Powieści i opowiadania > Gorące neony

Gorące neony

Gorące neonyMieniący się wilgocią trotuar. Wyludnione miasto. Trzecia nad ranem.

Wracam z przekrzywioną fryzurą, zupełnie bez pośpiechu. Przyglądam się wystawom sklepowym, całuję z przystojnymi manekinami albo uśmiecham zawadiacko do własnego odbicia, które przypominać zaczyna zmęczonego demona. Gdzieś zginął mój towarzysz podróży. Nawet nie wiem kiedy i z jakiego powodu. Kim on w zasadzie był? Hm... Pewno jednym z wielu artystowskich mędrków, których uwodziłam na „szybko” kilkoma zapomnianymi cytatami nazwisk. Nazwisk, które wszyscy słyszeli, ale nie wiedzą, do czego je przyporządkować. Pewno był smutny. Oni wszyscy są tacy smutni. Tylko w łóżku nie udają. Wtedy też bywa smutno. Mechaniczne dudnienie łóżka, kilka sapań i po wszystkim. Potem papieros, taksówka i domowy prysznic, który krótkotrwale oczyszcza z beznadziei mnie otaczającej.

Szłam, boksując powietrze, zła na siebie za całokształt. Za to, że dążyłam do świata z wyobrażeń, w których był zaduch artystowskiej nostalgii i trawionego alkoholu, który był właśnie taki, jakim go sobie wyobrażałam. Nic zaskakującego.

Owszem. Był czas, że któregoś z nich kochałam. Lubiłam być kochanką artysty-intelektualisty, który od rana karmił się jazzem, koniakiem i moim nagim widokiem. To było takie egzotyczne. Przez moment. Dziś pozostają mdłości znudzenia.

Te wszystkie przemyślenia i fakt, że nieco oddaliłam się od domu, doprowadziły do tego, że weszłam do kolejnego baru. Mieścił się w piwnicy. Z każdym krokiem schodziłam w większą ciemność.

Wraz z otwarciem drzwi uderzyły mnie różowe i czerwone neony. Czuć było słodki zapach podniecenia. Muzyka oplatała mnie jak spocone ciało lateks, nie pozwalając na zdystansowanie się. Podeszłam do baru, usiadłam na jedynym wolnym stołku. Barman był pięknym, muskularnym brunetem z gołym torsem (posmarowanym uczciwie olejkiem z brokatem), w dżinsach i z muszką.

Uśmiechnął się do mnie szelmowsko i zaczął mi przyrządzać drinka, którego nawet jeszcze nie zamówiłam.

Podał go w strzelistym szkle przypominającym męskie prącie. Smakował tak, jak nic innego na tym bożym świecie.

Okazało się, że barman jest niemową. Jego były kochanek w akcie zazdrości oderżnął mu język. Robił więc drinki wedle uznania. Rzeczywiście znał się na ludziach i wiedział czego im potrzeba. Wszyscy byli tu niesamowicie szczęśliwi, rozluźnieni i zdrowo podnieceni.

Po pewnym czasie zorientowałam się, że na samym końcu tego przybytku mieści się scena, na którą wyszła bardzo osobliwa persona. Była ubrana w podarte pończochy, pas do pończoch, wysadzane ćwiekami, skórzane czarne majtki i równie „zaćwiekowany” gorset, oraz buty przypominające szczudła, które i tak nie były w stanie ukryć tego, że jest karlicą. O dziwo, kiedy się odezwała, brzmiała jakby była dwukrotnie większa od przeciętnej kobiety. Swoim potężnym i tubalnym głosem powiedziała:

– Witajcie kotki i koteczki! Dzisiejszego wieczora zatańczy dla was nikt inny, tylko Amorozo prosto z Nowego Jorku. Jest bardzo zawstydzony, więc proszę was o wielkie brawa!

Widownia szalała, karlica zniknęła. Zgaszono wszystkie światła. Rozległa się muzyka, która łaskotała po łonie delikatnie, acz niepokojąco. Włączono punktowe światło, a w nim ukazał się On – Amorozo – mężczyzna z wąsikiem, cygarem, w prochowcu. Zaczął tańczyć tango w sposób tak porywający, że na moim ciele zaczęły się robić siniaki. Zdejmował sukcesywnie garderobę przeciągle i kusząco. Tonęłam w różanych sokach. Moje oczy kochały się z każdym jego gestem, skóra pokryła się gęsią skórką, a uda tarły o siebie. Zahipnotyzował mnie, odurzył.

Na ostatek krążył po scenie jedynie w gustownych białych bokserkach w delikatne, niebieskie prążki. W pewnym momencie zszedł ze sceny i skierował się w moim kierunku. Byłam bliska omdlenia.

Dał mi sygnał, żebym to ja go rozebrała. Patrzyłam na niego z żądzą, a on na mnie wyzywająco, jak na sługę. Jako sługa więc klęknęłam przed nim i chwytając za nogawkę zębami – rozdarłam jednym szarpnięciem zapięcie z boku. Czułam ciepło jego ciała, otulone białym piżmem i słodyczą. Jego majtki zostały w moich zębach, a on przemknął już dalej.

Nie wiem, jak wstałam. Nie wiem, jak wyszłam. Nic nie wiem.

Obudziła mnie błoga nieświadomość. Dopiero jego bielizna na sąsiedniej poduszce przypomniała mi o uniesieniu poprzedniej nocy. Czułam się tak rozkosznie rozluźniona, wolna i rozgrzana.

Zaczęłam obsesyjnie myśleć o tym niebanalnym mężczyźnie z banalnym pseudonimem. Postanowiłam tam jeszcze wrócić.

Rudolphina Sherman
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.