Powieści i opowiadania

Jak się to robi w Paryżu

Walter Bez Mienia

Paryż, czwartek, godz. 13:23

Postanowiłem umówić się z Claudią. To nie to, co myślicie, wcale nie lecę na jej kasę. Claudia to naprawdę piękna i inteligentna kobieta, która nie potrzebuje niczego nikomu udowadniać. I naprawdę nie śmieszą mnie żarty w stylu, że wcale nie wygląda na swoje 48 lat spod kilogramowej warstwy pudru. Ani takie, żeby na Claudię nie kichać, bo wzbije się ogromna chmura i zacznie padać deszcz. Ja naprawdę bardzo lubię Claudię. Bardzo. A wszelkie plotki, że właśnie jestem spłukany, proszę potraktować jak zwykłe plotki. Ja naprawdę nie wiem, dlaczego o Claudii krążą takie koszmarne opinie... że niby już trzech jej narzeczonych popełniło z rozpaczy samobójstwo... Bzdura! Jeden na pewno zabił się nienaumyślnie. Biedak po prostu pomylił okno z drzwiami do sypialni. Na 27 piętrze. Boże... Tak, jestem spłukany! Tak, byłem wczoraj w kasynie! Tak, jestem winien braciom Treviere kilkanaście tysięcy! No, może kilkadziesiąt. Tak, wróciłem boso i muszę wykupić od krupiera swoje buty...

Paryż, czwartek, godz. 13:23 i 45 sekund

Tak więc mam to już za sobą. To znaczy - podjęcie tej drastycznej decyzji. Teraz pozostał do wykonania już tylko drobiazg: rozkochać w sobie Claudię, co samo w sobie nie powinno być zbyt trudne, oraz dostać jakiś udział w jej nieprzyzwoicie wielkim majątku, co może być już nieco trudniejsze. No i jeszcze nie dostać przy tym wszystkim torsji, co może okazać się najtrudniejsze. Na wszelki wypadek nie będę nic jadł.

Paryż, czwartek, godz. 13:30

Zadzwoniłem do krupiera. Powiedział, że nie odda butów, dopóki nie przyjdę z forsą. Jaki ten świat jest bezwzględny! Co za dżungla! Dobrze, założę tenisówki.

Paryż, czwartek, godz. 14:30

Nie wziąłem pod uwagę takiej trudności, jaką jest mój instynkt samozachowawczy. Jakieś 360 razy wybierałem numer Claudii w komórce i resetowałem połączenie. W końcu wyczerpałem baterię, a ładowarkę gdzieś trafił szlag. Ma to swoje dobre strony, bo przynajmniej bracia Treviere się do mnie nie dodzwonią. Tylko jak umówię się z Claudią?

Paryż, czwartek, godz. 15:00

Właśnie przykładam sobie zimny kompres do czoła. Przed chwilą wyszli ode mnie "parlamentariusze" od braci Treviere. Mam czas do północy, by oddać dług. Ciekawe, u kogo mieli zobowiązania wszyscy niedoszli mężowie Claudii. Może u piratów somalijskich?

Paryż, czwartek, godz. 15:15

Tym razem mój instynkt samozachowawczy zgodził się współpracować. Założyłem tenisówki do garnituru i wyszedłem na ulicę. Do hotelu Le Romantique mam jakieś 10 minut piechotą. Właścicielem hotelu jest ojciec Claudii.

Paryż, czwartek, godz. 15:25

Przeklęty cieć spod hotelu nie chciał mnie wpuścić! Wszystko przez te tenisówki. Tłumaczyłem, że przyjechałem pograć w squasha. Sytuacja zaczynała się robić dramatyczna, gdy skinął na ochroniarzy. W końcu, widząc, że moje życie zaczyna wisieć na włosku, postawiłem wszystko na jedną kartę.

- Człowieku, czy ty rozumiesz, czym jest miłość? - Ochroniarze rozpoczęli marsz w moją stronę. - Czy ty rozumiesz, że można z miłości nie tylko o butach zapomnieć, ale o kamizelce nawet, o podwiązkach... - Ochroniarze byli coraz bliżej. - Zrozumże zakochanego do szaleństwa. - Z tym jednym z pewnością nie przesadziłem, bo tylko szaleństwo mogło mnie do tego przywieść. - Tam mademoiselle Claudia na mnie czeka! - Wyciągnąłem rękę w dramatycznym geście, wskazując na wnętrze hotelu.

- To ciekawe - usłyszałem znajomy, niemożliwy do pomylenia z żadnym innym, baryton.

Paryż, czwartek, godz. 15:27.03.01.

Są takie momenty w życiu człowieka, gdy czas jak gdyby staje w miejscu. To znaczy gdzieś tam na zewnątrz on sobie normalnie płynie, natomiast subiektywne odczucie jest takie, jakby wszystko działo się sto razy wolniej. Wszystko przez to, że mózg w krytycznej sytuacji zaczyna pracować na niesamowicie wysokich obrotach. Tak było też i teraz. Ja już oczywiście wiedziałem, kto stoi za moimi plecami, gdyż, jak wspomniałem, słodkiego głosiku Claudii nie sposób było pomylić z żadnym innym. Teraz należało jak najszybciej odwrócić się twarzą do Claudii, z uśmiechem przyklejonym do ust, i wpatrując się w nią rozkochanym wzrokiem, wyrecytować... Zaraz, chwilę, spokojnie. Najpierw trzeba coś zrobić, żeby pozbyć się tego cholernego uczucia, takiego jakby... przerażenia pomieszanego ze wstrętem czy jakoś tak. Przecież jeśli Claudia dostrzeże w moich oczach jakikolwiek fałszywy błysk, to wszystko weźmie w łeb. Skupmy się, skupmy!!! Wyraz uwielbienia, wyraz uwielbienia, wyraz uwielbienia, mówię! Pomyśl, jaka jest bogata, pomyśl... o braciach Treviere pomyśl, idioto!!!

Paryż, czwartek, godz 15:27.03.05

- Claudio, wybacz, że nie zadzwoniłem. - Prawą rękę przytknąłem do serca, a lewą lekko uniosłem w płynnym geście. - Boże, jak ty dziś ślicznie wyglądasz, tak tęskniłem! - Gdybym był Pinokiem, to czubek mego nosa minąłby już Wieżę Eiffla.

- Zadzwonić to ty miałeś jakoś w zeszłym roku. Po tym, jak pożyczyłeś ode mnie dziesięć tysięcy na trzy dni.

- Aniele mój! Tak pilne sprawy zmusiły mnie w trybie pilnym do pilnego wyjazdu, lecz jednocześnie tak przyziemne i tak błahe w porównaniu z tym, że mogę wreszcie znów cię widzieć, że nie chcę zanudzać twych uszu ich bezwartościowymi szczegółami.

- Ciekawe, jakie pilne sprawy sprawiły, że w trybie pilnym powróciłeś. - Spojrzała na moje tenisówki. - Sądząc po obuwiu, musiały być bardzo pilne.

Spojrzałem na wrednego ciecia oraz na ochroniarzy, którym nasza scenka rodzajowa przysparzała nie lada radochy.

- Pozwól, skarbie, że nie będziemy kontynuować tej rozmowy przy służbie. Czy nie moglibyśmy usiąść gdzieś w zacisznym miejscu i po prostu pogawędzić sobie, ot tak, po przyjacielsku, jak za starych, dobrych czasów?

- Ależ z ogromną chęcią, mój drogi! Umieram z ciekawości, gdzież to chciałbyś mnie zaprosić. Czy przypadkiem hot dogi i cola w budce na rogu nie okażą się zbyt wielkim obciążeniem twego budżetu?

- Claudio - uczcie się ode mnie, wy wszyscy, którzy uważacie się za mistrzów taniego bajeru - najlepsze restauracje w mieście nie są dostatecznie godne, by gościć cię w swych progach. Zasługujesz na najwyższe luksusy i wygody. Dlatego po cóż mamy oddalać się gdziekolwiek, skoro hotel twego ojca jest najświetniejszym miejscem w tym mieście?

Claudia bezceremonialnie podeszła do mnie i wsadziła mi obie dłonie w kieszenie, wywracając je na lewą stronę.

- Jeśli chodziło ci o to, że nabierzesz mnie na tani bajer, to informuję cię, że mnie nie nabierzesz. Przychodzisz tu tylko dlatego, że jesteś spłukany, a być może i zadłużony po uszy. Niewykluczone również, że twoje długi mogą za chwilę sprawić, że za twoje marne życie nikt nie da złamanego centa. Czy masz jeszcze dla mnie jakąś uroczą bajeczkę?

Paryż, czwartek, godz. 15:35

Myśl, myśl, myśl...!!!

Paryż, czwartek, 15:35 i 1/2

Stałem i nie bardzo wiedziałem, co dalej ze sobą począć. Cieć z ochroniarzami rechotał już jawnie z mojej kompromitacji. Jacyś przechodnie zaczęli sobie pokazywać mnie palcami. Wszystko wskazywało na to, że cały mój misterny plan zawalił się, jeszcze zanim zacząłem go na dobre realizować. Czy naprawdę wszystko musiało się tak skończyć? Czy naprawdę mam przed sobą już tylko kilka godzin życia, do czasu, aż przyjdą mi je odebrać bracia Treviere? Stałem więc tak i patrzyłem na Claudię, a w moich błękitnych oczach zebrały się przeogromne pokłady bezdennego smutku, że oto nie wypiję już więcej whisky, nie zapalę hawańskiego cygara, nie zasiądę do ruletki... i nagle dwie łzy potoczyły się po moich policzkach. Claudia wybałuszyła na mnie swoje ślepia.

- Naprawdę tęskniłeś?

- Po nocach nie spałem! - ryknąłem jak bóbr.

Paryż, czwartek, godz. 23:46

Zdrętwiałą ręką podpisuję czek dla braci Treviere. Na razie jest jeszcze bez pokrycia, lecz moi wierzyciele nie muszą o tym wiedzieć. Gdy się dowiedzą... nie będę już podlegał ich jurysdykcji.

Paryż, piątek, godz. 00:01

Zmartwiałą ręką podpisuję dokument zaręczynowy z panną Claudią Barnard. Czy naprawdę byłem aż takim grzesznikiem? Jeśli tak, to po takiej pokucie za życia zostanę archaniołem.

Olsztyn, piątek, godz. 07:15

Obudziłem się zlany potem. To sen! To był tylko sen! Nie muszę się żenić z żadnym podstarzałym pasztetem! To był tylko zły sen! Uświadomiłem sobie raptem, że od jakiegoś czasu dzwoni telefon. Wcisnąłem przycisk i przytknąłem aparat do ucha.

- Gościu! Tę kasę, co nam wisisz, to widzimy do końca tygodnia albo twoje zwłoki użyźnią okoliczne lasy.

W jednej chwili przypomniałem sobie, gdzie jestem i jak się nazywam. Oraz, co gorsza, ile i komu jestem winien. I jeszcze przypomniałem sobie Elwirę. Niesamowicie brzydką córkę miejscowego bossa, która ostatnio na dyskotece wodziła za mną oczami. Pełen wewnętrznego bólu wystukałem jej numer...

Walter Bez Mienia
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.