Felietony

Nocny pociąg z kibicami

Anna GajStoimy na dworcu w Tczewie już chyba drugą godzinę, a o naszym pociągu nadal nie ma wieści. Rozważam czarną dziurę. Anka już parę razy odbyła uprzejmą rozmowę z kasjerką. Kiedy wreszcie z głośnika padają upragnione słowa, garstka wytrwale oczekujących osób rzuca się w kierunku peronu. Pociąg wjeżdża, jakby nic się nie stało, wsiadamy do przedziału, w którym siedzi już jakaś kobieta, chwilę żegnamy się przez okno z Piotrem i tatą, po czym ruszamy. Konduktor przychodzi niedługo potem i oznajmia, że w Gdyni zeszło im trochę czasu na doczepienie dwóch dodatkowych wagonów dla kibiców, którzy wsiądą w Toruniu. Pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, to jedno słowo na K. Poza tym dowiadujemy się, iż we Wrzeszczu wykoleił się pociąg towarowy z węglem. Ogólnie wesoło.

Jakiś czas potem, zaraz jak tylko pociąg ruszył z jakiejś kolejnej stacji, w korytarzu rozlega się wrzask: „Kuuu*waaa! Wsiadłem do złego pociągu! Zatrzymaj to!”. Pociąg staje kilkadziesiąt metrów za peronem.

Po jakimś czasie konduktor wraca i prosi, żebyśmy przeniosły się do wagonu 1. klasy, ponieważ tutaj wsiądą kibice – nie musimy nic dopłacać, wszystko jest w porządku. Zbieramy się i idziemy. Ładujemy się do przedziału zajętego przez dwóch facetów rozłożonych na siedzeniach. Chyba nie są zadowoleni. Jeden z nich mówi coś o niedoszłym samobójcy, który rzekomo rzucił się pod nasz pociąg. Anka stwierdza, że to był raczej ten facet, który wcześniej narobił takiego rabanu. Jestem zmęczona, zatem guzik mnie to wszystko obchodzi, siadam, naciągam na głowę kaptur i próbuję zasnąć.

Toruń. Słyszę głos kolesia siedzącego obok mnie „Ty, patrz!”. Spoglądam za okno i widzę czarny tłum ludzi, który sunie w naszym kierunku przybierając postać niszczycielskiej fali. Fala owa wznosi się i opada, gdy masa kibiców przebiega torami z jednego peronu na drugi. Towarzyszą temu uprzejme zwroty, które wszyscy znamy, np. „ku*wa, gdzie leziesz, chu*u” lub „ja pie*dole”. Dobijają do pociągu, którym wstrząsa, jakbyśmy naprawdę byli na morzu. I, podobnie jak woda, kibice wypełniają sobą każdą wolną przestrzeń wagonów. Do nas dosiada się dwóch. Ten obok mnie cuchnie przetrawioną wódą. Przychodzi mi do głowy, że wolałabym, żeby cuchnął świeżą, po czym znów próbuję zasnąć. Ci dwaj nowi, jak na złość, gadają. Co chwilę ktoś intrygująco śmierdzący zagląda nam do przedziału, z korytarza wlatuje dym papierosowy, zaczynam mieć mordercze myśli. Jedyne, co mnie pociesza, to wiadomość, że większość tej dzikiej bandy wysiada w stolicy. Niestety jest to radość przedwczesna, ponieważ jakieś 15 minut przed wjazdem do Warszawy pociąg staje. Z korytarza słychać krzyki, ktoś biegnie, ktoś inny dziko wrzeszczy, a do przedziału ładuje się nam dwóch gości, od których dowiadujemy się, że któryś z ich zdolnych kumpli pociągnął hamulec bezpieczeństwa, co zakończyło się gwałtowną wymianą pięści.

W Warszawie zostajemy w przedziale same. Myślę sobie „łóżko, łóżko, łóżko… łóżko” i tak dalej. Kładziemy się na siedzeniach. Anka raczej zasypia, ja udaję, że mi się to udaje i tak sobie jedziemy. Po jakimś czasie budzi nas pani konduktor, która:

a) nic nie wie o wykolejonym pociągu z węglem, a w związku z tym

b) usiłuje nam wmówić, że półtoragodzinne opóźnienie pociągu jest wynikiem działalności kibiców

c) twierdzi, że mamy na bilecie wydrukowaną złą trasę i że musi nam wypisać bilet zastępczy

Już widzę, jak Anka się gotuje. Pyta, ile pociąg musi się spóźnić, żeby dostać zwrot za bilet. Pani odpowiada, że w TLK nie ma zwrotów. Myślę „No tak…”. Anka się nie poddaje. Podnosi głos – że to nie jest jej wina, że kasjerzy zatrudnieni przez PKP są niekompetentni i za każdym razem drukują złe bilety. Pani konduktor: „Spokojnie”, że wszystko policzy i zobaczy, czy ilość kilometrów się zgadza. No dobra. Anka coś mruczy i rzuca te mordercze spojrzenia. Gdybym nie była tak zmęczona, na pewno też bym to robiła. Pani konduktor w końcu mięknie i odchodzi. Myślę, że trochę się wystraszyła tego Aninego wzroku…

Godzina czwarta rano. W momencie, kiedy po całonocnych niemalże wysiłkach poczęłam delikatnie osuwać się w krainę snu, do przedziału wbija się gwałtownie PAN konduktor. W dodatku włącza światło. Nie znoszę, gdy ktoś mi to robi, kiedy śpię. Jakby tego było mało, stwierdza, że nie mamy biletu na pierwszą klasę i że musimy się przenieść. Teraz to mnie coś trafia. Jestem zmęczona jak nigdy. Mam dosyć. Postanawiam, że nie wyjdę z tego przedziału, chociażby mnie próbowali wyciągać za nogi. Nie ma mowy. I mentalnie tupię nogą. Anka chyba też. Tłumaczy, że pozwolono nam tu siedzieć i wspomina o kibicach. Pan konduktor reaguje jakby mu nacisnąć jakiś dziwny przycisk aktywujący – ożywia się, zaczyna mówić o Janie Pawle II, o młodzieży, która mu klaskała, o dialogu. Potem mówi coś niezwykle zabawnego, a mianowicie – że mogłyśmy porozmawiać z kibicami, aby byli grzeczniejsi. Mózg mi staje. Mówię mu „Już widzę, jak taka dziewczyna jak ja mówi do tłumu kibiców, żeby się uspokoili, bo ona chce dotrzeć na czas do domu”. On na to, że dialog! Że Jan Paweł II i że klaskaliśmy wszyscy. Że jak trzeba, to nie ma komu, wszyscy zamknięci w przedziałach na druty, a tam z tyłu w wagonach butelki leżą i śmieci i wymiociny, że trzeba się zjednoczyć, a nie uciekać. Myślę sobie „No wariat”. A on dalej. Że tym razem już nam pozwoli tu zostać, ale musimy pamiętać o dialogu i papieżu i że on mógłby tu tak stać cały dzień i mówić o tym (ja: „no właśnie widzę”), ale to nie na tym polega. Jeszcze chwilę stoi w drzwiach głosząc jakieś uniwersalne prawdy, których nie pamiętam, ponieważ skupiłam się na jednej i od wielu godzin niezmiennej myśli w mej głowie: „łóżko!”. W końcu konduktor wychodzi.

Budzimy się przed samym wjazdem na krakowski dworzec. Wysiadamy. Jest pięknie i rześko. Jest 08:30. Jesteśmy spóźnieni półtorej godziny. W pewnym momencie Anka przystaje, patrzy na mnie i mówi: „No i powiedz mi – czy kibice to ludzie?”. Odpowiadam, że chyba tylko w pojedynkę. Potem każda z nas idzie w swoją stronę myśląc o czekających nas w tym dniu zajęciach. Zastanawiam się, czy uda mi się wreszcie zasnąć na lektoracie. Kilka godzin później okazuje się, że tak :p.

Anna Gaj
PodróżeKulturaMuzykaHistoriaFelietonyPaństwo, polityka, społeczeństwoPowieści i opowiadaniaKącik poezjiRecenzjeWielkie żarcieKomiks
PrzewodnikiAlbaniaNepalPolskaRumunia
Oceń zamieszczony obok artykuł.
Minister kazał, więc uprzejmie informujemy, że nasze strony wykorzystują pliki cookies (ciasteczka) i inne dziwne technologie m.in. w celach statystycznych. Jeśli Ci to przeszkadza, możesz je zablokować, zmieniając ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w artykule: Pliki cookies (ciasteczka) i podobne technologie.