyłam i że nie będzie odwrotu. Że będę błagała o litość, a litości już nie będzie.

Zignorowałam.

* * *

Dom stał na odludziu. Zgodnie z poleceniem weszłam bez pukania i skręciłam w pierwsze drzwi na lewo. Schodami zeszłam do ciemnej piwnicy, niemal się przewracając. Czekałam. Po kilku minutach ktoś stanął za mną i założył mi ciasną opaskę na oczy. Pstryk i zrobiło się odrobinę jaśniej, ale nic już nie widziałam. Jak zwierze. Prowadził mnie na rzeź. Związał dłonie i podwiesił na zimnym, metalowym haku. Związał stopy i zaczął zrywać ubranie. Nie pomyślałam, żeby wziąć coś na zmianę, a tego na pewno już nie założę. Nie używał noża. Zrywał, a zrywany, naciągany materiał, wżynał się w skórę. Ledwie stłumiłam krzyk i już wiedziałam, że niepotrzebnie. Nie było echa. Pokój był doskonale wytłumiony. Mogę krzyczeć do woli.

* * *

Bat był spleciony. Twardy. Długi. Niby prosta konstrukcja, żadnych węzełków, metalowych części, nic z tych rzeczy. A jednak za każdym razem wgryzał się w skórę. Boleśnie ją ocierał, zrywał. Wytrzymałam tylko trzy uderzenia. Byłam przyzwyczajona, że moja pupa była cała sina. Ale jego bat nie ograniczał się do tego miejsca. Ciął mi brzuch, piersi, nogi, plecy. Ból był tak straszliwy, że po piątym uderzeniu darłam się jak zarzynane zwierze. Po dwudziestym błagałam, żeby przestał. Po trzydziestym przestałam liczyć.

* * *

Kiedy odzyskałam przytomność, po moim ciele wiły się małe kropelki krwi, a na ustach miałam druciany kaganiec, który uniemożliwiał mi ich zamknięcie. Kolejne ruchy były coraz bardziej brutalne, a odruch wymiotny nie do powstrzymania. Nie mogłam nic zrobić. A przecież to nie koniec. Z drugiej strony nie było lepiej. Penetrował mnie długi, bardzo długi, pewnie metrowy wąż. Wchodził coraz głębiej, pokonywał kolejne zakręty jelita, wypełniając mnie płynem, torował sobie dalszą drogę. Czułam się jak danie przygotowywane na wieczerze. Może to właśnie o to chodzi, jestem czyszczona, ubijana, kto wie, może nawet zostanę wypatroszona. Przecież zgodziłam się na wszystko!

No właśnie. Teraz naprawdę zaczynałam się bać. Co może znaczyć „na wszystko”. Zupełnie WSZYSTKO? Cholera. Może mnie nawet zjeść i będzie miał do tego pełne prawo. Przecież uprzedzał. A teraz jest za późno. Jestem jego!

* * *

Czystość to bardzo ciekawe zagadnienie. Możesz wziąć kąpiel, umyć włosy, a ciało natrzeć pachnącymi olejkami, a w środku i tak masz kupę gówna. Możesz człowieka zabić i wypatroszyć, sprawić, że będzie okazem fizycznej czystości, a wystarczy go wrzucić niezabezpieczonego do ziemi i co? I zgnije. No i jeszcze pozostaje czystość duszy. Duszy nie można prać w pralce automatycznej, wymagane jest zawsze tylko pranie ręczne!

* * *

Ja najwyraźniej mam być czysta do granic możliwości. Czyszczenie ciała ciągnie się w nieskończoność, aż tracę poczucie czasu. Jestem głodna, ale nawet nie próbuję o tym wspominać. Jedzenie jest brudne, obrzydliwe. Obślinione przemielone trafia do żołądka i aż strach pomyśleć co potem się z nim dzieje.

* * *

Z duszą jest sprawa bardziej skomplikowana, bo dusza jest niewidoczna. Jak wyprać niewidzialną duszę? Jak sprawdzić, czy nie pozostały na niej plamy?

Moje metafizyczne rozważania przerwał uroczy ból w okolicach krocza. Coś bardzo dużego bezceremonialnie mnie rozrywało. Czułam się znowu jak dziewica, a naprawdę potrafiłam dużo wytrzymać. Nie wiem, co to było. Coś nowego. Na pewno.

* * *

Gdy odzyskałam przytomność, czułam ogromny głód i pragnienie. Dostałam tylko wodę. Woda stała w misce. Piłam jak pies. Pokój był biały. Cały odporny na zabrudzenia. Dobrze oświetlony. Spojrzałam na siebie. Nogi miałam ogolone. Na moim łonie też żaden włosek się nie ostał. Dotknęłam głowy. Nic. Tylko skóra. Moje ciało było czyste. Nieowłosione. Umyte ze wszystkich stron. Ze skrzepów krwi. Nawet w ustach czułam jeszcze miętowy aromat pasty do zębów.

Ciało posiniaczone. Pocięte. Ale czyste. Wyprane. Czyste. Oczywiście na tyle, na ile czyste może być żywe ciało.

* * *

Naga. Pachnąca. Czysta. W białym pokoju. Czekam na pranie duszy.

Poczekasz ze mną?

Anna Korybucka
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.