Powieści i opowiadania > Wychowany wśród wikingów

Rozdział V. Silje żoną Einara

Wychowany wśród wikingówWreszcie zasnął, a obudził się późno, kiedy już domownicy krzątali się po domu i obejściu, jakaś dziewczyna wydzierała się na owce, które najwidoczniej wyganiała na pastwisko, gęgały gęsi, piały koguty, cała wioska tętniła już poranną krzątaniną.

– O, nie śpisz już, to dobrze – po Vingorze nie było widać już w ogóle tego podłego nastroju, w jaki wpędziły go wydarzenia wczorajszego wieczoru – tutaj przygotują nam śniadanie, a ty chodź ze mną, wygonimy konie na pastwisko, a ty sobie wybierzesz któregoś na wyprawę.

Einar zerwał się jak oparzony i podążył za Vingorem. Na znak gospodarza domu, niewolnik, który wczoraj z nimi wrócił z miasta, otworzył jedne z wrót i wydał z siebie przeciągły, chrapliwy okrzyk. Zatętniły dziesiątki kopyt i około dwudziestu kilku koni wybiegło na zewnątrz, radośnie rżąc i parskając. Było między nimi kilka klaczy ze źrebakami u boku, kilka klaczy młodszych, jeszcze bez potomstwa, i kilka wałachów, gdzieś z głębi gospodarstwa słychać zaś było gniewne rżenie jakiegoś dorodnego ogiera.

Konie uradowane ciepłym porankiem i swobodą po nocnym zamknięciu w stajni okrążyły kłusem wioskę kilka razy, aż wreszcie stanęły na jednym ze zboczy wzgórza i jęły się posilać soczystą trawą pomieszaną z różnymi gatunkami zielsk. Do Einara, Vingora i niewolnika wypuszczającego wcześniej stado ze stajni, dokuśtykał teraz stary Ottar i wspólnie zaczęli omawiać jednego konia po drugim. Einar upatrzył sobie jednego wałacha, bardzo dziarskiego i sprawnego w ruchach, skarogniadego, o bujnej grzywie, mocnym kłębie, silnie umięśnionych nogach i dużych, bystrych oczach.

– Dobry wybór, młodzieńcze – pochwalił go Ottar – to trzylatek, zwiemy go Mocarz, bo choć, owszem dość szybki jest, to nie szybkość jest jego najlepszą cechą, ale siła i wytrzymałość. Bardzo dobry koń i do roboty w polu, i do wojaczki. Choć po prawdzie, w bitwie to jeszcze udziału nie brał.

– Ale i co mu nasypiesz do żłoba, to zeżre – zauważył Vingor – wybredny nie jest, to ważne, bo w naszym poselstwie, jak bez mała na wyprawie wojennej, raz będzie się spało w lesie, a raz w polu, rzadziej gdzieś pod dachem. To i paszą musi się nasycić takową, jaka akurat dostępna będzie. Ujeżdżony jest, bierz go i dosiądź, sprawdź, jak pod tobą chodzi, a później idziemy się posilić.

Einar z pomocą niewolnika złapał Mocarza, dosiadł go i nieco się na nim przejechawszy, stwierdził, że innego konia to i oglądać nie musi.

Po śniadaniu dosiadł go jeszcze raz, bo razem z Vingorem i Ottarem przejechali się po okolicy, a Ottar zdawał Vingorowi relację z zajęć gospodarskich, a to, że siano już zebrane na zimę, a to, że pszenica pięknie dojrzewa, ale za to owies słabo. Od obiadu do wieczerzy zaś Vingor i Einar zabrali dzieciaki nad morze, sami wraz z nimi kąpiąc się radośnie jak młode źrebaki.

Po wieczerzy zaś, kiedy już kobiety zaczęły sprzątać, Vingor poprosił Einara, aby ten wyszedł za nim i poszli kawałek za wioskę. Usiedli na zboczu wzgórza i słuchając wieczornego koncertu cykad, siedzieli przez chwilę w milczeniu. Einar spodziewał się, że Vingor chce mu opowiedzieć, co będzie przedmiotem ich posłowania do kraju Słowian, nie zaczynał sam więc rozmowy, bo i od czego zacząć, nie za bardzo wiedział. Zdziwił się jednak wielce, gdy Vingor znienacka go zagadnął:

– Podoba ci się moja siostra?

– Silje? – wykrztusił Einar.

– Nie mam innej – odparł Vingor z zagadkowym uśmiechem – a choćbym i miał, a nie mieszkałaby w naszej wiosce, to nic o niej byś nie wiedział.

– Prawda – rzekł Einar.

– No, ale nie odpowiedziałeś – Vingor dał mu tylko chwilę do namysłu – Podoba ci się, czy nie?

– To piękna kobieta – Einar nie wiedział za bardzo, co ma powiedzieć, wydusił więc z siebie tylko to, co naprawdę myślał – i z tego, co słyszę, to i zaradna.

– Dobry materiał na żonę, ja ci to mówię – tu Vingor odwrócił wzrok – nie wiem, tylko dlaczego bogowie poskąpili jej i Roarowi potomstwa.

– No tak, szkoda – Einar czuł, że jego kompan martwi się poważnie dalszym losem siostry.

– Nie tak to miało wyglądać, kiedy ją za Roara wydawaliśmy – Vingor jakby miał ochotę się przed kimś otworzyć – on ze znacznego rodu, dobrze skoligacony, bogaty, urodziwy. Silje taka była w nim zakochana, a w dzień ślubu taka szczęśliwa. Wiana jej nie skąpiliśmy, wesele było huczne, samego Palnatokiego zaprosiłem, który już wtedy sławę zyskiwał coraz większą i który wkrótce po tym weselu, jarlem został ogłoszony. Ot, wszystko poszło nie tak.

Vingor zamiłkł na dłuższą chwilę, przybierając na twarzy wyraz tak głębokiej zadumy, że aż zdawał się jakby nieobecny, czym bardzo Einarowi przypomniał Arnvalda Milczącego, kiedy już jednak zaczął mówić, to mówił tak:

– Einarze, obserwowałem cię przez cały ten rok podczas normandzkiej wyprawy, więcej chwil spędziliśmy ze sobą przez te ostatnie dwa dni. I wiem, żeś jest materiałem na wielkiego wojownika. I choć majątku nie masz, to wiele w życiu możesz osiągnąć dzięki swej odwadze bojowej i zwykłej, życiowej roztropności. Ty nie jesteś taki jak większość naszych wojów, że tylko wymachiwać toporem czy mieczem potrafisz, ale jeszcze myśleć umiesz. Widziałem, jak cię Knut Zmyślający traktował, zawsze gorzej niż tego Flossiego, bo choć tamten łeb ma tylko do noszenia hełmu, to zawsze synalek jego rodzony, a tyś przybrany. I rozmawiałem o tym z Arnvaldem Milczącym, bo i jego cenię za męstwo i rozwagę, i on to samo mi potwierdził. Całą poprzednią noc nie spałem, tylko układałem sobie wszystko w głowie i posłuchaj, co mam ci do powiedzenia.

Einarowi serce zabiło mocniej, bo nie wiedział, czego ma się spodziewać, a Vingor mówił dalej, jakby chciał szybko zrzucić z siebie jakiś ciężar.

– Powiedziałem już o tym Ottarowi i Aslaug, oni się ze mną zgodzili, że dobrze wymyśliłem, powiedziałem też Silje, ona najpierw nie chciała o tym słyszeć, potem się rozbeczała, ale nalegałem, więc i ona się zgodziła. Mówię ci, to bardzo dobra i mądra kobieta, poprowadzi ci gospodarstwo, że wszyscy będą ci zazdrościć.

– Poprowadzi mi gospodarstwo? Jakie gospodarstwo? Dlaczego ona będzie je prowadzić? – Einar mieszał słowa, bo i w głowie mu się mieszało – nie wiem, Vingorze, o czym mówisz? Może przeceniasz mą rozwagę, bo głupi się teraz czuję jak jakiś cap.

– Silje zostanie twoją żoną – wypalił Vingor, obserwując uważnie Einara.

Tego zatkało, nie rzekł nic, oczy wybałuszając na Vingora, czy ten nie żartuje. Vingor wykorzystał więc okazję, że młodzieniec nic nie mówi i ciągnął dalej:

– Zamieszkacie w domku, w którym wczoraj spał Roar i z którego uciekł dzisiaj jeszcze przed świtem, jak szczur, nawet się nie pożegnawszy. Mieszka tam jedna stara niewolnica, kobieta cicha i pracowita, w domu ma zawsze czysto i schludnie. Jej mąż nie żyje, a dzieci w świat poszły. Kiedy Roar i Silje byli małżeństwem, zawsze u niej nocowali podczas wizyt u nas. A teraz ty zamieszkasz tam z Silje, stara Frigerda będzie wam służyć i razem z Silje pracować w obejściu. W domu tym masz wszystko, co potrzeba do życia, a wiano Silje, sam widziałeś, trudno byłoby ci znaleźć takie w całej Danii, nie wiem, może córki najbogatszych jarlów mają jedynie większe. Sama Silje już w tej chwili wprowadza się do tej chałupy, niewolnicy pomagają jej przenieść też twoje rzeczy, jeśli co twojego zostało jeszcze w domu Knuta, to po powrocie z kraju Słowian sobie przywieziesz. Sam widzisz więc, ciebie przedstawiam przyszłemu królowi Danii, przyjmuję do mojego poselstwa, zabieram w moje pielesze i jeszcze daję ci własną siostrę za żonę. Czy możesz mnie uznać za swego przyjaciela? Myślę, że możesz, a nawet powinieneś.

– Wiem, że dużo ci zawdzięczam, ale co innego, razem wojować, polować, ścigać się konno, ale ożenek? Jestem młody, znalazłbym sobie jeszcze jaką zdatną dziewuchę – Einar nie był przekonany, co do słuszności wykładanych przez Vingora racji.

– Jesteś młody, dlatego myślisz, że świat do ciebie należy. Pomyśl o swej przyszłości! Nie jestem pyszałkiem, ale swą wartość znam. Inaczej będziesz wszędzie przyjmowany, jeżeli ludzie będą wiedzieć, żeś ze mną w jednej rodzinie, i w mojej wiosce mieszkasz, i z moją siostrą żyjesz i dzieci z nią masz.

– O dzieci, z tego, co słyszę, to może być trudno – Einar powiedział to bardziej ze smutkiem niż złośliwością, ale dostrzegł błysk gniewu w oczach Vingora.

– A może to Roar jest bezpłodny? Nie pomyślałeś o tym? – wycedził przez zęby.

– Ale jego niewolnica – zaczął Einar, ale Vingor nie dał mu skończyć – Co, niewolnica? Dasz głowę, że to Roara nasienie ją zapłodniło? Niewolnice zmieniają swych panów, może to dziecko jej poprzedniego pana, jeśli była kupiona? Albo męża, jeśli była dopiero co porwana?

Einar zastanowił się przez chwilę, bo to, co mówił Vingor, mogło przecież być prawdą. A urody jego siostrze nikt nie mógł odmówić, i to urody dojrzałej, kobiecej, niesamowicie niedoświadczonego młokosa pociągającej. A jeśli rzeczywiście będzie bezpłodna? I jemu, tak jak Roarowi, druhowie będą dokuczać przy piwnych biesiadach? Cóż, jeśli który za dużo sobie pozwoli, to przecie może go tak urządzić, jak Brynjolfa? A za kilka zim, przybrawszy majątku na wyprawach, może sobie wziąć drugą żonę.

Vingor nie przerywał Einarowi jego rozmyślań, w końcu jednak wyczuwając, że rozsądny chłopak dojrzewa już do właściwego wniosku, rzucił, jakby odgadując jego myśli:

– Einarze, otóż wiedz, że jedziemy do kraju, w którym żyje dostatnio słowiańskie plemię Obodrytów, są oni teraz w stanie wojny z Sasami, którzy ich gnębią i do płacenia trybutu zmuszają. A my wybadamy, co zamierzają dalej, jeśli uda im się tę wojnę wygrać. Zobaczymy się z samymi wodzami tego plemienia, Nakonem i jego bratem Stojgniewem, znanymi w świecie z wojowniczości, gospodarności i rozwagi. Za tę wyprawę poselską Harald i jego ojciec, król Gorm, oby żył wiecznie, sowicie nas wynagrodzą, ja ci to mówię, bo posłowałem już nieraz. Jeszcze tej jesieni, a najdalej następną wiosną, wybierzemy się jeszcze dalej, do kraju innego plemienia słowiańskiego, zwanych Polanami. Plemię to jeszcze bogatsze jest od Obodrytów, a przy tym rozrasta się szybko, bo ich ziemie otoczone są jeno ziemiami innych plemion słowiańskich. Przy tym zaś, czym też się różni od Obodrytów i Wieletów, że nikomu żadnego trybutu nie płaci, jak tamci płacą Sasom. A choć żadne z nich siłą nie dorównuje Sasom, Frankom, Fryzom czy choćby nam, Duńczykom, to bitni są i mądrych wodzów mają. Król Gorm i Harald Sinozęby uważają, że za kilka zim Polanie mogą stworzyć państwo równe nam, a wtedy lepiej mieć takich sąsiadów po swej stronie. Widzisz więc, wrócisz do Knuta, to będziesz jego popychadłem, będziesz się trzymał mnie, to w kilka zim zrobię z ciebie bogatego i szanowanego przez ogół wojownika. A jeżeli, tak się umówmy, za rok Silje nadal nie będzie brzemienna, to weźmiesz sobie drugą żonę, też znacznego pochodzenia, sam pomogę ci taką znaleźć, przysięgam na młot Thora – mówiąc te słowa, pokazał Vingor swój wyrzeźbiony z drewna lipowego amulet w kształcie młota, który nosił na szyi.

Einar uśmiechnął się i uścisnął prawicę Vingora, a potem padli sobie w objęcia. Nie miał już wątpliwości, że dokonał dobrego wyboru. Wątpliwości te wróciły, kiedy przekroczył próg chałupy, która od tej pory miała być jego domem, domem wojownika Einara, skoligaconego z samym Vingorem z Ribe, przyjacielem królewskiego syna.

Chałupa była dużo mniejsza niż dom Vingora, to zrozumiałe, miała tylko dwie bliźniaczo podobne do siebie izby, żadnej halli, aby urządzić wielką biesiadę. Było cicho, przytulnie, wszystkie kąty wysprzątane jak na jakie święto. W jednej z izb było ciemno, bo Frigerda siedziała w tej samej izbie, co Silje i tu się paliło kilka świec łojowych. Kobiety haftowały jakieś tkaniny, nie odzywając się do siebie. Kiedy jednak Einar wszedł, Frigerda wstała ze schyloną głową i nie podnosząc oczu, powiedziała tylko, że gdyby jej potrzebowali, będzie w swojej izbie, po czym bezszelestnie niczym duch zniknęła.

Wesela nie było, przysięgi na miecz też nie, ale słowo Vingora w tej wiosce było prawem, choć więc Einar i Silje nie znali się wcale, byli teraz małżeństwem, tak się sprawy miały. Chłopak nie wiedział co rzec, bo gdyby Silje przynajmniej była jego rówieśniczką, ale to przecież była już kobieta dojrzała, doświadczona w prowadzeniu domu, w życiu małżeńskim. No właśnie, w życiu małżeńskim…

A Einar nie miał jeszcze w ogóle kobiety i choć widział, jak to robią wojownicy ze swoimi niewolnicami podczas wyprawy (a raz nawet wraz z Flossim podglądali Knuta i Kadlin) to jednak samemu to robić, to całkiem co innego. To tak jak i co innego oglądać bitwę, a co innego brać w niej udział.

Silje nie za bardzo chyba chciała mu pomóc, bo dłuższą chwilę nie mówiła nic. Aż wreszcie odłożyła tkaninę, którą haftowała i spojrzała na Einara wzrokiem tak smutnym, że serce mu się ścisnęło.

– Usiądź, mój mężu, oto ława – wskazała tę samą ławę, na której wcześniej siedziała Frigerda – życzysz sobie co do jedzenia? Słowa, które wypowiadała, mogły uchodzić za zwyczajne, jak to między mężem i żoną, ale Einarowi zdawało się, że Silje kpi sobie z niego.

– Dzięki, głodny nie jestem – wydusił Einar z siebie, nie mając pojęcia, co dalej czynić powinien, ale usiadł, bo przecież głupio było tak stać w progu, we własnym, bądź co bądź, domu.

Silje odwróciła wzrok i patrzyła teraz w ścianę, wzrokiem tak samo zimnymi i obojętnym, jak wtedy, kiedy Einar widział ją pierwszy raz, a ona słuchała opowieści Roara o ich nieudanym z braku potomstwa związku. Ubrana była w długą, prostą suknię, w kilku miejscach przyozdobioną wyszytymi kwiatkami. W pasie przewiązana była rzemiennym paskiem, a włosy spięte miała srebrną spinką, którą zdradzał tylko metaliczny blask, bo gdyby nie on, to nie odróżniałaby się od popielatych włosów jej posiadaczki.

W jej pięknej twarzy szczególną uwagę przykuwały wydatne usta, skrywające zdrowe, białe zęby. Rysy jej były dość regularne, nos mały i lekko zadarty, a pod obwódkami smutnych, szarych oczu widać było małe skupiska drobniutkich piegów. Kiedy wreszcie obróciła głowę w stronę Einara i zaszczyciła go spojrzeniem, chłopakowi zrobiło się gorąco.

– Życzeniem Vingora jest, abyśmy żyli ze sobą jak mąż i żona, a dla mojego brata zrobię wszystko. Rodzice moi zmarli, kiedy jeszcze byłam dzieckiem, a on zaopiekował się mną, zamiast oddać mnie gdzieś na służbę. Przez kilka lat mieszkałam na królewskim dworze, pracując tam i dotrzymując towarzystwa królowej, kiedy zaś ożenił się z Aslaug i zaczął budować tę tutaj wioskę, zjechałam z nim tutaj i pomagałam we wszystkim. A on wydał mnie za Roara też dla mojego dobra, tyle że nie tak się ułożyło, jak powinno. Norny tak uprzędły, widać, nici mojego żywota, że nie byłam w stanie wydać na świat potomka. Pewnie tak się ugadały z Freją, a wiadomo, człowiek nie zmieni tego, co bogowie czy boginie umyślą.

– Ja też wierzę w bogów, ale myślę, że bywają oni wobec nas, ludzi, złośliwi i to nie tylko Loki, o którym wszyscy tak mówią. Nie mamy więc pewności, że Norny i Freja uzgodniły między sobą, że nie będziesz brzemienną – powiedział Einar – bywa tak i w końskim stadzie, że choć klacz kryta wiele razy przez ogiera, źrebięcia nie daje.

– Ale taka klacz, choć w boju swemu panu przydatna, a ja… – przy tych słowach brwi Silje ściągnęły się gwałtownie, a jej piękna twarz zupełnie spochmurniała – ja jestem tylko jak stary chodak, w którym dobrze się chodzi, a po zużyciu wyrzuca.

– Nie mów tak, nie mów tak o sobie – Einar czuł, że musi ją jakoś pocieszyć – jesteś taka piękna, a i ponoć robotna, i rezolutna, wszyscy tak o tobie mówią, nie tylko twój brat.

– A niech mówią, co chcą, Roar mnie oddał jak właśnie stary chodak, który nikomu już nie jest potrzebny, jak stary chodak właśnie – Silje wykrzyczała to prawie, ale mówić już nie mogła, buchnęła w końcu długo tłumionym płaczem – płakała głośno, ciało jej drżało, oparła się o ścianę, obok której siedziała i wyrzucała z siebie całą rozpacz i żal do świata.

Einar wstał, podszedł do niej i pogłaskał ją po włosach, ale odtrąciła jego rękę, wstała i przeszła się po izbie kilka razy. To ją chyba uspokoiło, bo choć łzy cały czas płynęły jeszcze po jej twarzy, mówiła już spokojniej.

– Wiedz, Einarze, że zgodziłam się z tobą być, bo takie było życzenie mego brata, wiedz, że ja wiem, jak mało jestem warta, niepłodną będąc, pewna jestem, że to, co Vingor mówił, spełni się i za rok weźmiesz sobie drugą żonę, i z nią dzieci mieć będziesz. Ja jednak nadal będę nosić klucze w naszym domu i dalej będę cierpieć, bo takim losem obdarzyły mnie trzy Norny przędące nić mojego żywota. I wiedz też, że choć Roara poznałam dopiero w dzień ślubu, pokochałam go od razu i kochałam go cały czas trwania naszego pożycia, i tęskniłam, kiedy się wyprawiał na wojnę, czy na polowanie, czy na handel, i modliłam się do bogów, żeby wrócił do domu zdrów. Te modlitwy zawsze się spełniały, te o potomstwo nigdy. Ale choć jak śmiecia mnie potraktował, jak psa, który się postarzał i niezdatny już ani do polowania, ani do pilnowania domu i kopniakiem się go odgania, jak ten stary chodak właśnie już przeze mnie wspomniany, dusza moja na strzępy się rwie, bo cały czas się czuję jego żoną prawowitą.

Usiadła na ławie, zrzuciła swoje buty z miękko wyprawionej skóry i zaczęła ściągać wełniane pończochy. Einar, choć chłopak bardziej jeszcze z niego był niż mężczyzna, męską dumę posiadał i słuchając wywodu Silje, jak to ona Roara wielbiła, czuł, że choć tamten ją tak upokorzył, to za tamtym poszłaby teraz nawet, gdyby na nią gwizdnął, jak na tego psa, wcześniej z domu wyrzuconego. Zawrzał gniewem, poczerwieniał na twarzy i teraz to on z kolei zaczął chodzić w jedną i drugą stronę po izbie.

– Mówisz tak do mnie, jakbym nie twym mężem miał być, a sługą jakimś – wyrzucił z siebie – co mi po tym, żeś Roara kochała, teraz kochać go tobie nie wolno. Vingor mi ciebie oddał, bo pewnie myśli, a mądry on i rację ma, że samotna kobieta na tym świecie to tylko pokuszenie dla takich, coby z niej swą niewolnicę chcieli uczynić. Takie świata urządzenie jest, że i mężczyzna i niewiasta jednako potrzebują mieć swój dom.

– Żona czy niewolnica, za jedno mi to – przerwała mu Silje równie zapalczywie – każdy z was jeno myśli, żeby sobie w świecie powojować, z obcymi dziewkami poużywać, a później do domu wrócić, coby wszyscy dookoła wokół wielkiego pana skakali, piwa dolewali, do kałduna pchali najlepsze żarło, a on będzie się jeden z drugim chwalił, czego to dokazał w wielkim świecie, ile niewolnic zdobył, wszystkie użył i wszystkie później jeszcze sprzedał.

Einar w duchu przyznał jej rację, tak żyła większość znanych mu mężczyzn i on sam niczego złego w tym nie widział, tak było od zarania, od kiedy bogowie ten świat stworzyli. Nie słyszał nigdy jeszcze, jak na istniejący porządek świata patrzyły kobiety i nie spodziewał się tego usłyszeć w tej chwili, kiedy spodziewał się raczej słodyczy pożycia małżeńskiego. Gniew powoli mu przechodził, bardziej brał teraz w nim górę żal, że oto wieczór, co miał być dla niego niezapomnianym na całe życie, obrócił się w kłótnię małżeńską.

Silje nerwowym ruchem wyjęła kościaną spinkę z włosów i cała ich popielata fala zalała jej częściowo plecy, a częściowo twarz, pierś, brzuch.

– Wiem, Einarze, że nie tego się spodziewałeś, boś pewnie myślał, że ci uległą będę w ten nasz pierwszy, wspólny wieczór, ale musiałam powiedzieć ci, to co powiedziałam. Po tym, jakby już mi lżej na duszy, bez tego oddać ci się bym chyba nie zdołała. A teraz i uległą mogę być, jeśli taka twoja wola – tu znowu wyczuł kpinę w głosie, bo jej łzy już obeschły na twarzy, a ona sama zdawała się spokojniejszą. Wstawała powoli z ławy, grzebiąc coś przy sukni, wreszcie stanęła przed nim wyprostowana, a suknia z niej opadła. Stali teraz na wprost siebie, on ubrany, ona naga i tak piękna swą nagością, że Einar na chwilę zaniemówił. Widział już nagie kobiety, lecz nigdy nie widział tak pięknej i na dodatek, gotowej mu się oddać. Gorączka uderzyła mu do głowy, serce waliło mu młotem, a krew krążyła w nim z szybkością górskiego potoku. Zaczął się rozbierać powoli, jakby nie chciał spłoszyć tej chwili, jakby w obawie, że to tylko sen jakiś cudowny. Chłonął przy tym oczyma smukłą sylwetkę oblubienicy, jej cudownie zaokrąglone biodra, wąską talię, długie nogi o umięśnionych łydkach i mocnych, białych udach. Kiedy był już, jak i ona golusieńki, podszedł do niej raźno i ujął w dłonie jej dwie okrągłe, sterczące piersi, zaczął je całować, bawić się nimi. Przez głowę przeszła mu myśl, że to nie po męsku, że wojownik powinien brać kobietę gwałtownie, jak to robili wojownicy w obozie ze schwytanymi do niewoli brankami, on jednak czuł wielką chęć pieszczenia tego cuda, jakim było dla niego ciało tak dziwnie i nagle zdobytej małżonki.

Spojrzał nagle na twarz Silje, która zdawała się błądzić gdzieś w zaświatach myślami, ani jednym gestem nie zdradzając, że jego pieszczoty sprawiają jej jakąś przyjemność. Myśli o Roarze? – myśl ta ukłuła go boleśnie – A niech tam! Moją jest teraz, czy chce, czy nie!

Kiedy to pomyślał, Silje odwróciła się do niego, ukazując mu przecięte linią kręgosłupa plecy, zakończone dwoma krągłymi, jędrnymi pośladkami.

Czując, że za chwilę wybuchnie, Einar ugiął się nieco w kolanach i próbował w nią wejść dość niezdarnie, Silje pochyliła się więc przed siebie, opierając się o stół i rozchylając szerzej nogi, ułatwiła mu to zadanie. Jednocześnie dmuchnęła na świece łojowe, palące się na stole, trzy z nich zgasły wypełniając izbę zapachem przyjemnego dymku, czwarta paliła się jeszcze, delikatnie rozbijając ciemność w izbie. Einar poczuł już, wchodząc w wilgotne łono swej żony ogromną rozkosz, chciał, aby to trwało wiecznie, był jednak tak silnie podniecony, że już po kilkunastu zaledwie pchnięciach, pomyślał, że za chwilę wybuchnie… I wybuchł. Chwila, w której jego nasienie wystrzeliło w łonie Silje, zdała mu się najszczęśliwszą w dotychczasowym życiu, jakby ciemna izba rozjaśniła się milionem świateł i niebo się nad otworzyło. Trwało to ledwie trochę więcej niż mgnienie oka, ale Einar był pewien, że zapamięta tę chwilę do końca życia.

Wycofał się o kilka kroków i pozwolił powoli opadać swemu pożądaniu, patrząc na wypięte przed sobą krągłości swej żony, jakby ze smutkiem, że tak bardzo chciał się jej pięknem nasycić, a tak szybko to się skończyło.

Silje westchnęła głęboko, najwyraźniej z ulgą, że udało się jej przebrnąć jakoś przez te ich pierwsze zbliżenie, dogasiła jedyną, tlącą się świecę i wsunęła się pod skórę, którą nakryte było łóżko.

Einar stał jeszcze przez chwilę w ciemnościach, serce powoli mu się uspokajało i krew przestawała pulsować w skroniach, wreszcie ostrożnie położył się obok Silje i po chwili zasnął, nie dotykając jej nawet.

Dariusz Lubiński
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.