Felietony

O muzułmańskich uchodźcach

UchodźcyO imigrantach, uchodźcach czy jak kto woli „nachodźcach” słyszymy ostatnio dość często. Wiadomo – konflikt w Syrii, pontony na Morzu Śródziemnym, granice Schengen, Orban, Asad, Erdogan, Merkel. Z nadejściem jesieni temat zdaje się cichnąć. Wtedy media zaczynają donosić o jakichś nowych szlakach przerzutowych, likwidacji koczowisk we Francji czy też ekscesach z udziałem wspomnianych imigrantów w Niemczech, Belgii czy Szwecji. Do tego zamachy terrorystyczne.

Od kilkunastu lat mieszkam za granicą – w różnych krajach. W tym okresie miałem okazję spotkać bardzo wielu uchodźców m.in. z krajów tak egzotycznych jak Rwanda, Wietnam, Chiny czy Filipiny. Tutaj chciałbym zaprezentować sylwetki kilku z nich – tylko tych, którzy uciekli z krajów islamskich. W tekście będę posługiwał się inicjałami zamiast nazwisk. Wiele imion jest tak niecodziennych, że nie mam pojęcia jak je zapisać fonetycznie, a wolałbym uniknąć tworzenia jakichś słownych potworków.

B.F. ma około 60 lat. Pochodzi z Iranu. Kraj opuścił zaraz po rewolucji Islamskiej. Uważa, że wszystkie religie są złe – jednak islam najgorszy. Spytany, czy czytał koran, odpowiedział, że kilkakrotnie i stwierdził, że nie ma tam nic o miłości, jest natomiast kupa g... Dumny z antycznej historii swego kraju, wielokrotnie podkreślał wyższość kultury perskiej – sztuka, architektura, poezja nad arabską – nieokrzesani brutale z brodami. Nigdy nie spotkałem go nawet z jednodniowym zarostem. Spytany o falę imigrantów zalewających Europę odrzekł, że wszystkich, którzy zakrywają twarz i nie dają się wylegitymować, trzeba natychmiast odesłać lub zaaresztować. Nie lubi A. Merkel. Miałem okazję spotkać go kiedyś na dość oficjalnym bankiecie. Przywitał mnie z szelmowskim uśmiechem i powiedział mi na ucho, że udało mu się wnieść na salę koran i czy pomogę mu w czytaniu. Znając jego podejście do religii, stałem nieco zaskoczony. Wtedy on sięgnął pod stół i pokazał mi ukrytą tam butelkę whisky. Przypomniały mi się studenckie czasy z czytaniem „Pana Tadeusza” przy akompaniamencie „Chopina”. Pomyślałem wtedy, że niby Pers, a jednak swój chłop.

F.K. również pochodzi z Iranu tyle, że jest Kurdem. W Europie mieszka od ponad dwudziestu lat. Mówi płynnie w pięciu językach. Człowiek pogodny, ale dość skryty. Kiedyś na pchlim targu wyłuskałem dwie książki po arabsku z myślą o koleżance, która ma zacięcie artystyczne i m.in. ze starych książek potrafi wyrabiać przeróżne dekoracje. W stopce redakcyjnej dopatrzyłem angielski napis informujący, że jest to zbiór poezji irańskiej. Postanowiłem pokazać je mojemu znajomemu Kurdowi. Okazało się, że nie był to język arabski, lecz farsi. F.K. zaczął zachłannie przerzucać strony i spytał, gdzie to znalazłem. Był mi niesamowicie wdzięczny, gdy powiedziałem, że może je zatrzymać. Później od osób, które znają go dłużej niż ja, dowiedziałem się, że w Iranie był on szykanowany jako początkujący pisarz. Większość mojej ówczesnej wiedzy na temat Iranu pochodziła z „Szachinszacha” Kapuścińskiego. Wiedziałem, że reportaż był również wydany w języku farsi, więc postanowiłem go zdobyć (biblioteka w Oslo jest dobrze zaopatrzona, o czym już wspominałem w artykule pt. Na przekór malkontentom. Po przeczytaniu na okładce, o czym jest książka, oddał mi ją i powiedział, że on osobiście musiał żyć w takim świecie i czytanie o tym byłoby dla niego przykrym rozdrapywaniem zabliźnionych ran. Z przyczyn politycznych zarówno dla F.K. jak i B.F. droga do Iranu pozostaje zamknięta.

K.G. Również irański Kurd. Piastuje pozycję kierowniczą w instytucji publicznej. Człowiek bardzo pozytywny uważający, że whisky jest jednak lepsza od wódki. Poznałem jego syna, wychowanego w Europie. Dwudziestoparolatek z przedramionami pokrytymi barwnymi tatuażami – tribale, napisy czcionką gotycką, kostucha z kosą itp. Nie ma na nich natomiast nic nawiązującego do kultury islamu. Gdy osiągnął pełnoletność, zmienił imię z jakiegoś egzotycznego na europejskie – Daniel. Chłopak praktycznie nie zna języka dziadków – przestał się go uczyć w momencie, w którym poszedł do podstawówki. Spytany, czy jego rodzina wywodzi się z religii sunnickiej czy szyickiej, nie był mi w stanie odpowiedzieć. Całkiem dobrze znał się natomiast na pokemonach...

I.B. Dziewczyna pochodząca z Iraku. Nosi się po europejsku – krótkie spódnice, rozpuszczone włosy, manicure. Ma męża i dwójkę dzieci. Zaimponowali mi swoimi wakacjami – wsiedli w samochód i przez całą Europę, Turcję i Syrię po prostu pojechali do rodziny w Iraku, po czym wrócili tą samą drogą do domu. Pokazała mi na mapie ich trasę. Wskazała również miejsca, które w owym czasie były pod okupacją Daesh (Państwo Islamskie). Odległość między jej rodzinnymi stronami a terenami ISIS była mniej więcej taka jak między Łodzią a Warszawą. Z I.B. pracowałem w jednym dziale przez kilka tygodni. Kiedyś potrzebowała czegoś z pomieszczenia, do którego dostęp był ograniczony dla pracowników tymczasowych. Poszedłem do kantorka, żeby przynieść potrzebny jej formularz, myśląc, że nie będzie chciała wejść tam ze mną – islam, sam na sam z obcym mężczyzną, kamienowanie... Okazało się jednak, że byłem w błędzie. Spytałem ją później o tę sytuację. Powiedziała mi, że w jej pierwszej ojczyźnie mogłyby wyjść z tego jakieś nieporozumienia, ale na szczęście mieszkamy w Europie. Jej mąż podziela tę opinię.

B.S. Młoda Arabka z Maroka, pochodząca z zamożnej rodziny. Wychowana na zachodzie, dobrze wykształcona. Płynnie włada czterema językami. Zawsze uśmiechnięta. Należy do grupy Muslim Hipsters. Nosi hidżab, ale twierdzi, że robi to z własnej nieprzymuszonej woli – z szacunku do przodków. Podczas przedstawiania się nie miała problemu z podaniem mi dłoni. B.S. udziela się społecznie. Jej zdjęcie kilkakrotnie widniało w gazetach. Zawsze skora do rozmowy, zwłaszcza o Maroko. Twierdzi, że kraj jest piękny i zróżnicowany, ale raczej nie odnalazłaby się w nim na stałe. Jej dom jest w Skandynawii. Przedstawiła mi kiedyś swoją mamę – kobietę postawną, pewną siebie ubraną barwnie na orientalną modłę, w okularach przeciwsłonecznych, żującą gumę. Ona również nie miała nic przeciwko uściśnięciu dłoni obcemu mężczyźnie i wymianie kilku grzeczności. Gdyby jej chustę zamienić na kowbojski kapelusz, mogłaby z powodzeniem uchodzić za teksańską herod-babę a nie skromną Arabkę.

H.M. pochodzi z Somalii. Jest taksówkarzem, ale też imamem w jakimś lokalnym meczecie. Poznałem go na kursie rozwojowym. Ubrany w schludny, chodź nieco sfatygowany garnitur. Nosi niezbyt długą brodę i charakterystyczne okrągłe nakrycie głowy (kufi). Obserwowałem go z zainteresowaniem – w końcu nie codziennie poznaje się muzułmańskiego księdza. Zachowywał się normalnie. Nie wychylał się w żadną stronę. Nie wywyższał się ani nie poniżał innych. On również nie miał problemu z podaniem dłoni prowadzącej kurs kobiecie (imam!). Najbardziej rozbawiła mnie jedna scena z jego udziałem. Na kursie był Bośniak – też muzułmanin choć zlaicyzowany. W drodze na przerwę mijając imama, spytał go: „jak się masz habibi” (arab. kochanie). Oczekiwałem występu w rodzaju „Achmed the Dead Terrorist”. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Somalijczyk odpowiedział pokornie: „mam się dobrze, dziękuję”.

Takich osób spotkałem znacznie więcej. Mógłbym tę listę powiększyć kilkakrotnie. Jednak wydaje mi się, że tyle przykładów wystarczy, aby zrozumieć sens tego tekstu. Osoby, które opisałem są prawdziwymi uchodźcami lub ich potomkami. Doceniają to, co otrzymali od losu. Są inteligentni, wykształceni i skorzy do integracji (sylwetkę imama przytoczyłem tutaj trochę jako ciekawostkę, dlatego jego osoby nie biorę pod uwagę w tej konkluzji). A do tego boją się zalewu Europy przez mięśniaków z pontonów. Wiedzą, że w przypadku konfrontacji, jako odszczepieńcy pierwsi pójdą na odstrzał. Polityka imigracyjna Zachodu uderza nie tylko w rdzennych mieszkańców kontynentu, ale też w tych, którzy kiedyś otrzymali tutaj azyl.

 Snusmumriken
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.